Miecz Aniołów – Jacek Piekara
Poza szachownicą
Autor: Agnieszka Kawula
Wydawałoby się, że o Mordimerze Madderdinie wiemy już sporo. W Słudze Bożym i Młocie na czarownice poznaliśmy go dość dobrze. W Mieczu Aniołów Jacek Piekara odkrywa przed nami kolejne dno duszy naszego pokornego sługi. Z zaskoczeniem stwierdzam, że pod inkwizytorskim płaszczem, oprócz cynizmu, czarnego humoru i sporej dawki ironii, skrywa się też współczucie, a nawet litość (choć bardzo specyficznie pojmowana). W pierwszym opowiadaniu trzeciego tomu opowieści o Mordimerze, Głupcy idą do nieba, mistrz Madderdin ratuje z opresji piękną aktoreczkę Ilonę przed nadopiekuńczym początkowo ojcem. Dziewczyna co prawda nie wychodzi z tarapatów bez uszczerbku, jednak dzięki słudze Pana zyskuje więcej, niż by się mogła spodziewać. Zagadkowe? Owszem, ale nie sposób powiedzieć więcej. W opowiadaniu sporo się dzieje.
Autor przyzwyczaił mnie do ciekawych rozwiązań fabularnych. Tym razem moje łaknienie na słowa Piekary zostało zaspokojone aż nadto. Historia należy do najdłuższych w zbiorze, co pozwala mieć nadzieję, że niebawem można się spodziewać powieści o Mordimerze... W Głupcy idą do nieba pisarz pokusił się o drobne dygresje i dokładniejsze opisanie praw jakimi rządzi się świat po zejściu Chrystusa z krzyża śmierci. Taki zabieg ma swoje wady i zalety. Dla jednych takie "wstawki" będą pięknym dopełnieniem rzeczywistości fabularnej, inni zmarszczą nos niezadowoleni z celowego spowalniania akcji. Cóż, gdyby autor opierał swoje opowieści tylko na akcji i wymyślaniu Mordimerowi kolejnego zlecenia, czy też podrzucaniu mu do łóżka następnej zbłąkanej niewiasty, każda następna historia byłaby nudniejsza, aż w końcu zaczęłaby przypominać odgrzewane kotlety. Pamiętam, że kiedy pisałam recenzję Sługi Bożego, byłam zawiedziona brakiem szczegółów świata opisanego przez Piekarę. Nie można było jednoznacznie stwierdzić, jaki on jest naprawdę i czy rzeczywiście można go nazwać bluźnierczym. Po lekturze Miecza Aniołów moja ciekawość została, mniej – więcej, zaspokojona. Mniej – więcej, ponieważ nie wierzę, że autor powiedział już wszystko. Jeszcze niejedno wypłynie na powierzchnię rzeczywistości Wewnętrznego Kręgu Inkwizytorów.
W trzecim tomie czytelnik dostaje pięć opowiadań, z czego Sierotki były już publikowane na łamach Fantasy, a Kości zwłoki zasiliły antologię grozy Małodobry wydanej przez Fabrykę Słów. Nowe teksty, to wspomniane już opowiadanie Głupcy idą do nieba, a także Maskarada i tytułowy Miecz Aniołów będący ostatnim w zbiorze, ale najbardziej przypadło mi do gustu. To właśnie tu dostałam, czego mi najbardziej dotychczas brakowało w cyklu o Mordimerze – głębszego rozpatrzenia kwestii wiary. Piekara zdaje się prowadzić wewnętrzny monolog, w tym celu posłużył się pokornym inkwizytorem i jego Aniołem Stróżem. Dopiero w ich rozmowie autor zdaje się jawnie zastanawiać nad kwestią Boga i jego istnienia, bądź nie...
"Bożym. Bóg. Boga. Boże – wymruczał. – A powiedz mi, gdzie jest Bóg?
– To ty mi powiedz, gdzie Go nie ma, panie (...)
– Nigdzie Go nie ma – powiedział cicho. – Choć tak bardzo go pragniemy (...)
– Zniknął – rzekł głosem, w którym drgały bezbrzeżny smutek oraz nieogarniona tęsknota. – I nie wiemy, gdzie Go szukać. Nawet Jego blask zginął i nie pojmujemy już, czego pragnął nasz Pan, nie pamiętamy już, jak wypełniać Jego przykazania, jak okazać Mu naszą miłość... Mówią... mówią, że przestał nas kochać... I dlatego odszedł...
Rozpacz w głosie Anioła była tak ogromna, że poczułem, jak, niezależnie od swej woli, płaczę, a łzy spływają mi po policzkach (...)
– Myśleliśmy, że Jezus jest emanacją Pana, ale i On zniknął, pozostawiając nas w smutku. Niektórzy z nas mówią, że Bóg umarł... "
Takich rozważań jest stanowczo za mało, jednak jeśli już się pojawiają, dają sporo do myślenia. Przecież opowieści o Mordimerze to nie tylko ciekawa historia, to także próba zmierzenia się z naszą religijnością, złamaniem stereotypowego myślenia i zmuszeniem czytelnika do głębszych refleksji, bo przecież fantastyka jest tu tak naprawdę sprawą marginalną...
Ale dosyć mądrzenia. Wydaje się, że nasz bohater odegra znaczącą rolę w kolejnych tomach. Tak wyrazista postać nie może być "zwykłym inkwizytorem". Ktoś z taką osobowością z całą pewnością nie jest tylko pionkiem na szachownicy pomysłów Piekary. Mordimer już dawno powiedział Mat i pokonał autora. Wygrał z nim ciężką rozgrywkę, w której stawką była wolność. Madderdin wyrwał się spod władzy kreatora i teraz sam dyktuje mu ile i co ma powiedzieć. Może przesadzam, ale rzadko kiedy bohater jest taki realny... Bezpośredni zwrot do czytelnika typu "musicie wiedzieć czy wasz uniżony sługa", sugeruje ton szczerych wyznań inkwizytora. Jednak czy na pewno? Pod przygrywką skromności i uniżenia błyszczy prawdziwe oblicze bohatera, który daleki jest od pokory. Zatem "topos skromności" (celowe umniejszanie swoich zalet) zostaje nam podany na złotej tacy. Przecież, pomimo że Mordimer nie przepada za noszonym przez siebie "uniformem", wręcz łaknie reakcji ludzi na czarną szatę ze srebrnym krzyżem o połamanych ramionach. Ludzie po prostu boją się, tego co daje tej postaci siłę, a niejednokrotnie zdaje się odżywiać strachem innych. Jest w Madderdinie sporo próżności... O bohaterze Piekary można dużo powiedzieć: jest szują, rozpustnikiem, o jakiejkolwiek moralności nie ma mowy, toleruje nekrofilię i gwałty, jednak mimo wszystko chcemy o nim wiedzieć więcej, poznawać kolejne sekrety jego ciemnej duszy. I to jest siłą tej postaci.
Jednak Miecz Aniołów nie pozostaje wolny od drobnych błędów. Czasami zbyt łatwo przewidzieć zakończenie opowiadań. Mam też jeszcze jedno zastrzeżenie, poważniejsze i warto, by autor to sobie przemyślał. Piekara, we wstępie, który jest zarazem posłowiem, pisze, że każdy tekst można czytać osobno, nie znając poprzednich ani następnych, ot, jako odrębne całości. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie zamierzenie pisarza. W końcu napisał cykl opowiadań. Umieszczenie ich w trzech zbiorach, siłą rzeczy narzuca kolejność czytania. Autor nie musi zatem z uporem maniaka przypominać w każdym tekście jakie to Madderdin ma poglądy, jak bardzo jest pokorny i czego nauczył się w szkole inkwizytorów, a także jak bardzo nie znosi Jego Ekscelencji biskupa Hez-Hezronu. Rozumiem, że wszystko w trosce o "nowych" czytelników, jednak proponuję mieć też na uwadze "starych", oni mają dobrą pamięć... Jeśli ktoś czuje niedosyt informacji, sięga po poprzednie tomy. Logika prosta, a wykonanie łatwe.
Więcej grzechów nie pamiętam... i jak zwykle czekam na kolejne odsłony świata Jacka Piekary, w którym Miecz Pana zetnie kolejną głowę grzesznika, a Boski ogień zbawi następne dusze...
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Autor przyzwyczaił mnie do ciekawych rozwiązań fabularnych. Tym razem moje łaknienie na słowa Piekary zostało zaspokojone aż nadto. Historia należy do najdłuższych w zbiorze, co pozwala mieć nadzieję, że niebawem można się spodziewać powieści o Mordimerze... W Głupcy idą do nieba pisarz pokusił się o drobne dygresje i dokładniejsze opisanie praw jakimi rządzi się świat po zejściu Chrystusa z krzyża śmierci. Taki zabieg ma swoje wady i zalety. Dla jednych takie "wstawki" będą pięknym dopełnieniem rzeczywistości fabularnej, inni zmarszczą nos niezadowoleni z celowego spowalniania akcji. Cóż, gdyby autor opierał swoje opowieści tylko na akcji i wymyślaniu Mordimerowi kolejnego zlecenia, czy też podrzucaniu mu do łóżka następnej zbłąkanej niewiasty, każda następna historia byłaby nudniejsza, aż w końcu zaczęłaby przypominać odgrzewane kotlety. Pamiętam, że kiedy pisałam recenzję Sługi Bożego, byłam zawiedziona brakiem szczegółów świata opisanego przez Piekarę. Nie można było jednoznacznie stwierdzić, jaki on jest naprawdę i czy rzeczywiście można go nazwać bluźnierczym. Po lekturze Miecza Aniołów moja ciekawość została, mniej – więcej, zaspokojona. Mniej – więcej, ponieważ nie wierzę, że autor powiedział już wszystko. Jeszcze niejedno wypłynie na powierzchnię rzeczywistości Wewnętrznego Kręgu Inkwizytorów.
W trzecim tomie czytelnik dostaje pięć opowiadań, z czego Sierotki były już publikowane na łamach Fantasy, a Kości zwłoki zasiliły antologię grozy Małodobry wydanej przez Fabrykę Słów. Nowe teksty, to wspomniane już opowiadanie Głupcy idą do nieba, a także Maskarada i tytułowy Miecz Aniołów będący ostatnim w zbiorze, ale najbardziej przypadło mi do gustu. To właśnie tu dostałam, czego mi najbardziej dotychczas brakowało w cyklu o Mordimerze – głębszego rozpatrzenia kwestii wiary. Piekara zdaje się prowadzić wewnętrzny monolog, w tym celu posłużył się pokornym inkwizytorem i jego Aniołem Stróżem. Dopiero w ich rozmowie autor zdaje się jawnie zastanawiać nad kwestią Boga i jego istnienia, bądź nie...
"Bożym. Bóg. Boga. Boże – wymruczał. – A powiedz mi, gdzie jest Bóg?
– To ty mi powiedz, gdzie Go nie ma, panie (...)
– Nigdzie Go nie ma – powiedział cicho. – Choć tak bardzo go pragniemy (...)
– Zniknął – rzekł głosem, w którym drgały bezbrzeżny smutek oraz nieogarniona tęsknota. – I nie wiemy, gdzie Go szukać. Nawet Jego blask zginął i nie pojmujemy już, czego pragnął nasz Pan, nie pamiętamy już, jak wypełniać Jego przykazania, jak okazać Mu naszą miłość... Mówią... mówią, że przestał nas kochać... I dlatego odszedł...
Rozpacz w głosie Anioła była tak ogromna, że poczułem, jak, niezależnie od swej woli, płaczę, a łzy spływają mi po policzkach (...)
– Myśleliśmy, że Jezus jest emanacją Pana, ale i On zniknął, pozostawiając nas w smutku. Niektórzy z nas mówią, że Bóg umarł... "
Takich rozważań jest stanowczo za mało, jednak jeśli już się pojawiają, dają sporo do myślenia. Przecież opowieści o Mordimerze to nie tylko ciekawa historia, to także próba zmierzenia się z naszą religijnością, złamaniem stereotypowego myślenia i zmuszeniem czytelnika do głębszych refleksji, bo przecież fantastyka jest tu tak naprawdę sprawą marginalną...
Ale dosyć mądrzenia. Wydaje się, że nasz bohater odegra znaczącą rolę w kolejnych tomach. Tak wyrazista postać nie może być "zwykłym inkwizytorem". Ktoś z taką osobowością z całą pewnością nie jest tylko pionkiem na szachownicy pomysłów Piekary. Mordimer już dawno powiedział Mat i pokonał autora. Wygrał z nim ciężką rozgrywkę, w której stawką była wolność. Madderdin wyrwał się spod władzy kreatora i teraz sam dyktuje mu ile i co ma powiedzieć. Może przesadzam, ale rzadko kiedy bohater jest taki realny... Bezpośredni zwrot do czytelnika typu "musicie wiedzieć czy wasz uniżony sługa", sugeruje ton szczerych wyznań inkwizytora. Jednak czy na pewno? Pod przygrywką skromności i uniżenia błyszczy prawdziwe oblicze bohatera, który daleki jest od pokory. Zatem "topos skromności" (celowe umniejszanie swoich zalet) zostaje nam podany na złotej tacy. Przecież, pomimo że Mordimer nie przepada za noszonym przez siebie "uniformem", wręcz łaknie reakcji ludzi na czarną szatę ze srebrnym krzyżem o połamanych ramionach. Ludzie po prostu boją się, tego co daje tej postaci siłę, a niejednokrotnie zdaje się odżywiać strachem innych. Jest w Madderdinie sporo próżności... O bohaterze Piekary można dużo powiedzieć: jest szują, rozpustnikiem, o jakiejkolwiek moralności nie ma mowy, toleruje nekrofilię i gwałty, jednak mimo wszystko chcemy o nim wiedzieć więcej, poznawać kolejne sekrety jego ciemnej duszy. I to jest siłą tej postaci.
Jednak Miecz Aniołów nie pozostaje wolny od drobnych błędów. Czasami zbyt łatwo przewidzieć zakończenie opowiadań. Mam też jeszcze jedno zastrzeżenie, poważniejsze i warto, by autor to sobie przemyślał. Piekara, we wstępie, który jest zarazem posłowiem, pisze, że każdy tekst można czytać osobno, nie znając poprzednich ani następnych, ot, jako odrębne całości. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie zamierzenie pisarza. W końcu napisał cykl opowiadań. Umieszczenie ich w trzech zbiorach, siłą rzeczy narzuca kolejność czytania. Autor nie musi zatem z uporem maniaka przypominać w każdym tekście jakie to Madderdin ma poglądy, jak bardzo jest pokorny i czego nauczył się w szkole inkwizytorów, a także jak bardzo nie znosi Jego Ekscelencji biskupa Hez-Hezronu. Rozumiem, że wszystko w trosce o "nowych" czytelników, jednak proponuję mieć też na uwadze "starych", oni mają dobrą pamięć... Jeśli ktoś czuje niedosyt informacji, sięga po poprzednie tomy. Logika prosta, a wykonanie łatwe.
Więcej grzechów nie pamiętam... i jak zwykle czekam na kolejne odsłony świata Jacka Piekary, w którym Miecz Pana zetnie kolejną głowę grzesznika, a Boski ogień zbawi następne dusze...
Mają na liście życzeń: 4
Mają w kolekcji: 16
Obecnie czytają: 1
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Mają w kolekcji: 16
Obecnie czytają: 1
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Miecz Aniołów
Autor: Jacek Piekara
Wydawca: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: listopad 2004
Liczba stron: 448
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Seria wydawnicza: Bestsellery polskiej fantastyki
ISBN-10: 83-89011-26-3
Cena: 27,99 zł
Autor: Jacek Piekara
Wydawca: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: listopad 2004
Liczba stron: 448
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Seria wydawnicza: Bestsellery polskiej fantastyki
ISBN-10: 83-89011-26-3
Cena: 27,99 zł
Tagi:
Miecz Aniołów | Jacek Piekara