» Pawilon herbaciany » Felietony » Między fabułą a historią

Między fabułą a historią


wersja do druku

Nie lubię gier osadzonych w realiach historycznych. Przyznaję, kiedyś pociągały mnie one znacznie bardziej niż wymyślane światy, a widząc, że niekiedy za fikcją kryje się kiepsko zamaskowana prawda historyczna, z uśmiechem politowania myślałem o autorach, którym nie chciało się zgłębić faktów i odpowiednio przygotować rozgrywki. Wiecie, Amerykanie są niedouczeni...

Potem zacząłem się nad tym zastanawiać. Czy jeśli staram się trzymać historii, to jeśli zmienię mało istotny zwyczaj, wciąż będę prowadził rozgrywkę historyczną? A może większe fałszerstwo? Zmiana wyniku wojny, ocalenie czyjegoś życia, albo śmierć przed czasem? Czy to wciąż jest gra historyczna?

Nikt z nas nie jest archeologiem mentalności i niezależnie od tego, jaką wiedzę na temat innej kultury czy nawet naszej własnej przeszłości zdobędziemy, nie zdołamy nauczyć się myśleć w stylu przypominającym poglądy naszych antenatów. Nawet, jeśli uda nam się dociec, co było dla nich ważne, co cenili, a czym pogardzali, nie uda nam się - o ile nie pogrążymy się w otchłani szaleństwa - operować tą wiedzą tak swobodnie, by wcielać się w historycznych bohaterów. Niezależnie od naszych dobrych chęci, zawsze jesteśmy tylko sobą - ludźmi przełomu tysiącleci, przebranymi w historyczny czy fantastyczny kostium.

Historia ma tę brzydką przypadłość, że niekiedy interesujące obyczaje czy zdarzenia dzieli kilkaset lat. Jeśli staramy się wiernie trzymać realiów, na niektóre rzeczy zwyczajnie nie możemy sobie pozwolić, by nie pojawiały się anachronizmy, podważające naszą wiarygodność. Przygotowanie rozgrywki wymaga głębokich studiów i zerwania z pewnymi przyzwyczajeniami estetycznymi - ja, na ten przykład, lubię średniowiecznych rycerzy w zbrojach, choć ich nie nosili i zwykle nie mam czasu wgłębiać się w to, jak wyglądali naprawdę. Gry fabularne to królestwo umowności, zrozumiałych dla uczestników rozgrywki obrazów i uproszczeń. Historia to nauka, która uproszczeń nie znosi.

Rokugan to nie Japonia - pamiętacie tę wygodną tarczę, którą Wick zasłania się przed zarzutami niekompetencji? Nie sadzę, by jeden z czołowych designerów naprawdę liznął jedynie japońskiej kultury i historii - zresztą, sam przyznaje się do dość głębokich na ten temat studiów. Studiów, które zaowocowały grą, inspirowaną mocno - nawet bardzo mocno - tradycją Kraju Kwitnącej Wiśni, lecz nie zasadzającą się na mechanizmie prostego pseudonimowania pewnych postaci czy wydarzeń historycznych. Szmaragdowe Cesarstwo to kraj z własną historią, tradycją i kulturą, które nie a tożsame z podobnymi zjawiskami w Japonii.

Rokugański dwór przypomina Japonię okresu Heian, opisywaną przez Sei Shonagon - kraj dworskiej subtelności, intryg i etykiety posuniętej do absurdu, podczas gdy Rokugańskie wojska przywodzą raczej na myśl Okres Wojujących Panów. Niektóre zwyczaje, jak powszechność seppuku czy popularność haiku są znacznie późniejsze od innych - choćby sztywnego przywiązania do norm grzeczności. Szmaragdowe Cesarstwo zbiera w jednym momencie te wszystkie pierwiastki kultury Krainy Wschodzącego Słońca, które na Wyspach Japońskich nigdy się nie spotkały i - siłą rzeczy - nie pojawiłyby się jednocześnie w rozgrywce historycznej.

Prowadząc Legendę Pięciu Kręgów mam absolutną dowolność w kształtowaniu dziejów Cesarstwa. Oczywiście, istnieje oficjalna linia fabularna, nikt jednak nie każe mi przyjmować pojawiających się w niej wydarzeń. Nie muszę też akceptować wszystkich obyczajów - jeśli jakiś wydaje mi się głupi, wystarczy, że umówię się z graczami, którzy muszą wiedzieć, że u mnie się z nim nie spotkają. Mogę do woli wycinać, sklejać, zmieniać i retuszować - w końcu to moja gra, mój Rokugan. Mierząc się z historyczną Japonią muszę przyjąć ją z dobrodziejstwem inwentarza, gdyż jest prawdziwa.

Rokugan każdego z nas różni się od wizji Wicka i od wszystkich swoich wersji. Japonia jest jedna. Dlatego właśnie te dwie krainy nie są tożsame - by dać nam swobodę kształtowania losów świata, w którym mamy ochotę prowadzić. Jak bardzo fikcyjne Cesarstwo przypomina więc prawdziwe? W którym miejscu przebiega granica? Co dokładnie jest inaczej? Ano, to, co sami zechcemy odróżnić.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.