» Blog » Marudzenie
16-01-2007 18:24

Marudzenie

W działach: Różne, Prywatnie | Odsłony: 2

Marudzenie
Przez większy okres czasu żyłem w swego rodzaju Edenie. Miałem wokół siebie tylko i wyłącznie rodzinę, najlepszych przyjaciół i znajomych. Po wielu latach spędzonych ze sobą wytworzyła się naprawdę silna więź pomiędzy niektórymi osobami. Teraz, przebywając nieco w innych warunkach, wszystko prysło niczym bańka mydlana.

Lubicie rozmawiać?

Zapewne większość z Was odpowie twierdząco. Jasne, uwielbiam rozmawiać z ludźmi, których lubię. Uwielbiam rozmawiać na interesujące mnie tematy. Uwielbiam słuchać ludzi. A co się dzieje gdy zostajecie rzuceni na głęboką wodę, wśród ludzi, których nie znacie i nie chcieli byście nigdy poznać?

Zakładacie maskę i zgrywacie kogoś innego niż jesteście w rzeczywistości? Jesteście sobą i mówicie prosto w twarz co Was gryzie? Zwisa Wam wszystko?

Wychodziłem zawsze z prostego założenia - "nalane". Niestety, to się ostatnio nie sprawdza. Coś chyba we mnie pękło i od dłuższego czasu zbyt wiele rozmyślam nad głupimi sprawami.

Okres czy co?
0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę

Komentarze


~Verm

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
ta - okres ;)

A może ty po prostu nie chcesz widzieć tam nikogo jako swojego przyjaciela/ kogoś w porządku?
Dużo zależy przecież od nastawienia. Jeśli masz nalane, to możesz nie dostrzegać nawet oczywistych rzeczy. 5 lat na studiach i głupie wyczekiwanie "kiedy wrócę do domu" byłoby zmarnowaniem tego czasu - a jesteś przecież "młody i piękny" (:P) i szkoda.
A jak ludzie są beznadziejni, to zawsze możesz szukać zatracenia w Empiku :D

Ja też lubię rozmawiać - dlatego nie pójdę na studia tam, gdzie mi się opłaca, tylko tam, gdzie są moi ludzie :/
Trudna rzeczywistość.
17-01-2007 10:17
~test

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
czy to dziala? :/
22-01-2007 14:00
~Sowa

Użytkownik niezarejestrowany
    Hmm...
Ocena:
0
Chyba nie tylko ty masz tego typu "okres" czy jakkolwiek to nazwać. Problem w moim przypadku nie polega na tym że brak w pobliżu znajomych (wręcz przeciwnie jak sam doskonale wiesz w Gdańsku jest "nas" dość sporo) lecz na tym że każdemu doskwiera chroniczny brak czasu. Wciąż tylko słychać biadolenie "biednych i wygłodzonych" studentów: koło, projekt, koło, poprawka, sesja i tak ciągle...

Hmm chwile temu pojawiło się w mojej głowie pytanie: A gdzie te imprezy? przecież studia kogo byś się nie zapytał to: imprezy, imprezy no czasami trzeba się pouczyć ale IMPREZY!!! Tja aż ciśnie się na usta "gdzie się podziały...". Nie wiem jak to wygląda u ciebie (chociaż podejrzewam że nie jest inaczej niż u mnie) ale ja nie "imprezuje", hmm nie chodzi mi tutaj o to że jestem spragniony tych imprez, wręcz przeciwnie ale faktem jest że u mnie (a przynajmniej na moim wydziale) nikt nie imprezuje z braku (no chyba nie zgadniesz) czasu...

Cóż okazuje się że dzień ma tylko 24 godziny, przy czym zrozumienie jednego wykładu z algebry to czasem kilka dni... No i ten brak snu, to zabija - to jest chyba najgorsze zło świata, nawet Cthulhu nie jest tak plugawy :P

No ale przecież nie może być tak źle? Duże miasto Gdańsk, morze, kluby... Tja... Chyba jedyną zaletą jest bliskość kolportera i to że czasami zrobię sobie prezent i kupuję jakaś książkę.

Ludzie? Szarzy obywatele naszego wspaniałego kraju, ci statystyczni: ci pijący 62 litrów piwa rocznie i czytający (a jak cały naród czyta): program telewizyjny, telegazetę i slogany reklamowe z billboardów, no bo przecież "kobiety myślą o niejednym", a szynka dziś w albercie po atrakcyjnej cenie... A jak jest w rzeczywistości? "Hmm ja ostatnio to przecztalem... hmm co to bylo? hmm... no nie wiem ale gdzieś tak w liceum? a może wcześniej" i ta ich głupkowata radość że nie czytają - cieszą się, no bo oni nie czytają, maja rację! a jak! przecież kto normalny czyta...

Dobrze już koniec tego mojego marudzenia. Zaraz wybiorę się w moją epicką podróż przez malownicze tereny kaszub do miejsca zapracowanych ludzi i będę robił to samo co oni: będę zapracowany.
22-01-2007 14:00
~Oddrun

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
jej, ja to jednak mam szczęście - albo to moje wrodzone zdolności xD. Nie dość, że na studiach mam naprawdę dużo wolnego czasu - od godz 14 w czwartek do 8 w poniedziałek (przynajmniej tak było w pierwszym semestrze) - to jeszcze udało mi się spotkać przecudowanych ludzi! Jest nas pięcioro i we własnym towarzystwie czujemy się naprawdę doskonale. Z chłopakami da się pośmiać, dziewczynom można się wyżalić lub obgadać z nimi co się tylko chce - w sumie odwrotnie też się da :D Nie ma to tamto, mam nadzieję, że i Tobie wszystko się jakoś sprytnie ułoży;>
23-01-2007 09:34
~Oddrun vol 2.0

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
p.s. Edward Munch był Norwegiem \m/ ;)
23-01-2007 09:35
teaver
    Ja to nazywam homesick...
Ocena:
0
Mieszkam w Warszawie od kilku lat i cały czas prześladuje mnie ta niechęć innych do spotykania się w małym gronie osób. Wszyscy dookoła są zajęci, a już w pierwszym mailu po świętach opisują jakie mają plany na majowy długi weekend, na przerwę świąteczną, na wakacje- zupełnie jakby chcieli powiedzieć: wiesz, fajna jesteś, ale szkoda mi na ciebie mojego cennego czasu.

I wszyscy się gdzieś wiecznie spieszą: do pracy, do domu, na uczelnię, załatwić sprawę w urzędzie, na pocztę a nawet- o zgrozo!- odpocząć. Nie rozumiem jak można tak żyć. Jak można cały czas utrzymywać z ludźmi kontakt na zasadzie- cześć, dokąd pędzisz? Nie mam tu przyjaciół, nie mam też znajomych. Mam tylko rodzinę. Dwie moje najlepsze przyjaciółki mieszkają daleko- jedna przyjeżdża do nas kilka razy w roku. Druga mieszka w Stanach i ciągle mam z nią lepszy kontakt niż z kimkolwiek z Warszawy.

Po powrocie ze swojej pipidówki czuję się przez kilka dni jak na speedzie- mam czas i ochotę na wszystko. Tylko, że po tygodniu to wszystko ze mnie wyparowuje i czuję się równie przymulona jak wszyscy dookoła. Tak- myślałam już o przeprowadzce, ale nie mam odwagi. Tutaj mam pewną pracę- tam nie. A rodzina jest i trzeba z czegoś żyć. Ale może jakoś się wszystko ułoży i będzie mnie stać na wyprowadzkę z tego miejsca zwanego stolycą.
23-01-2007 12:51
~Muffy

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
to naturalna kolej rzeczy bedac na studiach, zwlaszcza w dalekim miescie od rodzinnego. wsrod mimo wsyztko obcych miejsc i ludzi. bo brakuje tego swojego kata i kawalka podlogi. z czasem niektory mija, a niektorym nie
23-01-2007 22:44
~Olkens

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Chyba za bardzo rozpiescilo nas nasze male miasteczko... Dziura bo dziura, ale przynajmniej ludzie nie maja na wszystkich nalane. Tak czlowiek czasem narzekal, ze nie ma co robic a teraz okazuje sie, ze powinien byl cieszyc sie tym, co mial.
W Gdansku wszyscy biegna dokads jak wariaci i usiluja nie spojrzec w oczy mijanym przechodniom... Mam w grupie 37 osob - zapewne sa wsrod nich ludzie madrzy i glupi, mili, wredni, nudni i nietuzinkowi. Tylko co z tego? Jakos wcale nie chce ich poznawac... Nigdy taka nie bylam - czyzbym przesiaknela duzym miastem?
Imprezy - owszem sa codziennie. Zawsze jest ktos, kto gdzies idzie i mozna sie przylaczyc... Problem w tym, ze nie mam ochoty bawic sie z obcym tlumem...
Szczescie, ze nie poszlam sama do Gdanska. Moge przynajmniej porozmawiac z ludzmi, ktorzy znaja mnie prawie od zawsze (pisze prawie, bo najdluzszy staz to ma chyba Bula i Badzer - jakies 17 lat... i tego nie mam zamiaru im odbierac :)). Czasem nawet uda sie jakos zebrac ludziska na wspolne wyjscie. Niestety czesto to nie jest - politechnika nie popuszcza...
07-02-2007 18:33

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.