Miecz i kwiaty. Tom 1 - Marcin Mortka

Jerozolimska magia

Autor: Bartosz 'Zicocu' Szczyżański

Miecz i kwiaty. Tom 1 - Marcin Mortka
Ostatnim razem, kiedy miałem ochotę na fantastykę w historycznych realiach, trochę się zagapiłem i Ragnarok 1940 przeszło mi koło nosa. Wyobraźcie sobie, jak się ucieszyłem, kiedy w zapowiedziach pojawiła się nowa powieść Marcina Mortki, która miała przenieść czytelnika ładnych kilka lat do tyłu.

Królestwo Jerozolimskie skurczyło się w zastraszającym tempie – z potężnego chrześcijańskiego państwa pozostał tylko broniący się wciąż Tyr. To tam zaczynają się formować wojska, które niedługo wyruszą walczyć z Saracenami w wojnie, którą znamy pod nazwą III krucjaty. Ale nie wolno zapominać, że walki toczyły się jeszcze przed przybyciem wielkich armii z Europy. Jednym z rycerzy, którzy zawitali do Ziemi Świętej na własną rękę jest Gaston de Baideaux. Tyle że on wcale nie chce ani bogactw, ani sławy – nasz bohater przybywa po odpuszczenie grzechów.

Nowa powieść Mortki ma sporo zalet. Na pochwałę zasługuje intrygująca fabuła, złożona z misternie powiązanych wątków – głównie z jej powodu czekam niecierpliwie na drugi tom. Akcja co prawda czasami zwalnia, żeby przyspieszyć w jakimś nierealnym skoku, ale świetnie pasuje to do przygodowej konwencji. Wszystko "upiększa" zresztą epilog, który jest swego rodzaju apoteozą całości – to w nim splatają się najciekawsze wątki, a postaci zaczynają nabierać życia i dojrzewają, co zaostrza apetyt na tom drugi.

Zaletą powieści jest także styl Mortki: autor potrafi co prawda błysnąć bolesnym banałem, ale rekompensuje to delikatna stylizacja języka, który dzięki temu idealnie pasuje do klimatu powieści. Autor często też stosuje metafory, z którymi jeszcze się nie spotkałem – oryginalność niektórych opisów to jeden z mocniejszych aspektów książki. Warto też zwrócić uwagę na humor słowny: jednym razem "mocny", żołnierski, innym - delikatne szyderstwo.

W końcu wspomnieć trzeba więcej o klimacie powieści. Mam wrażenie, że w roku 2008 polska fantastyka historyczna była w odwrocie, Mortka jednak się nie wystraszył – wziął na warsztat rzeczywiste realia Królestwa Jerozolimskiego. Nie spodziewajcie się jednak dokumentu – siłą rzeczy porównywałem Miecz i kwiaty z niedawno czytanym przeze mnie Honorem rycerza (różnice "czasowe" w świecie przedstawionym to jakieś dwa do czterech lat) – ta druga powieść, która przecież też jest tekstem stricte rozrywkowym, przybliża nam obliczę Ziemi Świętej dużo dokładniej. Po nowym Mortce w żadnym wypadku nie spodziewajcie się historii z wątkami fantastycznymi – raczej fantastyki "podlanej" historycznym sosem.

Miecz i kwiaty posiadają dwie zasadnicze wady – jedną z nich jest ogólna konwencja, która przejadła mi się już zupełnie. Ile już razy naiwni młodzieńcy przekonywali się o źle tego świata? Ilu chłopcom przyjaciele musieli ukazywać, że świat to "odcienie szarości"? To najzwyklejsze banały, które bardzo negatywnie wpływają na odbiór książki: raz widziałem Gastona jako mężnego rycerza pędzącego do boju z niewiernymi Saracenami; chwilę potem bał się zadać cios. No i oczywiście głos rozsądku, który zmagał się z moralnymi rozterkami naszego bohatera – wszystko to już dawno wykorzystane w innych książkach, wszystko już całkowicie zużyte, wszystko nudzi do bólu.

Drugą wadą Miecza i kwiatów jest kreacja bohaterów. Gaston, przez swoje dziecięce problemy, jest mało atrakcyjnym bohaterem – czasami bałem się, że zaraz znowu wyskoczy ze swoimi etycznymi problemami, które jakoś nie kojarzą mi się ze średniowiecznym rycerzem. Vittorio Scozzi to przeniesiony na papier schemat jowialnego przyjaciela, swego rodzaju mentor-oszust, Anzelm to skryty w sobie wojownik z tajemnicą, a Adalbert jest chutliwym księdzem – wszystkie te postaci są aż do bólu papierowe i przewidywalne.

Wydanie prezentuje się jak zwykle w wypadku Fabryki – przyjemny w dotyku papier, duża i czytelna czcionka, dobry układ strony. Do klimatu powieści bardzo dobrze pasuje okładka. Trochę szkoda, że w książce brak ilustracji – dzięki plastycznym opisom mogłyby być one bardzo ciekawe.

Mam wrażenie, że najlepiej traktować Miecz i kwiaty jako swego rodzaju wstęp do drugiego tomu. Prolog sam w sobie jest całkiem niezłą opowieścią, ale mimo wszystko ma na celu przygotować czytelnika na dalszy ciąg historii. Wszystko wskazuje na to, że tom drugi odrzuci wady części pierwszej – niedojrzałych bohaterów i nużące moralizatorstwo. Zapoznajcie się jednak także z pierwszym tomem, bo zapewnia świetną rozrywkę i z pewnością nie będziecie się przy tej książce nudzić.