Merkury - Ben Bova

Zemsta najlepiej smakuje na zimno

Autor: Michał 'ShpaQ' Laszuk

Merkury - Ben Bova
Długie, tasiemcowe wręcz, serie wydawnicze nieodmiennie mnie fascynują i jednocześnie przerażają. Nie jest dla autora rzeczą łatwą, żeby przez kolejnych kilkanaście czy kilkadziesiąt tomów utrzymywać spójność, a zarazem w jakiś sposób zaskakiwać czytelników. Bo w końcu, kto lubi wielokrotnie odgrzewane kotlety? Ale Ben Bova, mimo że wyspecjalizował się w pisaniu takiego właśnie tasiemca, serwuje coś znacznie lepszego niż "ucztę" z drugiej ręki. On podaje czytelnikowi całkiem nową, wieloskładnikową potrawę, a ostatnim efektem jego "kucharzenia" jest kolejny tom cyklu Droga przez układ słoneczny o, jakże by inaczej, wdzięcznym tytule, Merkury. I jest to opowieść o zemście, jakiej nie znacie...

W literaturze fantastycznej pomysł zbudowania kosmicznej windy nie jest nowy - ba, należy nawet do klasyki wspomnianego gatunku i tymże właśnie motywem postanowił posłużyć się Bova. Mylą się jednak Ci, którzy sądzą, że jest to wspomniany odgrzewany kotlet. Co to, to nie. Autor bowiem, umiejętnie wykorzystując znany motyw, napisał coś zupełnie odmiennego od dotychczasowych wyobrażeń. Owa "kosmiczna winda" nie stanowi, jak mogłoby się niektórym wydawać, esencji powieści, ale jest jedynie tłem, powodem, dla którego toczy się jej dalsza fabuła. Czemu akurat tak? Ano dlatego, że ta wspaniała budowla musi runąć. I bynajmniej nie z powodu złego projektu czy wykonania, w żadnym razie. Kosmiczna winda jest po prostu solą w oku korporacji, zajmujących się transportowaniem na orbitę wszelakich dóbr i czerpiących z tego procederu krociowe zyski, oraz Nowej Moralności - zinstytucjonalizowanej religii w postapokaliptycznym świecie Bovy. To, co obraża Stwórcę, musi zostać zniszczone. Pal sześć miliardy ofiar i niewyobrażalne straty materialne - dzieła należy dokonać. Zemsty też, bowiem konstruktor wcale nie zamierza zostawić sprawy własnemu, czyli kompletnie nijakiemu, losowi i zaczyna działać.

Dzięki użyciu oklepanego schematu Bova zapewnił swojej powieści doskonałe tło i tym samym mógł skupić się na konstrukcji fabuły, kreacji bohaterów i dopracowywaniu miliona szczegółów jakimi zostałem zasypany podczas lektury. I bardzo dobrze, bo przy okazji zemsty na winnych zniszczenia, marzeń ludzkości o sięgnięciu gwiazd przy pomocy czegoś tak trywialnego jak winda, Bova przygotował jeszcze inne atrakcje. Nie wiem czemu, ale, mimo że w swoim życiu pochłonąłem większość jego książek, każda w jakiś sposób mnie zaskakuje. Tym razem autor w wyjątkowo perfidny i obrazowy sposób obnaża mechanizmy władzy religijnej oraz środowisko zazdrosnych naukowców, a przy okazji znajduje jeszcze trochę miejsca żeby dopiec biurokracji, systemowi penitencjarnemu i kilku innym znanym i kochanym instytucjom pożytku publicznego. Robi to oczywiście z właściwą sobie gracją, zostawiając mnóstwo miejsca na samodzielną interpretację, dzięki czemu czujemy, że nie narzuca nam swojej wizji, a jedynie ukierunkowuje tok myślenia. Dodatkowo, serwuje nam swoje zwyczajowe studium socjologiczne, tym razem konkretnych, wcale niemałych, społeczności.

Bohaterowie Merkurego są zrobieni naprawdę dobrze. Bardzo łatwo się z nimi zżyć - nawet z tymi, o których wiadomo, że pójdą do odstrzału. Są wręcz niesamowicie ludzcy. Widać, że Bova wlał w nich cząstkę życia, jakiej nie powstydziliby się klasycy literatury i to nie tylko fantastycznej.

Ciekawa jest również kompozycja powieści. Nie jest to bowiem standardowa, liniowa fabuła do jakiej twórcy niemal z uporem maniaka nas przyzwyczajają. Często zmienia się czas akcji, dzięki czemu czytelnik, kawałek po kawałku, odkrywa elementy układanki, które dopiero w końcowej fazie powieści dają się złożyć w jedną całość. Autor dozuje je bardzo umiejętnie i nadzwyczaj oszczędnie. Niech i czytelnik się trochę pomęczy. Niby dlaczego ma dostać wszystko podane jak na tacy? Krytyczny odbiór literatury jest przecież wskazany, prawda?

Wszystkie powyższe elementy składają się na naprawdę świetną powieść, która, podobnie jak inne tomy Drogi przez układ słoneczny, stanowi również odrębną historię, dającą się czytać bez znajomości całej reszty. A to się bardzo chwali. Nie rozwodząc się dłużej - szczerze polecam. Książka warta każdej wydanej na nią złotówki.

Dziękuję wydawnictwu Solaris za udostępnienie książki do recenzji.