» Blog » Max Rockatansky Strikes Back
26-05-2015 21:18

Max Rockatansky Strikes Back

W działach: film | Odsłony: 770

Max Rockatansky Strikes Back

George Miller wrócił do swojej sztandarowej serii i, ni z beczki ni z teczki, skręcił czwartego Mad Maxa. Technika filmowa poszła znacznie do przodu, film wygląda jak zrobiony przez kogoś młodszego. Ale nie uprzedzajmy. Pewne spoilery w dalszej części, ale luz, to nie jest film z twistami. Niemniej jednak, jeśli jeszcze filmu nie widziałaś - marsz do kina, do czytania zapraszam potem. Największy spojler jest taki, że Max Rockatansky nie jest głównym bohaterem. Ale ponownie – nie uprzedzajmy.

Trailery były tak napakowane akcją, że można było pomyśleć, że pokazały wszystko co było do pokazania.

[Polter cenzura] tam pokazały, tyle wam powiem.

Kina akcji chyba nie da się bardziej docisnąć do ściany bez popadania w kompletny chaos i przyprawiania widza o ból głowy (tak jak w kilku mocniejszych produkcjach japońskich). Akcja chwyta za gardło i nie puszcza do końca. Samochody wybuchają, są kawałkowane, miażdżone i ogólnie traktowane bardzo mało ostrożnie. Ludzie są miażdżeni przez koła i burty pojazdów, wysadzani w powietrze i [Polter cenzura] wie co jeszcze. Kilku miłosiernie tylko zastrzelili. Najbrutalniejsze sceny (urwanie twarzy Immortanowi, rozrywanie na kawałki trepów) są pokazane błyskawicznie, nie ma za bardzo epatowania gore, szczególnie w porównaniu do Mad Maxa i Road Warriora. Dokładnie miałem okazję wszystko zobaczyć dopiero za drugim razem, kiedy wiedziałem kiedy patrzeć – tak, byłem w kinie i drugi raz.

Furiath by się [Polter cenzura], tyle tu patentów, których on do swoich sesji nie wymyślił. Armia fanatycznych samobójców chromujących usta tuż przed śmiercią i karmionych transfuzjami krwi oraz ludzkim mlekiem, jadąca do walki w rytm bębnów i riffów wycinanych przez podwieszonego na samochodzie ślepego mutanta-gitarzystę, istnego Ayatollah of rock’n’rolla plującego dźwiękami równie gęsto co ogniem (z gitary). Bullet Farmer mający naboje zamiast zębów oraz czapkę z pasów z nabojami. Ludożerca – liczykrupa, wyglądający jak skrzyżowanie lynchowskiego barona Harkonnena z Pinheadem (spasła masa z problemami dermatologicznymi, ubrany w staroświecki gajer, tyle że z otworami na sutki, do których przyczepione są łańcuchy). Immortan Joe wyglądający jak czempion Chaosu (tak dokładnie to chyba Nurgla). Pełna wystawa ekscentryków w ich ekscentrycznych samochodach. Kult V8 i mitologiczno-językowy patchwork (domyślam się, że scenarzyści wiedzieli, że powinno być Imperatrix Furiosa, a nie Imperator i zrobili to celowo z błędem gramatycznym). Taki szczegół, jak widoczna przez pół sekundy twarz lalki przyczepiona z tyłu głowy jednego z mooków. Na postapokaliptycznym pustkowiu liczy się styl i ten film stylu ma od [Polter cenzura].

Przestrzeń. Pierwsze dwa Mad Maxy (oglądałem maraton, a co!) były ciasne, miało się wrażenie, że dzieją się na bardzo małym obszarze. Tutaj mają rozmach. Czuć, że pustkowia są wielkie. Mamy też zróżnicowanie terenów. Nie samą pustynią człowiek żyje. Niektóre rzeczy są fajoskie, mimo że nie ma to żadnego znaczenia – wozy buzzardów, dziwne postacie na szczudłach chodzące po bagnach – to tylko flavor, ale robi ten film. Nie wiemy kim są, skąd się wzięli, ani dokąd zmierzają, są gdzieś w tym świecie dziwne krainy i ich dziwni mieszkańcy.

Tempo jest doskonale wyważone, nie ma ani chwili nudy, jeśli jakaś scena nie jest intensywna intensywnością akcji to dzieją się rzeczy intensywne emocjonalnie. Dialogów nie ma za dużo, ale może to i dobrze – brak jest charakterystycznych dla współczesnego kina akcji mdłych onelinerów. Dużo się nie mówi, ale to dlatego, że Fury Road to doskonały przykład umiejętnego zastosowania zasady show, don’t tell.

Oglądając film w maratonie, można było wyłapać pewne rzeczy – Immortan Joe podobnie jak Humungus w Road Warriorze nie pokazuje twarzy. To taka hollywoodzka klisza, że jak ktoś przez cały film chodzi w masce, to na koniec ją zdejmuje. Tutaj, podobnie jak w Mad Maxie 2 – nie. Owszem, na koniec mamy Joego bez maski, ale nie ma również tej części twarzy, którą maska zasłaniała. Nigdy nie dowiadujemy się, jak wyglądał naprawdę.

Widać też wyraźny postęp w stosunku do poprzednich części. W każdym calu – technicznym (w starszych filmach widać wyraźnie stosowanie prymitywnej techniki polegającej na nagrywaniu samochodów jadących z normalną prędkością i przyśpieszaniu filmu), fabularnym, ideolo. Mad Max 1 to kompletne exploitation (cięcia przy wystrzałach z broni, żeby nie było widać żenującej jakości dymu), Road Warrior to robiący wrażenie gatunkowy film klasy B, który swoją stroną wizualną zainspirował całe późniejsze postapo. Fury Road to już zupełnie mainstreamowy film A+ zrobiony z całą mocą współczesnego przemysłu filmowego. I z minimalnym udziałem CGI, wszystko co na ekranie wybucha i rozpada się na kawałki, naprawdę, fizycznie wybuchło i rozpadło się na kawałki przed kamerą.

A o czym ten film w ogóle jest? O tym, że beciki są oszukiwane przez system i dają się przerabiać na mielonkę za interesy wielkich tego świata, służąc aparatowi ucisku i dyskryminacji. Skierowanej jak zawsze: przeciwko kobietom i wykluczonym ekonomicznie. Ale wystarczy ich uświadomić co do interesu klasowego i ochoczo przyłączają się do rewolucji. Tylko że nie – przyłączył się zaledwie jeden.

Czy jest to obraz feministyczny, o co zrobiło się trochę szumu? Nie, to znaczy tak. Anita Sarkeesian słusznie twierdzi, że nie. Ale można też zasadnie twierdzić, że tak i jedno nie wyklucza drugiego. Fury Road jest po prostu normalny i przyzwoity. Jest to film akcji, który ma wiele postaci kobiecych. Kobiece bohaterki nie występują w nim, żeby stanowić obiekty seksualne – uciekinierki są w ten sposób pokazane tylko raz, kiedy Max widzi je po raz pierwszy (scena kąpieli), ale kiedy tylko pozbywają się atrybutów zniewolenia, przestają być pokazywane przez ten pryzmat. Zwróćcie uwagę na kadrowanie – w kolejnych scenach nie są już pokazywane w całej okazałości na zasadzie „podziwiajcie ich urodę”. Dalej: ich udział w fabule nie stanowi również elementu komicznego. Są też, uwaga, uwaga, nie do pomyślenia we współczesnym kinie! – stare kobiety. I nie są (a) klasycznymi babciami ani (b) komicznymi niedołęgami. Tak powinien wyglądać każdy jeden mainstreamowy film popularny, żeby było normalnie. Jakże biedne i smutne są Avengersy w porównaniu.

Bardzo dobry film, który ładnie się zestarzeje.

 

Notka ukazała się oryginalnie (w wersji bez cenzury) na moim blogu zewnętrznym.

Komentarze


wolf_schwarzenatter
   
Ocena:
0

Swoją drogą, to ciekawe, że wielu zwolenników równouprawnienia zachowuje się tak, jakby bycie odbieranie życia było największym powodem do chluby, a rodzenie i wychowywanie dzieci czymś poniżającym

Może poklikaj trochę w linki z tekstu?

28-05-2015 23:30
oddtail
   
Ocena:
+2

@wolf_schwarzenatter:

Od prawieków wrogów w wojnach biło się po głowie różnymi ciężkimi względnie ostrymi narzędziami - a do tego lepsze predyspozycje mają faceci.

Czyżby te ciężkie i ostre narzędzia obsługiwało się penisem? Teza o tym, że o powodzeniu w wojnie decydowała czysta siła fizyczna (as in: wygrywa ten kto jest w stanie podnieść cięższą maczugę) byłaby dość śmiała nawet w dalekiej starożytności.

______

Teraz to ju chyba wysuwasz ten argument, żeby "wygrać" dyskusję. Fizyczna siła ma znaczenie przy każdym fizycznym starciu, w którym używa się jakiejkolwiek broni innej niż broń palna (a i przy wczesnej broni palnej jest to w pewnej mierze dyskusyjne - ale OK, uznajmy że to właśnie proch stanowił ten "great equalizer", skupmy się na broni białej jedynie). Brak dostatecznej siły może nie być zawsze czynnikiem DECYDUJĄCYM (po to wymyślono coraz lepszą i lepszą broń, czy różnorakie metody walki, żeby trochę szanse wyrównywać, i żeby ten, który mocniej gruchnie pięścią nie wygrywał), ale jest czynnikiem bardzo istotnym. Wojna nie polega na wielkich, muskularnych mężczyznach z rykiem z szerokiego zamachu okładających się wielkimi, ciężkimi przedmiotami, ale fizyczna siła grała w wojnie rolę przez większość historii. Masa mięśniowa, waga ciała czy nawet wzrost odgrywają rolę istotną, a często przeważającą. A mężczyźni mają średnio o wiele lepsze warunki odnośnie masy mięśniowej czy wzrostu niż kobiety.

Nawet w sportach czy dyscyplinach, które były tak SKONSTRUOWANE, żeby masa i siła miały jak najmniejsze znaczenie czynnik fizycznej, siłowej przewagi gra rolę. Dlaczego w judo, jednym ze sztandarowych przykładów metody walki NIE kładącej nacisku na siłę mięśni, są kategorie wagowe? Bo siła i masa ma znaczenie.

Ba, dlaczego w prawie każdym sporcie kobiety i mężczyźni biorą udział w zawodach osobno? Czy to naprawdę jest tylko kwestia seksizmu? Wziąłem pierwszy z brzegu przykład - rekord prędkości w biegu na 100 metrów. Kobiety od momentu, gdy mierzy się oficjalnie czas przebiegu tego dystansu mają konsekwentnie, od wielu wielu dekad, słabsze czasy. Zbyt konsekwentnie i zbyt długo, by stanowiło to statystyczną anomalię. Kobiety nie są "gorsze", ale ich organizmy są skonstruowane inaczej. Do pewnych rzeczy nadają się mniej - na przykład do biegania na sto metrów. Oraz, śmiem twierdzić, do walki.

Czy to znaczy, że "kobiety biegają na 100 metrów penisem"? Nie bardzo. Czy kobieta-sportowiec biegająca na 100 metrów na olimpiadzie biega szybciej niż 99% mężczyzn? Tak. Ale nie można moim zdaniem udawać, że fizyczne możliwości ciała kobiety i ciała mężczyzny niczym się nie różnią.

Są też inne uwarunkowania biologiczne - chociażby prozaiczny fakt, że mężczyźni mają nieograniczoną (w granicach rozsądku) zdolność rozrodczą, a kobiety mogą urodzić dziecko-dwa tylko co 9 miesięcy. Więc po drastycznym spadku populacji (np. wskutek wojny!) gwałtownie zmniejszona populacja mężczyzn to problem, a gwałtownie zmniejszona populacja kobiet to katastrofa. Co powodowało, że kobiety tradycyjnie były płcią trzymaną z dala od wojny i chronione przez mężczyzn. O kulturze, którą dookoła tego nabudowano można mówić dobre albo złe rzeczy, ale jest głęboki biologiczny sens (a przynajmniej był w erze przedindustrialnej, kiedy populacje były małe, a rozwój populacji ograniczało wiele rzeczy), żeby kobiet na pole bitwy nie posyłać.

Każdy, kto przeczytał choć jeden mój komentarz czy notkę na Polterze przyzna chyba, że na tle feminizmu mam lekkiego zajoba. Ale uważam, że jak się ignoruje fakty w imię tezy, którą się chce za wszelką siłę "przepchnąć", to człowiek tylko sam siebie ośmiesza. Nie wiem, może się zacietrzewiłeś i zrobiłeś to z rozpędu - zdarza się każdemu - ale wyśmiewanie rozmówcy i opowiadanie "to co, hurr durr hurr, mężczyźni biją się penisami?" jest śmieszne i sprawia, że komentarze Adeptusa o myśleniu przez pryzmat ideologii nabierają wiele sensu.

Oczywiście, rola siły nie jest WSZYSTKIM i w każdej epoce zdarzały sie kobiety czy całe ich grupy, które w tej czy innej formie uczyły się walczyć (w wersji minimum - ze względów pragmatycznych, bo mąż/brat/ojciec wyjechał na wojnę, i trzeba było bronić domu przed dezerterami/bandytami/najeźdźcą). I nie jest tak, że wtórnie w stosunku do siły rola mężczyzn w armiach nie była spowodowana innymi czynnikami (np. seksizmem czy podejściem "zawsze tak było, więc powinno tak być dalej"). Ale udawanie, że kobiet mogło być zawsze w armiach równe 50%, a jak nie to seksizm i patriarchat to trochę zamykanie oczu, zatykanie uszu i krzyczenie "la la la la la, nie słyszę cię!" do ludzkiej biologii.

Tak więc w kwestii "dlaczego w armiach są, i historycznie byli, zasadniczo mężczyźni" jestem w 100% z Adeptusem.

EDIT: przy okazji, nie podoba mi się użycie przez Ciebie określenia "katol", które według mojej wiedzy jest słowem powszechnie uważanym za obraźliwe. Jestem katolikiem i nie uważam, by mówienie o wyznawcach mojej religii w taki sposób było na miejscu, feminizm czy nie feminizm. Ja wiem, że Adeptus też użył tego słowa, ale to jak z "N-word privileges" ;P

29-05-2015 08:30
Adeptus
   
Ocena:
+2

@ wolf

Może poklikaj trochę w linki z tekstu?

Nie napisałem, że wszyscy z Was się tak zachowują, to był uwaga na marginesie.

Czyżby te ciężkie i ostre narzędzia obsługiwało się penisem? Teza o tym, że o powodzeniu w wojnie decydowała czysta siła fizyczna (as in: wygrywa ten kto jest w stanie podnieść cięższą maczugę) byłaby dość śmiała nawet w dalekiej starożytności.

Możliwość uniesienia "cięższej maczugi", dalszego miotania włócznią, noszenia cięższej zbroi i tarczy ma wpływ na szanse na wygraną. Oczywiście, nie jest to jedyny czynnik, ale jeden z nich. Z dwóch armii walczących wręcz, które byłyby jednakowo liczebne, wyszkolone, dowodzone, pozostające na tym samym poziomie technologicznych, mających takie same przewagi "terenowe" itd. wygrałaby ta, które żołnierze byliby silniejsi.

No właśnie fakt, że we współczesnej armii pojawiają się kobiety nie ma wcale związku z tym, że mamy nowocześniejsze fuzje niż trzysta lat temu i teraz nie trzeba już tyle tkanki mięśniowej, żeby podnieść maczugę.

Oczywiście, że ma. Nie tylko z tym - inne powody to np. rozwój medycyny. Z jednej strony śmiertelność kobiet w połogu i niemowląt znacznie się zmniejszyła, więc kobiet nie trzeba już traktować jako tak cennego "zasobu" z punktu widzenia rozrodczości. Z drugiej strony, antykoncepcja sprawiła, że jest mniejsze prawdopodobieństwo, że kobieta zajdzie w niechcianą ciążę i zostanie wyłączona z walki i innych zadań.

Bo nie żyjemy na sawannie, tylko w cywilizacji technicznej o rozwiniętej kulturze, której największe sukcesy zawdzięczamy solidarności, a nie darwinizmowi społecznemu?

Akurat kierowanie się parytetem (jakimkolwiek) przy określaniu składu grup zawodowych to zmniejszenie efektywności ;) No chyba, że przez efektywność rozumie się osiągnięcie założeń ideologicznych.

No jasne, przecież są tylko dwie możliwości.

To po prostu napisz, jaka jest wg Ciebie przyczyna i sprawa będzie jasna. Nie piszesz, a potem masz pretensje, że rozmówca próbuje się domyślać.

Dziś wzywam do parytetów w filmach, jutro będę zakładał obozy dla niepokornych reżyserów. Poza tym to nie jest obowiązek moralny, tylko etyczny. 

Tego nie napisałem - ale obozy są niepotrzebne, samo wzywanie (w takim tonie, jak Ty to robisz) jest bzdurne.

Praca domowa: znajdź pięć różnic między byciem katolem byciem kobietą

Znajdź 10 powodów, dla których Twoje stanowisko jest złe. No co? Przecież to, że uważam Twoje stanowisko za głupie, nie znaczy, że mam obowiązek podawać argumenty na dowód tego. To TY masz obowiązek szukać argumentów przeciwko temu, co napisałeś. Nieprawdaż?

Ale na szybko znalazłem jedną różnicę: w filmach jest o wiele więcej kompetentnych i aktywnych kobiet, niż katoli ;)

Zresztą, nie chodzi konkretnie o katoli. Gdyby ktokolwiek walczył o parytet w filmach dla jakiejkolwiek grupy, do której należę - np. Polaków albo humanistów (alias matematycznych debili) - to byłbym tym głęboko zniesmaczony i starałbym się go do tego zniechęcić (oczywiście nie chodzi o wyrażanie pragnienia, żeby więcej było postaci z jakiejś grupy, tylko o wyrażanie potępienia dla filmów, które takich postaci nie pokazują).

 

 

 

 

29-05-2015 08:57
Anioł Gniewu
   
Ocena:
0

Z dyskusji o penisach bojowych (Wardick) wnosze ze film Wam sie podobał? 

29-05-2015 09:08
Adeptus
   
Ocena:
0

@ oddtail

przy okazji, nie podoba mi się użycie przez Ciebie określenia "katol", które według mojej wiedzy jest słowem powszechnie uważanym za obraźliwe. Jestem katolikiem i nie uważam, by mówienie o wyznawcach mojej religii w taki sposób było na miejscu, feminizm czy nie feminizm. Ja wiem, że Adeptus też użył tego słowa, ale to jak z "N-word privileges" ;P

Wyczuwam u Ciebie skażenie lewacką polityczną poprawnością, katoliku. Na szczęście lekkie, bo tylko wyrażasz swoją opinię, niczego nie nakazujesz, ale jednak pisanie o "N-word privileges" to wpisywanie się w lewicową hipokryzję.

Ja użyłem tego słowa, wolf odpowiedział na moją pisaninę, miał prawo użyć w ripoście takich samych słów, jak ja w "ripostowanej"  wypowiedzi, więc jeśli musisz kogoś krytykować za użycie słowa "katol" to mnie. Aczkolwiek osobiście nie uważam słowa "katol" za obraźliwe - często jest ono używane jako określenie postawy, którą uważam za słuszną, ergo jest pozytywne ;) Co najwyżej możesz mieć do mnie pretensje, że na wyrost określiłem samego siebie tym zaszczytnym mianem.

29-05-2015 11:29
oddtail
   
Ocena:
0

@Adeptus: kwestia podejścia. Nie lubię słowa "katol", a logika N-word privileges jest mi bliska. A ze skażeniem lewicowym sposobem myślenia nigdy się nie specjalnie nie kryłem =)

Poza tym jeśli wolf_schwarzenatter mówi z aprobatą o lewicowych ideałach, to uważam za uprawnione skomentowanie faktu, że używa określenia, które niekoniecznie dobrze współgra ze światopoglądem, który wydaje się wyznawać.

A zabraniać nikomu niczego nie zamierzam, słowo "katol" mnie mierzi, ale nie jest obelgą ani nic.

29-05-2015 11:34
Adeptus
   
Ocena:
0

@ oddtail

A ze skażeniem lewicowym sposobem myślenia nigdy się nie specjalnie nie kryłem =)

No, nikt nie jest idealny i katolik tez może grzeszyć, ale powinien okazać skruchę i dążyć do poprawy, a nie chlubić się swoją herezją.

Poza tym jeśli wolf_schwarzenatter mówi z aprobatą o lewicowych ideałach, to uważam za uprawnione skomentowanie faktu, że używa określenia, które niekoniecznie dobrze współgra ze światopoglądem, który wydaje się wyznawać.

Nie wydaje mi się, aby mówienie z pogardą o katolikach było odejściem od lewicowych ideałów. A jeśli jest - to cóż, odejście od lewactwa i politycznej poprawności zawsze jest krokiem w dobrym kierunku ;) Ktoś, kto okazuje niechęć katolom, może w końcu dojść do wniosku, że katole mają prawo okazywać niechęć jemu. Lewactwo konsekwentne i pozbawione hipokryzji jest jeszcze gorsze, trudniej z nim walczyć, bo nie da się nawet lewakowi wytknąć niekonsekwencji w stosowaniu absurdalnych standardów empatii i tolerancji.

A zabraniać nikomu niczego nie zamierzam, słowo "katol" mnie mierzi, ale nie jest obelgą ani nic.

No i Bogu dzięki.

29-05-2015 11:41
Nuriel
   
Ocena:
0

Nie chciałbym przerywać tej ślicznej dyskusji, chciałbym tylko zauważyć, że teza, iż "kobiety są w armii w mniejszości" może w ciągu najbliższych lat, zwłaszcza w odniesieniu do bardziej nowoczesnych armii, odejść do lamusa. W końcu, przy obsłudze dronów, nie ma przecież żadnego znaczenia siła fizyczna. 

Katole są słabo obecni w popkulturze, zwłaszcza "anglosaskiej", gdyż jest ona tworzona głównie przez protestantów i ateistów. Chciałbym oglądać więcej filmów z katolami w roli głównej i cieszę się, jak taki zobaczę

http://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/AnimeCatholicism

Take your pick ;)

W każdym razie, w żadnym wypadku nie chciałem krytykować żadnych filmów za to, że pokazują postaci "silnych i niezależnych kobiet", a jedynie skrytykować postawę wolfa, który potępia w czambuł wszystkie filmy, które tego nie robią.

Jeśli odczytałeś z moich wypowiedzi coś innego, to przepraszam, widocznie faktycznie wyraziłem się niejasno i z użyciem nieodpowiednich określeń.

Nie odczytałem, w poprzednim poście wyjaśniłem i sprecyzowałem moje stanowisko ;)

Na marginesie, ja również nie do końca podpisałbym się pod tezą wolfa. Gdyby przeformułował swoje stanowisko na: "Filmy pokazujące postaci kobiet w kompetentnych rolach i nie sprowadzające ich do roli seksualnych obiektów są - ceteris paribus - lepsze niż filmy które tego nie robią" [mógłbym też dodać: "bez sensownego powodu"], sądzę, że zgodziłbym się z nim w 100%.  

Ale to nie zmienia faktu, że krytykowanie przez wolfa innych filmów, za to, że akurat w tym konkretnym aspekcie trzymają sie prawdopobieństwa, nie ma sensu.

Dalej nie do końca mogę się zgodzić. Teza, iż drużyna "amazonek" jest mniej "prawdopodobna" niż drużyna "Niezniszczalnych" jest prawdziwa tylko wtedy gdy przyjmiemy łącznie dwa założenia:

A) patrzymy na protagonistów z poziomu świata przedstawionego, z punktu widzenia "wewnątrz" danego utworu, oraz 

B) w danym świecie przedstawionym istnieją przyczyny dla których populacja kobiet wojowników jest mniejsza niż wojowników mężczyzn. Można bez problemu wyobrazić sobie światy fantasy, science fiction i postapo w których ta proporcja będzie wręcz odwrócona. Cholera, wystarczy wprowadzić odpowiednio zaawansowane pancerze wspomagane i rodzenie dzieci z inkubatorów i argument "prawdopodobieństwa" męskiej supremacji sypie się jak domek z kart ;)    

Jeśli chodzi natomiast o poziom "meta", to powtórzę jeszcze raz, obydwa składy są tak sam prawdopodobne, albowiem ich zawiązanie w takim a nie innym kształcie zależy wyłącznie od woli autora! Ta decyzja nie jest zależna od "prawdopodobieństwa" czy "realizmu", krzywej statystycznej, ale zawsze ma charakter arbitralny! Mamy tu do czynienia z pratchettowskim prawem, iż "szansa jedna na milion sprawdza się w dziewięciu przypadkach na dziesięć" - jeżeli tylko taka będzie wola twórcy. 

Oczywiście, jeszcze raz powtarzam, z punktu widzenia danego świata, można mówić w tym kontekście o prawdopodobieństwie, to nie jest błędem. Ale, jeżeli chodzi o sytuacje kiedy rozmawiamy o danym utworze, nie sytuując się w jego wnętrzu - a będą to wszystkie przypadki kiedy go krytykujemy i recenzujemy - kategorię prawdopodobieństwa w tym znaczeniu można wywalić do kosza. 

Albo inaczej: możemy ją zostawić, ale TYLKO WTEDY gdy nie używamy jej jako określenia wartościującego - a to właśnie  (podejrzewam, że nieświadomie) zrobiłeś w swoich postach. Na tezę, powiedzmy: "W filmach należy przedstawiać kobiety jako  kompetentne wojowniczki", nie można stawiać argumentu, że "W realnym świecie (czy nawet: w świecie przedstawionym) jest więcej wojowników mężczyzn niż kobiet i wymóg koniecznego przedstawiania kobiet w taki sposób może rodzić naruszenie prawdopodobieństwa i realizmu świata".

Każde dzieło siłą rzeczy przedstawia jedynie wycinek danej rzeczywistości. To jakie elementy znajdą się w "oku kamery" zależy od twórcy.  Jeżeli ktoś używa argumentu "z realizmu" to próbuje jedynie zamaskować prawdziwe powody dla których nie chce takiego rozwiązania - z reguły moim zdaniem chodzi tutaj o utrzymanie przywileju zapewnienia maksymalnego "czasu antenowego" dla "swojej" grupy.

Jasne, twórca może stwierdzić: chce aby moje dzieło było maksymalnie realistyczne i będę trzymał się rozkładu prawdopodobieństwa. Ale nawet wtedy, o ile nie losuje on swoich protagonistów, dokonuje arbitralnego wyboru. W danym okresie czasu mogła w wojsku być tylko jedna kobieta pilot, ale i tak jest jej udział w danej misji mógł być możliwy, mogło być tylko kilkunastu czarnoskórych w armii, ale i tak ich udział jednego z nich w danej misji mógł być możliwy itd. - nawet w najbardziej hardcorowych "realistycznych" historycznych utworach (o ile nie są oparte ściśle na faktach)!

Jeżeli twórca wyklucza np. kobiety i czarnych jako protagonistów danej historii, z powodu nikłego prawdopodobieństwa ich udziału w tejże, to i tak decyduje arbitralnie. Argument z realizmu czy prawdopodobieństwa jest tylko swoistym dupochronem dla jego decyzji.

Widać to szczególnie wyraźnie w odniesieniu do wspominanego już przeze mnie Dragon Age 2. Na forum Bioware dość często poruszany był argument, że jest to gra nierealistyczna albowiem zbyt wiele towarzyszy jest biseksualnej orientacji, co nie odpowiada faktycznemu procentowi biseksualistów wśród rzeczywistej populacji. 

Skoro jednak, jak się chyba zgodziliśmy, wybór takiej a nie innej postaci jest czysto arbitralny i nie musi w żaden sposób odnosić się do rzeczywistego rozkładu populacji aby być "realistyczny" czy "prawdopodobny" - bo nie na podstawie rozkładu statystycznego wybieramy naszych protagonistów - użycie takiego argumentu wskazuje na złą wiarę dyskutanta. 

Taka osoba np. nie chce - lub nie może czy nie uświadamia sobie tego - że z jakichś powodów nie chce postaci biseksualnych, więc próbuje "zamaskować" swoje rzeczywiste powody pod płaszczem "realizmu", "prawdopodobieństwa" itd. Takie zachowanie - którego Ci nie zarzucam - nie podoba mi się, sam zresztą pisałeś o tym żeby "z otwartą przyłbicą" walczyć o swoje ideolo, bez ukrywania rzeczywistych motywów.      

Weźmy dwójkę - każda z postaci romansowalnych jest bi (oprócz jednego gościa z DLC, ale jego i tak nie lubi, bo jest głupim chantrolem - swoją drogą, postępowców strasznie bulwersuje to, że kogoś bulwersuje obecność nieheteryków, ale jednocześnie te same osoby strasznie denerwuje to, że Bio Ware stara się zapewnić, że w każdej grze był był przynajmniej jeden wierzący followers). 

Masz rację, takie podejście może świadczyć o istnieniu podwójnych standardów. Słusznie, że zwróciłeś na uwagę na fakt, że Bioware stara się zapewnić "teistom" czas antenowy - co uważam, że w grach które wprowadzają religię podobną do chrześcijaństwa jest istotnym priorytetem. 

Pozdrawiam i EoT 

29-05-2015 18:27
Adeptus
   
Ocena:
0

Nie chciałbym przerywać tej ślicznej dyskusji, chciałbym tylko zauważyć, że teza, iż "kobiety są w armii w mniejszości" może w ciągu najbliższych lat, zwłaszcza w odniesieniu do bardziej nowoczesnych armii, odejść do lamusa.

Owszem, niewykluczone, zresztą przecież wspomniałem, że moje uwagi odnosza się głównie do dawnych armii, a obecnie sytuacja się zmienia.

http://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/AnimeCatholicism

Take your pick ;)

Bez problemu. Po 1. pisałem o popkulturze, przede wszystkim anglosaskiej. Po 2. gdyby uznać anime za reprezentatywne dla całej popkultury, to trzeba by zdecydowanie odrzucić lewicowe tezy o niedostatecznej obecności gejów tudzież people of colour w tejże popkulturze ;)

Gdyby przeformułował swoje stanowisko na: "Filmy pokazujące postaci kobiet w kompetentnych rolach i nie sprowadzające ich do roli seksualnych obiektów są - ceteris paribus - lepsze niż filmy które tego nie robią" [mógłbym też dodać: "bez sensownego powodu"], sądzę, że zgodziłbym się z nim w 100%.  

No cóż, to już ma więcej sensu, choć rzecz jasna, tylko dla Twojej definicji "lepszości".

Na tezę, powiedzmy: "W filmach należy przedstawiać kobiety jako  kompetentne wojowniczki", nie można stawiać argumentu, że "W realnym świecie (czy nawet: w świecie przedstawionym) jest więcej wojowników mężczyzn niż kobiet i wymóg koniecznego przedstawiania kobiet w taki sposób może rodzić naruszenie prawdopodobieństwa i realizmu świata".

Ech, tyle, że ja nie stawiam takiego argumentu, czego najwyraźniej, pomimo usilnych prób, nie udało mi się wyartykułować. Ja stawiam argument "W realnym świecie jest więcej wojowników mężczyzn niż kobiet i wymóg koniecznego przedstawiania w taki sposób oznacza potępienie filmów, których twórcy chcą oddać te realne proporcje". Nie każdy film musi te proporcje oddawać i ok, film, który ich nie oddaje nie jest z założenia "nieprawdopodobny" - ale to nie nie znaczy, że filmy, które jednak oddają, są godne potępienia. W średniowieczu może się trafić Joanna d'Arc czy inna rycerka, powiedzmy, że nawet ich oddział i o tym oddziale może być film i to może być fajny film - ale to nie znaczy, że ktoś, kto chce robić film o dziesięciu rycerzach wybranych spośród  tysięcy rycerzy, a nie o dziesięciu rycerkach wybranych spośród setki rycerek jest wstrętnym mizoginem.

Jeżeli ktoś używa argumentu "z realizmu" to próbuje jedynie zamaskować prawdziwe powody dla których nie chce takiego rozwiązania - z reguły moim zdaniem chodzi tutaj o utrzymanie przywileju zapewnienia maksymalnego "czasu antenowego" dla "swojej" grupy.

Błędnie zakładasz, że skoro Ty uważasz, ze ten argument jest nielogiczny (lub, jak wolisz - dostrzegasz jego nielogiczność), to znaczy, że wszyscy inni podzielają to stanowisko (choćby w głębi duszy) i jeśli go używają, to robią to nieszczerze.

Z resztą argumentacji odnośnie arbitralności wyboru postaci itd w znacznej mierze się zgadzam.

29-05-2015 20:50
wolf_schwarzenatter
   
Ocena:
0

Z dwóch armii walczących wręcz, które byłyby jednakowo liczebne, wyszkolone, dowodzone, pozostające na tym samym poziomie technologicznych, mających takie same przewagi "terenowe" itd. wygrałaby ta, które żołnierze byliby silniejsi.

Podaj jeden przykład z historii, kiedy taka idealnie sferyczna bitwa miała miejsce.

Akurat kierowanie się parytetem (jakimkolwiek) przy określaniu składu grup zawodowych to zmniejszenie efektywności

Jeśli jako efektywność rozumiesz maczugomięśnie to tak. Ale zapewnienie ludziom dobrobytu jest znacznie większym sukcesem niż to, że ktoś komuś dał w łeb pod jakąś Cedynią czy innym Kircholmem.

Gdyby ktokolwiek walczył o parytet w filmach dla jakiejkolwiek grupy, do której należę - np. Polaków albo humanistów

Jeśli serio nie rozumiesz różnicy pomiędzy byciem kobietą a byciem przedstawicielem różnych innych wymienionych grup, to może, hmmm, like (Polter cenzura). Znaczy - napisz sobie coś ładnego na swoim blogasku.

Wziąłem pierwszy z brzegu przykład - rekord prędkości w biegu na 100 metrów.

Przykłady skrajne są efektowne, ale nieistotne statystycznie. Pomiędzy kobietami i mężczyznami występują różnice biologiczne. Tyle, że od czasu, kiedy czysto fizyczna siła przestała mieć decydujące znaczenie w przetrwaniu (co miało miejsce w czasach przedcywilizacyjnych, a i to nie do końca) są one drugorzędne wobec różnic kulturowych (szeroko rozumianych). 

29-05-2015 22:11
wolf_schwarzenatter
   
Ocena:
0

Koledze Adeptusowi dziękujemy za wkład w dyskusję. Administracji Poltera dziękujemy za maszynę, która robi "plonk!".

29-05-2015 23:57
Furiath
    Ten film nie ma fabuły.
Ocena:
+1

ma za to tonę patentów i szaloną, groteskową oprawę wizualną. Półtoragodzinny pościg oglądałem z bananem na gębie, ciesząc się, że fantastyka nie wstydzi się swego gatunku.

06-06-2015 23:41
WekT
   
Ocena:
0
Filmy pierwotnie powstaly nie po to aby pokazywac fabule. Ale wlasnie ruch.
07-06-2015 12:20
Furiath
    Interesująca uwaga.
Ocena:
+2

A co drogi kolega sądzi o figurach stylistycznych montażu zastosowanych w tym popkulturowym dziele? Szczególnie pytam o syntagmatyczny charakter w ujęciu Eichenbauma? (on pisał co prawda o metonimicznych środkach wyrazu, ale w sumie to to samo).

Uwielbiam akademickie dywagacje w dyskusjach polterowych ;)

07-06-2015 13:22
Kamulec
   
Ocena:
0

@Furiath
Patentów w ujęciu filmowym, czy RPGowym?

07-06-2015 20:26
Furiath
    @kamulec
Ocena:
+1

Głównie filmowych - wizualnych, dodających klimatu i kolorytu szaleństwa. Ale RPGowe - takie na których zbudujemy sesję - też się znajdą np. patent z dawcami krwi. 

07-06-2015 23:49
Z Enterprise
   
Ocena:
0
Filmy pierwotnie powstaly nie po to aby pokazywac fabule. Ale wlasnie ruch

A dokładniej - kopulację. Pierwsze fotoplastikony pokazywały porno.
08-06-2015 13:14
dzemeuksis
   
Ocena:
0

Źródło jakieś masz do tego? Pobieżny rzut oka na Wikipedię tego nie potwierdza.

08-06-2015 13:31
wolf_schwarzenatter
    @Furiath
Ocena:
+1

Ten film nie ma fabuły.

Ma. Jak chcesz, to mogę streścić w dwóch zdaniach.

08-06-2015 19:37

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.