» Blog » Mark of the Ninja - recenzja
05-09-2015 00:11

Mark of the Ninja - recenzja

W działach: Gry wideo | Odsłony: 149

Mark of the Ninja - recenzja

Dziś na tapetę weźmiemy jedną z moich ulubionych gier: genialną platformówkę The Mark of the Ninja.

Góra trupów...

Jak łatwo zgadnąć w Mark of the Ninja wcielamy się w studenta imieniem Marek, który lekceważył swoją edukację, nie chodził na wykłady, nie przygotowywał się do kolokwium i nie zaliczył egzaminów, poprawki, ani nawet egzaminu warunkowego. W rezultacie smutny los zmusił go do podjęcia trudnej kariery japońskiego skrytobójcy. Przygarnia go klan Hisomu, znany z tego, że swych adeptów tatuuje magicznymi dziarami. Proces ten jest niebezpieczny i chociaż naznaczeni tatuażami zyskują nadludzkie moce, dzieje się tak kosztem ich poczytalności.

Co gorsza, w chwili gdy nasz bohater odpoczywa po zabiegu kryjówka klanu zostaje zaatakowana przez nieznanych sprawców. Musimy sięgnąć więc po nasze umiejętności i przyjść z pomocą kamratom.

...sprawcy brak...

Mark of the Ninja należy do niedawno zmartwychstałego gatunku gier przygodowych. Jak nietrudno więc zgadnąć dużo w tej grze będziemy skakać, a ponadto wspinać się po ścianach i sufitach, zwisać na linie oraz wchodzić na różne platformy. Głównym punktem programu będzie jednak skradanie się, gra bowiem opiera się głównie na niepostrzeżonym przenikaniu na teren nieprzyjaciela i równie niezauważonym wykonywaniu zadań.

W odróżnieniu od innych skradajek w prawdzie wywołanie alarmu nie oznacza nieuniknionej klęski, tak więc napotykanych na naszej drodze przeciwników (są to różnego rodzaju strażnicy, psy, wieżyczki strażnicze etc.) możemy także likwidować, jednak gra wyraźnie bardziej premiuje spryt niż brutalną siłę. Wynika to choćby z cech fizycznych naszego bohatera, który, mimo, że niezwykle zwinny nie jest najlepszym wojownikiem i niestety dość łatwo może zostać zabity nawet przez pojedynczego przeciwnika.

Niemniej jednak wystarczy tylko, by zniknął mu z oczu, a okazuje się wyjątkowo niebezpieczny.

Mechanika podkradania się opiera się na dwóch elementach: pierwszym jest linia wzroku, drugą „kręgi” hałasu. Tak więc przeciwnicy widzą jedynie to, co znajduje się przed ich oczami (my niestety również mamy tożsamy problem, choć nie aż do tego stopnia, bowiem nasz wzrok nie przenika przez ściany czy zamknięte drzwi, co więcej po przejściu gry możemy próbować ukończyć ją drugi raz, z równie ograniczonym polem widzenia, jak nasi wrogowie). W momencie jednak gdy są odwróceni, znajdują się zbyt daleko lub na innym piętrze nie dostrzegają nas. Największym wrogiem ninja jest światło (i psy... psy są bezlitosne), które natychmiast nas demaskuje. Jest to tym niebezpieczniejsze, że część misji toczy się w trakcie burzy, podczas której ujawnić mogą nas także błyskawice.

Gdy dokonujemy skrytobójstwa gra na chwilę spowalnia, a my szybko musimy nacisnąć wskazany kursor. Jeśli zdążymy ofiara umiera nie wydając ani jednego dźwięku. Jeśli nie: drze się w niebogłosy przyciągając uwagę innych strażników.

Po drugie: w momencie, gdy robimy coś hałaśliwego (np. rozbijamy latarnię, biegniemy, mordujemy strażnika) wokół naszej postaci powstaje hałas ilustrowany jako koncentryczne kręgi. Jeśli dotrze on do uszu strażników ci natychmiast skierują się ku jego źródłu. A jako, że oni mają automaty, a my tylko miecz nie skończy się to dla nas przyjemnie...

Kiedy wreszcie uda się nam podkraść do strażnika możemy go zamordować. Wymaga to tylko odrobiny sprytu oraz zręczności. Ciała natomiast oczywiście powinniśmy się pozbyć, by nie wywołało ono zbędnego zainteresowania jakiegoś patrolu.

Ciąg dalszy oczywiście na zewnątrz.

0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.