Maska ognia – Chris Bunch

Autor: Michał 'ShpaQ' Laszuk

Maska ognia – Chris Bunch
Moje drugie spotkanie z Chrisem Bunchem i jego cyklem Ostatni legion, zaskoczyło mnie i to pozytywnie. Maska ognia, bo o niej to mowa, opisuje dalsze dzieje bohaterów, poznanych w tomie poprzednim, a także wojny toczone w, zapomnianym przez Konfederację, układzie Cumbre.

W stosunku do części poprzedniej w omawianej powieści zaszło wiele bardzo istotnych, moim zdaniem, zmian. Bardzo dobrze świadczy to o autorze i jego rozwijającym się pisarskim kunszcie, a także o pewnej dojrzałości. Owszem, podobieństwa są w dalszym ciągu znaczne, wszak to cykl, ale przestajemy mieć wrażenie, że "to już gdzieś było". Naprawdę widać postęp.

Zacznę od podobieństw, bo tak zawsze łatwiej. Jak można się łatwo domyślić, autor wciąż bawi nas tymi samymi bohaterami, którzy w dalszym ciągu, nawet w największych opałach, tryskają humorem i prowadzą dowcipne potyczki słowne. Jednak ich ton jest znacznie ostrzejszy i dużo dojrzalszy niż w części pierwszej. Odgłosy wystrzałów, niekończące się wybuchy i wykrzykiwane w pośpiechu rozkazy wciąż są osią opowieści. Właśnie w tym miejscu zaszła największa, najważniejsza i najbardziej zauważalna zmiana. Potyczki te, dziejące się nawet w przestrzeni kosmicznej, a nie tylko na planecie, stały się logiczną konsekwencją fabuły. Tej samej, której tak trudno było doszukać się w poprzednim tomie. W dalszym ciągu czytelnik nie uświadczy pięknych, poetyckich opisów, czy niezmiernie ambitnych przemyśleń godnych Platona, ale tym razem jest to atut. Znalazło się też nieco miejsca na to, czego zabrakło mi w Ostatnim legionie, czyli spektakularnych akcji podejmowanych przez głównych bohaterów, którzy tym razem zasługują na to miano. Masce ognia znalazł się też watek miłosny jednak na tyle sztampowy i nieciekawy, że nie wart większej uwagi.

Wszystko to sprawia, że powieść tę czyta się naprawdę przyjemnie, niemal jednym tchem. Po lekturze nie odczułem też swoistego "kaca literackiego". Poczucia straconego czasu i co gorsza, pieniędzy, które znacznie lepiej można by spożytkować. W zamian za to, po "przetrawieniu" powieści, przez kilka dni byłem bardzo zadowolony z lektury.

Strona edytorska jest znacznie lepsza niż w części poprzedniej. Podobnie rzecz ma się z przekładem. Nie rozumiem jak to się stało, skoro tłumaczenie leżało w kompetencjach tej samej osoby. Pewne rzeczy nigdy nie przestaną mnie zadziwiać. W tekście brak jest dziwolągów językowych czy koślawych konstrukcji, a nawet jeśli są to niżej podpisany ich nie zauważył. Gratulacje.

Nadeszła pora na podsumowanie. Maskę ognia uważam za literaturę dobrą, choć może niezbyt ambitną. Moim zdaniem powieść usatysfakcjonuje najbardziej miłośników dużych ilości broni kosmicznej i ludzi, którzy potrafią zrobić z niej użytek - tak, jak tom poprzedni. Dla reszty czytelników będzie to po prostu przyjemny przerywnik pomiędzy kolejnym tomami Diuny. Niemniej jednak gorąco polecam ją wszystkim, którym zdarza się sięgać po science fiction, a nawet tym, którym się nie zdarza. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom cyklu.