Mistrz Gry - Leń
W działach: RPG | Odsłony: 50TL;DR
Płaczę nad tym, że MG, z którymi miałem do czynienia są leniwi. Podręcznik ich parzy, a ogarnięcie terminologii angielskiej jest ponad ich siły.
Ostatnimi czasy mam do czynienia z niezrozumiałym dla mnie zjawiskiem i o tym będzie ta notka.
Otóż spotyka się grupka ludzi z intencją zagrania w RPG. Pierwszą rzeczą, którą na ogół należy zrobić jest wybranie systemu - zakładając, że MG już się wyklarował (z własnej woli, a nie poprzez aklamację). Rozpoczyna się dyskusja na temat różnych settingów i mechanik aż w końcu grupa (cała, łącznie z MG) jednogłośnie stwierdza "Tak! W to zagrajmy!". Gracze chcą w to zagrać - dla przykładu uznajmy, że to Warhammer (a co!) - a MG chce to poprowadzić. MG wprawdzie jeszcze nigdy nie prowadził Warhammera i słabo go zna (wiem, nie można słabo znać lub - o zgrozo - w ogóle nie znać Warhammera, ale załóżmy, że ten przykładowy MG urwał się z księżyca :P), ale mimo wszystko mówi głosem pełnym podniecenia "Spoko! Warhammer, to zajebisty pomysł! Poprowadzę! Mam już kilka pomysłów!"
Minęły, powiedzmy, dwa tygodnie, nadszedł dzień sesji. Co się okazuje? MG jest w ciemnej dupie. Ze światem gry. Z mechaniką. Ale nadal pełen, zwarty i gotowy, z uniesionym czołem i zawadiackim uśmiechem. Świadom jestem, że granie by-the-book nie jest jedyną słuszną formą grania i nie zamierzam do takiej przekonywać. Twórcy danej gry - w tym wypadku Warhammera - nie przewidzieli wszystkiego, popełnili jakieś błędy, w naszym przekonaniu, zarówno w kwestii mechaniki, jak i spójności świata, i MG jest od tego, żeby pewne rzeczy pozmieniać, jeśli najzwyczajniej w świecie nie działają. Tylko że, skoro umawiamy się na Warhammera, to nastawiam się na to, że będziemy grać w Warhammera, a nie produkt Warhammero-podobny. Skoro MG zgodził się na prowadzenie tego Warhammera, to zakładam, że poduczy się mechaniki i poczyta o świecie. Tym czasem MG-leń stwierdza, że mu się nie chce. Bo po co zaglądać do podręcznika? Po co się wysilać? Po co w ogóle wymyślać przygodę, jak można zrobić całkowitą improwizację, nie mając wystarczającego skilla na to i cały system pozmieniać dla samej idei zmiany? Oczywiście zakładam sytuację, w której MG nie jest korposzczurem i nie ma rodziny na utrzymaniu, innymi słowy - ma czas, żeby z podręcznikiem się zapoznać mniej lub bardziej.
Kolejną rzeczą są anglicyzmy. Załóżmy na moment, że nasz Warhammer jest po angielsku (w tym wypadku uznajmy, że gramy w tą obrzydliwą abominację, jaką jest Warhammer 3ed.). Nie lubię anglicyzmów. Owszem, na codzień czasem użyję, ale permanentne ich stosowanie na sesji RPG wpienia mnie niesamowicie. Żeby zobrazować sytuację, posłużę się wymyślonym przykładem:
"Dobra. Twój tech-priest ma niski poziom weapon skill, a poza tym masz niekorzystne warunki z uwagi na partial darkness, więc rzucasz na poziomie difficulty zamiast standard i jeśli wyjdzie ci fumble, to twoja postać otrzyma dwa poziomy fatigue."
Przykład totalnie z dupy (taki mix WH40k z RQ). Niemniej nie chodziło mi o poprawność przykładu, a o te przeklęte anglicyzmy. Bolą oczy? Mnie bolą. Uszy też mnie bolą, jak takie coś słyszę, a w kieszeni otwiera się nóż. Nie każdy jest asem z angielskiego i nie każdy może ad hoc zarzucić jakimś fajnym tłumaczeniem (i jeszcze się go trzymać), ale skoro, drogi Mistrzu, decydujesz się prowadzić anglojęzyczną grę, to kurka blaszka, siądź sobie przed sesją ze słownikiem i zrób jakiś glosariusz. Jak sobie nie radzisz, to pogadaj z graczami, niech pomogą (w końcu gracz też może pomóc, a nie tylko dłubać w zębach). Niestety jednak to przerasta możliwości wielu.
Marudzę, jak stara baba. Jestem w pełni tego świadom. Nazbierało mi się tego i czuję, że czas jest odpowiedni, żeby się pożalić. Czemu? Bo mogę. Bo mi się nudzi. Bo jestem ciekaw. Bo drażni mnie to, że często gęsto to mi, przeciętnemu graczowi, zależy bardziej na fajnym, konkretnym i porządnym graniu, niż Mistrzom Gry.
I nie, to nie jest tak, że "jak ci się nie podoba, to sam poprowadź". Takim bzdurnym argumentem rzucić najłatwiej. Mi nie chodzi o czepialstwo. Nie wymagam zbyt wiele. Jedyne na czym mi w tej kwestii zależy, to na jakości sesji, a nie na ilości. Ja jako gracz się staram - raz lepiej, raz gorzej. Mistrz Gry też by mógł od czasu do czasu.
P.S. Wygląda to tak, jakbym tylko takich MG miał, ale to bzdura. Znałem kilku, którzy słusznie zasiadali na stołku - czy też tronie - Mistrza Gry. Tu ukłony choćby dla postapokaliptyka, który prowadził mi bardzo krótko, ale miło wspominam naszą sesję.