15-10-2010 13:57
Metafizyka, agresja i pływanie w zbroi
W działach: rozmyślania | Odsłony: 193
Notka powstaje po części z mojej dzikiej chęci nawracania innych osób (którą wpoiło mi rzymskokatolickie wychowanie), po części z irytacji podczas obserwowania kolejnych flejmów (którą wywołuje u mnie jakakolwiek wiedza [?]), po części zaś z czystej złośliwości odnośnie wspomnianych flejmowiczów (to sam w sobie zakorzeniłem) czy mnie samego (tu znowu kwestia wychowania). Oczywiście, nie mam najmniejszej nadziei, że kogokolwiek nawrócę, ale jeśli choć jedna osoba uzna tekst za wartościowy, to znaczy, że jest dla kogo pisać, nieprawda?
Jestem studentem historii. Wielkiej wiedzy może nie posiadam i za żadnego specjalistę się nie uważam. Budzi się jednak we mnie nadzieja, kiedy okazuje się, że podczas kolejnego burzliwego sporu o nic, potrafię po prostu się nie dopisać. Burzliwe spory zaś (szczególnie te internetowe) są tak długie i obszerne, tak fachowo i retorycznie pisane, jak bezsensowne i bezwartościowe. Ludzie po prostu lubią się kłócić.
Ostatnim takim był bodajże spór na temat noszenia zbroi, który wywiązał się pod najnowszym filmikiem Khakiego. Wielu ludzi, których szanuję, bo ich znam albo czytam ich wpisy, weszło po pachy w błocko i przepychało się, kto ma rację - czy w zbroi można pływać, czy nie, ile ważyła, ile kiedy ważyła, z czego i jak była robiona, et cetera, et cetera. Spisana problematyka mogłaby posłużyć za konspekt do fajnej pracy historycznej - oczywiście z tą różnicą, że historyk wiedziałby, o czym mówi.
Dobra, przejdźmy do clue, bo zawodzę już zbyt długo, omijając temat. Wiem, jak powstają takie spory. Wyobraźmy sobie Kowalskiego, który bardzo lubi grać w RPG w realiach fantasy i którego interesuje problem zbroi. Kowalski wie, że zbroja jest ciężka i najpewniej nie da się w niej przepłynąć rzeki. Ale! Kowalski ma znajomego z bractwa, który powiedział mu, że "to totalna bzdura, w zbroi można latać, ile się chce i nikogo to nie zmęczy!". Kowalski wdaje się więc w spór z Nowakiem, który twierdzi uparcie, że w zbroi pływać się nie da. Nowak bowiem czytał nowy artykuł profesora Pawlaka, w którym wyczytał, że uciekający z bitwy Król Wacuś utonął podczas przeprawy przez rzekę, bo zbroja ciągnęła go na dół. W dyskusję wtrąca się za chwilę Brzęczyszczykiewicz, który jest lekkoatletą i który twierdzi, że skoro jest w stanie przepłynąć dwadzieścia długości basenu z lekką zadyszką, to i w zbroi ze dwie dałby radę.
Teraz tak:
Po pierwsze - nie ma jednej prawdy
Nie wiem, czy to wpływ socjalistycznych metafizyków, czy po prostu ludzka głupota, ale dziś wszyscy chcieliby sprowadzić każdy problem do jednego, uniwersalnego rozwiązania. Takiego nie ma.
W spisie podstawowych błędów w myśleniu (lepszej strony nie znalazłem, sorki za ten link) czytamy o błędzie, zwanym po prostu cytowaniem eksperta.
"Ktoś narzuca ci swoje poglądy, powołując się na autorytet w danej dziedzinie. W rzeczywistości bycie ekspertem nie oznacza, że posiadło się monopol na prawdę, w dzisiejszych czasach bowiem specjaliści w danej dziedzinie miewają skrajnie odmienne poglądy."
I jest to absolutna prawda. Jakiekolwiek autorytety, powoływane do dyskusji (autorytety w stylu - kolega z bractwa, artykuł i lekkoatleta) mogą mieć odmienne zdanie, odmienne doświadczenia i odmienne, różne opinie, co nie czyni ich gorszymi autorytetami. Pomijając, że żaden w nich nie pływał w zbroi. A nawet gdyby pływał, ich wypowiedź nie miałaby charakteru prawy uniwersalnej, ponieważ...
Po drugie - historia to nauka
Ponieważ wszystko zależy od indywidualnego przypadku. Historia to nauka, dająca nam pewne - bardziej lub mniej prawdopodobne - teorie na temat tego, jak było kiedyś. Do końca wciąz nie wiemy, ile ważył dany człowiek, co jadał, jak to wpływało na jego kondycję. Pomijając nawet kwestię historii - zauważcie, na jakie ważkie treści powoływali się panowie w moim przykładzie.
--- i teraz clue ----
Wszak kolega z bractwa mógł być wielkim i ciężkim, świetnie odżywionym chłopem akurat w kwiecie wieku, który pod ręką cały czas miał wodę i bieganie w zbroi cały dzień nie zrobiło mu problemu. Lekkoatleta mógł w życiu nie pływać z obciążeniem i nie mieć pojęcia, jaka to różnica, mógł też tylko raz w życiu przepłynąć bez zadyszki dwadzieścia długości basenu i więcej nie próbować. Uciekający Król Wacuś mógł być po czterdziestogodzinnej walce i dwudniowej ucieczce konnej, mógł dostać udaru albo być ogłuszony podczas pływania, mógł zahaczyć o skałę i być porwany przez prąd, a zbroja stanowiła tą kropelkę w czarze, przez którą osłabły nie wyrwał się z siły rzece.
To tak jak z wielokrotnie wałkowaną walką. Świetny szermierz kontra chłop z mieczem to żaden przykład, by faktycznie zadać komuś kłam albo uznać wypadek za prawdopodobny, trzeba mieć trochę więcej danych. Może rycerz był podpity, może nie, może chłop wyglądał na szczególnie agresywnego i ten się wystraszył, może przypominał mu ojca, może podłoże było problematyczne dla ciężkiego obuwia rycerza, może słońce świeciło w inną stronę, może chłop miał akurat szczęście i szybciej uniósł dłoń, może włosy w pewnym momencie zaszły szlachcicowi na oczy, może miał gorszy dzień, słabsze samopoczucie, a chłop bzykał wczoraj córkę młynarza i dziś dzień był jego najszczęśliwszym, przez co zmysły tę ciutkę - tę potrzebną ciutkę - akurat mu się wyostrzyły?
Oczywiście te przykłady to przesada, chcę tylko podkreślić pewną rzecz. Kłócąc się o pierdoły, o których nigdy nie dowiemy się wszystkiego, robimy głupców tak z siebie, jak z dyskutantów. Czasem warto przyjąć margines własnego błędu i stosować go już przed wypowiedzeniem się w danej kwestii. Chciałbym, żeby ktokolwiek załapał to, choćby w mdłej dyspucie o pływaniu w zbroi.
Pozdrawiam
Khil
PS. Według mnie w zbroi da się przepłynąć rzekę, ale zależnie od okoliczności może ona to przepłynięcie utrudnić - albo i uniemożliwić. Wydaje mi się, że jest to sąd nieco rozsądniejszy, niż "tak i już". Ale może to tylko ja.
Jestem studentem historii. Wielkiej wiedzy może nie posiadam i za żadnego specjalistę się nie uważam. Budzi się jednak we mnie nadzieja, kiedy okazuje się, że podczas kolejnego burzliwego sporu o nic, potrafię po prostu się nie dopisać. Burzliwe spory zaś (szczególnie te internetowe) są tak długie i obszerne, tak fachowo i retorycznie pisane, jak bezsensowne i bezwartościowe. Ludzie po prostu lubią się kłócić.
Ostatnim takim był bodajże spór na temat noszenia zbroi, który wywiązał się pod najnowszym filmikiem Khakiego. Wielu ludzi, których szanuję, bo ich znam albo czytam ich wpisy, weszło po pachy w błocko i przepychało się, kto ma rację - czy w zbroi można pływać, czy nie, ile ważyła, ile kiedy ważyła, z czego i jak była robiona, et cetera, et cetera. Spisana problematyka mogłaby posłużyć za konspekt do fajnej pracy historycznej - oczywiście z tą różnicą, że historyk wiedziałby, o czym mówi.
Dobra, przejdźmy do clue, bo zawodzę już zbyt długo, omijając temat. Wiem, jak powstają takie spory. Wyobraźmy sobie Kowalskiego, który bardzo lubi grać w RPG w realiach fantasy i którego interesuje problem zbroi. Kowalski wie, że zbroja jest ciężka i najpewniej nie da się w niej przepłynąć rzeki. Ale! Kowalski ma znajomego z bractwa, który powiedział mu, że "to totalna bzdura, w zbroi można latać, ile się chce i nikogo to nie zmęczy!". Kowalski wdaje się więc w spór z Nowakiem, który twierdzi uparcie, że w zbroi pływać się nie da. Nowak bowiem czytał nowy artykuł profesora Pawlaka, w którym wyczytał, że uciekający z bitwy Król Wacuś utonął podczas przeprawy przez rzekę, bo zbroja ciągnęła go na dół. W dyskusję wtrąca się za chwilę Brzęczyszczykiewicz, który jest lekkoatletą i który twierdzi, że skoro jest w stanie przepłynąć dwadzieścia długości basenu z lekką zadyszką, to i w zbroi ze dwie dałby radę.
Teraz tak:
Po pierwsze - nie ma jednej prawdy
Nie wiem, czy to wpływ socjalistycznych metafizyków, czy po prostu ludzka głupota, ale dziś wszyscy chcieliby sprowadzić każdy problem do jednego, uniwersalnego rozwiązania. Takiego nie ma.
W spisie podstawowych błędów w myśleniu (lepszej strony nie znalazłem, sorki za ten link) czytamy o błędzie, zwanym po prostu cytowaniem eksperta.
"Ktoś narzuca ci swoje poglądy, powołując się na autorytet w danej dziedzinie. W rzeczywistości bycie ekspertem nie oznacza, że posiadło się monopol na prawdę, w dzisiejszych czasach bowiem specjaliści w danej dziedzinie miewają skrajnie odmienne poglądy."
I jest to absolutna prawda. Jakiekolwiek autorytety, powoływane do dyskusji (autorytety w stylu - kolega z bractwa, artykuł i lekkoatleta) mogą mieć odmienne zdanie, odmienne doświadczenia i odmienne, różne opinie, co nie czyni ich gorszymi autorytetami. Pomijając, że żaden w nich nie pływał w zbroi. A nawet gdyby pływał, ich wypowiedź nie miałaby charakteru prawy uniwersalnej, ponieważ...
Po drugie - historia to nauka
Ponieważ wszystko zależy od indywidualnego przypadku. Historia to nauka, dająca nam pewne - bardziej lub mniej prawdopodobne - teorie na temat tego, jak było kiedyś. Do końca wciąz nie wiemy, ile ważył dany człowiek, co jadał, jak to wpływało na jego kondycję. Pomijając nawet kwestię historii - zauważcie, na jakie ważkie treści powoływali się panowie w moim przykładzie.
--- i teraz clue ----
Wszak kolega z bractwa mógł być wielkim i ciężkim, świetnie odżywionym chłopem akurat w kwiecie wieku, który pod ręką cały czas miał wodę i bieganie w zbroi cały dzień nie zrobiło mu problemu. Lekkoatleta mógł w życiu nie pływać z obciążeniem i nie mieć pojęcia, jaka to różnica, mógł też tylko raz w życiu przepłynąć bez zadyszki dwadzieścia długości basenu i więcej nie próbować. Uciekający Król Wacuś mógł być po czterdziestogodzinnej walce i dwudniowej ucieczce konnej, mógł dostać udaru albo być ogłuszony podczas pływania, mógł zahaczyć o skałę i być porwany przez prąd, a zbroja stanowiła tą kropelkę w czarze, przez którą osłabły nie wyrwał się z siły rzece.
To tak jak z wielokrotnie wałkowaną walką. Świetny szermierz kontra chłop z mieczem to żaden przykład, by faktycznie zadać komuś kłam albo uznać wypadek za prawdopodobny, trzeba mieć trochę więcej danych. Może rycerz był podpity, może nie, może chłop wyglądał na szczególnie agresywnego i ten się wystraszył, może przypominał mu ojca, może podłoże było problematyczne dla ciężkiego obuwia rycerza, może słońce świeciło w inną stronę, może chłop miał akurat szczęście i szybciej uniósł dłoń, może włosy w pewnym momencie zaszły szlachcicowi na oczy, może miał gorszy dzień, słabsze samopoczucie, a chłop bzykał wczoraj córkę młynarza i dziś dzień był jego najszczęśliwszym, przez co zmysły tę ciutkę - tę potrzebną ciutkę - akurat mu się wyostrzyły?
Oczywiście te przykłady to przesada, chcę tylko podkreślić pewną rzecz. Kłócąc się o pierdoły, o których nigdy nie dowiemy się wszystkiego, robimy głupców tak z siebie, jak z dyskutantów. Czasem warto przyjąć margines własnego błędu i stosować go już przed wypowiedzeniem się w danej kwestii. Chciałbym, żeby ktokolwiek załapał to, choćby w mdłej dyspucie o pływaniu w zbroi.
Pozdrawiam
Khil
PS. Według mnie w zbroi da się przepłynąć rzekę, ale zależnie od okoliczności może ona to przepłynięcie utrudnić - albo i uniemożliwić. Wydaje mi się, że jest to sąd nieco rozsądniejszy, niż "tak i już". Ale może to tylko ja.
31
Notka polecana przez: AdamWaskiewicz, Aesandill, Bortasz, bukszpan, Czarny, de99ial, Draker, dzemeuksis, Farindel, Furiath, goracepapu, Kumo, Malaggar, Miya, Ninetongues, oddtail, Pahvlo, Petra Bootmann, rdo, Savarian, Scobin, Senthe, Squid, Steenan, Szeolita, Tarkis, Vindreal, von Mansfeld, zegarmistrz
Poleć innym tę notkę