Tymczasem zaraz po powrocie z Falkonu zacząłem odliczać czas do Łódzkiego Portu Gier, lokalnego konwentu planszówkowo-erpegowego, mniej więcej dziesięciokrotnie mniej popularnego. Podejrzewam, że część falkonetów i falkonetek podobnie czeka na GRAMY, Pionka, Gratislavię, Plantacje czy Brzeski Festiwal Gier Planszowych. W czym tkwi magia imprez lokalnych? Co sprawia, że jedna impreza może mieć kilka edycji w ciągu jednego roku?
Małe konwenty, jak sama nazwa wskazuje, mają mniejszą, bardziej lokalną siłę przyciągania ludzi. Z jednej strony oznacza to, że mamy mniejszą szansę na spotkanie znajomych z innych miast, z drugiej ułatwia to integrację lokalnego fandomu. Ludzie, których poznałem lub poznam na ŁPGu mogą zasilić moją stałą ekipę. Z ludźmi poznanymi na Falkonie mogę – w najlepszym wypadku – zagrać online. Niezależnie od skali, każda impreza to również świetny moment na dewirtualizację, czyli dopasowanie ludzi do avatarków. Nie ma lepszego sposobu na poznawanie nowych ludzi ze swojej okolicy niż konwenty lokalne. Tona maili nie zastąpi jednej sesji lub rozgrywki.
Abstrahując od aspektu towarzyskiego, lokalne konwenty mają znacznie bardziej wyspecjalizowany program. Duży konwent, grupujący różne odmiany fandomu, zmusza mnie do wybierania pomiędzy moimi hobby. W efekcie ani mój wewnętrzny miłośnik literatury, ani erpegowiec, ani gracz nie są do końca usatysfakcjonowani. Idąc na mniejszy konwent planszówkowy, nastawiam się na konkretną formę zabawy, dzięki czemu mam szansę zagrać w nieco cięższe rzeczy niż na konwencie. Może to być również związane z generalnie mniejszym tłokiem, bo im większy konwent tym więcej hałasu na sali planszówkowej.
Miłośnicy cięższych gier (w tym ja), zazwyczaj dużo lepiej czują się na bardziej kameralnych imprezach. Moja najlepsza partia Brassa (taka dość złożona gra ekonomiczna) przypada na Łódzkie Manewry Strategów, praktycznie nanokonwent (dwadzieścia osób). Zdarza się czasem, że w mniejszym gronie, kiedy nie trzeba konkurować z obszernym programem i całodobową knajpą konwentową, łatwiej znaleźć miłośników cięższych gier.
Mikrokonwenty wydają mi się też być bardziej przyjazne dla ludzi z zewnątrz. Brak ludzi rozebranych za postaci z mangi trochę ułatwia mi zaproszenie na konwent znajomych z dziećmi lub moich rodziców. Duże konwenty trochę to rekompensują osobnym blokiem dziecięcym, ale małe imprezy nie są tak onieśmielające. Mniejszy koszt dojazdu i niższe koszty uczestnictwa to kolejne - dość praktyczne - zalety.
Jeśli brakuje wam ekipy do grania, partii w konkretne gry lub okazji do poznania nowości, to małe konwenty mogą być rozwiązaniem części waszych problemów. Jeśli czas przeznaczony na hobby porównamy do naczynia, to znajdziemy w nim miejsce i na duże kamienie (Falkon, Pyrkon, Polcon) i na małe kamyczki (Łódzki Port Gier, GRAMY i inne imprezy w Waszych okolicach). I wciąż zostanie miejsce na piwo i herbatę z przyjaciółmi.