» Blog » Moje sesje - polowanie na nazistę
07-11-2011 20:55

Moje sesje - polowanie na nazistę

W działach: rpg, sesja | Odsłony: 36

Moje sesje - polowanie na nazistę
W okolicy Wszystkich Świętych udało się w końcu szczęśliwie zebrać pół starej ekipy i ekipę nową i zagrać. I to aż dwa razy! A z czasem coraz ciężej niestety. Mam jednak zamiar opowiedzieć tylko o drugiej sesji. Dlaczego? Może zabrzmi to nieskromnie, ale była zwyczajnie ciekawa. I sami gracze tak mówili, także mówię to z czystym sumieniem.
Pomysł był Mateusza i opierał się o książkę, którą ostatnio czytał - „Wytropić Eichmanna”. Warto wyguglać, ba! nawet przeczytać. Eichmann był nazistowskim zbrodniarzem wojennym, jednym z tych, którzy ukryli się w Argentynie. Przypadkowo wytropiony po kilkunastu latach, a żeby go przechwycić wysłana została grupa izraelskich agentów.

Prowadziliśmy we dwóch, mieliśmy czterech graczy, którzy na samym początku musieli wybrać spośród siebie dowódcę. Sytuacja analogiczna – nazistowski zbrodniarz, agenci (acz niekoniecznie izraelscy), nielegalna akcja przechwycenia zbrodniarza. Rzecz dzieje się w trakcie mistrzostw świata w piłce nożnej. Gracze wiedzą tyle, że mają się na miejscu zorganizować, pojmać zbrodniarza i wywieźć z Argentyny podstawionym za dwa tygodnie samolotem. Dysponują jedynie gotówką, umiejętnościami, wyrytymi w pamięci zdjęciami zbrodniarza i mało efektywnym kanałem komunikacji ze swoimi mocodawcami (czytaj: karteczka pod umówionym śmietnikiem w parku, odpowiedź najwcześniej na drugi dzień).
Na samym początku gracze wylosowali swoje przykrywki spośród gotowych „fałszywych tożsamości” - imię i nazwisko, krótki opis w stylu „francuski dziennikarz”. Realia historyczne i kulturowe były dość rozluźnione, aby nikt się nie czuł poszkodowany przez słabą ich znajomość. Graliśmy na kaduFATE, a gracze uzupełniali swoje zawody i atrybuty w czasie gry. Niegłupio to wyszło, zaraz (w miarę potrzeb) się okazało, że dziennikarz jest fałszerzem, ktoś inny chemikiem, a ktoś byłym żołnierzem.

Nie chcę tutaj opisywać dokładnego przebiegu sesji, a tylko pokazać pomysły, które wykorzystaliśmy. Po pierwsze – mieliśmy od początku gotowy plan dnia całej rodziny zbrodniarza, łącznie ze wszystkimi odstępstwami od jego reguł (np. tego dnia ktoś jedzie z psem do weterynarza, tego spóźnia się z pracy, a tego idzie na mecz) i dużo innych szczegółów. Dzięki czemu my nie czuliśmy się chamsko, kiedy w dniu zaplanowanej akcji „coś wypadło”, a gracze nie czuli się oszukani. Od początku ostentacyjnie pokazywaliśmy, że wszystko mamy napisane i uzgodnione – co nie było do końca zgodne z prawdą, ale takie chcieliśmy sprawiać wrażenie. Do tego stopnia, że kiedy przy przygotowanej wcześniej mapce okolicy gracz spytał „A gdzie są linie energetyczne?” - narysowałem je bez sekundy zastanowienia, jak gdyby to od dawien dawna było to w naszym planie (ta, było...).
Poza tym ważna sprawa – gotowe „sytuacje-straszaki”. Spotkanie z miejscowymi kibicami, dwóch policjantów przysiadających się w barze, albo koleś robiący zdjęcia jednej z postaci, czy tez upierający się w hotelu „Ja skądś pana znam!”. Właśnie po to, żeby wprowadzić taki klimat podejrzliwości wobec każdego, sądzę że się udało. Poza tym nie przeszkadzaliśmy jakoś specjalnie, żadna z tych sytuacji nie miała większych konsekwencji.
Piętnowaliśmy jednak lekkomyślność - nieprzemyślany krok musiał mieć jakieś większe lub mniejsze efekty. I tu już nie tylko „sytuacje-straszaki”, ale też poważniejsze konsekwencje, które mogły zniweczyć cały plan. A z drugiej strony, kiedy gracz się przykładowo przyłożył do sfałszowania paszportu, uzyskania fałszywej licencji na broń... w sklepie dali mu ją właściwie bez zaglądania w dokumenty.

Co zrobiliśmy źle? Daliśmy za dużo czasu. Dwa tygodnie to za długo, byłoby w sam raz na dwie sesje. Pod koniec musieliśmy znacząco przyspieszyć, gubiąc tym samym mnóstwo z ciekawego finału, który był jedynie szczątkowy. Także jeżeli ktoś by próbował ten sam pomysł – radzę tydzień, albo dwie sesje.
Nie użyliśmy też pomysłu z flashbackami, który na pewnym etapie miał być obecny. Kiedy gracz wpisywałby sobie jakiś zawód albo atrybut – odgrywana byłaby krótka scenka z jego poprzednich akcji jako agenta, może z młodości, z czasów wojny. Rzecz warta rozważenia, choć akurat w naszym przypadku byłoby już za dużo suspensu w grze, bo graczy mieliśmy dość ostrożnych i planujących.

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.