Lucky Luke #41: Spadek dla Bzika
Bzik stał się spadkobiercą. Tak, tak, ten właśnie Bzik! Ten wyjątkowo nieinteligentny pies został właścicielem hoteli, kopalni oraz przełożonym całej rzezzy ludzi pracujących na jego majątek. W tej niespotykanej historii tkwi pewien haczyk: w przypadku śmierci pociesznego zwierzaka fortuna przejść ma na Joe Daltona. Tego Daltona. Najbardziej bezwzględnego z braterskiej szajki, który oczywiście błyskawicznie dowiaduje się o możliwości jakże łatwego zdobycia majątku. Żywot Bzika z dnia na dzień staje się zagrożony i tylko jedna osoba może uchronić psa przed jego utratą: Lucky Luke.
Tak też zaczyna się Spadek dla Bzika, czyli 41 album z cyklu, którego premiera miała miejsce w roku 1973. Pomysł na historię – przyznajmy to bez ogródek – jest absolutnie absurdalny, jednakże nazwisko scenarzysty sprawiło, że byłem bardzo spokojny o jego przelanie na karty komiksu. Scenariusz napisał bowiem sam Rene Goscinny, człowiek o niespożytej pomysłowości i niesamowitym talencie do tworzenia humorystycznych opowieści.
I co tu kryć; fani historyjek o kowboju będą usatysfakcjonowani, bowiem Spadek dla Bzika to nie tylko jeden z bardziej oryginalnych koncepcyjnie albumów serii. Komiks kipi świetnej jakości poczuciem humoru, ale nie może być inaczej skoro prym wiedzie nie tylko pies o wyjątkowo ograniczonej inteligencji, ale i bardzo fajtłapowaci, a przy tym pocieszni Daltonowie. Generuje to mnóstwo zabawnych scen, bo gdzie bracia, tam i kowboj i kolejne pokłady żartów sytuacyjnych, zaś wisienką na torcie są tutaj przemyślenia Jolly Jumpera – dla przypomnienia, jest to koń Lucky Luke'a – na temat mikrego potencjału Bzika.
Gościnny dowodzi swojego niebywałego talentu scenopisarskiego, nie czyni tego jednak tylko za pomocą prostych gagów. Jak to wielokrotnie ma miejsce w opowieściach o kowboju, tak i tutaj wpleciono motywy związane z historią Dzikiego Zachodu, chociaż oczywiście zrobiono to z przymrużeniem oka. Tym razem na warsztat trafiły dzieje społeczności chińskiej oraz osadnictwa przybyszów z Państwa Środka na kolonizowane ziemie.
Oczywiście nie jest to historyczny wykład, ale kolejny element wielotomowej, humorystycznej układanki. Dzięki temu zabiegowi z jednej strony czytelnicy na co dzień nie zainteresowani dziejami Dzikiego Zachodu mogą dostać impuls do dalszych, bardziej poważnych poszukiwań, z drugiej zaś, recenzowana odsłona przygód kowboja zyskała unikalny charakter.
Graficznie album prezentuje chyba najlepszy okres w twórczości Morrisa. Po pierwszych, dość niepewnych komiksach, belgijski rysownik wypracował, a następnie dopracował styl, który można podziwiać choćby w Spadku dla Bzika. Jednocześnie nie czuć jeszcze pewnego znużenia ciągłym rysowanie podobnych kadrów. Jednym zdaniem – jest bardzo ładnie.
Ocena Spadku dla Bzika może być tylko jedna. To znakomity album: oryginalny, przewrotny, z ciekawym wątkiem w tle, który niewątpliwie usatysfakcjonuje tak zagorzałych fanów przygód kowboja, jak i czytelników, którzy sięgają po jego przygody tylko od czasu do czasu.
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Scenariusz: René Goscinny
Rysunki: Morris
Seria: Lucky Luke
Wydawca: Egmont
Kraj wydania: Polska
Tłumaczenie: Marek Puszczewicz
Liczba stron: 48
Format: 216x285 mm
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
ISBN: 9788328159303
Cena: 29,99 zł