Maskarada - Tomasz Pacyński

Bal w puszczy Sherwood

Autor: Szymon 'neishin' Szweda

Maskarada - Tomasz Pacyński
Po lekturze Maskarady Tomka Pacyńskiego mogę śmiało stwierdzić, parafrazując słowa Osła ze Shreka, "no i skończyło się robinowanie". Kolejny tom o przygodach Matcha i Jasona, bohaterów trylogii Pacyńskiego, ma już niewiele wspólnego z legendą o dzielnym Robinie w Kapturze. Nie znaczy to, że książka jest gorsza - jest po prostu trochę odmienna od tego, co zdążyliśmy polubić w pierwszym tomie. Wydawnictwo Runa opublikowało właśnie Maskaradę, drugi tom sagi o Wieprzu z Nottingham. Trzeba przyznać, że tempo mają dość duże, jako że książkę wydano właściwie zaraz po tym, jak ukazała się reedycja części pierwszej. Kolejny tom pojawił się już w zapowiedziach na stronie wydawnictwa Runa. Na pewno warto uzbroić się w cierpliwość.

Okładka autorstwa (niespodzianka!) Stephani Pui - Mun Law to już przesada. Podczas wykonywania tego działa autorka musiała mieć naprawdę zły dzień. Ta okładka jest po prostu brzydka. Osoba, która w Runie odpowiada za wybranie ilustracji na okładkę, powinna zostać zakuta w dyby. Przecież pani Pui - Mun Law ma wiele ładnych rysunków, a z pewnością ładniejszych od tego na okładce.

Akcja Maskarady rozpoczyna się tam, gdzie zakończył się Sherwood. Match, Jason oraz Basil, ich nowy towarzysz, przenieśli się do innego świata przez bramę, by ratować życie Jasona trafionego bełtem z kuszy. Świat ten przepełniony jest magią, która w naszym świecie powoli umiera, i dzięki jej pomocy Jason powoli wraca do zdrowia. Niemniej, bohaterom zaczyna się wydawać, że z opuszczonej chatki otoczonej borem, w której zamieszkali, nie ma ucieczki. Gdzie by nie ruszyli - las ciągnie się godzinami. Tymczasem w naszym świecie druidzi szykują się do ostatecznego uderzenia na Matcha, ich zbuntowanego niewolnika. Ich plan polega na porwaniu Lady Marion, ukochanej Matcha. Druidzi liczą na to, że zwabią tym Matcha. Lady Marion jest pod ochroną szeryfa Nottingham, więc dopóki on żyje ona jest bezpieczna. Niestety szeryf powoli umiera.

Drugi tom wydaje się bardziej statyczny od pierwszego. W Sherwood pełno było krwawych retrospekcji, tutaj jesteśmy świadkami jak pionki powoli przesuwają się na szachownicy przygotowując się do ostatecznej rozgrywki. Czym ona jest? Myślę, że w trzecim tomie wszystko się wyjaśni. Jedno jest pewne - stawna jest bardzo duża.

Czytając drugi tom powieści po prostu nie da się uniknąć porównań z poprzednim. W końcu trylogia ma tworzyć jakąś mniej lub bardziej spójną całość. Narracja jest z pewnością dobra, ale nie tak wspaniała jak w Sherwood. Opisy nie są aż tak sugestywne jak w pierwszej części trylogii. Podobnie z humorem w dialogach - człowiek zaczyna się zastanawiać, gdzie to już słyszał, i po pewnym czasie zaczyna dochodzić do wniosku, że był już taki żart z Czerwonym Kapturkiem lub, że jest to kwestia Vasquez z Obcego 2. Czyżby Pacyńskiemu brakowało własnych żartów? Nie tylko zresztą one są zapożyczone z innych źródeł. Pewna retrospekcja aż kole w oczy swoim podobieństwem do 13-tego wojownika - niemniej jest to najlepsza część książki.

Co chwalebne, część pierwsza wolna była od jakichkolwiek błędów technicznych. Niestety, przy tym tomie jest już gorzej. Pojawiają się literówki (tak jak w innych książkach z Runy), co skłania mnie do przypuszczeń, że korekta straciła na jakości. Niemniej chyba możemy małemu wydawnictwu wybaczyć ze dwie literówki na książkę, jeżeli raczy nas dobrą polską fantastyką, prawda?

Niby tak narzekam i sarkam, ale prawdę mówiąc Maskarada jest porcją świetnego pisarstwa. Może nie jest tak wciągająca jak jej poprzedniczka, ale widać, że autor przygotowuje się do ognistych fajerwerków we Wrotach światów, części kończącej trylogię. Całość naprawdę jest godna polecenia, zwłaszcza w chwili, gdy zalewa nas fala tandetnych powieści fantasy z zachodu.