Język młodzieżowy jest ekspansywny, dlatego przenosi się do innych środowisk. Sam do swojego syna na zasadzie zgrywy powiem "do zo", czy "nara".
Jan Miodek
W czasach obecnej globalizacji, mieszania się kultur oraz powszechnego dostępu do Internetu już nikogo nie dziwi przenikanie się języków, które powoduje powstawanie slangów. Prawie każda grupa społeczna ma swój żargon, zatem nie ma w tym nic dziwnego, że pojawia się on również wśród planszówkowiczów. W większości przypadków są to słowa angielskie, które gracze starają się odmienić na polski sposób, np. discardować. W tym tekście chciałbym przedstawić, jak wygląda żargon boardgamerów (czyli dosłownie po polsku planszówkowiczów), co mnie w nim drażni i po co w ogóle używać żargonu.
Jakiś czas temu uczyłem się grać w Dominiona. Zasady na imprezie planszówkowej tłumaczył pewien znajomy. Mówił czystym polskim językiem, nie używając żadnego angielskiego słowa. Niestety, ledwo zaczęliśmy grać i już musieliśmy kończyć. Okazało się, że gra nie jest dostarczona przez organizatorów imprezy, tylko jakiś uczestnik wziął ją, aby pograć ze znajomymi. Miesiąc później trafiła się okazja, by znów zagrać w tę grę. Rozgrywka odbywała się w cztery osoby, nie pamiętałem zasad, a poza mną była jeszcze jedna osoba nieznająca ich. Wyjaśnianie reguł zaczęło się od słów, że "Dominion to jedna z wielu gier typu deckbuilding". Już wiedziałem, że będzie wesoło, a dalsze używanie naleciałości z języka angielskiego było tylko bardziej wzmożone. Zdanie "odkładasz na discard" było najbardziej mylące. Jest w tej grze taka karta jak Faktoria, która po odrzuceniu dwóch kart pozwala na wzięcie srebrnika. Osoba, która również grała wraz ze mną jako nowa odrzuciła karty na Śmietnisko. Tłumaczący zasady na to: "Nie, nie dajesz na trasha, tylko discard". Zauważyłem, że opisy kart w Dominionie mówią "odrzucasz", jeżeli chodzi o tak zwanego discarda i "usuwasz na śmietnisko", jeżeli chodzi o "trasha". Grało mi się naprawdę bardzo ciężko, skoro co chwilę padały angielskie określenia, a opis kart był wyraźnie po polsku. Znam angielski, ale jakoś używanie jego mnie niesamowicie drażniło.
Czym się różnił pierwszy sposób tłumaczenia zasad gry od drugiego? Niby ta sama gra, niby te same zasady, niby ta sama mechanika. Według mnie znaczenie miało podejście do gracza, ponieważ używanie slangu przy osobach nieznających go, podczas gdy gra jest całkowicie i dobrze spolszczona, nie miało większego sensu. Przyczyna jednak jest prosta do wytłumaczenia. Osoby grające w kolekcjonerskie karcianki (np. Magic: The Gathering) niemalże nie używają polskich słów. Wynika to przede wszystkim z faktu, że zaczynały grać w te gry po angielsku, zatem instrukcja i opisy na kartach obfitowały w decki, discardy, graveyardy, eventy czy inne tapy. Tam takie pojęcia są bardzo utarte, więc można zrozumieć, że taki żargon pojawia się u graczy lubujących się w karciankach.
Ale nie tylko wśród miłośników gier karcianych występuje slang. Podsłuchując grających Carcassonne często będziemy słyszeć, że kładą "tajla" (angielskie tile, czyli płytka, kafelek), a grając w Agricolę dowiemy się, że to gra typu worker placement. Podczas gry Race for the Galaxy często będziemy "setlować" lub "dewelopować". Jednak największym "hardkorem" (celowo i ironicznie użyłem tegoż słowa) jakim usłyszałem to "rolować dajsa" (od roll dice – rzucać kością). Przygotowując się do partii Kupców i Korsarzy stwierdzimy, że ta gra ma długi setup, zaś na zawartość pudełka utarło się stwierdzenie unbox.
Nie mam nic przeciwko używaniu slangu. Jak rzekłem, nie dziwi mnie przy obecnym przenikaniu się języków przejmowanie słownictwa lub tworzenie kalek językowych. Jednak zbyt mocne "żargonowanie" jest przesadą. Używanie takich a nie innych słów w danym środowisku ma sens tylko wtedy, gdy wszyscy je rozumieją. Nie dziwi mnie slang wśród graczy gier kolekcjonerskich, gdzie używanie jego jest już utarte i przyśpiesza komunikację. Nie dziwi mnie, że ktoś używa odruchowo żargonu, do którego jest przyzwyczajony. Nie dziwi mnie nawet zangielszczenie języka polskiego. Język jest cały czas dynamiczny i podlega wszelakim zmianom. Jednak żargonowe słownictwo należy według mnie używać rozważnie, by nie zmieniło się w bełkot.