04-09-2012 03:37
Ma ostatnia wypowiedź w sprawie feminizmu - wspomnienia i refleksje
Odsłony: 639
EDIT2: Pod ciekawą notką inatheblue, odnajdziecie komentarz Jade Elenne napisany w podobnej do mojego wpisu konwencji - dowód na to, że to, co napisałem, da się wyrazić krócej, ładniej i ciekawiej. : ) Polecam.
EDIT: Okazuje się, że Poltercode nie przepuścił myślników i cudzysłowów. Nie wiedziałem o tym. Próbuję przebudować wpis, niemniej przepraszam czytelników za niewygodę odbioru.
W polterokolicach pojawiło się w ostatnich miesiącach sporo uwag na temat feminizmu. Temat jest o tyle modny, że ma swoją zwartą grupę hejterów, którzy wypełniają większość pęczniejących i zachęcających do zabrania komentarzy przy każdej sposobności.
Jestem w potrzebie zebrania myśli i wydarzeń, które do nich doprowadziły. Tematy feministyczne pełnią w mym życiu dość istotną rolę już od dawna. Często tę rolę staram się opisać podczas rozmów. Notka ta mi pomóc mi wyklarować, co właściwie się stało, że pomimo definicyjnego przyporządkowania, nie chcę być z feminizmem utożsamiany. Dlaczego?
Przez czas licealny sam siebie określałem feministą. Trochę humorystycznie, gdyż forma męska wtedy nie była spotykana, niemniej rozumiałem feminizm tak:
- kobiety w kulturach świata są i były traktowane gorzej, niż mężczyźni;
- według źródła moich poglądów etycznych, moralnych (Biblii), wszyscy ludzie są sobie równi. Kobiety są inne, niż mężczyźni, ale są im równe;
- należy więc walczyć z przejawami nierówności oraz nie zgadzać się na ignorowanie problemu.
- nie zdarza się w moim gronie, by kobiety były prześladowane;
- istnieje ogólna zgodność, że feministyczne cele są uzasadnione i ludzie raczej się z nim zgadzają;
- niektóre osoby jednak doprowadzają problem do absurdu, są jednak taką samą mniejszością, jak terroryści i wielu kretynów, których spotykam na co dzień;
- nie powinienem więc patrzeć na mniejszość i przez nią oceniać ogół;
- nie mam więc problemów z utożsamianiem się z feminizmem;
- feminizm jest cool, a o kretynach zapomnijmy.
- osoby piszące licencjat feministyczny mają zajęcia o języku akceptowanym przez gabinet krytyki feministycznej. Najradośniejszy przykład, jaki zapamiętałem, brzmiał: zwrot 'artysta był w szczytowej formie' jest na tyle nacechowany erotycznie, że nie wolno go używać. Język ten z jednej strony świadczy o bardzo dogłębnej refleksji, z drugiej jednak osiągnął poziom absurdu;
- feminizm okazał się być dość mocno związany z kulturą tolerancji wobec homoseksualistów, transseksualistów i innych zjawisk, które dość mocno stoją w sprzeczności z tym samym źródłem, które dla mnie było podstawą dla młodzieńczej wiary w feminizm - Biblią. Okazało się więc, że feminizm dość mocno bije po łapach konserwy takie, jak ja;
- pani doktor prowadząca zajęcia z literatury dwudziestowiecznej okazała się ograniczyć tematykę do literatury stworzonej przez kobiety, Żydów i gejów. Jedna ze studentek spytała, czy oznacza to, że jeżeli ktoś miał nieszczęście urodzić się heteroseksualnym mężczyzną z rodziny gojów, i napisał wspaniały tekst, staje się już niewart zainteresowania? Pytanie zostało przemilczane;
- okazało się, że feministki da się rozpoznać przy pierwszym spotkaniu. Miałem przez pewien czas manierę całowania kobiety w dłoń na przywitanie (nie jednak po prezydencku, czyli miast podnosić dłoń do twarzy, schylałem się ku ręce). Komentowane to było różnie - z humorem zazwyczaj, czasem wyraźnym powiedzeniem, że jest to słodkie lub że uważa się to za niestosowne. Proste. Zdarzyło mi się jednak napotkać taki wyraz twarzy (żadnego słowa), który sprowokował mnie do podjęcia tematu feminizmu. Okazało się, że ma nowa znajoma, cytuję, 'uważa się za feministkę'. Zrozumiałem więc, że feministki nie lubią jeżeli okazuje się im szacunek. Lubią za to, gdy traktuje się je jak mężczyzn. Wydaje się to seksistowskie.
- feminizm jest pełny przejaskrawień,
- feministki często nie szanują kobiecości, tylko wymuszają na kobietach, by były takie same, jak mężczyźni. Bardzo mnie to niepokoiło.
- byłem tym bliższy feminizmom, im bardziej nie zdawałem sobie sprawy z ich mnogości. Gdy jako gówniarz wiedziałem tylko o tym co najważniejsze: że jest źle, nierówno i powinniśmy się temu sprzeciwić - potrafiłem się z tym utożsamić. Im jednak bardziej się to komplikuje, tym bardziej się też od tego celu oddala;
- byłem tym bliższy feminizmom, im mniej znałem feministek. Nie chodzi nawet o feministów/feministek, tylko po prostu o feministki. Okazało się bowiem, że im więcej ich znam, tym bardziej potwierdzają stereotypy, z którymi starałem się walczyć, a których nie potrafię zaakceptować. Aktywne feministki zazwyczaj są nie do zniesienia, zaś te 'fajne' są wyjątkami;
- byłem tym bliższy feminizmom, im bardziej nie znałem wynikających z nich aktywności. Ulotki i filmy są mniejszym problemem, zwłaszcza, że niektóre naprawdę mnie potrafią zainteresować. Ale gdy podczas rozmowy w obronie feminizmu ktoś mi powie: a co, drogi aureusie (heh, to 'drogi' to dla ściemy) z Ukrainkami zdejmującymi staniki?, czuję się bezbronny. Sztuka feministyczna, jakieś Marie Peszek - nie potrafię się w tym odnaleźć.
73
Notka polecana przez: Absu, Adeptus, Aesandill, Agrafka, akito, amnezjusz, Anioł Gniewu, Aramin., Asthariel, Bo-Lesław, bohomaz, Czarny, Dark Sage, Drachu, Eliash, Ezechiel, Fionaxxx, Got, gower, Gruszczy, Hastour, Indoctrine, Inkwizytor, Jade Elenne, jakkubus, Jedi Nadiru Radena, Joseppe, kbender, kitsune, Klapaucjusz, Kosmit, Kot, Krzemień, Krzyś, ment, Morphea, mr_mond, Mr_Tornister, Munchhausen, nerv0, Neurocide, Ninetongues, Nuriel, oddtail, Ognat, Onslo, Pahvlo, Planetourist, postapokaliptyk, ram, Rapo, Salantor, Senthe, Sethariel, solcys, Squid, Sting, sWirus, Szary Kocur, Szczur, Szept, Tarkis, Tyldodymomen, Viriel, von Mansfeld, Vukodlak, Wiron, Xolotl, Z Enterprise, zegarmistrz, Żmij, Zuhar
Poleć innym tę notkę