24-06-2010 15:00
Magia w fantastyce
W działach: rozmyślania, książka | Odsłony: 3811
Z góry uprzedzam, że tekst może być wzięty za nieelegancki i marudny. Dotyczy tematu, który wiele osób uważa za swoje hobby. Niektóre z tych osób nie bardzo radzą sobie ze swoimi kompleksami, także jakąkolwiek krytykę mogą traktować jako atak na ich zainteresowania. Takich wrażliwców odsyłam do pogłębiania swojej wiedzy na innych ciekawych wpisach, szczególnie tych, które nawzajem głaszczą się po główkach i prawią sobie komplementy (wcześniej podałem tu nawet adres, ale uznałem, że jest zbyt mocny, więc go usunąłem).
Ostrzegam też, że tekst może zawierać opisy fabuły lub części fabuły niektórych książek. Dla ułatwienia zauważenia takich praktyk, wszystkie tytuły pisać będę pogrubieniem.
Z dawna nosiłem się już, żeby napisać o magii w fantastyce. Nie będę krył, że do tego jakże szlachetnego pomysłu zachęcała mnie raczej irytacja magią, która pojawia się ostatnio na stronach powieści fantasy. Stwierdziłem jednak, że tekst, który będzie bardziej rzeczowo ujmował problem, będzie przyjemniejszy i łatwiejszy do przełknięcia dla pieniaczy, a także będzie sprawiał wrażenie bardziej profesjonalnego.
Magia to jedna z najbardziej charakterystycznych elementów opowieści, osadzonej w stylu fantasy. Pełni tam przeróżne role: nadaje smak całemu opowiadaniu i klimat książce, napędza fabułę lub tylko ją uzupełnia, zapełnia też luki, które niczym innym zapełnić się nie da. Tak - to ostatnio, choć brzmi tak pragmatycznie i bez serca, dla warsztatu jest nieraz niezbędne, a dla każdej książki przynajmniej przydatne. Jak science fiction ma swoją technologię, którą może stworzyć oś fabularną albo wytłumaczyć wszelkie braki wiedzy lub pomysłu autora, tak powieści detektywistyczne i szpiegowskie będą miały skomplikowaną zagadkę, książki spod znaku płaszcza i szpady albo powieści historyczne będą próbowały odwoływać się do ciekawostek historycznych, zaś fantasy ma magię. Na zasadzie funkcji magii w tekście daje się właśnie przedstawić jakąś typologię używania tej magii przez autorów fantastyki. Spróbuję rozróżnić jedynie jeden z możliwych podziałów tych stylów magii, ten, który wydaje mi się najbardziej ciekawy, jeśli chodzi o fantastykę ostatniego wieku. Podział, wynikający z tego, jak wiele autor ujawnia czytelnikowi.
1. Magia mistyczna
Istnieje bowiem sposób, który ukazuje nam magię mistyczną.
Taka magia wyróżnia się przede wszystkim tym, że nie jest naturalnym przedłużeniem świata - to znaczy, może takowym być we wnętrzu fabuły, ale z punktu widzenia warsztatowego, istnieje wyraźna różnica. Jest świat codzienny, piękny lub mniej piękny, fantastyczny lub mniej fantastyczny, ale jest też świat drugi - świat mistyczny, gdzie urzęduje magia.
Bohater zwykle nie jest w stanie jej dosięgnąć. Magia jest pewnym sacrum, jest daleka, nieludzka (ponadludzka?), niebiańska. Jest czymś ponadzmysłowym. Główny mieszacz może ją zobaczyć, może jej doświadczyć, ale nigdy nie ogarnie jej umysłem - nie dotknie jej i nie zrozumie. Do takiej magii ucieka się Lem w Solaris, opisując wpływ cytoplazmatycznego oceanu na umysły załogi stacji badawczej. Dziwaczna forma bytu wywleka na wierzch ich wspomnienia, tworzy coś na kształt snów-koszmarów, a nawet materializuje pewne ciekawe wspominki. Bohaterowie mogą domyślać się, czemu tak jest, co powoduje te wszystkie efekty, jaki ma cel - ale to tylko domysły. Wpływ tej "magii" jest przekrojem walki wewnętrznej, czyli wnętrza psychiki, co nadaje jej jeszcze inny wymiar.
Oczywiście, nachodzi was zdziwienie, że efekty na stacji Solaris nazywam wpływem magii - ale dlaczego nie? Kolejną z ważnych cech "tej" magii jest właśnie to, że wyrywa się ona dzisiejszym schematom. Magia tutaj jest czymś nadnaturalnym, nieopisanym i przekraczającym nasze wyobrażenia, naszą logikę, jednocześnie czymś, co powoduje jakaś siła. Ta siła również nie jest opisana - przypomina raczej nieznany nam element wszechświata, mistyczną arche niż siłę, którą można naginać do swoich potrzeb. Czy Solaris naprawdę nie pasuje do tej definicji?
Ze względu na nią, do książek, używających tego rodzaju magii warto też przypisać wszelkie dobre horrory - wszak wpływ duchów, upiorów i nieznanych, złych sił również można nazwać swego rodzaju magią. Wyróżnić trzeba tu książki i opowiadania starego Kinga, a żeby uciec się do konkretnych przykładów: choćby 1408, Mgłę, Lśnienie czy To, ale i szereg innych.
Wiele zależy od relacji, od tego, z czyjego punktu widzenia obserwujemy tę magię. Czasami magia, która być może w oczach dorosłych byłaby jakoś opisana, w oczach dziecka będzie mistyczna i równie niedosięgła, co tajemnicza moc w hotelu Panorama. Dobrym przykładem jest pomysł na magię, pojawiający się u George'a Martina w jego sadze Pieśń Lodu i Ognia. Mała Arya, widząca człowieka, który zmienia swoją twarz, spotyka się z nieopisaną siłą, z mistycyzmem. Z kolei późniejsze opisy magii czerwonych kapłanów zakrawają już na typ magii, opisany w punkcie drugim - ze względu właśnie na to, że widzimy je oczami dorosłych, bo obdziera je nieco z mistyki.
Jeśli wiele zależy od relacji, to zdecydowanie bardzo wiele zależy od stylu opowiadania. Te wszystkie zasady nie mają żadnego sensu, jeśli napisze je mało przekonujący autor, a potrzeba nie lada umiejętności, by oddać mistyczne - powtarzam to słowo po raz n-ty - przeżycia bohaterów. Z drugiej strony, dobrze opisana magia może podpadać pod ów typ pierwszy nawet, jeśli jest pozbawiona paru elementów wyżej przedstawionych. Tutaj dobrze obrazują to przykłady z Bohaterowie umierają Matthew Stovera i Władcy Pierścieni dziadka Tolkiena. Palas Rill, łącząca się z uśpioną boginią-rzeką ma wszelkie zadatki na ogromne przeżycie mistyczne - pomysł jednak oddziela gruba krecha od awanturniczego stylu w reszcie powieści, pojawia się nagle i znikąd, a o rzece wspomina się ledwo w poprzednim rozdziale. Dodając do tego niewielkie zdolności narracyjne autora, nie jesteśmy w stanie odczuć tak głębokiego przeżycia na równi z zapadaniem się w szaleństwo Jacka w Lśnieniu. Z kolei magia Gandalfa czy Sarumana, pojawiająca się i wykorzystywana często na oczach bohaterów Władcy Pierścieni pasuje bardziej do drugiego z wymienionych przeze mnie typów magii, jednak ze względu na niesamowity opis i ogólnie pół baśniowy klimat książki, czasami urasta w naszej wyobraźni do magii typu pierwszego.
2. Magia magiczna
Łatwo dostrzec, że wymieniając różne książki jako przykłady wykorzystania typu pierwszego odwoływałem się do szlagierów fantastyki i powieści przełomowych - trudno bowiem przeciętnemu pisarczykowi pisać o przeżyciach mistycznych. Warto też dostrzec, że parę przykładów wypadało poza ramy fantasy - być może stało się tak dlatego, że inne podgatunki fantastyki potrafią lepiej wykorzystać potencjał tej magii (choć sam w to do końca nie wierzę). Właściwie poruszyłem tylko jeden przykład z pełnej krasy fantasy - Pieśń Lodu i Ognia. To, że ją wymieniłem jest przykładem, że magia mistyczna pojawia się w dziełach fantasy, jednak fakt, że wytknąłem tylko ją miał sugerować, iż w tym podgatunku fantastyki łatwiej o drugi rodzaj magii, nazwany z braku lepszej nazwy - magią magiczną.
Czemu tak jest? Wydaje mi się, że jak Tolkien i Dodgson spisali już swoje mistycyzmy, w końcu komuś przyszła chęć do urealnienia nieco przeżyć bohaterów i przełożyć mitologiczny albo baśniowy świat na świat nasz - nieco bardziej brudny i pełny ludzkich uczuć bardziej, niż szlachetności, no, ale nasz. Tak, po fazach długich mutacji, pojawiła się bardzo szeroka wizja magii, której podstawowe reguły spróbuję opisać tutaj.
Magia typu magicznego może być częścią świata codziennego bohaterów, acz nie musi. Zwykle zresztą nie jest, parafrazując moje wcześniejsze słowa, w sensie fabularnym, jednak w sensie warsztatowym jest jak najbardziej - pojawia się bowiem na kartach powieści niemal od początku, a i trwa do końca. W ten obręb idealnie pasuje magia, serwowana nam przez Martina w Pieśni. Magiczne stworzenia, jak smoki, zaczynają pojawiać się wśród ludzi (wywołując wprawdzie popłoch i niedowierzania, ale ważny jest fakt pojawienia się ich), wskrzeszeni ludzie stają obok żywych, zaś na oczach jednego z bohaterów czarodziejka rodzi dziwacznego stwora. Obcowanie z tymi przykładami jest dla postaci straszne, nienaturalne, niecodzienne - ale już nie mistyczne i nieprawdopodobne. Po ochłonięciu poradzą sobie z myślą, że tak było, o ile dalej będą widzieć te objawy, i najpewniej zaczną traktować przejawy magii jako elementy świata.
Taka magia narusza nieco definicję sacrum. Bohater może ją obserwować, może się też dowiedzieć, skąd pochodzi, jakie ma ograniczenia czy dostrzec gesty albo znaki, jakich używa jej użytkownik gdy czaruje. Innymi słowy, dochodzi do jakiejś ingerencji bohatera w tę magię. A właśnie - bardzo często przedstawicielem magii, w przeciwieństwie do typu pierwszego, jest tu osoba, katalizator, filtr. Rzadko mówimy o takiej magii, kiedy na scenie pojawia się wielka, obca, nieopisana siła. Z drugiej strony, takie wielkie i obce siły mogą się pojawić, ale są w pewien sposób opisane - zwykle chodzi po prostu o potęgę wiele większą od przeciętnego czarownika, ale dysponującą tąż samą magią. Efektem uosobienia magii jest jej dzisiejsza wizja - mocy, która krąży gdzieś tam we wszechświecie (w źródłach, ludziach, kosmosie), a z której czerpią na bieżąco jej użytkownicy.
Magia tego typu, w przeciwieństwie do typu pierwszego, nie jest chaotyczna i bezstronna (bowiem nie jest już siłą, a zbiornikiem). Dlatego też często staje po którejś ze stron - jest definitywnie zła lub dobra, w skrajnych przypadkach po prostu staje po którejś stronie bez wartościowania jej. Pojawiają się też jej objawy, takie, jak magiczne stworzenia (smoki w Pieśni, enty i elfy we Władcy) czy magiczne przedmioty (broń we Władcy albo magiczna księga w pierwszym opowiadaniu ze zbioru Necrosis), wciąż jednak otoczone wiankiem legend i ledwo wiarygodne.
Co charakterystyczne dla tego rodzaju magii, mimo tego, że jest ona coraz bliżej codzienności człowieka, nigdy jej nie dosięgnie. Bohaterowie mogą brać magię pod uwagę, czasami w jakiś sposób ją zrozumieć, ale zwykle nie mają do niej dostępu. Magowie byli kimś niezwykłym we Władcy Pierścieni, a mimo wszelkiego potencjału, Frodo nawet nie marzył o tym, by zostać jednym z nich. Z drugiej strony, jeśli już bohater ingeruje w magię (albo jest magiem), dla czytelnika nigdy nie jest jasne albo schematyczne, jakie są jego możliwości i do końca skąd je czerpie. Szkoła magii w serii Ziemomorze różni się tym od Hogwartu z Harry'ego Pottera, że nie czytamy w niej o dokładnych opisach zaklęć czy rytuałów magicznych, a przeżycia związane z magią są nam zupełnie obce (wiemy za to, jak reaguje na nie bohater) - próbujemy je sobie tylko wyobrazić. Przeżycia Harry'ego są bardzo podobne naszym, dla niego magia staje się codziennością, z całą jej niesamowitością. Dlatego będzie on pasował tylko do typu trzeciego.
Te zasady mniej więcej opisują drugi rodzaj magii w mojej typologii. Oczywiście, nie sposób założyć, że każda książka, która przedstawia ten typ spełni wszystkie te zasady - są one tylko elastycznymi wyznacznikami. Ważne jest pewne wyczucie i styl, z jakim podchodzi się do magii, pewna też jej granica z codziennością. Niektórzy autorzy zagalopowują się jednak dalej i dalej z przedstawianiem nam owej wielkiej siły - tak daleko, że z magii magicznej tworzy się Tabliczka Mnożenia.
3. Tabliczka Mnożenia
To trzeci i ostatni z wyróżnionych przeze mnie rodzajów magii. W porównaniu do magii magicznej jest wiele bardziej wpadający w opisane reguły, w porównaniu do mistycznej - wiele bardziej popularny na dziś dzień. Dla mnie, kiedy widzę którykolwiek z oznaków, że w książce może pojawić się Tabliczka Mnożenia, jest to pewne ostrzeżenie - "ocho, to może być niezła szmira". Często to przeczucie się sprawdza.
Tabliczka Mnożenia polega przede wszystkim na tym, że - w większym lub mniejszych stopniu - zasady magii są tu jasno określone. Magowie podzieleni są na jakieś rodzaje (lubię nazywać to pokemonową magią ze względu na pojawiające się tam typy w stylu "ognisty", "lodowy", "iluzjonista", jak to się działo w anime Pokemon), do sformuowania zaklęcia niemal zawsze potrzebują określonych gestów, słów albo chociaż wzroku, moc tracą i mogą regenerować odpoczywając albo czerpiąc z jakiegoś źródła. Ogółem - kiedy pojawia się jakakolwiek siatka szkiców, kiedy słowo "mag" wydaje się profesją, a nie wyróżnikiem nadnaturalności - chodzi o ten rodzaj. Czasami może wydać się, że autor korzysta z jakiegoś podręcznika do RPG, jednak nie jest to zasada.
Inną cechą tej magii jest jej posunięta codzienność. Nie znaczy to, że magia jest czymś równym innej umiejętności rzemieślniczej, jak szycie butów, ale jej charakter to wyraźna profesja. W Kronikach Czarnej Kompanii, idealnie wpasowujących się w ten typ magii, magowie są częścią oddziału najemników, specjalizują się w konkretnych dziedzinach i są bronią masowego rażenia, co wykorzystują inni żołnierze. Traktowani są jak inni, może z paroma wyjątkami (w stylu "nie warto ich wkurzać"), odarci są jednak z absolutnie całej mistyki. W Opowieściach ze świata czarownic magiczna bariera jest taką przeszkodą, jak wysoki mur (ino trochę trudniejszą do przejścia), nie wywołuje jednak żadnego zdziwienia. Idąc dalej tym tropem, nie jest niczym dziwnym posiadanie magicznego przedmiotu albo zwierzęcia (to po prostu większy fuks). Kiedy Drizzt Do'Urden znajduje kolejny magiczny sejmitar skacze przez chwilę z radości - i to tyle z mistycyzmu.
Tabliczka Mnożenia gwarantuje też, że magia będzie w pełnej znajomości i świadomości mieszkańców świata fantasy (a raczej - liczących się bohaterów). Dzięki temu Caine z Bohaterowie umierają może swobodnie planować zamach, uwzględniając pojawiającą się, holograficzną iluzję, generał ze Świata Czarownic po zdobyciu magicznego topora (swoją drogą, kompletnie przypadkowym - ot, wpadł do jaskini po drodze i znalazł) może być pewien przewagi w walce, a najemnicy Cooka mogą planować bitwę z wykorzystaniem konkretnych zdolności czarodziejów.
Magia tego typu jest szczególnie często wykorzystywana do łatania fabularnych dziur. Dzieje się tak być może dlatego, że jest najprostsza do opisania i najłatwiejsza do wymyślenia, a do tego popularna - teraz byle dzieciak wymyśla własne zasady magii, w większej lub mniejszej części ponawiające te, które już kiedyś się pojawiły, i tylko podejściem do tematyki lub stylem da się stworzyć różnicę między pomysłem smarkacza a dorosłego autora fantasy. Tak właśnie Drizzt przypadkiem znajduje magiczną broń, która akurat jako jedyna może zniszczyć wroga, z którym będzie wkrótce walczył, a Palas Rill łączy się z rzeką, bo potrzeba kogoś, kto zrównoważy magiczna potęgę Mealkotha. Tabliczkę Mnożenia da się też wykorzystać, by wywołać wrażenie - jeśli typy pierwszy i drugi zwykle zachwycają magią albo przerażają, typ trzeci wywołuje tani efekt w stylu: "Ten mag jest silny, potrafi to i to - ale ten drugi zmiótł go jednym zaklęciem! Niesamowite!". Nie znaczy to, że zawsze tak się dzieje, jednak trudno powstrzymać się pokusie wykorzystania uporządkowanych zasad, by pokazać, kto ile z nich opanował.
Korzystając z tej magii, dochodzi się też do sprzeczności w drugą stronę - coś, co z natury powinno być pełne mistycyzmu lub po prostu powagi, sprowadzane jest brutalnie na ziemię, z czym autor często sobie nie radzi. Tak właśnie nadludzka istota stająca się nagle zwykłym pożeraczem chleba, nieśmiertelny, który żyje dwa milenia czy człowiek po kontakcie z absolutem nie będą zupełnie niczym się różnić od zwykłego gościa - po chwili się otrząsną i przybiorą infantylne, acz codzienne cechy pracownika biurowego.
Zdanie własne autora wpisu
Łatwo zauważyć, że jestem raczej negatywnie nastawiony do ostatniego rodzaju magii. Uważam, że najłatwiej go spaskudzić, a poza tym, że jeśli w konkretnym utworze nie ma nic szczególnie ciekawego, to użycie tam jeszcze tej magii czyni go zdecydowanie bardziej infantylnym. Tego typu zagrania bardzo przeszkadzały mi przy czytaniu wielokrotnie wspomnianego Bohaterowie umierają Stovera, irytowały mnie też niezwykle przy wszelkich czytanych przeze mnie powieściach ze Świata Czarownic, jak i wielu innych książkach.
Jestem zwolennikiem wyzwalania mocnych emocji przez książki i jest to dla mnie najcenniejsze przeżycie podczas czytania. Emocje najbardziej się udzielają, kiedy odczuwa je bohater, zaś emocje samego bohatera da się wychwycić, jeśli jest on w miarę realnie i logicznie zbudowany. Kiedy na coś, co może być uznane za cud, bohater nawet nie drgnie okiem, dopada mnie intelektualna epilepsja. Stąd wiele książek pisanych w tym dzisiejszym stylu, traktujących wielką magię jak rzecz naturalną i nie robiącą większego wrażenia, nie sposób mi polubić.
Warto jednak zaznaczyć, że samo jednak pojawienie się magii typu Tabliczka Mnożenia nie świadczy o tym, że książka jest zła. Takie tytuły, jak Kroniki Czarnej Kompanii czy Saga Wiedźmińska przedstawiają wprawdzie ten rodzaj, ale czytelnik spokojnie może współżyć z tą magią albo obok niej. Więcej - w dziele Cooka ta magia tworzy swój klimat i przekonuje nawet mnie. Nie mogę więc powiedzieć, że kiedy autor używa takiego rozwiązania, koniecznie dławi swój talent.
Wybaczyć należałoby też Harry'emu Potterowi ze względu na to, że to książka dla ludzi młodych, nie mających wyżej wyrastających potrzeb estetycznych.
Teraz zapraszam do dyskusji: co sądzicie o podziale? Jakie inne przydatne typologie sami byście proponowali? Czy rodzaj magii robi wam jakąś różnicę? Jakiś preferujecie bardziej, jakiś mniej? Co macie na ten temat do powiedzenia?
Pozdrawiam
Khil
Ostrzegam też, że tekst może zawierać opisy fabuły lub części fabuły niektórych książek. Dla ułatwienia zauważenia takich praktyk, wszystkie tytuły pisać będę pogrubieniem.
Z dawna nosiłem się już, żeby napisać o magii w fantastyce. Nie będę krył, że do tego jakże szlachetnego pomysłu zachęcała mnie raczej irytacja magią, która pojawia się ostatnio na stronach powieści fantasy. Stwierdziłem jednak, że tekst, który będzie bardziej rzeczowo ujmował problem, będzie przyjemniejszy i łatwiejszy do przełknięcia dla pieniaczy, a także będzie sprawiał wrażenie bardziej profesjonalnego.
Magia to jedna z najbardziej charakterystycznych elementów opowieści, osadzonej w stylu fantasy. Pełni tam przeróżne role: nadaje smak całemu opowiadaniu i klimat książce, napędza fabułę lub tylko ją uzupełnia, zapełnia też luki, które niczym innym zapełnić się nie da. Tak - to ostatnio, choć brzmi tak pragmatycznie i bez serca, dla warsztatu jest nieraz niezbędne, a dla każdej książki przynajmniej przydatne. Jak science fiction ma swoją technologię, którą może stworzyć oś fabularną albo wytłumaczyć wszelkie braki wiedzy lub pomysłu autora, tak powieści detektywistyczne i szpiegowskie będą miały skomplikowaną zagadkę, książki spod znaku płaszcza i szpady albo powieści historyczne będą próbowały odwoływać się do ciekawostek historycznych, zaś fantasy ma magię. Na zasadzie funkcji magii w tekście daje się właśnie przedstawić jakąś typologię używania tej magii przez autorów fantastyki. Spróbuję rozróżnić jedynie jeden z możliwych podziałów tych stylów magii, ten, który wydaje mi się najbardziej ciekawy, jeśli chodzi o fantastykę ostatniego wieku. Podział, wynikający z tego, jak wiele autor ujawnia czytelnikowi.
1. Magia mistyczna
Istnieje bowiem sposób, który ukazuje nam magię mistyczną.
Taka magia wyróżnia się przede wszystkim tym, że nie jest naturalnym przedłużeniem świata - to znaczy, może takowym być we wnętrzu fabuły, ale z punktu widzenia warsztatowego, istnieje wyraźna różnica. Jest świat codzienny, piękny lub mniej piękny, fantastyczny lub mniej fantastyczny, ale jest też świat drugi - świat mistyczny, gdzie urzęduje magia.
Bohater zwykle nie jest w stanie jej dosięgnąć. Magia jest pewnym sacrum, jest daleka, nieludzka (ponadludzka?), niebiańska. Jest czymś ponadzmysłowym. Główny mieszacz może ją zobaczyć, może jej doświadczyć, ale nigdy nie ogarnie jej umysłem - nie dotknie jej i nie zrozumie. Do takiej magii ucieka się Lem w Solaris, opisując wpływ cytoplazmatycznego oceanu na umysły załogi stacji badawczej. Dziwaczna forma bytu wywleka na wierzch ich wspomnienia, tworzy coś na kształt snów-koszmarów, a nawet materializuje pewne ciekawe wspominki. Bohaterowie mogą domyślać się, czemu tak jest, co powoduje te wszystkie efekty, jaki ma cel - ale to tylko domysły. Wpływ tej "magii" jest przekrojem walki wewnętrznej, czyli wnętrza psychiki, co nadaje jej jeszcze inny wymiar.
Oczywiście, nachodzi was zdziwienie, że efekty na stacji Solaris nazywam wpływem magii - ale dlaczego nie? Kolejną z ważnych cech "tej" magii jest właśnie to, że wyrywa się ona dzisiejszym schematom. Magia tutaj jest czymś nadnaturalnym, nieopisanym i przekraczającym nasze wyobrażenia, naszą logikę, jednocześnie czymś, co powoduje jakaś siła. Ta siła również nie jest opisana - przypomina raczej nieznany nam element wszechświata, mistyczną arche niż siłę, którą można naginać do swoich potrzeb. Czy Solaris naprawdę nie pasuje do tej definicji?
Ze względu na nią, do książek, używających tego rodzaju magii warto też przypisać wszelkie dobre horrory - wszak wpływ duchów, upiorów i nieznanych, złych sił również można nazwać swego rodzaju magią. Wyróżnić trzeba tu książki i opowiadania starego Kinga, a żeby uciec się do konkretnych przykładów: choćby 1408, Mgłę, Lśnienie czy To, ale i szereg innych.
Wiele zależy od relacji, od tego, z czyjego punktu widzenia obserwujemy tę magię. Czasami magia, która być może w oczach dorosłych byłaby jakoś opisana, w oczach dziecka będzie mistyczna i równie niedosięgła, co tajemnicza moc w hotelu Panorama. Dobrym przykładem jest pomysł na magię, pojawiający się u George'a Martina w jego sadze Pieśń Lodu i Ognia. Mała Arya, widząca człowieka, który zmienia swoją twarz, spotyka się z nieopisaną siłą, z mistycyzmem. Z kolei późniejsze opisy magii czerwonych kapłanów zakrawają już na typ magii, opisany w punkcie drugim - ze względu właśnie na to, że widzimy je oczami dorosłych, bo obdziera je nieco z mistyki.
Jeśli wiele zależy od relacji, to zdecydowanie bardzo wiele zależy od stylu opowiadania. Te wszystkie zasady nie mają żadnego sensu, jeśli napisze je mało przekonujący autor, a potrzeba nie lada umiejętności, by oddać mistyczne - powtarzam to słowo po raz n-ty - przeżycia bohaterów. Z drugiej strony, dobrze opisana magia może podpadać pod ów typ pierwszy nawet, jeśli jest pozbawiona paru elementów wyżej przedstawionych. Tutaj dobrze obrazują to przykłady z Bohaterowie umierają Matthew Stovera i Władcy Pierścieni dziadka Tolkiena. Palas Rill, łącząca się z uśpioną boginią-rzeką ma wszelkie zadatki na ogromne przeżycie mistyczne - pomysł jednak oddziela gruba krecha od awanturniczego stylu w reszcie powieści, pojawia się nagle i znikąd, a o rzece wspomina się ledwo w poprzednim rozdziale. Dodając do tego niewielkie zdolności narracyjne autora, nie jesteśmy w stanie odczuć tak głębokiego przeżycia na równi z zapadaniem się w szaleństwo Jacka w Lśnieniu. Z kolei magia Gandalfa czy Sarumana, pojawiająca się i wykorzystywana często na oczach bohaterów Władcy Pierścieni pasuje bardziej do drugiego z wymienionych przeze mnie typów magii, jednak ze względu na niesamowity opis i ogólnie pół baśniowy klimat książki, czasami urasta w naszej wyobraźni do magii typu pierwszego.
2. Magia magiczna
Łatwo dostrzec, że wymieniając różne książki jako przykłady wykorzystania typu pierwszego odwoływałem się do szlagierów fantastyki i powieści przełomowych - trudno bowiem przeciętnemu pisarczykowi pisać o przeżyciach mistycznych. Warto też dostrzec, że parę przykładów wypadało poza ramy fantasy - być może stało się tak dlatego, że inne podgatunki fantastyki potrafią lepiej wykorzystać potencjał tej magii (choć sam w to do końca nie wierzę). Właściwie poruszyłem tylko jeden przykład z pełnej krasy fantasy - Pieśń Lodu i Ognia. To, że ją wymieniłem jest przykładem, że magia mistyczna pojawia się w dziełach fantasy, jednak fakt, że wytknąłem tylko ją miał sugerować, iż w tym podgatunku fantastyki łatwiej o drugi rodzaj magii, nazwany z braku lepszej nazwy - magią magiczną.
Czemu tak jest? Wydaje mi się, że jak Tolkien i Dodgson spisali już swoje mistycyzmy, w końcu komuś przyszła chęć do urealnienia nieco przeżyć bohaterów i przełożyć mitologiczny albo baśniowy świat na świat nasz - nieco bardziej brudny i pełny ludzkich uczuć bardziej, niż szlachetności, no, ale nasz. Tak, po fazach długich mutacji, pojawiła się bardzo szeroka wizja magii, której podstawowe reguły spróbuję opisać tutaj.
Magia typu magicznego może być częścią świata codziennego bohaterów, acz nie musi. Zwykle zresztą nie jest, parafrazując moje wcześniejsze słowa, w sensie fabularnym, jednak w sensie warsztatowym jest jak najbardziej - pojawia się bowiem na kartach powieści niemal od początku, a i trwa do końca. W ten obręb idealnie pasuje magia, serwowana nam przez Martina w Pieśni. Magiczne stworzenia, jak smoki, zaczynają pojawiać się wśród ludzi (wywołując wprawdzie popłoch i niedowierzania, ale ważny jest fakt pojawienia się ich), wskrzeszeni ludzie stają obok żywych, zaś na oczach jednego z bohaterów czarodziejka rodzi dziwacznego stwora. Obcowanie z tymi przykładami jest dla postaci straszne, nienaturalne, niecodzienne - ale już nie mistyczne i nieprawdopodobne. Po ochłonięciu poradzą sobie z myślą, że tak było, o ile dalej będą widzieć te objawy, i najpewniej zaczną traktować przejawy magii jako elementy świata.
Taka magia narusza nieco definicję sacrum. Bohater może ją obserwować, może się też dowiedzieć, skąd pochodzi, jakie ma ograniczenia czy dostrzec gesty albo znaki, jakich używa jej użytkownik gdy czaruje. Innymi słowy, dochodzi do jakiejś ingerencji bohatera w tę magię. A właśnie - bardzo często przedstawicielem magii, w przeciwieństwie do typu pierwszego, jest tu osoba, katalizator, filtr. Rzadko mówimy o takiej magii, kiedy na scenie pojawia się wielka, obca, nieopisana siła. Z drugiej strony, takie wielkie i obce siły mogą się pojawić, ale są w pewien sposób opisane - zwykle chodzi po prostu o potęgę wiele większą od przeciętnego czarownika, ale dysponującą tąż samą magią. Efektem uosobienia magii jest jej dzisiejsza wizja - mocy, która krąży gdzieś tam we wszechświecie (w źródłach, ludziach, kosmosie), a z której czerpią na bieżąco jej użytkownicy.
Magia tego typu, w przeciwieństwie do typu pierwszego, nie jest chaotyczna i bezstronna (bowiem nie jest już siłą, a zbiornikiem). Dlatego też często staje po którejś ze stron - jest definitywnie zła lub dobra, w skrajnych przypadkach po prostu staje po którejś stronie bez wartościowania jej. Pojawiają się też jej objawy, takie, jak magiczne stworzenia (smoki w Pieśni, enty i elfy we Władcy) czy magiczne przedmioty (broń we Władcy albo magiczna księga w pierwszym opowiadaniu ze zbioru Necrosis), wciąż jednak otoczone wiankiem legend i ledwo wiarygodne.
Co charakterystyczne dla tego rodzaju magii, mimo tego, że jest ona coraz bliżej codzienności człowieka, nigdy jej nie dosięgnie. Bohaterowie mogą brać magię pod uwagę, czasami w jakiś sposób ją zrozumieć, ale zwykle nie mają do niej dostępu. Magowie byli kimś niezwykłym we Władcy Pierścieni, a mimo wszelkiego potencjału, Frodo nawet nie marzył o tym, by zostać jednym z nich. Z drugiej strony, jeśli już bohater ingeruje w magię (albo jest magiem), dla czytelnika nigdy nie jest jasne albo schematyczne, jakie są jego możliwości i do końca skąd je czerpie. Szkoła magii w serii Ziemomorze różni się tym od Hogwartu z Harry'ego Pottera, że nie czytamy w niej o dokładnych opisach zaklęć czy rytuałów magicznych, a przeżycia związane z magią są nam zupełnie obce (wiemy za to, jak reaguje na nie bohater) - próbujemy je sobie tylko wyobrazić. Przeżycia Harry'ego są bardzo podobne naszym, dla niego magia staje się codziennością, z całą jej niesamowitością. Dlatego będzie on pasował tylko do typu trzeciego.
Te zasady mniej więcej opisują drugi rodzaj magii w mojej typologii. Oczywiście, nie sposób założyć, że każda książka, która przedstawia ten typ spełni wszystkie te zasady - są one tylko elastycznymi wyznacznikami. Ważne jest pewne wyczucie i styl, z jakim podchodzi się do magii, pewna też jej granica z codziennością. Niektórzy autorzy zagalopowują się jednak dalej i dalej z przedstawianiem nam owej wielkiej siły - tak daleko, że z magii magicznej tworzy się Tabliczka Mnożenia.
3. Tabliczka Mnożenia
To trzeci i ostatni z wyróżnionych przeze mnie rodzajów magii. W porównaniu do magii magicznej jest wiele bardziej wpadający w opisane reguły, w porównaniu do mistycznej - wiele bardziej popularny na dziś dzień. Dla mnie, kiedy widzę którykolwiek z oznaków, że w książce może pojawić się Tabliczka Mnożenia, jest to pewne ostrzeżenie - "ocho, to może być niezła szmira". Często to przeczucie się sprawdza.
Tabliczka Mnożenia polega przede wszystkim na tym, że - w większym lub mniejszych stopniu - zasady magii są tu jasno określone. Magowie podzieleni są na jakieś rodzaje (lubię nazywać to pokemonową magią ze względu na pojawiające się tam typy w stylu "ognisty", "lodowy", "iluzjonista", jak to się działo w anime Pokemon), do sformuowania zaklęcia niemal zawsze potrzebują określonych gestów, słów albo chociaż wzroku, moc tracą i mogą regenerować odpoczywając albo czerpiąc z jakiegoś źródła. Ogółem - kiedy pojawia się jakakolwiek siatka szkiców, kiedy słowo "mag" wydaje się profesją, a nie wyróżnikiem nadnaturalności - chodzi o ten rodzaj. Czasami może wydać się, że autor korzysta z jakiegoś podręcznika do RPG, jednak nie jest to zasada.
Inną cechą tej magii jest jej posunięta codzienność. Nie znaczy to, że magia jest czymś równym innej umiejętności rzemieślniczej, jak szycie butów, ale jej charakter to wyraźna profesja. W Kronikach Czarnej Kompanii, idealnie wpasowujących się w ten typ magii, magowie są częścią oddziału najemników, specjalizują się w konkretnych dziedzinach i są bronią masowego rażenia, co wykorzystują inni żołnierze. Traktowani są jak inni, może z paroma wyjątkami (w stylu "nie warto ich wkurzać"), odarci są jednak z absolutnie całej mistyki. W Opowieściach ze świata czarownic magiczna bariera jest taką przeszkodą, jak wysoki mur (ino trochę trudniejszą do przejścia), nie wywołuje jednak żadnego zdziwienia. Idąc dalej tym tropem, nie jest niczym dziwnym posiadanie magicznego przedmiotu albo zwierzęcia (to po prostu większy fuks). Kiedy Drizzt Do'Urden znajduje kolejny magiczny sejmitar skacze przez chwilę z radości - i to tyle z mistycyzmu.
Tabliczka Mnożenia gwarantuje też, że magia będzie w pełnej znajomości i świadomości mieszkańców świata fantasy (a raczej - liczących się bohaterów). Dzięki temu Caine z Bohaterowie umierają może swobodnie planować zamach, uwzględniając pojawiającą się, holograficzną iluzję, generał ze Świata Czarownic po zdobyciu magicznego topora (swoją drogą, kompletnie przypadkowym - ot, wpadł do jaskini po drodze i znalazł) może być pewien przewagi w walce, a najemnicy Cooka mogą planować bitwę z wykorzystaniem konkretnych zdolności czarodziejów.
Magia tego typu jest szczególnie często wykorzystywana do łatania fabularnych dziur. Dzieje się tak być może dlatego, że jest najprostsza do opisania i najłatwiejsza do wymyślenia, a do tego popularna - teraz byle dzieciak wymyśla własne zasady magii, w większej lub mniejszej części ponawiające te, które już kiedyś się pojawiły, i tylko podejściem do tematyki lub stylem da się stworzyć różnicę między pomysłem smarkacza a dorosłego autora fantasy. Tak właśnie Drizzt przypadkiem znajduje magiczną broń, która akurat jako jedyna może zniszczyć wroga, z którym będzie wkrótce walczył, a Palas Rill łączy się z rzeką, bo potrzeba kogoś, kto zrównoważy magiczna potęgę Mealkotha. Tabliczkę Mnożenia da się też wykorzystać, by wywołać wrażenie - jeśli typy pierwszy i drugi zwykle zachwycają magią albo przerażają, typ trzeci wywołuje tani efekt w stylu: "Ten mag jest silny, potrafi to i to - ale ten drugi zmiótł go jednym zaklęciem! Niesamowite!". Nie znaczy to, że zawsze tak się dzieje, jednak trudno powstrzymać się pokusie wykorzystania uporządkowanych zasad, by pokazać, kto ile z nich opanował.
Korzystając z tej magii, dochodzi się też do sprzeczności w drugą stronę - coś, co z natury powinno być pełne mistycyzmu lub po prostu powagi, sprowadzane jest brutalnie na ziemię, z czym autor często sobie nie radzi. Tak właśnie nadludzka istota stająca się nagle zwykłym pożeraczem chleba, nieśmiertelny, który żyje dwa milenia czy człowiek po kontakcie z absolutem nie będą zupełnie niczym się różnić od zwykłego gościa - po chwili się otrząsną i przybiorą infantylne, acz codzienne cechy pracownika biurowego.
Zdanie własne autora wpisu
Łatwo zauważyć, że jestem raczej negatywnie nastawiony do ostatniego rodzaju magii. Uważam, że najłatwiej go spaskudzić, a poza tym, że jeśli w konkretnym utworze nie ma nic szczególnie ciekawego, to użycie tam jeszcze tej magii czyni go zdecydowanie bardziej infantylnym. Tego typu zagrania bardzo przeszkadzały mi przy czytaniu wielokrotnie wspomnianego Bohaterowie umierają Stovera, irytowały mnie też niezwykle przy wszelkich czytanych przeze mnie powieściach ze Świata Czarownic, jak i wielu innych książkach.
Jestem zwolennikiem wyzwalania mocnych emocji przez książki i jest to dla mnie najcenniejsze przeżycie podczas czytania. Emocje najbardziej się udzielają, kiedy odczuwa je bohater, zaś emocje samego bohatera da się wychwycić, jeśli jest on w miarę realnie i logicznie zbudowany. Kiedy na coś, co może być uznane za cud, bohater nawet nie drgnie okiem, dopada mnie intelektualna epilepsja. Stąd wiele książek pisanych w tym dzisiejszym stylu, traktujących wielką magię jak rzecz naturalną i nie robiącą większego wrażenia, nie sposób mi polubić.
Warto jednak zaznaczyć, że samo jednak pojawienie się magii typu Tabliczka Mnożenia nie świadczy o tym, że książka jest zła. Takie tytuły, jak Kroniki Czarnej Kompanii czy Saga Wiedźmińska przedstawiają wprawdzie ten rodzaj, ale czytelnik spokojnie może współżyć z tą magią albo obok niej. Więcej - w dziele Cooka ta magia tworzy swój klimat i przekonuje nawet mnie. Nie mogę więc powiedzieć, że kiedy autor używa takiego rozwiązania, koniecznie dławi swój talent.
Wybaczyć należałoby też Harry'emu Potterowi ze względu na to, że to książka dla ludzi młodych, nie mających wyżej wyrastających potrzeb estetycznych.
Teraz zapraszam do dyskusji: co sądzicie o podziale? Jakie inne przydatne typologie sami byście proponowali? Czy rodzaj magii robi wam jakąś różnicę? Jakiś preferujecie bardziej, jakiś mniej? Co macie na ten temat do powiedzenia?
Pozdrawiam
Khil