» Recenzje » Miasteczko Halloween

Miasteczko Halloween


wersja do druku
Redakcja: Marigold

Miasteczko Halloween
Gwiazdka zbliża się w tempie TGV, a to oznacza, że zgodnie z uświęconą tradycją dorocznej powtórki z rozrywki, John McLane znów będzie gromił oprychów w przeszklonym wieżowcu, Kevin odnajdzie powołanie w obrzucaniu łobuzów cegłami, a rodzina Griswoldów wysadzi w powietrze choinkę, kota i cały dom. Nie zabraknie też rozmaitych adaptacji dickensowskiej Opowieści wigilijnej, rywalizujących ze sobą na froncie najwymyślniejszych tortur zadanych literaturze. Świąteczna ramówka jest niczym góra – jej zmienność można mierzyć jedynie kategoriami geologicznymi.

Film świąteczny to z założenia widowisko radosne, pozytywne, dydaktyczne i urokliwe, w którym dobro zwycięża, a zło zostaje zmiecione przez Johna McLane’a, by na świecie zapanował pokój, prawo i sprawiedliwość. Na tym tle Miasteczko Halloween mogłoby dzierżyć tytuł świątecznego antyfilmu, a jego producent i pomysłodawca, Tim Burton – podejrzanego odszczepieńca. Tymczasem mimo osobliwej stylizacji i dość nietypowych rozwiązań fabularnych, ten właśnie film niesie ze sobą potężny zastrzyk pozytywnego przesłania, świątecznego ducha i morał znacznie bardziej świąteczny niż standard, który prezentują wyczyny rodziny Griswoldów.

Jack Skellington, kościany król strachu i przerażenia, prominentny obywatel Halloweentown, gwiazda całego miasta i dyrektor kreatywny święta Halloween, nie jest zadowolony ze swego… życia. Mimo powszechnego uwielbienia, jakim cieszy się w świecie zjaw, upiorów i straszydeł, przygnębia go całoroczna rutyna przygotowań, organizacji i obchodów święta 31 października. Przechadzając się nocą po lesie, natrafia na drzwi prowadzące do gwiazdkowej krainy Mikołaja – Christmastown, gdzie urzeka go wizja kolorowych, radosnych świąt i idea prezentów. Jack doznaje olśnienia – po powrocie w rodzinne strony, płomiennym przemówieniem zaraża współmieszkańców pomysłem organizacji zreformowanej Gwiazdki, zleca porwanie Świętego Mikołaja i postanawia przejąć jego obowiązki.

Są rzeczy na niebie i ziemi, o których nie śniło się filozofom, za to przyśniły się Timowi Burtonowi. Estetyka jego filmów może szokować publiczność zakonserwowaną w telewizyjnej klasyce filmów na Święta – pod względem realizacyjnym bowiem, Miasteczko to szaleńczy miszmasz klasycznej animacji poklatkowej, w której aktorami są dziesiątki kukiełek, musicalu, zakrawającego ilością i wagą partii wokalnych o swoistą operetkę i stylizowanego horroru w groteskowej, neogotyckiej oprawie. Wszystkie te elementy powtórzyła i rozwinęła następnie Gnijąca panna młoda, lecz właśnie Miasteczku Halloween przysługuje chwała pioniera.

Wizualny przepych filmu uzupełnia konwencja musicalu, w jakiej całość jest utrzymana. Partie wokalne napędzają i komentują fabułę, stając się jej niezbędnym elementem, nie zaś jedynie skocznym dodatkiem do linii dialogowych (których tutaj jak na lekarstwo). Utwory, z których część wykonuje sam kompozytor (Danny Elfman, odpowiedzialny również za teksty piosenek) to majstersztyki, których jestem czołobitnym fanem.

Choć Tim Burton nie jest reżyserem Miasteczko Halloween, film bazuje na jego pomyśle, szkicach i wierszu, który napisał pracując jeszcze w studiu Disneya. Można tu odnaleźć wszystkie motywy, będące znakiem rozpoznawczym twórcy Edwarda Nożycorękiego. Jest więc karkołomna wizja świata, którego uroda nie polega na zbliżeniu do ogólnie przyjętych kanonów piękna, ale na kreatywnej sile wyobraźni. Jest surrealistyczny, psychodeliczny klimat. Jest poczet osobliwych, ale dobrodusznych i poczciwych postaci, których nie sposób nie lubić, mimo ich upiornej proweniencji. Jest wreszcie wyobcowany bohater, rozpaczliwie pragnący zrozumienia i odmiany swego losu. I morał, bowiem pomysł na Zreformowaną Gwiazdkę pod patronatem Jacka Skellingtona, choć zacny w intencjach, w wykonaniu otarł się o katastrofę, uświadamiając jednocześnie nieszczęsnemu królowi Halloween, że kluczem do szczęścia nie jest przyjmowanie cudzych ról i nakładanie masek, ale akceptacja siebie i odwaga odnalezienia uczucia, które jest bliżej niż się wydaje.

Piętnaście lat po premierze, Miasteczko Halloween nie zastarzało się ani odrobinę. To wciąż urzekający, pozytywny film wnoszący świeże spojrzenie do schematycznych świątecznych produkcji. Obraz, przypominający ekscentryczną ilustrację de Chamforta, który twierdził, że "szczęście nie jest rzeczą łatwą - bardzo trudno znaleźć je w sobie, a przecież niepodobna gdzie indziej". Godne polecenia.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta
Reżyseria: Henry Selick
Scenariusz: Tim Burton, Caroline Thompson
Muzyka: Danny Elfman
Zdjęcia: Pete Kozachik



Czytaj również

Dziewczyna z pociągu
Nie pamiętam
- recenzja
Pan Peabody i Sherman
Czy tych wisienek na torcie nie jest za dużo?
- recenzja
Tajemnica Zielonego Królestwa
Epickość najwyższych lotów
- recenzja
Oz Wielki i Potężny
Somewhere over the rainbow
- recenzja
Frankenweenie
Przyjaciel Frankensteina
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.