15-03-2009 13:02
Łoczmeni
W działach: Kultura | Odsłony: 6
Wczoraj byłem z niejakim Pucem na Strażnikach w kinie. Moje wrażenia z oglądania tego filmu najlepiej opisuje jedno amerykańskie słówko, a mianowicie "wow". Dawno się tak dobrze nie bawiłem oglądając jakiś nowy film.
Mimo powtarzających się zarzutów, nie uważam, aby film był a) zbyt długi b) za bardzo przesycony nierealistycznymi walkami c) wypełniony jałowymi przemyśleniami bohaterów. Wierna adaptacja komiksu dała w kinie piorunująco dobry efekt. Nie będę tutaj się dalej rozpływał nad zaletami Strażników, bo moim zdaniem każdy element dzieła filmowego był tutaj perfekcyjnie dopracowany. Aktorzy idealnie dobrani do komiksowych pierwowzorów, muzyka nie będąca tylko tłem, ale stanowiąca integralną część scen, zdjęcia powalające klimatem, wszystkie ochy i achy, jakie jesteście w stanie sobie wyobrazić.
Ach, i jeszcze - zmiana końcówki na odrobinę mniej pulpową była mistrzowskim posunięciem. A podczas ostatniej sceny z Rorschachem o mało się z Pucem nie popłakaliśmy ;).
Ze śmiesznych anegdotek z sali kinowej - podczas sceny niedoszłego gwałtu, kiedy Komediant po raz pierwszy uderza Sally Jupiter ktoś za nami roześmiał się tak rubasznie, że potem przez cały czas wszyscy na sali rechotali, chociaż na ekranie działy się rzeczy raczej niewesołe :].
PS. Zapomniałbym - później byłem w operze na La Traviacie, ale nie było już tak fajnie jak w kinie ;).
Mimo powtarzających się zarzutów, nie uważam, aby film był a) zbyt długi b) za bardzo przesycony nierealistycznymi walkami c) wypełniony jałowymi przemyśleniami bohaterów. Wierna adaptacja komiksu dała w kinie piorunująco dobry efekt. Nie będę tutaj się dalej rozpływał nad zaletami Strażników, bo moim zdaniem każdy element dzieła filmowego był tutaj perfekcyjnie dopracowany. Aktorzy idealnie dobrani do komiksowych pierwowzorów, muzyka nie będąca tylko tłem, ale stanowiąca integralną część scen, zdjęcia powalające klimatem, wszystkie ochy i achy, jakie jesteście w stanie sobie wyobrazić.
Ach, i jeszcze - zmiana końcówki na odrobinę mniej pulpową była mistrzowskim posunięciem. A podczas ostatniej sceny z Rorschachem o mało się z Pucem nie popłakaliśmy ;).
Ze śmiesznych anegdotek z sali kinowej - podczas sceny niedoszłego gwałtu, kiedy Komediant po raz pierwszy uderza Sally Jupiter ktoś za nami roześmiał się tak rubasznie, że potem przez cały czas wszyscy na sali rechotali, chociaż na ekranie działy się rzeczy raczej niewesołe :].
PS. Zapomniałbym - później byłem w operze na La Traviacie, ale nie było już tak fajnie jak w kinie ;).