Między młotem a piorunem - Kevin Hearne

Nic nie jednoczy lepiej niż wspólny wróg

Autor: Blanche

Między młotem a piorunem - Kevin Hearne
Thor, nordycki bóg piorunów, został przez los obdarzony niezwykłym talentem, przy czym wcale nie chodzi o możliwość ciskania we wrogów błyskawicami. Otóż potrafi on każdemu zaleźć za skórę. Wystarczy że ktoś, kto dotychczas był oazą cierpliwości i spokoju, pobędzie w jego towarzystwie dłużej niż pięć minut, a z pewnością zacznie szczerze życzyć Thorowi śmierci. Z tym właśnie talentem wiążą się zobowiązania, które w poprzednim tomie cyklu, Raz wiedźmie śmierć, zaciągnął Atticus. Aby spłacić długi, będzie musiał stanąć do walki z Thorem i wspierającymi go, pozostałymi bóstwami nordyckiego panteonu. Oto zawiązała się koalicja, mająca na celu ostateczne zlikwidowanie "piorunującego" problemu. Sęk w tym, że żaden z jej członków nie potrafi podróżować pomiędzy światami, toteż aby dostać się do Asgardu, będą musieli posłużyć się umiejętnościami druida.

Dla wszystkich tych, którzy czytali pierwszą i drugą część Kronik Żelaznego Druida, fabuła trzeciego tomu cyklu z pewnością nie jest tajemnicą – nawet jeśli nie zdążyli jeszcze rozpocząć lektury. Wielka bitwa wisiała w powietrzu przez co najmniej kilkadziesiąt ostatnich stron. Nim jednak przyjdzie rzucać zaklęcia i młoty oraz chwytać za miecze, autor wyjaśnia, skąd wzięła się powszechna nienawiść, jaką każda świadoma istota wydaje się darzyć Thora. Oto grupa spiskowców – wampir i wilkołak, znani już czytelnikowi prawnicy, Perun, zaklinacz Väïnämöinen oraz alchemik Zhang – spotyka się przy ognisku pod gwiazdami. By poznać się nieco lepiej przed czekającą ich wyprawą, opowiadają sobie swoje historie.

Różne warianty frazy "Thor jest prawdziwym dupkiem" to zdanie najczęściej przewijające się przez karty wszystkich trzech powieści, nic więc dziwnego, że na ten właśnie moment czytelnik czeka już od początku pierwszego tomu serii. Otrzymujemy pięć krótkich opowiadań wrzuconych w środek książki – chwilę na zaczerpnięcie tchu pomiędzy jedną walką a drugą. Niestety, przekazanie głosu postaciom drugoplanowym nie było najlepszym posunięciem ze strony autora. Pierwszoosobowa narracja Atticusa wypada całkiem zgrabnie, jednak pozostali bohaterowie nie zostali przez Hearne'a dostatecznie rozbudowani, aby ich głosy mogły brzmieć wiarygodnie. W efekcie powstało kilka łzawych historyjek, opowiedzianych w płaski, nieciekawy sposób. Powinny wzruszać, tymczasem pozostawiają czytelnika obojętnym, i to do tego stopnia, że zaczyna się on zastanawiać, czy przypadkiem nie zostały napisane, by trochę napompować objętość książki. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem byłoby rzucenie kilku zdawkowych komentarzy o czynach, których dopuścił się Thor. Czytelnik, dopowiedziawszy sobie co trzeba, z pewnością łatwiej wczułby się w sytuację żądnych zemsty spiskowców.

Pomiędzy nimi stoi Atticus, zmuszony do udziału w całej aferze koniecznością odwdzięczenia się za dawne przysługi. Druid szybko zdaje sobie sprawę z tego, że wyprawa do Asgardu może się źle skończyć i stopniowo porzuca pozę radosnego, beztroskiego nerda. Powoli poważnieje i zaczyna zachowywać się dojrzale – jak przystało ponad dwu-tysiącletniemu mężczyźnie. Stara się zapewnić bezpieczeństwo i opiekę swoim przyjaciołom na czas nieobecności i wreszcie porządkuje swoje ''cywilne'' życie. Jego działania nie pozostawiają wątpliwości: tym razem gra toczy się o zbyt wysoką stawkę, aby dotychczasowe status quo mogło zostać zachowane, a na końcu tej trudnej drogi, jeśli tylko uda się ją przetrwać, czekają zmiany. Ogromne zmiany.

Między młotem a piorunem uderza w zdecydowanie poważniejsze tony niż wcześniejsze części Kronik..., co przekłada się na przyjemność płynącą z lektury. Lekki i zabawny charakter Na psa urok oraz Raz wiedźmie śmierć sprawia, że czytelnik ma pewność, iż w ostatnim rozdziale wszystko wróci do punktu wyjścia – tak, aby bohaterowie mogli przeżywać kolejne przygody. Chociaż w Między młotem a piorunem nie brakuje humoru, waga opisywanych wydarzeń zostaje na tyle podkreślona, że z góry wiadomo, iż tym razem nie można liczyć na happy end. Czwarty tom cyklu przyniesie coś nowego i nieznanego, a to, co nowe i nieznane, zawsze jest bardziej interesujące.

Trzecia część serii wyraźnie różni się od poprzedniczek, jednak nie zabrakło w niej tego, za co fani polubili prozę Hearne'a. W powieści znalazło się mnóstwo nawiązań do rozmaitych mitologii – oczywiście, ze zrozumiałych względów, najbardziej eksploatowane są mity nordyckie, lecz nie brakuje również tych z innych kręgów kulturowych: celtyckiego, słowiańskiego, czy chińskiego. Wyjątkowo pomysłowo opisane zostały postaci związane z chrześcijaństwem. Trudno powstrzymać się od śmiechu, czytając o zachowaniu Jezusa, które, chociaż zabawne, pozostaje jednak w zgodzie z podstawowymi dogmatami religii. Z kolei zdecydowanie mniej miejsca poświęcono wiecznie podpitej wdowie MacDonagh i Oberonowi, którzy po prostu zostali wyłączeni z głównego nurtu wydarzeń. Niektórzy fani serii z pewnością uznają to za wadę, trudno jednak oczekiwać, aby tych dwoje zostało wciągniętych w jedną z największych magicznych batalii dziejów.

Między młotem a piorunem to wciąż sympatyczne czytadło. Książka, którą pochłania się w jeden wieczór i zupełnie o niej zapomina aż do momentu wydania kolejnej części serii. Czwarty tom Kronik Żelaznego Druida, którego premierę w USA zapowiedziano na kwiecień tego roku, to wielka niewiadoma. Rzecz jasna, można przewidzieć, które wątki na pewno pojawią się w powieści, zmienią się jednak wszystkie elementy, które dotychczas można było uważać za stałe dla cyklu. Pozostaje mieć nadzieję, że będą to zmiany na lepsze i Hearne nie będzie próbował na siłę wrócić do swobodnego tonu pierwszych powieści, lecz odpowiednio wykorzysta wydarzenia z trzeciej części, by skierować się w stronę trzymającego w napięciu, odpowiednio dramatycznego zamknięcia całości. Bo pięć tomów to będzie już nadmiar szczęścia.