» Blog » Magia w fantastyce
24-06-2010 15:00

Magia w fantastyce

W działach: rozmyślania, książka | Odsłony: 3811

Magia w fantastyce
Z góry uprzedzam, że tekst może być wzięty za nieelegancki i marudny. Dotyczy tematu, który wiele osób uważa za swoje hobby. Niektóre z tych osób nie bardzo radzą sobie ze swoimi kompleksami, także jakąkolwiek krytykę mogą traktować jako atak na ich zainteresowania. Takich wrażliwców odsyłam do pogłębiania swojej wiedzy na innych ciekawych wpisach, szczególnie tych, które nawzajem głaszczą się po główkach i prawią sobie komplementy (wcześniej podałem tu nawet adres, ale uznałem, że jest zbyt mocny, więc go usunąłem).

Ostrzegam też, że tekst może zawierać opisy fabuły lub części fabuły niektórych książek. Dla ułatwienia zauważenia takich praktyk, wszystkie tytuły pisać będę pogrubieniem.

Z dawna nosiłem się już, żeby napisać o magii w fantastyce. Nie będę krył, że do tego jakże szlachetnego pomysłu zachęcała mnie raczej irytacja magią, która pojawia się ostatnio na stronach powieści fantasy. Stwierdziłem jednak, że tekst, który będzie bardziej rzeczowo ujmował problem, będzie przyjemniejszy i łatwiejszy do przełknięcia dla pieniaczy, a także będzie sprawiał wrażenie bardziej profesjonalnego.

Magia to jedna z najbardziej charakterystycznych elementów opowieści, osadzonej w stylu fantasy. Pełni tam przeróżne role: nadaje smak całemu opowiadaniu i klimat książce, napędza fabułę lub tylko ją uzupełnia, zapełnia też luki, które niczym innym zapełnić się nie da. Tak - to ostatnio, choć brzmi tak pragmatycznie i bez serca, dla warsztatu jest nieraz niezbędne, a dla każdej książki przynajmniej przydatne. Jak science fiction ma swoją technologię, którą może stworzyć oś fabularną albo wytłumaczyć wszelkie braki wiedzy lub pomysłu autora, tak powieści detektywistyczne i szpiegowskie będą miały skomplikowaną zagadkę, książki spod znaku płaszcza i szpady albo powieści historyczne będą próbowały odwoływać się do ciekawostek historycznych, zaś fantasy ma magię. Na zasadzie funkcji magii w tekście daje się właśnie przedstawić jakąś typologię używania tej magii przez autorów fantastyki. Spróbuję rozróżnić jedynie jeden z możliwych podziałów tych stylów magii, ten, który wydaje mi się najbardziej ciekawy, jeśli chodzi o fantastykę ostatniego wieku. Podział, wynikający z tego, jak wiele autor ujawnia czytelnikowi.

1. Magia mistyczna

Istnieje bowiem sposób, który ukazuje nam magię mistyczną.

Taka magia wyróżnia się przede wszystkim tym, że nie jest naturalnym przedłużeniem świata - to znaczy, może takowym być we wnętrzu fabuły, ale z punktu widzenia warsztatowego, istnieje wyraźna różnica. Jest świat codzienny, piękny lub mniej piękny, fantastyczny lub mniej fantastyczny, ale jest też świat drugi - świat mistyczny, gdzie urzęduje magia.

Bohater zwykle nie jest w stanie jej dosięgnąć. Magia jest pewnym sacrum, jest daleka, nieludzka (ponadludzka?), niebiańska. Jest czymś ponadzmysłowym. Główny mieszacz może ją zobaczyć, może jej doświadczyć, ale nigdy nie ogarnie jej umysłem - nie dotknie jej i nie zrozumie. Do takiej magii ucieka się Lem w Solaris, opisując wpływ cytoplazmatycznego oceanu na umysły załogi stacji badawczej. Dziwaczna forma bytu wywleka na wierzch ich wspomnienia, tworzy coś na kształt snów-koszmarów, a nawet materializuje pewne ciekawe wspominki. Bohaterowie mogą domyślać się, czemu tak jest, co powoduje te wszystkie efekty, jaki ma cel - ale to tylko domysły. Wpływ tej "magii" jest przekrojem walki wewnętrznej, czyli wnętrza psychiki, co nadaje jej jeszcze inny wymiar.

Oczywiście, nachodzi was zdziwienie, że efekty na stacji Solaris nazywam wpływem magii - ale dlaczego nie? Kolejną z ważnych cech "tej" magii jest właśnie to, że wyrywa się ona dzisiejszym schematom. Magia tutaj jest czymś nadnaturalnym, nieopisanym i przekraczającym nasze wyobrażenia, naszą logikę, jednocześnie czymś, co powoduje jakaś siła. Ta siła również nie jest opisana - przypomina raczej nieznany nam element wszechświata, mistyczną arche niż siłę, którą można naginać do swoich potrzeb. Czy Solaris naprawdę nie pasuje do tej definicji?

Ze względu na nią, do książek, używających tego rodzaju magii warto też przypisać wszelkie dobre horrory - wszak wpływ duchów, upiorów i nieznanych, złych sił również można nazwać swego rodzaju magią. Wyróżnić trzeba tu książki i opowiadania starego Kinga, a żeby uciec się do konkretnych przykładów: choćby 1408, Mgłę, Lśnienie czy To, ale i szereg innych.

Wiele zależy od relacji, od tego, z czyjego punktu widzenia obserwujemy tę magię. Czasami magia, która być może w oczach dorosłych byłaby jakoś opisana, w oczach dziecka będzie mistyczna i równie niedosięgła, co tajemnicza moc w hotelu Panorama. Dobrym przykładem jest pomysł na magię, pojawiający się u George'a Martina w jego sadze Pieśń Lodu i Ognia. Mała Arya, widząca człowieka, który zmienia swoją twarz, spotyka się z nieopisaną siłą, z mistycyzmem. Z kolei późniejsze opisy magii czerwonych kapłanów zakrawają już na typ magii, opisany w punkcie drugim - ze względu właśnie na to, że widzimy je oczami dorosłych, bo obdziera je nieco z mistyki.

Jeśli wiele zależy od relacji, to zdecydowanie bardzo wiele zależy od stylu opowiadania. Te wszystkie zasady nie mają żadnego sensu, jeśli napisze je mało przekonujący autor, a potrzeba nie lada umiejętności, by oddać mistyczne - powtarzam to słowo po raz n-ty - przeżycia bohaterów. Z drugiej strony, dobrze opisana magia może podpadać pod ów typ pierwszy nawet, jeśli jest pozbawiona paru elementów wyżej przedstawionych. Tutaj dobrze obrazują to przykłady z Bohaterowie umierają Matthew Stovera i Władcy Pierścieni dziadka Tolkiena. Palas Rill, łącząca się z uśpioną boginią-rzeką ma wszelkie zadatki na ogromne przeżycie mistyczne - pomysł jednak oddziela gruba krecha od awanturniczego stylu w reszcie powieści, pojawia się nagle i znikąd, a o rzece wspomina się ledwo w poprzednim rozdziale. Dodając do tego niewielkie zdolności narracyjne autora, nie jesteśmy w stanie odczuć tak głębokiego przeżycia na równi z zapadaniem się w szaleństwo Jacka w Lśnieniu. Z kolei magia Gandalfa czy Sarumana, pojawiająca się i wykorzystywana często na oczach bohaterów Władcy Pierścieni pasuje bardziej do drugiego z wymienionych przeze mnie typów magii, jednak ze względu na niesamowity opis i ogólnie pół baśniowy klimat książki, czasami urasta w naszej wyobraźni do magii typu pierwszego.

2. Magia magiczna

Łatwo dostrzec, że wymieniając różne książki jako przykłady wykorzystania typu pierwszego odwoływałem się do szlagierów fantastyki i powieści przełomowych - trudno bowiem przeciętnemu pisarczykowi pisać o przeżyciach mistycznych. Warto też dostrzec, że parę przykładów wypadało poza ramy fantasy - być może stało się tak dlatego, że inne podgatunki fantastyki potrafią lepiej wykorzystać potencjał tej magii (choć sam w to do końca nie wierzę). Właściwie poruszyłem tylko jeden przykład z pełnej krasy fantasy - Pieśń Lodu i Ognia. To, że ją wymieniłem jest przykładem, że magia mistyczna pojawia się w dziełach fantasy, jednak fakt, że wytknąłem tylko ją miał sugerować, iż w tym podgatunku fantastyki łatwiej o drugi rodzaj magii, nazwany z braku lepszej nazwy - magią magiczną.

Czemu tak jest? Wydaje mi się, że jak Tolkien i Dodgson spisali już swoje mistycyzmy, w końcu komuś przyszła chęć do urealnienia nieco przeżyć bohaterów i przełożyć mitologiczny albo baśniowy świat na świat nasz - nieco bardziej brudny i pełny ludzkich uczuć bardziej, niż szlachetności, no, ale nasz. Tak, po fazach długich mutacji, pojawiła się bardzo szeroka wizja magii, której podstawowe reguły spróbuję opisać tutaj.

Magia typu magicznego może być częścią świata codziennego bohaterów, acz nie musi. Zwykle zresztą nie jest, parafrazując moje wcześniejsze słowa, w sensie fabularnym, jednak w sensie warsztatowym jest jak najbardziej - pojawia się bowiem na kartach powieści niemal od początku, a i trwa do końca. W ten obręb idealnie pasuje magia, serwowana nam przez Martina w Pieśni. Magiczne stworzenia, jak smoki, zaczynają pojawiać się wśród ludzi (wywołując wprawdzie popłoch i niedowierzania, ale ważny jest fakt pojawienia się ich), wskrzeszeni ludzie stają obok żywych, zaś na oczach jednego z bohaterów czarodziejka rodzi dziwacznego stwora. Obcowanie z tymi przykładami jest dla postaci straszne, nienaturalne, niecodzienne - ale już nie mistyczne i nieprawdopodobne. Po ochłonięciu poradzą sobie z myślą, że tak było, o ile dalej będą widzieć te objawy, i najpewniej zaczną traktować przejawy magii jako elementy świata.

Taka magia narusza nieco definicję sacrum. Bohater może ją obserwować, może się też dowiedzieć, skąd pochodzi, jakie ma ograniczenia czy dostrzec gesty albo znaki, jakich używa jej użytkownik gdy czaruje. Innymi słowy, dochodzi do jakiejś ingerencji bohatera w tę magię. A właśnie - bardzo często przedstawicielem magii, w przeciwieństwie do typu pierwszego, jest tu osoba, katalizator, filtr. Rzadko mówimy o takiej magii, kiedy na scenie pojawia się wielka, obca, nieopisana siła. Z drugiej strony, takie wielkie i obce siły mogą się pojawić, ale są w pewien sposób opisane - zwykle chodzi po prostu o potęgę wiele większą od przeciętnego czarownika, ale dysponującą tąż samą magią. Efektem uosobienia magii jest jej dzisiejsza wizja - mocy, która krąży gdzieś tam we wszechświecie (w źródłach, ludziach, kosmosie), a z której czerpią na bieżąco jej użytkownicy.

Magia tego typu, w przeciwieństwie do typu pierwszego, nie jest chaotyczna i bezstronna (bowiem nie jest już siłą, a zbiornikiem). Dlatego też często staje po którejś ze stron - jest definitywnie zła lub dobra, w skrajnych przypadkach po prostu staje po którejś stronie bez wartościowania jej. Pojawiają się też jej objawy, takie, jak magiczne stworzenia (smoki w Pieśni, enty i elfy we Władcy) czy magiczne przedmioty (broń we Władcy albo magiczna księga w pierwszym opowiadaniu ze zbioru Necrosis), wciąż jednak otoczone wiankiem legend i ledwo wiarygodne.

Co charakterystyczne dla tego rodzaju magii, mimo tego, że jest ona coraz bliżej codzienności człowieka, nigdy jej nie dosięgnie. Bohaterowie mogą brać magię pod uwagę, czasami w jakiś sposób ją zrozumieć, ale zwykle nie mają do niej dostępu. Magowie byli kimś niezwykłym we Władcy Pierścieni, a mimo wszelkiego potencjału, Frodo nawet nie marzył o tym, by zostać jednym z nich. Z drugiej strony, jeśli już bohater ingeruje w magię (albo jest magiem), dla czytelnika nigdy nie jest jasne albo schematyczne, jakie są jego możliwości i do końca skąd je czerpie. Szkoła magii w serii Ziemomorze różni się tym od Hogwartu z Harry'ego Pottera, że nie czytamy w niej o dokładnych opisach zaklęć czy rytuałów magicznych, a przeżycia związane z magią są nam zupełnie obce (wiemy za to, jak reaguje na nie bohater) - próbujemy je sobie tylko wyobrazić. Przeżycia Harry'ego są bardzo podobne naszym, dla niego magia staje się codziennością, z całą jej niesamowitością. Dlatego będzie on pasował tylko do typu trzeciego.

Te zasady mniej więcej opisują drugi rodzaj magii w mojej typologii. Oczywiście, nie sposób założyć, że każda książka, która przedstawia ten typ spełni wszystkie te zasady - są one tylko elastycznymi wyznacznikami. Ważne jest pewne wyczucie i styl, z jakim podchodzi się do magii, pewna też jej granica z codziennością. Niektórzy autorzy zagalopowują się jednak dalej i dalej z przedstawianiem nam owej wielkiej siły - tak daleko, że z magii magicznej tworzy się Tabliczka Mnożenia.

3. Tabliczka Mnożenia

To trzeci i ostatni z wyróżnionych przeze mnie rodzajów magii. W porównaniu do magii magicznej jest wiele bardziej wpadający w opisane reguły, w porównaniu do mistycznej - wiele bardziej popularny na dziś dzień. Dla mnie, kiedy widzę którykolwiek z oznaków, że w książce może pojawić się Tabliczka Mnożenia, jest to pewne ostrzeżenie - "ocho, to może być niezła szmira". Często to przeczucie się sprawdza.

Tabliczka Mnożenia polega przede wszystkim na tym, że - w większym lub mniejszych stopniu - zasady magii są tu jasno określone. Magowie podzieleni są na jakieś rodzaje (lubię nazywać to pokemonową magią ze względu na pojawiające się tam typy w stylu "ognisty", "lodowy", "iluzjonista", jak to się działo w anime Pokemon), do sformuowania zaklęcia niemal zawsze potrzebują określonych gestów, słów albo chociaż wzroku, moc tracą i mogą regenerować odpoczywając albo czerpiąc z jakiegoś źródła. Ogółem - kiedy pojawia się jakakolwiek siatka szkiców, kiedy słowo "mag" wydaje się profesją, a nie wyróżnikiem nadnaturalności - chodzi o ten rodzaj. Czasami może wydać się, że autor korzysta z jakiegoś podręcznika do RPG, jednak nie jest to zasada.

Inną cechą tej magii jest jej posunięta codzienność. Nie znaczy to, że magia jest czymś równym innej umiejętności rzemieślniczej, jak szycie butów, ale jej charakter to wyraźna profesja. W Kronikach Czarnej Kompanii, idealnie wpasowujących się w ten typ magii, magowie są częścią oddziału najemników, specjalizują się w konkretnych dziedzinach i są bronią masowego rażenia, co wykorzystują inni żołnierze. Traktowani są jak inni, może z paroma wyjątkami (w stylu "nie warto ich wkurzać"), odarci są jednak z absolutnie całej mistyki. W Opowieściach ze świata czarownic magiczna bariera jest taką przeszkodą, jak wysoki mur (ino trochę trudniejszą do przejścia), nie wywołuje jednak żadnego zdziwienia. Idąc dalej tym tropem, nie jest niczym dziwnym posiadanie magicznego przedmiotu albo zwierzęcia (to po prostu większy fuks). Kiedy Drizzt Do'Urden znajduje kolejny magiczny sejmitar skacze przez chwilę z radości - i to tyle z mistycyzmu.

Tabliczka Mnożenia gwarantuje też, że magia będzie w pełnej znajomości i świadomości mieszkańców świata fantasy (a raczej - liczących się bohaterów). Dzięki temu Caine z Bohaterowie umierają może swobodnie planować zamach, uwzględniając pojawiającą się, holograficzną iluzję, generał ze Świata Czarownic po zdobyciu magicznego topora (swoją drogą, kompletnie przypadkowym - ot, wpadł do jaskini po drodze i znalazł) może być pewien przewagi w walce, a najemnicy Cooka mogą planować bitwę z wykorzystaniem konkretnych zdolności czarodziejów.

Magia tego typu jest szczególnie często wykorzystywana do łatania fabularnych dziur. Dzieje się tak być może dlatego, że jest najprostsza do opisania i najłatwiejsza do wymyślenia, a do tego popularna - teraz byle dzieciak wymyśla własne zasady magii, w większej lub mniejszej części ponawiające te, które już kiedyś się pojawiły, i tylko podejściem do tematyki lub stylem da się stworzyć różnicę między pomysłem smarkacza a dorosłego autora fantasy. Tak właśnie Drizzt przypadkiem znajduje magiczną broń, która akurat jako jedyna może zniszczyć wroga, z którym będzie wkrótce walczył, a Palas Rill łączy się z rzeką, bo potrzeba kogoś, kto zrównoważy magiczna potęgę Mealkotha. Tabliczkę Mnożenia da się też wykorzystać, by wywołać wrażenie - jeśli typy pierwszy i drugi zwykle zachwycają magią albo przerażają, typ trzeci wywołuje tani efekt w stylu: "Ten mag jest silny, potrafi to i to - ale ten drugi zmiótł go jednym zaklęciem! Niesamowite!". Nie znaczy to, że zawsze tak się dzieje, jednak trudno powstrzymać się pokusie wykorzystania uporządkowanych zasad, by pokazać, kto ile z nich opanował.

Korzystając z tej magii, dochodzi się też do sprzeczności w drugą stronę - coś, co z natury powinno być pełne mistycyzmu lub po prostu powagi, sprowadzane jest brutalnie na ziemię, z czym autor często sobie nie radzi. Tak właśnie nadludzka istota stająca się nagle zwykłym pożeraczem chleba, nieśmiertelny, który żyje dwa milenia czy człowiek po kontakcie z absolutem nie będą zupełnie niczym się różnić od zwykłego gościa - po chwili się otrząsną i przybiorą infantylne, acz codzienne cechy pracownika biurowego.

Zdanie własne autora wpisu

Łatwo zauważyć, że jestem raczej negatywnie nastawiony do ostatniego rodzaju magii. Uważam, że najłatwiej go spaskudzić, a poza tym, że jeśli w konkretnym utworze nie ma nic szczególnie ciekawego, to użycie tam jeszcze tej magii czyni go zdecydowanie bardziej infantylnym. Tego typu zagrania bardzo przeszkadzały mi przy czytaniu wielokrotnie wspomnianego Bohaterowie umierają Stovera, irytowały mnie też niezwykle przy wszelkich czytanych przeze mnie powieściach ze Świata Czarownic, jak i wielu innych książkach.

Jestem zwolennikiem wyzwalania mocnych emocji przez książki i jest to dla mnie najcenniejsze przeżycie podczas czytania. Emocje najbardziej się udzielają, kiedy odczuwa je bohater, zaś emocje samego bohatera da się wychwycić, jeśli jest on w miarę realnie i logicznie zbudowany. Kiedy na coś, co może być uznane za cud, bohater nawet nie drgnie okiem, dopada mnie intelektualna epilepsja. Stąd wiele książek pisanych w tym dzisiejszym stylu, traktujących wielką magię jak rzecz naturalną i nie robiącą większego wrażenia, nie sposób mi polubić.

Warto jednak zaznaczyć, że samo jednak pojawienie się magii typu Tabliczka Mnożenia nie świadczy o tym, że książka jest zła. Takie tytuły, jak Kroniki Czarnej Kompanii czy Saga Wiedźmińska przedstawiają wprawdzie ten rodzaj, ale czytelnik spokojnie może współżyć z tą magią albo obok niej. Więcej - w dziele Cooka ta magia tworzy swój klimat i przekonuje nawet mnie. Nie mogę więc powiedzieć, że kiedy autor używa takiego rozwiązania, koniecznie dławi swój talent.

Wybaczyć należałoby też Harry'emu Potterowi ze względu na to, że to książka dla ludzi młodych, nie mających wyżej wyrastających potrzeb estetycznych.

Teraz zapraszam do dyskusji: co sądzicie o podziale? Jakie inne przydatne typologie sami byście proponowali? Czy rodzaj magii robi wam jakąś różnicę? Jakiś preferujecie bardziej, jakiś mniej? Co macie na ten temat do powiedzenia?

Pozdrawiam
Khil

Komentarze


Aesandill
   
Ocena:
0
(co to za przykład? Ten adres z klepaniem się po główkach? :P )

W sumie planowałem wziąc się za podobny wpis ale zostałem przy skrótowym wpisie opartym na przykładach.
Tak było dla mnie łatwiej i przyjemniej :)
http://aesandill.polter.pl/Dlaczeg o-nie-lubie-magiei-b9079

Ja szczerze nie lubie magii, szczególnie tej rodzaju DeDekowo młotkowej.

Kule ognia, lewitacje i masa innych cudowności moim zdaniem dawno straciły... magie?

Natomiast mistyczna magia, to zupełnie co innego. Coś takiego nawet lubie.

Pozdrawiam
Aes
24-06-2010 17:01
Khil
   
Ocena:
0
(Ten przykład dotyczył braku krytyki we własnym towarzystwie i odporności na tąż w stosunku do swojego hobby. Innymi słowy, zapodałem adresy do definicji Towarzystwa Wzajemnej Adoracji i definicji Onanizmu)

24-06-2010 17:17
Aesandill
   
Ocena:
0
Wiesz, mówisz niejasno.
Jeśli masz jakis pogląd, to go poprostu napisz .

Myśle że nikt się nie obrazi za twoje poglądy.

(tzn zupełnie nie wiem czy może piszesz do mnie, czy moze gdzieś do kogoś, czy zupełnie w próżnie)

Pozdrawiam serdecznie
Aes
24-06-2010 17:44
Khil
   
Ocena:
0
Mój pogląd jest taki, że są ludzie, którzy robią wielkie halo jeśli tylko ktoś odważy się ocenić i skrytykować cokolwiek, co się z nimi wiąże - i że tacy ludzie miast pluć jadem powinni rozmawiać z ludźmi o identycznie takich samych poglądach, bo może wtedy byliby szczęśliwi i zadowoleni. Co tu jest niejasnego? :P
24-06-2010 18:32
Aesandill
   
Ocena:
0
Nie dałeś link :)
To jest niejasne :)

Jestem tego samego zdania co Ty, po co pluć na siebie jadem.

Ale jeśli mam odnosić się do czegoś, musze wiedzieć do czego. A na początku swojego wpisu dajesz odniesienie bez...odniesienia.

Myśle ze spokojnie ten link co go usunełeś mozesz przywrócić. Jęsli ktoś obrazi się za skrytykowanie go, to chyba bardziej jego problem.
Przynajmniej twoja krytka(nie wiem czy podstawna - brak punktu odniesienia) nie wydaje mi się specjalnie hardcorowa.

Z każdą krytyką można co prawda polemizować. Ale najpierw trzeba wiedzieć czego dotyczy.

"Takich wrażliwców odsyłam do pogłębiania swojej wiedzy na innych ciekawych wpisach, szczególnie tych, które nawzajem głaszczą się po główkach i prawią sobie komplementy (wcześniej podałem tu nawet adres, ale uznałem, że jest zbyt mocny, więc go usunąłem)."

Chce wiedzieć gdzie się mam ewentualnie udać :).

Pozdrawiam
Aes
24-06-2010 18:44
Khil
   
Ocena:
0
Ach!

W sumie nie chodziło mi o konkretny wpis blogowy, a szczególnie o wypowiedzi kogokolwiek z poltera. Darujmy sobie jednak jasność w tej kwestii i zostańmy przy mistyce; wszak ona najbardziej przypada mi do gustu. Niech link pozostanie tajemnicą.

Koniec dysputy :P
24-06-2010 18:53
Aesandill
   
Ocena:
0
Rozumiem.
Bez odbioru.
24-06-2010 18:54
27532

Użytkownik niezarejestrowany
    Jeżeli lubisz RPG, porównaj z:
Ocena:
0
~Dhuaine

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
"Kiedy na coś, co może być uznane za cud, bohater nawet nie drgnie okiem, dopada mnie intelektualna epilepsja."

Kłopot z tym argumentem jest taki, że dla bohaterów pochodzących z danego świata magia wcale nie jest cudem. To element ich życia codziennego. Z ich punktu widzenia nasza telewizja, telefon i Internet z całą pewnością zostałyby uznane za cud (albo inny rodzaj magii) - ale jakoś nie widzę, żeby wielu ludzi tutaj się nimi zachwycało i zapierało im dech w piersiach na widok np. radia.

Kwestia podejścia, nie ukrywam, że najbardziej lubię tę magię, którą pogardliwie nazywasz "tabliczką mnożenia" - magię, która jest po prostu mocą, którą można kierować za pomocą określonych reguł. Jestem przeciwniczką ścisłych reguł (rpgowych), ale moim zdaniem pewne zasady działania magii muszą być, żeby z nią nie przeholować. Najbardziej nie cierpię zagrań typu "magia to magia i działa bo tak". Bo to magia, a kto magię pojmie. Bo to magia i nie musi mieć zasad.
Wszystko na świecie ma zasady. Nasz świat jest rządzony określonymi regułami fizyki. Inne światy mogą mieć inne zasady. Wystarczy do nich dojść, żeby zrozumieć magię - czego nie da się zrobić, gdy autor wrzuca jakieś nadnaturalne zdarzenie i jest wielkie "ooo!", bo zdarzył się niewyjaśniony i niepojęty cud.
Rpgowe systemy magiczne są nudne, nieksiążkowe (pasują do gier komputerowych...), ale także magia bez zasad ("bo to magia") lub, co gorsza, z nieścisłymi zasadami (bo kto by się przejmował zasadami, to magia!) potrafi zniszczyć książkę.

Jeśli chodzi o pytania pod tekstem - Twój podział jest typowo "książkowy", łączy się bezpośrednio z zastosowaniem magii w książce. Osobiście za najbardziej logiczny uważam podział magii ze względu na źródło mocy.
Rodzaj magii jest dla mnie ważny, ale niestety to się okazuje dopiero po przeczytaniu. ;) Najbardziej nie przepadam za magami łażącymi w wielkich, obszernych prześcieradłach, z kieszeniami wypchanymi stertami dziwacznych specyfików i kompletem różdżek przypiętych u pasa. :D (Forgotten Realms. XD)
24-06-2010 19:53
inatheblue
   
Ocena:
+4
A ja się zastanawiam, czy wywołałby opad szczęki autor, u którego magowie bez żenady określaliby swoją moc liczbowo. Skoro bowiem mają gildie, zaklęcia i uczą się systematycznie, czy nie potrafią określić ilości własnej energii i wyrazić jej w jednostkach?
"- Jak stoisz z energią?
- Spokojnie. Zostało mi jeszcze ze czterdzieści kwantów.
- Mnie dwadzieścia parę. Świetnie, chyba utrzymamy twierdzę..."
Wykonajmy to odpowiednio i wyobrażam sobie tę konsternację recenzentów :P
24-06-2010 21:58
zegarmistrz
   
Ocena:
+2
Inatheblue: u Pratchetta była jednostka magiczna taka jak Thaumy. Jeden thaum był ilością magii konieczną do stworzenia jednej piłeczki pingpongowej lub małego gołębia.

Btw. potem rozbuduje komcia, bo mam trochę do powiedzenia, ale muszę iść prowadzić sesję.
24-06-2010 22:20
zegarmistrz
   
Ocena:
0
Dobra, to jak obiecywałem:

Osobiście ja najbardziej lubię baśnie i magię w baśniowym wydaniu, ewentualnie bardzo tajemniczą i nieco mroczną. Tabliczka mnożenia nie za bardzo mi pasuje, ale co tam. W wielu wypadkach jest ciekawa, zwłaszcza, gdy służy autorowi do budowania atmosfery, debaśnifikacji baśni... Odnoszę jednak wrażenie, że z magią jest inny problem, niż to, co opisywałeś. O ile to, jak autor wyobraża sobie i opisuje magię nie jest zbyt ważne, to to, jak jej używa w fabule może stanowić jakiś kłopot.

Problem z magią polega na tym, że jest wszechpotężna. W zasadzie każde zjawisko, zarówno możliwe do wykonania, jak i niemożliwe do wykonania da się nią wyjaśnić i co więcej da się nią sprawić. Czarodziej może wskrzeszać umarłych, wyczarowywać pałace, teleportować się, pokonywać całe armie, spełniać życzenia... Jest więc typem ultraprzepaka.

Zdawano sobie z tego sprawę w baśniach i bajkach. Jeśli się temu dokładnie przyjrzeć: w nich bohater bardzo rzadko sam jest pełnych praw czarownikiem, jeśli już, to posiada takich wsparcie lub też stawia czoła magicznym przeciwnościom losu.

We współczesnej literaturze fantasy natomiast magami uczyniono głównych bohaterów. Czyli oddano w ich ręce wszechmoc. W części powieści zrobiono to rozsądnie. Do takich należy np. Ziemiomorze, Harry Potter czy wiele innych, gdzie wiadomo było, że magia jest niebezpieczna, ma cene, skrywa tajemnice, jest regulowana przez prawo, są złe moce, których lepiej nie budzić, ma swoje reguły, których nie da się przekroczyć.

W części po prostu oddano ją w ręce postaci i powiedziano "bawcie się". Efektem są postacie, przy których Conan to mięczak. Bo o ile Conan rozwiązywał większość problemów za pomocą siły, to zawsze pojawiało się coś, z czym musiał poradzić sobie sprytem. Źle przemyślany czarodziej nie musi posługiwać się sprytem, bo każdy kłopot może rozwiązać rzucając czary. Ewentualnie tylko czasem musi poudawać, jak autor, żeby dodać mu trochę dramaturgii opisuje, że się stara, żeby nie było, że on tak skinieniem palca zburzył jakiś, lokalny Bara Dur. Ewentualnie nasz mag trafia na silniejszego od siebie.

Z takich powieści wieje zwyczajnie nudą.
26-06-2010 11:44
Khil
   
Ocena:
0
Zegarmistrzu, właściwie to bardzo bliski temat temu, o którym pisałem. Wszak również zwracałem uwagę na to, w którym typie magii bohater może nią operować albo jest mu zupełnie obca. Dziś, być może właśnie na drodze debaśnifikacji (jak to pięknie ująłeś :P) powstała Tabliczka Mnożenia, która kontroluje magię tak, by bohater w jej obrębie musiał się starać. We wspomnianej sadze Sapkowskiego magia jest określona (widać nawet zręby jakiejś typologii), ale wciąż są to dobre książki.

Tymczasem z wszechpotężnymi magami w literaturze się w sumie nie spotkałem. Tzn. z wszechpotężnymi bohaterami. Z tego, co piszesz, faktycznie musi to być tragiczne, ale mógłbyś podać jakieś przykłady dla odświeżenia mi pamięci? :)
27-06-2010 11:19
zegarmistrz
   
Ocena:
0
Najbardziej spektakularny przykład: Merlin z drugiego pięcioksięgu Amberu. Nie dość, że jednocześnie był amerytą i chaosytą z pełnią dobrodziejstw inwentarza, to jeszcze był czarnoksiężnikiem klasy ciężkiej i miał masę magicznych artefaktów. I z tomu na tom robił się potężniejszy, taka tam była inflacja mocy...

Zasadniczo: literalna wszechmoc jest rzadko spotykana. Bardziej: niezwykła uniwersalność i umiejętność poradzenia sobie w każdej sytuacji bez większego wysiłku. To znajdziesz w połowie książek, w których bohater jest magiem.
27-06-2010 22:46

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.