» Mag: Przebudzenie » Almanach » Metoda w Szaleństwie, Szaleństwo w Metodzie

Metoda w Szaleństwie, Szaleństwo w Metodzie

Drogi Uczniu,

Kiedy dotarły do mnie wieści o straszliwym losie, jaki przypadł w udziale Twoim towarzyszom, muszę przyznać, że pierwszym co odczułam, była ulga. Ulga, że to oni, nie Ty, padli ofiarą jednego z najstraszliwszych losów, jakie mogę sobie z dreszczem przerażenia wyobrazić. Wiem, że nie świadczy to o mnie najlepiej, ale to Ty byłeś moim Uczniem przez te trzy lata, a oni... To tylko maski imion w plotkach i raportach, jakie do mnie docierały. Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz. Nie jestem nieczuła, potrafię zasmucić się ich losem, który wszak zbyt dobrze znam. Szczerze żałuję, że nie dane mi było ich poznać, zanim naznaczył ich najstraszliwszy z moich sennych koszmarów. Mam nadzieję, że wybaczysz mi szczerość i zechcesz wysłuchać słów otuchy i pocieszenia, jakie umieszczę w tym liście. Znasz mnie dobrze, jednakże są w moim życiu i w duszy takie aspekty, które pozostają nieujawnione nawet najbliższemu pośród Śpiących i Przebudzonych, jakim jesteś Ty, mój Uczniu. Wiem, że terminowanie u mnie nie było dla Ciebie doświadczeniem przyjemnym... Doskonale znam swoje wady i słabości - walczę z nimi na co dzień, ale niestety rzadko wygrywam. Wiele bym dała, aby naprawić to, co jest między nami. Nie ukrywam, że stało się to z mojej winy, ale mam nadzieję, że przeczytasz ten list i zrozumiesz mnie na tyle, aby wybaczyć błędy, jakie popełniłam oraz krzywdy, jakich mogłeś doznać. Chcę Ci pokazać, że nie różnimy się aż tak bardzo. Nasze losy stały tak podobne, że nareszcie potrafię zdobyć się na szczerość i wyjawić sekrety, które zatruwały moje serce przez długie lata. Mam nadzieję, że skorzystasz z tej wiedzy i nie powtórzysz moich błędów.

Nigdy nie mówiłam Ci o mym Przebudzeniu, choć nie raz o to pytałeś. Byłam wtedy młodą dziewczyną z dobrego domu, wychowaną pod kloszem, pełną zahamowań i lęków. Wędrówka przez równiny Pandemonium wstrząsnęła mną do głębi i strzaskała moją duszę do tego stopnia, że większość moich zdrowych zmysłów zakrzepła razem z krwią, którą nagryzmoliłam swoje Imię na szczycie Strażnicy Żelaznej Rękawicy. Kiedy po wielodniowej wędrówce moja dusza powróciła do pogrążonego w letargu ciała, w moich oczach odbijał się potworny widok Otchłani, którego zatroskani rodzice nie potrafili znieść. Na szczęście zaprzyjaźniony lekarz okazał się być człowiekiem Labiryntu, przez co szybko trafiłam pod opiekę członków naszego Zakonu. W tamtych czasach duchowo okaleczeni magowie trafiali pod ich troskliwe skrzydła i częstokroć umieszczani byli w Labiryncie Azylu, nie-miejscu umieszczonym w pozaprzestrzeni, którą stworzyć mogli jeszcze nasi prekursorzy ze Strzaskanego Miasta. Przez dziesiątki lat tkwił on zaginiony w bezmiarze nieistnienia, pozbawiony czasu i zamknięty jak owad w bursztynie. Odkryli go wędrowcy Misterium, jednakże potem wielokrotnie przechodził z rąk do rąk, aż wreszcie trafił pod zarząd Strażników, którzy z początku zamienili go w twierdzę. Po jakimś czasie plany uległy zmianie i powstało tam coś w rodzaju szpitala, przytułku dla obłąkanych - zarówno Lunatyków, jak i Przebudzonych. Pracujący tam Strażnicy nosili wiele mówiące miano Opiekunów i właśnie nimi dla nas byli. Uczyli nas, opatrywali, karmili, przebierali i doglądali na każdym kroku, chwytając się wszelkich metod niosących ze sobą szansę wyzdrowienia. Podejmowali przy tym ryzyko, które do dziś mnie przeraża. Niestety, poza nami – względnie nieszkodliwymi - w Azylu trzymano również prawdziwie szalone potwory; psychopatów i krwawych morderców, przy których Kuba Rozpruwacz był jak dziecko wyrywające muchom skrzydełka dla zabawy. Upiorne wrzaski degeneratów niosły się po wymarłych korytarzach wiodących do Czarnego Skrzydła. To o nich szeptaliśmy sobie mrożące krew w żyłach opowieści – o Przebudzonych potworach sycących się krwią swych Braci i pożerających moc ofiar wraz z ich sercami, a wraz z ich mózgami - wiedzę. O przerażająco dzikich zmiennokształtnych bestiach, które zatraciły wszystko, co łączyło je z człowieczeństwem. O spętanych srebrnymi łańcuchami w wyłożonych srebrem celach. O dziesiątkach stalowych trumien, w których zamknięto starożytne i absolutnie nieludzkie wampiry przeszyte kołkami, zamknięte w klatkach obłąkanych snów o morzach krwi. Nasz strach koili Opiekunowie o spokojnych głosach i ciepłych dłoniach, jednocześnie ucząc nas panowania nad własnym ciałem i umysłem - a także mocą w przypadkach takich, jak mój. Pamiętam wszystko, co działo się za tamtymi murami... Jest to zarówno moje przekleństwo, jak i błogosławieństwo. W miarę jak wracałam do zdrowych zmysłów i walczyłam z koszmarnymi snami na jawie, moje wspomnienia stają się coraz wyraźniejsze. Rozpoczęłam pierwsze lekcje magii, które przygotowywały mnie do opuszczenia murów Azylu i wkroczenia w prawdziwy świat, w szeregi Przebudzonych. Nie wiem, jak wiele czasu brakowało mi do pełnego powrotu do zdrowia - ale teraz nie ma to już najmniejszego znaczenia.

Pamiętam Jego przybycie, moment, w którym cały Azyl zadrżał w posadach. Wzrok zamglony i zamazany chwytał na krańcach pola widzenia migoczące, przemykające ohydne kształty myśli, drżących, jęczących w głowach każdego, kto miał nieszczęście przebywać w tym miejscu. Słyszałam zgodny chór obłąkańców z Czarnego Skrzydła, witających go z radością i uwielbieniem upiornymi wrzaskami. Czułam, jak kłębią się towarzyszące mu efemeryczne byty. Sączył w nasze umysły jad, od którego co wrażliwsi pacjenci wili się na posadzce. Wyglądał majestatycznie. Jego oczy płonęły żywym ogniem. Nie była to manifestacja magii Sił, Pierwszej, czy czarny ogień z Otchłani. To było coś innego... Wydawało się czyste i doskonałe, wręcz boskie. Jego głos brzmiał tak kusząco, a aura otaczająca go niosła ze sobą obietnicę czegoś więcej... Ja jednak widziałam wyraźnie poprzez wszystkie te sztuczne wspaniałości. Widziałam obłęd i chaos pełzające za jego oczami.

Ocalił mnie jeden z Opiekunów. Później powiedziano mi, że magia, którą mnie otoczył, z całą pewnością mogłaby ocalić jego samego. Jednakże on postanowił pozostać na miejscu. Czy próbował powstrzymać Siewcę, czy chciał ratować swoich podopiecznych - nie wiem. Wiem tylko, że poświęcił się dla mnie. To ciężar odpowiedzialności, jaki trudno znieść będąc nieszczęsną, przerażoną, na wpół obłąkaną dziewczyną. Zbyt dużo nawet dla Przebudzonej. Nie wiem, jak i kiedy opuściłam Azyl. Strażnik, który mnie odnalazł, wspominał coś o słabym echu bramy w przestrzeni, ale próba jej reaktywowania nie powiodła się. Wydawało mu się, że miejsce do którego prowadziła nie istnieje, lub zmieniło swoje położenie. Całkiem logiczne, zważywszy na fakt, iż przez dwadzieścia kilka lat nikt nie zdołał odnaleźć nawet najmniejszego śladu Azylu w żadnym miejscu ani po tej, ani po tamtej stronie Rękawicy. Nigdy też nie pojawił się choćby ślad żadnego z jego mieszkańców...

Tak... Jestem, kim jestem. Definiuje mnie mój pierwotny, histeryczny strach przez szaleństwem i potworna, chorobliwa obsesja na jego punkcie. Jestem doskonale świadoma, że nie zawsze kontroluję się na tyle, aby nie pozwolić żadnemu z aspektów mego obłędu na decydowanie o tym, co robię i kim jestem. Wiem, że to co piszę może być nieskładne czy nielogiczne, ale sam doskonale wiesz jak to jest, kiedy nie masz władzy nad swoim losem. Ty, który w pierwszych miesiącach po Przebudzeniu potrafiłeś całymi dniami szlochać zamknięty w klatce własnej melancholii. Ty, którego wszelkimi sposobami próbowałam wydostać z zamkniętego kręgu samoponiżania i strachu przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji. Zauważ, jak podobni byliśmy w tym początkowym okresie – oboje szukaliśmy pociechy i desperacko zgłębialiśmy Arkanum Umysłu w poszukiwaniu leku na swoją przypadłość. Wiem, że nie pomogło mi to w opiece nad Tobą, ale musisz wiedzieć, że panicznie bałam się odpowiedzialności i jednocześnie z niezdrową fascynacją obserwowałam w jaki sposób Twoja przypadłość wpływała na magię, jaką władałeś. Wiem, że to brzmi... niezwykle, nawet jak na normy Przebudzonych. Moje życie i umysł pełne są paradoksów, oczywiście wyłącznie logicznych.

Jakkolwiek możesz wspominać spędzone pod moimi skrzydłami czasy, wiedz, że robiłam wszystko co w mojej mocy, nierzadko wspomagana przez innych Strażników, aby choć trochę załagodzić szarpiące Tobą emocje i zaleczyć rany, jakie zadano Twej duszy. Wiem jak bardzo cierpiałeś i jak mało mogłam zrobić by załagodzić te cierpienia, ale częściowo mi się to udało. Moi zwierzchnicy stwierdzili, że najgorsze minęło, a Twoja choroba została w większym stopniu uleczona. A przynajmniej jej objawy... Niestety, wszystko co musiałam zrobić i to, czego robić była nie powinnam wydawało się wznosić między nami mur nie do zburzenia. Twoi towarzysze byli dla mnie zbieraniną wyrzutków. Przeklinałam ich z goryczą i obarczałam winą za własną porażkę. Myślałam, że odebrali mi Ciebie. Byłam wypalona i nurzałam się w ciemnej stronie własnej duszy. A potem wrócił On i za pierwszy cel obrał mojego ucznia. I to mój Uczeń wyszedł cało z tego spotkania...

Wiem, że możesz poniższe notatki uznać za nudne wynurzenia swojej starej mentorki, ale ta wiedza pomoże Ci zrozumieć naturę szaleństwa - jeśli można o takowej w ogóle mówić... Przez wiele lat badałam tą kwestię, częstokroć spotykając się z obłędem w wielu jego postaciach. Odnosząc się do niego ze strachem i fascynacją. Zawsze ze strachem i fascynacją. Zapewne pamiętasz najbardziej klasyczny tekst traktujący o szaleńcach w jednej z ksiąg, jakie przeczytałeś w pierwszych tygodniach swoich nauk. „W szaleństwie jest metoda...”. Tak istotnie bywa, chociaż nie zawsze.

Tych, których można zaszufladkować poprzez ich obłęd, zwykłam określać mianem Prawdziwie Szalonych. W większości są to ci, którzy jeszcze jako Śpiący cierpieli z powodu nieuleczalnego obłędu, który nierzadko stawał się przyczyną ich przebudzenia. Obłąkany umysł często ignoruje codzienność i troski, wędrując po niezwykłych ścieżkach w pogoni za ulotnymi widmami. Podobnie bywa z tymi, którzy są na progu Przebudzenia. Dlatego też stosunkowo łatwo jest ich rozpoznać, szczególnie że bardzo rzadko są w stanie skrywać swoją naturę i moc. Są jednym z największych zagrożeń dla delikatnej materii Zasłony i nieszczęsnych Śpiących, którzy wejdą im w drogę. Niektórzy pozbawieni są jakichkolwiek pozorów moralności i współczucia, a ci, którzy jeszcze je posiadają, targani są niemożliwymi do opanowania namiętnościami Szaleńca. Każdym z nich kieruje tylko jedna reguła – obłęd popychający do powtarzania tych samych schematów zachowań i tych samych błędów. Dlatego łatwo jest wykorzystać przeciwko nim ich własne szaleństwo. Sprytny mag bez większego problemu zdoła wywieść Szaleńca tego rodzaju w pole – wystarczy obserwacja i wnikliwa analiza jego postępowania.

Niestety, nikomu jeszcze nie udało się choćby zbliżyć do uleczenia czy choćby załagodzenia obłędu u Prawdziwie Szalonego maga. Skrzywione i wypaczone ścieżki ich dusz i umysłów nie dają się wyprostować, a wszelka magia odnosi jedynie krótkotrwały skutek, po czym następuje okres pogłębienia stanu szaleństwa, który w pewnych przypadkach nie mijał już nigdy. Stąd smutna konkluzja – są tylko dwa sposoby na unieszkodliwienie Prawdziwie Szalonego maga. Jednym z nich jest zamknięcie go w odosobnieniu i pełna izolacja. Większość można dość łatwo i skutecznie odciąć od świata dobierając odpowiednie środki i stosując je zgodnie z regułami obłędu danego przypadku. Nieliczni mogą zostać umieszczeni w specjalnym Labiryncie i otoczeni innymi magami i Śpiącymi, którzy świadomie lub nie grają w jego grę, traktując obłęd jako najzwyklejszą rzecz na świecie. Drugi sposób... Wielu Prawdziwie Szalonych jest zbyt przepełnionych nienawiścią, goryczą, gniewem, czy strachem, aby można było ich bezpiecznie odizolować, a jakikolwiek nadzór nad nimi nie wchodzi w grę ze względu na wiążące się z tym ryzyko. Tacy Szaleńcy są eliminowani. Szybko, ale z pełną rozwagą i tylko na wniosek kompetentnych Strażników, lub rzadziej (o wiele rzadziej) Konsyliów.

Kolejną grupą obłąkanych, których łatwo wyodrębnić, są Wstrząśnięci. Sam doskonale wiesz, jak wstrząsającym doświadczeniem jest Przebudzenie. Ja doświadczyłam tego w całej rozciągłości i na własnym przykładzie mogę opisać naturę szaleństwa Wstrząśniętych. Przede wszystkim, większość z nich nie utraciła kontaktu ze swoją duszą i życiem. Ciągle kierują się wskazaniami swego moralnego kompasu i głosem sumienia. Potrafią myśleć trzeźwo i zwykle są w stanie przezwyciężyć wpływ szaleństwa na swoje postępowanie wysiłkiem woli. Jako że nie są niewolnikami swego obłędu, mogą szukać pomocy i zwykle to robią, jeśli oczywiście są świadomi tego, co się z nimi dzieje. Niekiedy zdarza się, że odbierają swoje nowo nabyte zdolności i spojrzenie na świat jako element szaleństwa. Najważniejsze jest to, że Wstrząśnięci nie są właściwie Szaleńcami przez duże S, a jedynie magami, którzy ciężko przeżyli swoje Przebudzenie i ciągle cierpią z powodu szoku i oderwania wywołanego nagłą utratą praktycznie wszystkiego, w co do tej pory wierzyli. Można ich uleczyć. Czas i silna wola, wzmocnione światłem Strażnicy płonącym w duszy, potrafią zdziałać cuda. Pomoc, jakiej mogą udzielić im inni Przebudzeni, a niekiedy nawet zwykli Śpiący, jeszcze przyspiesza i ułatwia gojenie się ran umysłu. Oboje wiemy doskonale, że nie zawsze jest to łatwe, i nie zawsze kończy się pełnym sukcesem. Utrata Azylu i Opiekunów utrudniła udzielanie pomocy Wstrząśniętym, ale nadal jest wielu magów, nie tylko Strażników, którzy poświęcają się leczeniu okaleczonych psychicznie towarzyszy i bardzo rzadko zdarzają się przypadki innego ich traktowania. Gdy ktoś próbuje uwięzić, lub odizolować jednego z Wstrząśniętych, jest to raczej oznaka niekompetencji, lub po prostu głupoty. Na temat tych, którzy szukają kategorycznych rozwiązań nie będę się wypowiadała... Mogą szybko skończyć o wiele gorzej, niż ich ofiary.

Ścieżka Mądrości jest trudna. Wielu magów uważa, iż dzięki swojej mocy w jakiś sposób wznoszą się ponad to wszystko, co uważali za ważne i właściwe, kiedy jeszcze byli Śpiącymi. Inni z kolei upajają się swoją mocą i powoli zatracają się w niej, zrywając wszelkie więzy ze światem „zwykłych śmiertelników”. Są też tacy, którzy chcą używać swoich mocy dla dobra innych, jednakże ich pojęcie dobra coraz bardziej się wypacza, nawet jeśli z początku mieli oni szczere intencje. Staczają się ze Ścieżki. Błądzą. W końcu Upadają, ze zszarganą duszą unurzaną w nieprawości i plugastwach, jakie czynią w swym narastającym obłędzie. Siewca Obłędu jest właśnie kimś takim, zadufanym i pełnym Pychy, nieprzeciętnie przekonanym o własnej wyjątkowości nawet jak normy Przebudzonych. Upadek przyprawił go o szaleństwo tak głębokie, że odbija ono swoje piętno na całym otoczeniu. Tym są właśnie Upadli – prawdziwymi awatarami obłędu, napędzanymi jedynie przez najbardziej prymitywne pragnienia przefiltrowane przez strzaskane zwierciadło spaczonej duszy. Bardzo rzadko któremukolwiek z nich udaje się odnaleźć na nowo Ścieżkę. Niewielu Przebudzonych decyduje się wyciągnąć do nich pomocną dłoń, gdyż ci, którzy próbują, zbyt często płacą za to słoną cenę. Zdegenerowani i niemoralni, Upadli zwykle nie cofają się przed niczym, byle tylko nasycić swoje żądze. Niektórzy z nich nie są we własnym mniemaniu źli - jedynie niezrozumieni. Inni z kolei nie uważają innych istot za rzeczywiste, czy warte uwagi. W swoich badaniach skłaniam się ku poglądowi, że Upadli, tak samo jak Prawdziwie Szaleni, widzą rzeczywistość zupełnie inną niż jest ona naprawdę, przez co - świadomie albo i nie - starają się swoją wizję wprowadzić w życie, nie zważając na nic i na nikogo. Wielu magów, którzy spotkali takich Szaleńców zauważa, iż w ogóle nie przejmują się oni Paradoksami wywołanymi magią, a czasami nawet zdają się nimi karmić albo je wzmacniać - w co jednak wciąż nie mogę do końca uwierzyć.
Upadli są najczęściej jednocześnie przebiegli i bezmyślni, ich szaleństwo nigdy nie jest przewidywalne. Niektórzy zdają się podlegać pływom i cyklom wyznaczanym przez nieznane czynniki, które wzmacniają i osłabiają ich obłęd, a także zmieniają go na różne sposoby. Jeden z raportów sprzed kilkuset lat opisuje Upadłego Obrimosa, który w pewne dni zdradzał oznaki rozsądku i świadomości, a w inne rozpętywał mocą swojej magii kompletne piekło w porywach naprzemiennego gniewu i smutku. Zawsze są oni zagrożeniem dla Zasłony, oczywistymi i groźnymi przeciwnikami, którym każdy Strażnik winien stawiać czoła... Jednakże tylko wtedy, gdy nie jest to zbyt niebezpieczne. Większość Upadłych zdołała nabrać doświadczenia, a ich brak skrupułów tylko poszerza wachlarz ich możliwości – plugawe rytuały, ofiary z ludzi, kradzieże dusz, wysysanie życia... Nierzadko cała kabała magów to mało, aby pokonać potężnego i sprytnego Szalonego. Ale to już sam wiesz, drogi Uczniu.

Strzaskani to najbardziej nieszczęśliwe dusze spośród wszystkich Szaleńców. Są to ci, których Przebudzenie złamało nieodwracalnie, niszcząc ich wrażliwą psychikę. Emocjonalny i duchowy chaos, jaki jest ich udziałem, wyklucza jakiekolwiek możliwości wpłynięcia na nich, zarówno metodami normalnymi, jak i magią Umysłu. Strzaskani są istotami chaosu, nieprzewidywalnymi, niemoralnymi i śmiertelnie niebezpiecznymi. Otaczają ich wielowarstwowe zasłony Paradoksów i wypaczonych zaklęć, przez co jakiekolwiek próby wpłynięcia na nich magicznie to prawdziwe igranie z losem, szczególnie że nie sposób przewidzieć reakcji Szaleńca na taką prowokację. Strzaskani z pozoru podobni są do Prawdziwie Szalonych, jednakże są oni istotami z gruntu magicznymi. Ich wola, chociaż niekontrolowana i oddana kaprysom całkowicie obłąkanego umysłu, zdaje się być w pełni zdolna do tworzenia Imago zaklęcia pod wpływem najdrobniejszej myśli. Posługują się magią bez ograniczeń, posługując się nią tak naturalnie jak chociażby wzrokiem czy dłońmi. Większość z nich szybko kończy swój żywot w ten, czy inny sposób – trafiają do szpitali psychiatrycznych jako przypadki beznadziejne, giną w starciach z innymi magami, wilkołakami, czy choćby policją. Wreszcie, niekiedy po prostu gasną, wypalają się, tak jakby szaleństwo pożerało ich fizycznie od środka. Przypadków uleczenia Strzaskanego maga nie zanotowano, jednakże w archiwach natrafiłam na dwa przypadki, w których szaleństwo ustąpiło samoistnie. W jednym przypadku mag zachował świadomość i pamięć wcześniejszych wydarzeń, co okazało się zbyt wielką presją – w końcu popełnił samobójstwo w dość spektakularny sposób. W drugim przypadku czarodziejka wydawała się wypalać w swoim szaleństwie, aż wreszcie wygasło ono całkowicie, pozostawiając ją w stanie półświadomego istnienia podobnego do autyzmu, w któym utraciła ona możliwość czynienia magii. Ze względu na swoją nieprzewidywalność i brak jakichkolwiek zahamowań Strzaskani są ogromnym zagrożeniem dla Zasłony i w większości przypadków szybko podejmowana jest decyzja o ich likwidacji. Niewielu Strażników podejmuje się próby schwytania żywcem jednego ze Strzaskanych w celu uwięzienia go. (...)


Labirynt Azylu

Azyl jest jednym z najstarszych znanych nie-miejsc, do których dostęp mieli Strażnicy Zasłony. Przez kilkaset lat, tj. od czasu odnalezienia owego nie-miejsca, Azyl był fortecą Zakonu, w której zbierali się najbardziej szanowani jego członkowie w celu przedyskutowania palących spraw, miejscem szkolenia najbardziej obiecujących Strażników i bazą wypadową oddziałów zabójców. Tak było aż do czasu, gdy pojawili się Opiekunowie. Dotychczasowi mieszkańcy Azylu po prostu ustąpili im miejsca, przenosząc się do innych baz Zakonu. Opiekunowie, tworzący jedno z najbardziej wymagających i pacyfistycznych Dziedzictw, zajęli się dziełem, do którego zostali powołani – leczeniem obłąkanych magów i izolowaniem nieuleczalnie Szalonych. Z czasem do ich pacjentów dołączyli Lunatycy, Proximii, a nawet istoty takie jak wilkołaki czy odmieńcy, zaś w podziemiach pojawiły stalowe sarkofagi więżące w letargu obłąkane wampiry. Rozmiary i zabezpieczenia strzegące owego nie-miejsca z całą pewnością są imponujące, tym bardziej przerażający jest fakt jego opanowania przez jednego szaleńca, który w dodatku potrafił spowodować jego zniknięcie.

Siewca Obłędu

Kim jest Siewca? Najłatwiej można zakwalifikować go jako Upadłego, który w swojej Pysze i megalomanii uznał obłęd za błogosławieństwo, wyższy poziom oświecenia, kolejny etap mistycznego rozwoju. Jako że – przynajmiej we własnym mniemaniu – był idealistą i altruistą, postanowił tym darem podzielić się ze wszystkimi Śpiącymi i Przebudzonymi. W połączeniu z mocą, jaką zgromadził, stał się on przeciwnikiem z najwyższej półki – jego mistrzostwo w arkanach Umysłu i Przestrzeni jest niezaprzeczalne. Informacje o jego działalności nie są łatwe do zdobycia, szczególnie że jego istnienie jest przez wielu magów uznawane za co najmniej wątpliwe. Niestety, jest on jak najbardziej realnym zagrożeniem, którego obawiają się nawet najpotężniejsi Strażnicy Zasłony. Żadna z kabał, która postawiły sobie za cel konfrontację z Siewcą i położenie kresu jego obłąkanej misji nie przetrwała, a wielu spośród magów, którzy się z nim starli, powiększyło szeregi jego wyznawców lub popadło w poważny, niekiedy nieuleczalny obłęd. Wielu spośród polujących na tego Szaleńca próbowało dotrzeć do informacji na jego temat, ale nikomu się to nie udało – większość z tych, którzy mogliby coś wiedzieć, nabiera wody w usta lub wypiera się jakiejkolwiek wiedzy.

Można przyjąć, że Siewca jest magiem ścieżki Mastigos, należącym do niezidentyfikowanego Dziedzictwa. Jest Arcymistrzem Umysłu, a prawdopodobnie również Przestrzeni.Wiadomo, iż towarzyszy mu świta Duchów z Chóru Obłędu, a niekiedy i jego wyznawcy – zarówno szaleni Śpiący, Lunatycy, Proximii, jak i Przebudzeni oraz inne istoty nadnaturalne. Można przypisać mu trzy spośród poważnych schorzeń psychicznych: megalomanię, schizofrenię oraz obsesję. Najprawdopodobniej był on jednym ze znaczących magów Srebrnych Szczebli – Zakon ten wysłał przeciwko niemu kilka kabał, z których tylko jedna przetrwała spotkanie, salwując się ucieczką. Jest odpowiedzialny za Przebudzenie kilkunastu osób, praktycznie wszystkie są nieodwracalnie obłąkane.

Spaczenie Cnoty

Wielu Szaleńców nie tylko traci sumienie i hamulce moralne, ale też widzi samo pojęcie dobra przez pryzmat własnego obłędu. Doskonałym przykładem jest tutaj Siewca Obłędu, który uważa, iż jego „oświecenie” to dar, którym nie może nie podzielić się z innymi (jego Cnotą jest Szczodrość). W tym przypadku wypaczona przez obłęd Cnota zaczyna działać dwoiście – zarówno pozwalając Siewcy odzyskać wszystkie wydane punkty Siły Woli, kiedy uda mu się „oświecić” innego Przebudzonego, jak i jeden punkt, gdy pozwoli Śpiącemu, Lunatykowi czy Proximusowi „zobaczyć światło”. W podobny sposób działają inni Szaleńcy, definiując dobro tylko wedle własnych, szalonych norm...
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Mój dom to moja twierdza
Czyli o zalecie Sanktum w Przebudzeniu.
Jak projektować kronikę do Wampira: Requiem?

Komentarze


Turel
   
Ocena:
0
Hej, fajne. Im głębiej w teskt, tym coraz głośniej słyszałem z tyłu głowy "malkaviaaaaan", szczególnie podczas czytania fragmentu o Siewcy w ramce. A to dobrze, mam sympatię do motywu szaleństwa (obok religijności) w RPG. :]

Z uwag: troszkę się rozczarowałem, że złamano kompozycję, nie wyjaśniając ostatecznie, o co chodziło z pierwszym akapitem. Zostawiono otwarty wątek, który mógł posłużyć jako ciekawe zakończenie.

Dobry materiał inspiracyjny na solidnego (acz prostego) antagonistę do Maga.
30-05-2008 01:27
Kot
    Dziękuję bardzo
Ocena:
0
Hem... Kompozycję złamano ze względu na czytelność tekstu. Gdyby nie Kitiara, artykuł powędrowałby jeszcze do kilku korekt. (Wielkie dzięki tak przy okazji.)
Forma jest dość specyficzna, jak przystało na list lekko szalonej Przebudzonej do jej również zwichrowanego psychicznie ucznia.

Artykuł jest tak właściwie częścią pierwszą, druga będzie już opisywała konkretne aspekty szaleństwa związanego z magią i ich wykorzystania, wraz z rozwiązaniami mechanicznymi, nowymi rotami i atutami.

P.S. Na poważnie chciałbym rozpisać niby-konkurs na Imiona-Maski Mistrzyni i Ucznia. Te które mam jak na razie nie są zbyt odpowiednie, a część druga artykułu będzie wymagała ich wykorzystania.
30-05-2008 14:59

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.