Miłość i potwory
W działach: film | Odsłony: 139
Miłość i potwory to przygodowy film z wątkami fantasy, którego fabuła opiera się na motywie „od zera do bohatera”. Historia dzieje się w świecie, gdzie ludzkość została zepchnięta do podziemi, a na powierzchni górują zmutowane stworzenia. Postapokaliptyczny świat jest surowy i niebezpieczny, wywraca życie ocalałych do góry nogami. By przeżyć, musisz się zaadaptować. Mimo wstrząsających zajść oraz nowych zasad życia, jedna osoba zatrzymała się emocjonalnie w okresie sprzed apokalipsy. Jest nią 24 letni Joel Dawson, główny bohater filmu, który przedstawiony jest jako postać w ogóle nieprzystosowana do nowych realiów. Joel ciągle wspomina nastoletnie lata, gdy wolny czas spędzał ze swoją dziewczyną. Choć było to 7 lat temu, wciąż o niej myśli, co doprowadza do powstania w jego głowie zwariowanego i ryzykownego pomysłu.
Swoje przemyślenia chciałbym zacząć od głównego bohatera. Joel to nieporadna, niedojrzała emocjonalnie osoba. W swojej kolonii traktowany jest jak maskotka, wobec której nikt nie ma zbyt wielkich oczekiwań czy wymagań. Rozumiem, że taki był właśnie zamysł i mieliśmy stać się świadkami jego przemiany z niedorajdy w bohatera, ale mimo to uważam, że Joel Dawson to irytująca postać. Pomimo braku doświadczenia decyduje się na śmiertelną podróż z infantylnego powodu i zostawia swoich starych przyjaciół w trudnej sytuacji.
Okej, główny bohater jest taki sobie, ale co/kto zasługuje na pochwałę? Po pierwsze: drugoplanowa postać o imieniu Boy, czyli czworonożny towarzysz Joela. Pieski każdy lubi, ten był wyjątkowo uroczy, a jeszcze okazał się pomocny :D. Moją sympatię zdobył też duet, jaki stanowili typowy badass – Clyde Dutton i jego mała (ale zadziorna) towarzyszka Minnow. Co jeszcze mi się podobało? Efekty specjalne, kreacja monstrów, szczególnie przerośniętej ropuchy. Trochę szkoda, że pokazano nam tak nieliczną część przedstawicieli postapokaliptycznej fauny. Na plus uznałbym też humor. Może nie był to komizm wysokich lotów, ale niektóre sceny i dialogi spowodowały u mnie uśmiech. W sumie przez cały film przewijał się pewien żart, który doczekał się puenty, za co należy się okejka.
Film nosi tytuł Miłość i potwory, no więc jak z tym wątkiem miłosnym? Dla mnie jest dość żenujący. Stanowi on główny powód całej przygody, jednakże nie poświęcono mu (ufff) na tyle ekranowego czasu, żeby zdołał zniechęcić mnie do oglądania.
Zaraz po seansie naszła mnie też pewna myśl, której przyczyną było zdanie wypowiedziane przez Joela: „Powinniśmy odzyskać Ziemię!”. A może jednak Ziemi byłoby lepiej bez nas :P? Przecież w większości filmów apokaliptycznych to ludzie odpowiadają za spektakularny koniec naszej populacji.
Czas podsumować mój wywód. Czy warto obejrzeć Miłość i potwory? Trwa coś koło półtora godziny, które zleciało dość szybko. Myślę, że jako niezobowiązujące kino, zabijacz nudy, nadaje się w sam raz na wieczór w gronie bliskich. Daję mu 6 z małym plusem.