Marsz ku gwiazdom - David Weber, John Ringo
W poprzednich dwóch tomach poznaliśmy księcia Rogera Ramiusa Sergeia Chianga MacClintocka i jego osobistą ochronę – dzielnych marines z batalionu Brąz. Przebyli oni wszerz cały kontynent na Marduku, jednej z zapomnianych planet Imperium Człowieka, odtworzyli przebieg kilku epok, w tym rewolucji przemysłowej, dzięki czemu wyprodukowali wiele sztuk całkiem nowoczesnej broni dla swoich przyjaciół – Mardukan, którzy dołączyli do obstawy księcia. Cała wyprawa przemierza właśnie morze, by dotrzeć na drugi kontynent i zająć znajdujący się tam port kosmiczny, który najprawdopodobniej wpadł w ręce nieprzyjaciela.
W tej części, prawdę mówiąc, nie napotkamy na wiele nowości. Wszystko to już było, podane w takiej lub innej formie. Walki, bitwy, potyczki, śmierć, nieszczęścia – z ogromnym naciskiem na to ostatnie. Po dwóch pierwszych tomach czytelnik może mieć pewność, że jeśli coś może pójść źle – to pójdzie źle. Jeśli natomiast nie może – na pewno znajdą się jakieś (nie)sprzyjające okoliczności. Staje się to już powoli nudne.
Jednymi z bardziej interesujących nowości są, występujące na początku książki, bitwy morskie. Możemy obserwować doskonałą, jak zawsze u tych autorów, narrację walki, tym razem w zupełnie innym wydaniu. Jak zwykle w takich wypadkach bardzo wyraźnie przedstawiona jest przewaga, jaką daje technologia.
W kwestiach socjologiczno-kulturowych, podobnie jak i w poprzednich tomach, poznajemy nowe cywilizacje, kompletnie odmienne od poprzednich. Wkład ludzi w ich rozwój jest znaczący, chociaż przeprowadzony w bardzo podobny sposób – poprzez udzielanie rad rządzącym i unicestwienie głównego zagrożenia.
Także i w tym tomie nie mogło zabraknąć walki z przeważającym liczebnie przeciwnikiem. I chociaż skala jest porównywalna do walk z plemieniem Bomanów w poprzedniej części, to jednak rozwiązanie następuje w zupełnie inny sposób – nie ma epickiej bitwy, potyczka wygrana jest sprytem, a nie taktyką. Nie powiem natomiast, żeby mi jej brakowało. Po dwóch tomach pełnych tradycyjnych bojów naprawdę można odczuć przesyt.
Zdecydowanie zbyt mało jest tutaj zabawnych momentów. Trzeci tom jest dużo bardziej poważny i surowy niż tomy poprzednie. Gdzieś po drodze zaginął cyniczny i celny dowcip autorów, chociaż wciąż możemy się pośmiać z Poeterny, a także – dodatkowo – z uwarunkowań płciowych Mardukan, u których osobnik rodzaju męskiego to biologicznie samica.
Pomimo tego jednak, wszystko jest poprowadzone bardzo zgrabnie i płynnie od początku pierwszego rozdziału aż do momentu zajęcia portu i walk o statek. Sama potyczka jest dziwna, gdyż na statek kosmiczny wpuszczeni zostają Mardukanie dysponujący ludzką bronią o ogromnej sile rażenia. Totalny chaos i kolosalne zniszczenia najkrócej opisują całą sytuację. Jest to jednak troszkę przeciągane, czytelnika bardziej interesują dalsze losy bohaterów, niż wynik n-tego już starcia.
Jedną z rzeczy, która mnie najpierw rozbawiła, a po dłuższej chwili zdenerwowała, był bardzo tandetny finał. Biorąc pod uwagę poważne jego przedstawienie należy przyjąć, że autorzy nie wykonują w tym momencie gigantycznego mrugnięcia okiem w kierunku czytelnika. Niestety, ponieważ są to właściwie ostatnie strony trylogii, a sama sprawa jest kluczowa, chociaż nieoczekiwana – nie mogę zdradzić, co takiego się wydarza, ale zapewniam, że widzieliście to już wiele razy na kiepskich filmach.
Nagana należy się także autorom za fatalne wręcz potraktowanie dwóch innych wątków. Romans księcia i Nimashet Despreaux, który pomimo, wydawałoby się, pomyślnego przebiegu kończy się na powtarzanych przez dwoje upartych ludzi nielogicznych i bezsensownych kwestii.
Drugi wątek, który został tandetnie zarżnięty to sytuacja w cesarstwie. Ja rozumiem, że można korzystać ze schematów, ale w tym wypadku był to jeden z najgorszych wyborów. Wielokrotnie widzieliśmy to w dziesiątkach filmów, książek i tym podobnych.
Niezbyt szczęśliwie, nieco partacko, ale wciąż Marsz ku gwiazdom pozostaje całkiem znośnym zwieńczeniem bardzo dobrej trylogii. Chociaż fabuła nie jest bogata, ani wielowątkowa, to Marsz... czyta się bardzo dobrze, głównie za sprawą doskonale przedstawionych walk, oraz bardzo oryginalnego podejścia do przedstawienia zetknięcia się dwóch kultur. Dzięki temu po książki te mogą sięgać nie tylko fani militarnego science-fiction, choć oczywiście oni będą najbardziej zadowoleni.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
W tej części, prawdę mówiąc, nie napotkamy na wiele nowości. Wszystko to już było, podane w takiej lub innej formie. Walki, bitwy, potyczki, śmierć, nieszczęścia – z ogromnym naciskiem na to ostatnie. Po dwóch pierwszych tomach czytelnik może mieć pewność, że jeśli coś może pójść źle – to pójdzie źle. Jeśli natomiast nie może – na pewno znajdą się jakieś (nie)sprzyjające okoliczności. Staje się to już powoli nudne.
Jednymi z bardziej interesujących nowości są, występujące na początku książki, bitwy morskie. Możemy obserwować doskonałą, jak zawsze u tych autorów, narrację walki, tym razem w zupełnie innym wydaniu. Jak zwykle w takich wypadkach bardzo wyraźnie przedstawiona jest przewaga, jaką daje technologia.
W kwestiach socjologiczno-kulturowych, podobnie jak i w poprzednich tomach, poznajemy nowe cywilizacje, kompletnie odmienne od poprzednich. Wkład ludzi w ich rozwój jest znaczący, chociaż przeprowadzony w bardzo podobny sposób – poprzez udzielanie rad rządzącym i unicestwienie głównego zagrożenia.
Także i w tym tomie nie mogło zabraknąć walki z przeważającym liczebnie przeciwnikiem. I chociaż skala jest porównywalna do walk z plemieniem Bomanów w poprzedniej części, to jednak rozwiązanie następuje w zupełnie inny sposób – nie ma epickiej bitwy, potyczka wygrana jest sprytem, a nie taktyką. Nie powiem natomiast, żeby mi jej brakowało. Po dwóch tomach pełnych tradycyjnych bojów naprawdę można odczuć przesyt.
Zdecydowanie zbyt mało jest tutaj zabawnych momentów. Trzeci tom jest dużo bardziej poważny i surowy niż tomy poprzednie. Gdzieś po drodze zaginął cyniczny i celny dowcip autorów, chociaż wciąż możemy się pośmiać z Poeterny, a także – dodatkowo – z uwarunkowań płciowych Mardukan, u których osobnik rodzaju męskiego to biologicznie samica.
Pomimo tego jednak, wszystko jest poprowadzone bardzo zgrabnie i płynnie od początku pierwszego rozdziału aż do momentu zajęcia portu i walk o statek. Sama potyczka jest dziwna, gdyż na statek kosmiczny wpuszczeni zostają Mardukanie dysponujący ludzką bronią o ogromnej sile rażenia. Totalny chaos i kolosalne zniszczenia najkrócej opisują całą sytuację. Jest to jednak troszkę przeciągane, czytelnika bardziej interesują dalsze losy bohaterów, niż wynik n-tego już starcia.
Jedną z rzeczy, która mnie najpierw rozbawiła, a po dłuższej chwili zdenerwowała, był bardzo tandetny finał. Biorąc pod uwagę poważne jego przedstawienie należy przyjąć, że autorzy nie wykonują w tym momencie gigantycznego mrugnięcia okiem w kierunku czytelnika. Niestety, ponieważ są to właściwie ostatnie strony trylogii, a sama sprawa jest kluczowa, chociaż nieoczekiwana – nie mogę zdradzić, co takiego się wydarza, ale zapewniam, że widzieliście to już wiele razy na kiepskich filmach.
Nagana należy się także autorom za fatalne wręcz potraktowanie dwóch innych wątków. Romans księcia i Nimashet Despreaux, który pomimo, wydawałoby się, pomyślnego przebiegu kończy się na powtarzanych przez dwoje upartych ludzi nielogicznych i bezsensownych kwestii.
Drugi wątek, który został tandetnie zarżnięty to sytuacja w cesarstwie. Ja rozumiem, że można korzystać ze schematów, ale w tym wypadku był to jeden z najgorszych wyborów. Wielokrotnie widzieliśmy to w dziesiątkach filmów, książek i tym podobnych.
Niezbyt szczęśliwie, nieco partacko, ale wciąż Marsz ku gwiazdom pozostaje całkiem znośnym zwieńczeniem bardzo dobrej trylogii. Chociaż fabuła nie jest bogata, ani wielowątkowa, to Marsz... czyta się bardzo dobrze, głównie za sprawą doskonale przedstawionych walk, oraz bardzo oryginalnego podejścia do przedstawienia zetknięcia się dwóch kultur. Dzięki temu po książki te mogą sięgać nie tylko fani militarnego science-fiction, choć oczywiście oni będą najbardziej zadowoleni.
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Mają w kolekcji: 1
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Marsz ku gwiazdom (March to the Stars)
Cykl: Imperium Człowieka
Tom: 3
Autor: John Ringo, David Weber
Tłumaczenie: Przemysław Bieliński
Wydawca: ISA
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 10 czerwca 2004
Liczba stron: 496
Oprawa: miękka
Format: 115 x 175 mm
ISBN-10: 83-7418-027-7
Cena: 32,90 zł
Cykl: Imperium Człowieka
Tom: 3
Autor: John Ringo, David Weber
Tłumaczenie: Przemysław Bieliński
Wydawca: ISA
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 10 czerwca 2004
Liczba stron: 496
Oprawa: miękka
Format: 115 x 175 mm
ISBN-10: 83-7418-027-7
Cena: 32,90 zł