» Blog » Mój Pan Torba Ryżu
12-06-2019 00:45

Mój Pan Torba Ryżu

W działach: książki, tłumaczenia, Baśnie japońskie | Odsłony: 295

Dawno, dawno temu, w Japonii żył sobie odważny wojownik znany wszystkim jako Tawara Toda, czyli „Mój Pan Torba Ryżu”. Jego prawdziwe imię brzmiało Fujiware Hidesato, a historia tego, jak zmienił swoje imię, jest bardzo ciekawa.

Pewnego dnia wyruszył w podróż w poszukiwaniu przygód, gdyż miał naturę wojownika i nie mógł znieść bezczynności. Przypasał oba miecze, chwycił w dłoń olbrzymi łuk, znacznie większy niż on sam, i zawiesił kołczan na plecach. Tak właśnie zaczęła się jego wędrówka. Nie podróżował długo, gdy dotarł do mostu Seta-no-Karashi rozciągniętego nad jednym z krańców pięknego jeziora Biwa. Gdy tylko postawił stopę na moście, zobaczył wielkiego, leżącego smoka-węża na swojej drodze. Jego ciało było tak ogromne, że wyglądał jak pień wielkiego drzewa i zajmował całą szerokość mostu. Jeden z jego pazurów leżał po jednej stronie mostu, a jego ogon po drugiej. Potwór wydawał się spać, a gdy oddychał, ogień i dym wydobywały się z jego nozdrzy.

Na początku Hidesato czuł się bardzo zaniepokojony widokiem okropnego jaszczura leżącego na jego drodze, gdyż musiał albo zawrócić, albo przejść nad jego cielskiem. Jednakże, był on odważnym człowiekiem i odrzucając swój strach ruszył do przodu niewzruszony. Chrząst chrząst! Postawił stopę na smoczym cielskiem i bez choćby jednego spojrzenia za siebie ruszył dalej w wędrówkę.

Przeszedł tylko kilka kroków, gdy usłyszał kogoś wołającego go zza pleców. Gdy się odwrócił, ku jego zaskoczeniu ujrzał, iż potworny smok zniknął, a w jego miejscu stał dziwnie wyglądający mężczyzna, który kłaniał się mu ceremonialnie. Jego czerwone włosy spływały po jego ramionach i nosił koronę w kształcie głowy smoka, a jego ubiór w kolorze morskiej zieleni był ozdobiony wzorem w muszle. Hidesato od razu dostrzegł, iż nie był to zwykły śmiertelnik i zastanawiał się nad tym tajemniczym spotkaniem. Gdzie smok poszedł w ciągu tak krótkiej chwili? A może zamienił się w tego mężczyznę? Co to wszystko znaczyło? Gdy te myśli przebiegały mu przez głowę, podszedł do mężczyzny na moście i zwrócił się do niego:

- Czy to ty właśnie mnie wołałeś?

- Tak, to ja – odpowiedział mężczyzna – Mam do Ciebie wielką prośbę. Czy myślisz, że możesz ją spełnić?

- Jeśli jest to w mej mocy, zrobię to – powiedział Hidesato – ale najpierw powiedz mi kim jesteś.

- Jestem Smoczym Królem tego jeziora, a mój dom znajduje się w jego wodach, dokładnie pod tym mostem.

- A o co chcesz mnie poprosić?- spytał Hidesato.

- Chcę, byś zabił mojego śmiertelnego wroga, stonogę, która żyje za tą górą – Smoczy Król wskazał na wysoki szczyt po drugiej stornie jeziora.

- Żyłem przez wiele lat w tym jeziorze i mam wiele dzieci i wnucząt. Od pewnego już czasu żyjemy w strachu, gdyż potworna stonoga odkryła nasz dom i noc za nocą przychodzi, by odebrać jednego członka mojej rodziny. Nie jestem w stanie sam ich ocalić. Jeśli dalej tak pójdzie, nie tylko stracę wszystkie me dzieci, ale i sam padnę jej ofiarą. Tak więc wielkie nieszczęście na mnie spadło i zdecydowałem się poprosić o pomoc człowieka. Od wielu dni z tą właśnie intencją czekałem na tym moście pod postacią potwornego smoka-węża, którą właśnie widziałeś, w nadziei, że jakiś silny i dzielny człowiek się pojawi. Lecz wszyscy, którzy przechodzili, uciekali przerażeni gdy tylko mnie dostrzegli. Jesteś pierwszym, który spojrzał na mnie bez strachu, wiem więc, że jesteś człowiekiem wielkiej odwagi. Błagam Cię, byś się nade mną ulitował. Czy pomożesz mi i zabijesz mego wroga, potworną stonogę?

Hidesato bardzo się zasmucił, słysząc historię Smoczego Króla i ochoczo poprzysiągł zrobić co w jego mocy, by mu pomóc. Wojownik zapytał, gdzie żyła stonoga, tak, by mógł zaatakować kreaturę. Smoczy Król odparł, że jej dom znajduje się na górze Mikami, lecz skoro przychodziła każdej nocy o określonej porze do pałacu w jeziorze, lepiej byłoby po prostu na nią zaczekać. Tak więc Hidesato udał się pod most, do pałacu Smoczego Króla. Ku jego zdziwieniu gdy podążał za swym gospodarzem w dół, ku wodom jeziora, rozstąpiły się one i nie zmoczył nawet swych ubrań, gdy zszedł w głębiny. Nigdy Hidesato nie widział niczego tak pięknego jak ten pałac na dnie jeziora, zbudowany z białego marmury. Często słyszał o pałacu Króla Mórz, na samym dnie morza, gdzie wszyscy słudzy i dworzanie byli słonowodnymi rybami, lecz nigdy nie słyszał o tym wspaniałym pałacu na dnie jeziora Biwa. Delikatne złote rybki, czerwone karpie i srebrne pstrągi – wszystkie te ryby czekały na Smoczego Króla i jego gościa.

Hidesato był zachwycony ucztą, na którą go zaproszono. Naczynia były kryształowymi liśćmi i kwiatami lotosu, a pałeczki były zrobione z najcenniejszej kości słoniowej. Gdy tylko zasiedli do stołu z Królem, rozsuwane drzwi otworzyły się i dziesięć rozkosznych tancerzy-złotych rybek przyszło, a z nimi dziesięć muzyków-czerwonych karpii z koto i samisenami. Godziny płynęły szybko przy napitku i jedzeniu, i do północy przepiękna muzyka i tańce zaciemniły myśli o stonodze. Smoczy Król miał właśnie polać wojownikowi nowy kufel wina, gdy nagle pałac się zatrząsł, tup tup! zupełnie jakby potężna armia rozpoczęła marsz nieopodal.

Hidesato i jego gospodarz wstali od stołu w tym samym momencie i ruszyli pędem do balkonu i wojownik dostrzegł dwie kule ognia na górze, zbliżające się w jego stronę. Smoczy Król stał obok niego, drżąc ze strachu.

- Stonoga! Stonoga! Te dwie kule ognia to jej oczy. I zbliża się po swą zdobycz! Teraz, zabij ją, szybko!

Hidesato spojrzał gdzie jego gospodarz wskazał i ujrzał w nikłym świetle gwiazd, iż za dwiema kulami ognia znajdowało się długie ciało gigantycznej stonogi zstępującej z góry, a światło jej setki stóp lśniło niczym odległe latarnie, zbliżając się powoli do skraju jeziora.

Hidesato nie pokazał choćby śladu strachu. Spróbował uspokoić Smoczego Króla.

- Nie bój się. Z pewnością zabiję stonogę. Po prostu przynieś mi mój łuk i strzały.

Smoczy Król zrobił, jak został poproszony, a wojownik dostrzegł, iż ma tylko trzy strzały w kołczanie. Wziął łuk, shwycił strzałę, nałożył ją na cięciwę i napiął ją, a następnie ostrożnie wycelował i wystrzelił.

Strzała trafiła stonogę prosto w środek głowy, lecz zamiast ją spenetrować, odbiła się od niej i spadła na ziemię.

Hidesato, niewzruszony, wziął kolejną strzałę, nałożył na cięciwę i wystrzelił. Po raz kolejny trafił – strzała uderzyła stonogę w głowę, po raz kolejny odbiła się od niej i upadła. Potwór był odporny na ciosy! Gdy Smoczy Król zdał sobie sprawę z tego, iż nawet jego potężny wojownik nie mógł nic wskórać, stracił panowanie nad sobą i zaczął drżeć ze strachu.

Hidesato dostrzegł, że ma tylko jedną strzałę w swym kołczanie i gdyby i ona się odbiła od bestii, nie miałby jak jej zabić. Spojrzał na potwora ponad wodami jeziora. Stonoga otoczyła swym cielskiem górę siedmiokrotnie i wkrótce dotarłaby do jeziora. Kule ognia będące jej oczami jaśniały bliżej i bliżej, a światło jej stu nóg zaczęło odbijać się w spokojnych wodach.

Nagle, wojownik przypomniał sobie, iż słyszał, że ludzka ślina jest śmiertelna dla stonóg. Lecz to nie była typowa stonoga. Była tak potworna, iż sama myśl o niej wystarczała, by człowieka ogarnął terror. Hidesato postanowił spróbować swej ostatniej szansy. Chwycił swą ostatnią strzałę i umieścił ją w swoich ustach, po czym nałożył ją na cięciwę i po raz ostatni wystrzelił.

Tym razem strzała ponownie trafiła w środek głowy stonogi, lecz zamiast odbić się nieszkodliwie jak przedtem, trafiła ją prosto w jej mózg. Następnie, kompulsywne drgawki ogarnęły jej wężowate ciało, które wkrótce przestało się ruszać, a ogniste światło jej oczu i stu nóg ściemniło się niczym zachód słońca w burzowy dzień, a potem całkowicie zgasło. Ciemność ogarnęła niebiosa, błyskawica błysnęła a grzmot zabrzmiał, wiatr zawiał gniewnie – zdawało się, że świat miał się zaraz skończyć. Smoczy Król, jego dzieci i jego słudzy, wszyscy skulili się w różnych częściach pałacu, przerażeni na śmierć, gdyż budynek drżał w posadach. W końcu, straszna noc się zakończyła. Nastał dzień, jasny i piękny. Stonoga przepadła.

Hidesato zawołał Smoczego Króla, by ten wyszedł z nim na balkon, gdyż stonoga była martwa i nie miał się już czego bać.

Następnie wszyscy mieszkańcy pałacu wyszli z niego w wielkiej radości, a Hidesato wskazał na jezioro. Leżało w nim cielsko martwej stonogi, pływając na powierzchni wody, która była czerwona od jej krwi.

Wdzięczność Smoczego Króla nie miała granic. Cała jego rodzina przybyła i ukłoniła się przed wojownikiem, nazywając go swym obrońcą i najdzielniejszym wojownikiem w całej Japonii.

Przygotowano następną ucztę, nawet bardziej wytworną niż pierwsza. Wszelkie rodzaje ryb, przygotowane na wszelkie możliwe sposoby, surowe, gotowane, pieczone i jako gulasz, podawane na koralowych tacach i kryształowych naczyniach, zostały wyłożone przed Hidesatim, a wino było najlepszym, jakie kiedykolwiek kosztował. Jakby dla podkreślenia sytuacji, słońce świeciło pięknie, jezioro skrzyło się niczym płynny diament, a pałac był tysiąckrotnie piękniejszy za dnia niż w nocy.

Jego gospodarz próbował przekonać wojownika, by został na parę dni, ale Hidesato chciał udać się do swojego domu, mówiąc, że skończył po co przybył i musi wrócić. Smoczy Król i jego rodzina byli bardzo smutni, iż musieli się z nim rozstać tak szybko, prosili więc, by przyjął parę małych prezentów – jak je określili – jako dowód ich wdzięczności od wybawienia ich na zawsze od potwornej stonogi.

Gdy wojownik stał w przedsionku, wychodząc, stado ryb nagle zmieniło się w świtę ludzi, wszyscy oni nosili szaty ceremonialne i smocze korony na swych głowach, by pokazać, iż byli sługami wielkiego Smoczego Króla. A oto prezenty, które nosili:

Po pierwsze, duży brązowy dzwon.

Po drugie, torba ryżu.

Po trzecie, zwój jedwabiu.

Po czwarte, garnek do gotowania.

Po piąte, dzwonek.

Hidesato nie chciał przyjąć wszystkich tych prezentów, lecz nie mógł odmówić, gdyż Smoczemu Królowi bardzo zależało.

Smoczy Król we własnej osobie odprowadził wojownika do mostu, a następnie pożegnał się z nim z wieloma ukłonami i życzeniami pomyślności. Jego świta odprowadziła Hidesatiego do jego domu z prezentami.

Słudzy wojownika byli bardzo zaniepokojeni, gdyż ich pan nie wrócił do domu poprzedniej nocy, lecz doszli do wniosku, że musiał zostać spowolniony przez potężną burzę i gdzieś się schronił. Gdy słudzy oczekujący jego powrotu go wypatrzyli, powiedzieli reszcie, że nadchodzi i wszyscy wyszli, by go przywitać. Zastanawiali się, co świta mężczyzn, niosących prezenty i sztandary mogła robić z ich panem.

Gdy słudzy Smoczego Króla położyli jego prezenty na ziemi, zniknęli, a Hidesato opowiedział swoim ludziom wszystko, co się wydarzyło.

Prezenty, które otrzymało od wdzięcznego Smoczego Króla były magiczne. Tylko dzwon był najzwyklejszym dzwonem i gdyż Hidesato nie znalazł dla niego żadnego zastosowania, ofiarował go pobliskiej świątyni, gdzie go powieszono, by ogłaszał swym biciem porę dnia w sąsiedztwie.

Torba ryżu służyła jednak swemu właścicielowi dzień za dniem, nigdy nie będąc pustą, karmiąc wojownika i jego rodzinę.

Zwój jedwabiu, także, nigdy się nie kończył, pomimo tego, że raz za razem wycinano z niego materiał dla wojownika, by uszyć z niego nowe ubrania.

Garnek do gotowania także był wspaniały. Niezależnie od tego, co się do niego włożyło, jedzenie zawsze było przepyszne i bez przypalania – naprawdę ekonomiczny przyrząd.

Opowieści o Hidesatim okrążyły całą Japonię, a gdyż nie miał potrzeby, by wydawać pieniądze na ryż, jedwab lub kucharzy, stał się bardzo bogatym i szczęśliwym człowiekiem, od tamtej pory znanym jako Mój Pan Torba Ryżu.

2
Notka polecana przez: dzemeuksis, Exar
Poleć innym tę notkę

Komentarze


AdamWaskiewicz
   
Ocena:
+1

"Przypasał więc swe dwa miecze, wziął swój wielki łuk - znacznie większy od niego samego - w swe dłonie i zawiesił swój kołczan na swych plecach i rozpoczął swą podróż." łojezu. Zapomniałeś tylko dodać, że przypasał swoje miecze do swojego pasa.

12-06-2019 18:01
Kaworu92
   
Ocena:
0

Hm? W sensie, że za dużo słów "swój/swego" itp? :P xD W sumie racja, dopiero teraz widzę, ale muszę jeszcze sprawdzić jak to pisało w oryginale.

12-06-2019 21:02
Kaworu92
   
Ocena:
0

Dobra, przetłumaczyłem wiernie, fragment z oryginału:

"So he buckled on his two swords, took his huge bow, much taller than himself, in his hand, and slinging his quiver on his back started out."

Myślisz, że jednak to jakoś ulepszyć, czy zostawić jak jest?

12-06-2019 21:05
ivilboy
   
Ocena:
+1

"Przypasał oba miecze, chwycił w dłoń olbrzymi łuk, znacznie większy niż on sam, i zawiesił kołczan na plecach. Tak właśnie zaczęła się wędrówka."

Nie masz kompletnie wyczucia języka polskiego i tworzysz zdania potworki. Tłumaczenie dosłowne nie jest dobrym tłumaczeniem.

14-06-2019 20:52
Kaworu92
   
Ocena:
0

1. Dzięki za tłumaczenie, już edytuję.

2. Mam wrażenie, że nie pierwszy raz jesteś względem mnie jakiś... "takiś" i w sumie często czuję się niekomfortowo czytając różne rzeczy, które piszesz - zarówno treść jak i jej wydźwięk. Nie wiem czy tak jest obiektywnie, czy może moje choroby psychiczne dają mi jakieś dziwne perspektywy, ale podjąłem decyzję o zbanowaniu Ciebie na swoim blogu. W razie czego zawsze możesz mi wysłać PW.

Peace :)

19-06-2019 13:25

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.