Oglądając Matrix Reloaded nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że oglądam zlepek sekwencji niezidentyfikowanego pochodzenia, w którym jednak przeważają skonwertowane sceny z Ataku Klonów. Tak samo 'genialnie' zarysowane postacie (wyjątek stanowią Agent Smith, Klucznik i ostatecznie - Neo), takie same 'wciągające' debaty na tematy ważne, nawet identyczne podejście do scen miłosnych, które właściwie ograniczają się do łapczywego obłapiania się w windzie, jednego cycka pani Moss i efektu specjalnego z sercem, który zamiast powodować wzruszenie - wywołuje drwiący uśmiech.
Wreszcie dochodzimy do spójności, której nowemu Matrixowi nieco brak. Owszem - akcja całej 'epopei' porusza się do przodu, ale pojedyńcze wątki zostawiają po sobie zbyt dużo niedopowiedzeń. Wiadomo - na pewno będą rozwiązane w trzeciej części, ale taki komercyjny chwyt sprawia, że mnie osobiście nieco odechciało się wydawania kolejnych 20 zł na bilet w listopadzie. Tragizm sytuacji pogłębiją jeszcze końcowa scena i napis zaraz po niej - niemal żywcem wyjęte z seriali s-f klasy C. Oprócz zagadek dotyczących pewnych postaci (np. brak Tanka lub pojawienie się 'Młodego', wyjaśnione tylko przez Animatrix - kolejny przykład komercyjnego podejścia), widz zastanawia się też nad sensem niektórych scen. Robi to całkiem bezskutecznie, bowiem owe niektóre sceny wogóle sensu nie mają. Przytoczyć można chociażby 'orgię' w Syjonie, czy samą postać Serafina. Na sam koniec pozostaje jeszcze cukierkowata przewidywalność (na szczęście samo zakończenie nieco zaskakuje). Wszak Neo zawsze uratuje swoich towarzyszy...
Nie można jednak powiedzieć, że Matrix Reloaded zalicza się do filmów całkowicie nieudanych. Jak już pisałem - jest parę interesujących kreacji, a samą kwintesencją dzieła jest, przesławna już, 15 minutowa sekwencja na autostradzie. Osobiście spodobała mi się prześmieszna, niemal komediowa, walka z doskonale granym Smithem. To wszystko to jednak zdecydowanie za mało, jak na film, który miał przebić swój prequel (a jest to sztuka wyjątkowo trudna). Posunę się nawet do twierdzenia, że głównymi czynnikami, rządzącymi kreacją i fabułą drugiej części były czas i pieniądze. Dodam jeszcze, że Matrix Reloaded to jeden z niewielu (na szczęście) przykładów na to, jak można całkowicie spieprzyć wspaniały pomysł.