30-05-2008 00:02
M jak Magdalena, M jak Metallica
W działach: Muzyka, Metallica | Odsłony: 8
Na mniej więcej tydzień przed 28 maja posłałem po znajomych i nieznajomych cynk, że mam dostęp do biletów na Metallicę. I to na płytę. I to po promocyjnej cenie (tylko dwukrotne przebicie, przy cenach dochodzących do 500-600 złotych). I nikt nie chciał. Lub nie mógł. To niech żałują - ci pierwsi bardziej. Z tymi drugimi łączę się w bólu.
Nas, razem z M., ponieważ bilety zdobyliśmy nieco wcześniej na allegro, cała zabawa kosztowała... hm, sporo, choć w granicach rozsądku. Ale nie żałujemy żadnej nadpłaconej złotówki...
Czwarty koncert Metalliki w Polsce, a mój trzeci, to zdecydowanie najlepszy występ tej kapeli w naszym kraju. Na Spodek byłem za mały, ale z sympatią wspominam i wyprawę na warszawską Gwardię w przeddzień rozdania matur (ścisk, zaduch deptanej trawy, powrót pod stołem w Warsie), i wyjazd cztery lata temu do Chorzowa, już z moją M.
Choć Ulrich zapowiadał, że będą za rok, znów zajęło im zdecydowanie za długo. Cztery lata, moja M. jest już moją żoną M., a Metallica starzeje się (ktoś widzi jakieś oznaki?) jak stare wino. Koncert "kiknął assa", mnie szyja do stanu używalności wróci pewnie za parę dni.
Skrócony alfabet chorzowskiego koncertu:
A - jak Alan, czyli Adrian Bogacz [gitarzysta Totentanz, 1 czerwca koncert w Loch Ness, koniec reklamy], który dał mi namiar na tarnowską ekipę jadącą autokarem. Szacunek i dzięki, powrót o 1 w nocy pociągami to jednak taka sobie sprawa.
B - jak Bydło, czyli coś, co na koncercie Metalliki w zasadzie nie występowało.
B bis - jak Bisy. Sztuk jeden. Szkoda, ostatnim razem ludzie byli bardziej zdeterminowani. Rozpieściła się polska publika?
D - jak Doktorat mojej żony. Dzień przed konecrtem otrzymała wiadomość, że musi o 15 być z referatem na zajęciach na uczelni (tej pani profesor się nie odmawia). Cóż, o 15 to otwierano stadion. W takich chwilach człowiek docenia, że ma dobrego teścia i że między Krakowem a Katowicami leży parę kilometrów autostrady.
E - jak Energia. Wiadomo, że ludzie przyszli dla nich i że będą żywo reagować, ale James i spółka jak zawsze dali z siebie wszystko. I nawet nie musieli machać co chwila głowami, by udowodnić, że ostro grają.
F - jak Fala, która kilkanaście razy przeszła po trybunach tuż przed rozpoczęciem koncertu. To tak jakby ktoś miał wątpliwości, czy trybuny Narodowego się bawiły. Z dołu wyglądało to genialnie i nawet nie musiałem zostać zawodowym piłkarzem, by to przeżyć.
H - jak Hetfield. Choć zawsze łapie kontakt z tłumem, tym razem nawijał jak najęty. Teksty w zasadzie jak zawsze te same, ale w końcu na koncert przychodzi się również dla "piosenek, które się zna".
K - jak Komiks, a dokładnie strip. Czyli trzy telebimy. Dwa mniejsze, kwadratowe, tradycyjnie wisiały pod dwóch stronach sceny. Trzeci, gigantyczny ekran stanowiło całe tło sceny. Ogromny, milioncalowy telewizor. Dzięki temu, stojąc te 50-60 metrów od Hammeta, można było mu liczyć wąsy.
M - jak Magdalena. Bez mojej żony ten koncert byłby niewiele lepszy od Eurowizji.
N - jak Nowy Album. Będzie - podobno - na jesieni, ale nie zagrali z niego ani jednego kawałka. Zresztą, wystarczy zerknąć na tracklistę [poniżej], by przekonać się, że - z jednym wyjątkiem - cofnęliśmy się do roku 1991 i wcześniej.
O - jak Overkill.pl. W tłumie roiło się od ludzi z koszulkami przygotowanymi na koncert. Z tyłu mapa Polski, zaznaczony Chorzów, a pod spodem napis: Welcome Home (Poland). Więcej, w tym mega flaga, która wgniotła Jamesa w scenę, pod tym linkiem.
P - jak Polscy Twórcy Muzyczni, których słuchaliśmy w RMF, wracając autokarem. Motywy przewodnie: wiatr, życie, chwila, droga. I "pięć jej zdjęć".
R - jak Repek. Kiedyś miałem takie marzenie, by na Metallikę zabrać M. Udało się i to dwa razy. Teraz mam nowe - jak już będę Repkiem, zabrać na Metallikę repka. Tudzież jakąś repcię. :D
S - jak supporty. Dziewięć lat temu był prawie mini festiwal z udziałem Mercyful Fate, Apocalyptiki i Monster Magnet. Cztery lata temu były Vader i Slipknot, a teraz Mnemic i Machine Head. Jakość różna, zwłaszcza na tle dania głównego obnażająca swoje braki. Różne też klimaty, ale jedno niemal niezmienne: im bardziej chcesz być metalowy, tym więcej słowa na "f" w twoim słowniku. Chyba że już jesteś na szczycie i możesz dać sobie spokój. Swoją drogą, może oni tam tak muszą? Polscy rockmani na koncertach jednak tak nie bluzgają.
T - jak Totalny Odlot Pyty. Jak mówi pewien Maciej 'SQVA' Zasowski, gdy coś mu się podoba. To tyle w kwestii recenzji i oceny w skali od 1 do 10.
W - jak Wejście pod scenę. Mission: Impossible. Dostanie się do sektora płyty bezpośrednio pod scenę graniczyło z cudem. Może gdybym przyjechał dobę wcześniej i rozbił przed sceną, miałbym jakieś szanse.
Z - jak Zapowiedź. Znów Ulrich wciskał kit, że za rok przyjadą - w ramach promocji nowej płyty. No cóż, zatem kolejny "najlepszy koncert Metalliki" pewnie wypadnie w 2012. Też ładnie, może przed Euro będzie z czego wybierać, jeśli chodzi o stadiony... A może nie skończy się na jednym koncercie? No co, pomarzyć zawsze można.
Track lista:
Extasy of Gold
Creeping Death
I od tej pory już albumami, oczywiście było przemieszane:
Whiplash
Ride The Lightning
For Whom The Bell Tolls
Disposable Heroes
Master of Puppets
Welcome Home (Sanitarium)
...And Justice For All
Harvester of Sorrow
One
The Unforgiven
Sad But True
Enter Sandman
Nothing Else Matters
Devil's Dance
Bis (niestety tylko jeden):
Last Caress
So What
Seek and Destroy
Jak widać powrót do korzeni. Mnie zabrakło tylko "Wherever I May Roam", a zdziwił brak "Battery". Ale cóż, nie można mieć wszystkiego.
A tutaj jakiś dziennikarz marudzi, podniecając się tym, że z Ulrichem mógł sobie pogadać. Może i coś tam nie stykało z muzyką, ale kto chodzi na stadionowe koncerty dla czystości dźwięku?
Nas, razem z M., ponieważ bilety zdobyliśmy nieco wcześniej na allegro, cała zabawa kosztowała... hm, sporo, choć w granicach rozsądku. Ale nie żałujemy żadnej nadpłaconej złotówki...
Czwarty koncert Metalliki w Polsce, a mój trzeci, to zdecydowanie najlepszy występ tej kapeli w naszym kraju. Na Spodek byłem za mały, ale z sympatią wspominam i wyprawę na warszawską Gwardię w przeddzień rozdania matur (ścisk, zaduch deptanej trawy, powrót pod stołem w Warsie), i wyjazd cztery lata temu do Chorzowa, już z moją M.
Choć Ulrich zapowiadał, że będą za rok, znów zajęło im zdecydowanie za długo. Cztery lata, moja M. jest już moją żoną M., a Metallica starzeje się (ktoś widzi jakieś oznaki?) jak stare wino. Koncert "kiknął assa", mnie szyja do stanu używalności wróci pewnie za parę dni.
Skrócony alfabet chorzowskiego koncertu:
A - jak Alan, czyli Adrian Bogacz [gitarzysta Totentanz, 1 czerwca koncert w Loch Ness, koniec reklamy], który dał mi namiar na tarnowską ekipę jadącą autokarem. Szacunek i dzięki, powrót o 1 w nocy pociągami to jednak taka sobie sprawa.
B - jak Bydło, czyli coś, co na koncercie Metalliki w zasadzie nie występowało.
B bis - jak Bisy. Sztuk jeden. Szkoda, ostatnim razem ludzie byli bardziej zdeterminowani. Rozpieściła się polska publika?
D - jak Doktorat mojej żony. Dzień przed konecrtem otrzymała wiadomość, że musi o 15 być z referatem na zajęciach na uczelni (tej pani profesor się nie odmawia). Cóż, o 15 to otwierano stadion. W takich chwilach człowiek docenia, że ma dobrego teścia i że między Krakowem a Katowicami leży parę kilometrów autostrady.
E - jak Energia. Wiadomo, że ludzie przyszli dla nich i że będą żywo reagować, ale James i spółka jak zawsze dali z siebie wszystko. I nawet nie musieli machać co chwila głowami, by udowodnić, że ostro grają.
F - jak Fala, która kilkanaście razy przeszła po trybunach tuż przed rozpoczęciem koncertu. To tak jakby ktoś miał wątpliwości, czy trybuny Narodowego się bawiły. Z dołu wyglądało to genialnie i nawet nie musiałem zostać zawodowym piłkarzem, by to przeżyć.
H - jak Hetfield. Choć zawsze łapie kontakt z tłumem, tym razem nawijał jak najęty. Teksty w zasadzie jak zawsze te same, ale w końcu na koncert przychodzi się również dla "piosenek, które się zna".
K - jak Komiks, a dokładnie strip. Czyli trzy telebimy. Dwa mniejsze, kwadratowe, tradycyjnie wisiały pod dwóch stronach sceny. Trzeci, gigantyczny ekran stanowiło całe tło sceny. Ogromny, milioncalowy telewizor. Dzięki temu, stojąc te 50-60 metrów od Hammeta, można było mu liczyć wąsy.
M - jak Magdalena. Bez mojej żony ten koncert byłby niewiele lepszy od Eurowizji.
N - jak Nowy Album. Będzie - podobno - na jesieni, ale nie zagrali z niego ani jednego kawałka. Zresztą, wystarczy zerknąć na tracklistę [poniżej], by przekonać się, że - z jednym wyjątkiem - cofnęliśmy się do roku 1991 i wcześniej.
O - jak Overkill.pl. W tłumie roiło się od ludzi z koszulkami przygotowanymi na koncert. Z tyłu mapa Polski, zaznaczony Chorzów, a pod spodem napis: Welcome Home (Poland). Więcej, w tym mega flaga, która wgniotła Jamesa w scenę, pod tym linkiem.
P - jak Polscy Twórcy Muzyczni, których słuchaliśmy w RMF, wracając autokarem. Motywy przewodnie: wiatr, życie, chwila, droga. I "pięć jej zdjęć".
R - jak Repek. Kiedyś miałem takie marzenie, by na Metallikę zabrać M. Udało się i to dwa razy. Teraz mam nowe - jak już będę Repkiem, zabrać na Metallikę repka. Tudzież jakąś repcię. :D
S - jak supporty. Dziewięć lat temu był prawie mini festiwal z udziałem Mercyful Fate, Apocalyptiki i Monster Magnet. Cztery lata temu były Vader i Slipknot, a teraz Mnemic i Machine Head. Jakość różna, zwłaszcza na tle dania głównego obnażająca swoje braki. Różne też klimaty, ale jedno niemal niezmienne: im bardziej chcesz być metalowy, tym więcej słowa na "f" w twoim słowniku. Chyba że już jesteś na szczycie i możesz dać sobie spokój. Swoją drogą, może oni tam tak muszą? Polscy rockmani na koncertach jednak tak nie bluzgają.
T - jak Totalny Odlot Pyty. Jak mówi pewien Maciej 'SQVA' Zasowski, gdy coś mu się podoba. To tyle w kwestii recenzji i oceny w skali od 1 do 10.
W - jak Wejście pod scenę. Mission: Impossible. Dostanie się do sektora płyty bezpośrednio pod scenę graniczyło z cudem. Może gdybym przyjechał dobę wcześniej i rozbił przed sceną, miałbym jakieś szanse.
Z - jak Zapowiedź. Znów Ulrich wciskał kit, że za rok przyjadą - w ramach promocji nowej płyty. No cóż, zatem kolejny "najlepszy koncert Metalliki" pewnie wypadnie w 2012. Też ładnie, może przed Euro będzie z czego wybierać, jeśli chodzi o stadiony... A może nie skończy się na jednym koncercie? No co, pomarzyć zawsze można.
Track lista:
Extasy of Gold
Creeping Death
I od tej pory już albumami, oczywiście było przemieszane:
Whiplash
Ride The Lightning
For Whom The Bell Tolls
Disposable Heroes
Master of Puppets
Welcome Home (Sanitarium)
...And Justice For All
Harvester of Sorrow
One
The Unforgiven
Sad But True
Enter Sandman
Nothing Else Matters
Devil's Dance
Bis (niestety tylko jeden):
Last Caress
So What
Seek and Destroy
Jak widać powrót do korzeni. Mnie zabrakło tylko "Wherever I May Roam", a zdziwił brak "Battery". Ale cóż, nie można mieć wszystkiego.
A tutaj jakiś dziennikarz marudzi, podniecając się tym, że z Ulrichem mógł sobie pogadać. Może i coś tam nie stykało z muzyką, ale kto chodzi na stadionowe koncerty dla czystości dźwięku?