» Recenzje » Mój własny diabeł - Mike Carey

Mój własny diabeł - Mike Carey


wersja do druku

Czyli horror noir fantasy

Redakcja: Joanna 'Ysabell' Filipczak

Mój własny diabeł - Mike Carey
Mike Carey – to nazwisko mówi bardzo wiele fanom komiksów. Każdy szanujący się wielbiciel historii obrazkowych na pewno przyzna, że jest to wielce zasłużona postać – wystarczy podać dwa wielkie tytuły w jego dorobku: Hellblazer (sfilmowany jako Constantine) oraz Lucyfer, którego od początku 2008 roku polscy czytelnicy mają przyjemność czytać w swoim języku. Można powiedzieć, że są to tytuły wybitne, a już na pewno ikoniczne, których – o ile ktoś mieni się znawcą komiksów – grzech nie znać.

Problem polega na tym, że nie zawsze osoba, która sprawdziła się jako wyśmienity scenarzysta, sprawdza się także jako pisarz. Działa to mniej więcej na tej samej zasadzie, na której nie każda ekranizacja książki jest jej dobrym filmowym odwzorowaniem.

Mike Carey wziął się za temat dobrze mu znany - można nawet pokusić się o stwierdzenie, że poszedł na łatwiznę. Bohaterem Mojego własnego diabła jest bowiem nie kto inny, jak egzorcysta, zamieszkujący jednakowoż świat bardzo odmienny od tego, który swoim domem nazywa John Constantine. Felix Castor, bo tak brzmi imię głównego bohatera, żyje we współczesnym Londynie, który jednak – podobnie jak cały świat (a przynajmniej na to wygląda) – padł na początku XXI wieku ofiarą pewnej nie do końca wytłumaczalnej plagi. Plagi umarłych.

I nie. Nie chodzi o to, że na ulicę wyszły pożerające ludzi zombie... choć i takie się pojawiają. Umarli na kartach Mojego własnego diabła to najczęściej duchy, które stały się widoczne dla niemal wszystkich śmiertelników, co – jak łatwo się domyśleć – wpędziło tych ostatnich w ciężką konsternację, a także dało nowe perspektywy zarobkowe ludziom takim jak Castor. Główny bohater potrafi bowiem wczuć się w swoisty "rytm" ducha i – za pomocą odpowiednio dobranego fletu – nakazać mu opuszczenie raz na zawsze nawiedzanego miejsca.

Podobne umiejętności nie są jednak nigdy czymś, czego używa się z łatwością. Kiedy spotykamy Castora, znajduje się on w środku osobistego kryzysu, związanego – ogólnie rzecz biorąc – z przyjacielem permanentnie opętanym przez demona. Dodajmy, że to Felix sprawił niechcący, że ów stan z "tymczasowego" zmienił się w "stały". Z tego powodu egzorcysta wzbrania się przed przyjęciem jakiegokolwiek nowego zlecenia i dopiero groźba utraty dachu nad głową powoduje, że bierze się za prostą (jak to zwykle bywa – tylko z pozoru) sprawę. Ta niewielka decyzja wkrótce poskutkuje spotkaniem z kilkoma nieprzyjemnymi ludźmi, paroma ranami od pazurów kuszącego sukkuba, a także szybkim seksem na strychu pewnego archiwum.

Tak jak mówi reklama prasowa pozycji, Mój własny diabeł to połączenie iście chandlerowskiego kryminału noir, krwawego horroru i mrocznego fantasy. Z kryminału do książki przeniknął swoisty klimat, niemal wyczuwalne szare tło dekadenckiego Londynu, piękne kobiety, prochowiec i kilka innych detali. Horror dodał do tego parę niezłych momentów, w których mamy do czynienia z duchami, natomiast fantastyka to cała reszta – od świata, aż po zachowanie niektórych antagonistów Felixa Castora, na czele z przytoczonym już sukkubem. Jeśli o mnie chodzi, taka mieszanka całkiem nieźle się sprawdziła, choć mniej odpornych czytelników może zniechęcić nieco nudnawy początek książki.

Niewątpliwą zaletą pozycji jest język powieści – to właśnie jeden ze wspomnianych detali, który przeniknął do książki z klasycznego czarnego kryminału. Główny bohater nie stroni od przekleństw, wysławia się zwięźle i fachowo. Jego myśli to natomiast zupełnie inna bajka – składają się zawsze z barwnych porównań, długich monologów i ciętych ripost, które jednak niemal nigdy nie mają okazji awansować do grona wypowiedzianych na głos.

Co do samej fabuły, to – w porównaniu do niezbyt oryginalnej koncepcji samego świata – wypada ona całkiem przystępnie. Akcja należy raczej do tych mniej przewidywalnych, a poszczególne wątki splatają się ze sobą bardzo zgrabnie i bez większych zgrzytów. Dużą rolę w pozytywnym odbiorze całości pełnią również bohaterowie drugoplanowi, obdarzeni odpowiednim tłem i głębią, dzięki którym zyskują w wyobraźni czytelnika pełen zestaw ludzkich cech, a nie wyłącznie dwuwymiarowy zarys z przyporządkowanym przymiotnikiem (w stylu "ten głupi z pryszczem na nosie").

Wady? A jakże. Główną z nich – prócz zdarzających się momentów, w których Castor nie zauważa rzeczy oczywistych – jest niestety epilog, który woła o pomstę do nieba swoją naiwnością. Dość powiedzieć, że następuje w nim pewna zmiana stron, której uzasadnienia nie jestem w stanie dopatrzeć się do tej pory.

Niemniej, Mój własny diabeł to udany debiut człowieka, który ma na swoim koncie masę świetnych scenariuszy komiksowych, co już mówi samo za siebie. Jest to przy tym książka oryginalna, łącząca ciekawe konwencje w sposób, który powinien spodobać się fanom każdej z nich. Nie wiem, jak będzie dalej, ale pierwsza powieść przybranego ojca Lucyfera zostaje u mnie na półce i czeka na dalsze tomy – w Wielkiej Brytanii niedługo wychodzi czwarty.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.5
Ocena recenzenta
8.02
Ocena użytkowników
Średnia z 23 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Mój własny diabeł (The Devil You Know)
Cykl: Felix Castor
Tom: 1
Autor: Mike Carey
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Autor okładki: Jarek Krawczyk
Wydawca: Wydawnictwo MAG
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 18 kwietnia 2008
Liczba stron: 400
Oprawa: miękka
Format: 125 × 195 mm
ISBN-13: 978-83-7480-081-5
Cena: 29,99 zł



Czytaj również

Mój własny diabeł - Mike Carey
Diabli nadali...
- recenzja
Lucyfer – Wyd. zbiorcze #1
Lucyfer powraca!
- recenzja
Lucyfer #9 Przełom
Koniec naszego świata
- recenzja
Krew nie woda - Mike Carey
Duża dawka egzorcyzmów w doborowym towarzystwie
- recenzja

Komentarze


bukins
   
Ocena:
0
Hellblazer (sfilmowany jako Constantine) oraz Lucyfer, którego od początku 2008 roku polscy czytelnicy mają przyjemność czytać w swoim języku. Można powiedzieć, że są to tytuły wybitne

E tam, od razu wybitne? Popularne może i są, ale wybitnymi bym ich nie nazwał.
17-04-2008 14:32
~Asmodeusz

Użytkownik niezarejestrowany
    Dobra?
Ocena:
0
19-04-2008 21:28

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.