» Recenzje » Miecze cesarza

Miecze cesarza


wersja do druku
Miecze cesarza
Pierwsza powieść autorstwa Briana Staveleya, Miecze cesarza, została wyróżniona w tegorocznej edycji nagrody im. Davida Gemmella w kategorii "najlepszy debiut". Po części stało się tak zapewne dzięki temu, iż konkurencja była niewielka, co nie zmienia jednak faktu, że mamy do czynienia z książką wartą zainteresowania, nawet jeśli mało oryginalną.

Cesarz Annuru zostaje zamordowany w tajemniczych okolicznościach, ponieważ niewiele motywów rozpoczyna fabułę równie dobrze jak śmierć najważniejszej osoby w państwie. Następca Nieociosanego Tronu, Kaden, znajduje się jednak zbyt daleko, by od razu przejąć władzę – kilka lat wcześniej został wysłany do zakonu mnichów celebrujących emocjonalne wyciszenie, gdzie na polecenie ojca odbywa trening o niejasnym znaczeniu. Niestety, nawet tak daleko od stolicy grozi mu niebezpieczeństwo, o czym dowiaduje się Valyn, jego wyłączony z sukcesji starszy brat przechodzący szkolenie, dzięki któremu ma się dostać do elitarnego oddziału żołnierzy, otoczonego niemalże kultem przez obywateli cesarstwa. Z kolei Adare, trzecie i najstarsze z dzieci zmarłego władcy, wpada na trop zabójcy cesarza, lecz by przetrwać w świecie polityki i osiągnąć wyznaczone sobie cele, zostaje zmuszona do zawiązania niełatwych sojuszy oraz rozpoczęcia otwartego konfliktu z najbardziej wpływowym kapłanem w kraju.

Każde z trójki wymienionych wyżej bohaterów otrzymuje własne rozdziały z narracją prowadzoną z ich punktów widzenia, jednak Adare posiada ich zdecydowanie mniej od braci – a szkoda, jako że fabule przydałby się większy nacisk na wątki związane z intrygami i polityką. Części poświęcone Kadenowi są, najuczciwiej mówiąc, niezłe – nie ma w nich niczego porywającego, ale zostały napisane na tyle sprawnie, by nie przeszkadzało to w lekturze. Najlepiej bawiłem się, śledząc losy Valyna, nie zważając na to, że jego wątek jest jakby żywcem wyjęty z wielu innych powieści fantastycznych. Po raz kolejny bowiem czytamy o elitarnej organizacji i młodym chłopaku odbywającym w niej szkolenie (czyli jak w Oślepiającym nożu i Pieśni krwi) – odpowiednio użyte klisze potrafią jednak wzbogacić książkę, i tak jest właśnie w Mieczach cesarza, w których udało się autorowi wybrnąć z pułapki powtarzalności i mimo wszystko napisać coś ciekawego.

Samych głównych bohaterów niełatwo ocenić: Kaden sprawia wrażenie mało interesującego, lecz jest to uzasadnione potrzebami fabuły – ostatecznie wychował się wśród mnichów tłumiących w sobie emocje, więc nie możemy od niego wymagać ekspresywnego charakteru. Adare z kolei otrzymała zbyt mało miejsca na kartkach książki, by należycie wykazać się przed czytelnikiem, lecz jak dotąd można odnieść wrażenie, że pisarz nie wykonał zbyt satysfakcjonującej pracy z jej osobowością – jesteśmy informowani o inteligencji bohaterki, która jednak nigdy tak naprawdę się nie ujawnia. Natomiast Valyn wyróżnia się na plus, choć trudno nazwać go oryginalnym – po prostu został obdarowany takimi cechami charakteru, by łatwo dało się z nim utożsamić, co jak już jednak pisałem, nie zawsze jest wadą.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Poczynając od prologu, który przez długi czas ma niejasne znaczenie dla fabuły, Miecze cesarza potrafią zainteresować czytelnika, nawet jeśli, tu znów się powtarzam, intryga nie jest oryginalna sama w sobie – znajduje się w niej jednak na tyle ciekawych wątków, by chciało się czytać dalej. Książka nie jest ani zbyt długa, ani zbyt krótka, osiągnięto tym samym złoty środek. Niewątpliwą wadę powieści stanowią antagoniści – zdecydowanie zbyt przerysowani i jednoznaczni, by byli w stanie wzbudzić jakiekolwiek emocje poza uśmieszkiem politowania. Stąd też wynika kolejny minus, którym jest przewidywalność – jednym z głównych wątków jest zagadka, kto zabił pewną dziewczynę. Nie ma tu jednak żadnego zwrotu akcji, niespodzianki, gry z konwencją – sprawcą jest osoba najbardziej podejrzana, co każe zastanowić się, czemu autor w ogóle postanowił wprowadzić ten wątek. Irytuje również fakt, że śmierć pewnej istotnej postaci służy wyłącznie rozbudowaniu charakteru innego bohatera, co jest wyrazem co najmniej lenistwa pisarza. Fabuła jest generalnie przewidywalna – nie przeszkadza to podczas lektury, ale również nie poprawia jej poziomu, a dobry zwrot akcji lub dwa są zawsze mile widziane. Tymczasem tożsamość wspomnianego wyżej antagonisty jest oczywista, a występujące na końcu książki objawienie, którego doświadcza jedna z postaci, wzbudza co najwyżej przelotne "no tak, to było do przewidzenia... zaraz, to już wszystko!?" ze strony czytelnika.

Gdybym miał podsumować powieść Staveleya jednym słowem, byłby to epitet "niezła", co stanowi raczej niezbyt zachęcający komplement. Książka wznosi się na tyle ponad przeciętność, by ogólne wrażenia z lektury pozostały pozytywne, ale niewiele ponad to, i chociaż wad znajduje się w niej stosunkowo niewiele, to trudno również wyróżnić jakieś godne uwagi zalety. Koniec końców, na pewno nie żałuję czasu poświęconego na zaznajomienie się z pierwszym tomem Kronik Nieociosanego Tronu, jednak od kolejnej części cyklu będę wymagał znacznie więcej – można dostrzec potencjał na przyjemną serię, lecz jest zbyt wcześnie, by oceniać, czy autor stanie na wysokości zadania.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.5
Ocena recenzenta
8
Ocena użytkowników
Średnia z 2 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Miecze cesarza (The Emperor’s Blades)
Cykl: Kronika Nieciosanego Tronu
Tom: 1
Autor: Brian Staveley
Tłumaczenie: Jerzy Moderski
Wydawca: Rebis
Data wydania: 8 września 2015
Liczba stron: 632
Oprawa: miękka
ISBN-13: 978-83-7818-693-9
Cena: 39,90 zł



Czytaj również

Boski ogień
Głupi, głupia i wredny
- recenzja
Ostatnia więź
Krok do przodu, krok do tyłu
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.