16-09-2008 23:18
Llar
W działach: Rozważania | Odsłony: 1
Upojenie człowiekiem przyszło zbyt szybko. Na tyle, bym uwierzył w siłę ludzkiego intelektu, aby poznać siłę i słabość ludzkich rąk - takich samych, na które patrzę teraz z nienawiścią. To dłonie zniszczenia, którego widmo narasta z każdym dniem. Wszystkie ważne decyzje staram się podejmować pełen rozwagi. Nie sposób jednak zauważyć znaków, które przybliżają, bądź oddalają mnie od pewnych myśli, jakby trwało wieczne przeciąganie liny między światłem, a ciemnością. Tutaj jednak nie ma światła ani ciemności - jestem jedynie ja i jesteście wy - ja jakże do was podobny, ale zarazem inny, zaś wy - bliżsi mi i najdalsi niczym gwiazdy na niebie. Czy sam taki stworzyłem siebie?
Obserwując cierpienie dostrzegam jego wady, z których największa zdaje się być najdoskonalszą, bo jakże trudną do osiągnięcia - ból mija. Każdy szuka jego uśmierzenia, niestety zbyt często tam, gdzie odnajdziemy kolejne ogniska cierpienia, jakby ogień inkwizycji naszego sumienia trawił na nowo w swej niezłomnej ocenie naszego postępowania. Zupełnie inaczej jest w przypadku spokoju - tak wielu go poszukuje, zaś szczęśliwcy zbyt szybko go porzucają, jakby był im nudny, jakby kochali go tylko przez sekundę. Ja swój spokój pielęgnuję od lat, choć chroniąca go bariera nie raz trzęsła się w posadach. Dziś także tak się dzieje, lecz jest to raczej oczekiwanie na coś, co zdaje się mnie oszukiwać tylko dlatego, że sam na to pozwalam, że sam tego pragnę. Skoro oszukać potrafią inni, to czy jest lepszy kłamca dla mnie niż ja sam?
Może to po prostu kwestia wiary w siebie, swego rodzaju zaufania, iż wiem co czynię i robię wszystko, by moje decyzje niosły ze sobą wymierny bardziej lub mniej skutek. Toczysz wtedy jednak ze sobą nieustanną walkę, jakby chcąc uciszyć części siebie, których głos nie jest adekwatny do sytuacji, który jest raczej echem przeszłości i powinien odejść, niczym te godziny zabaw w piaskownicy z lat dziecięcych. Trzymam się jednak każdego głosu, jakby w obawie przed utratą cząstki człowieka, cząstki siebie.
Nie zawsze jednak wygrywam tę walkę. Im więcej we mnie człowieka, tym czuję się słabszy. Nie mogę jednak nim nie być, gdyż będąc kimś innym a nie będąc człowiekiem stanę się potworem - żywiącym się człowieczeństwem, lecz nie pojmującym go i wciąż podatnym na jego wpływ. Pozostając człowiekiem wciąż potrafię czekać, kochać, tęsknić, zazdrościć, nienawidzić, przebaczać i pomagać.
Wszystko jednak w dużej mierze zależy od innych. Człowiek nauczony jest żyć z innymi ludźmi, ale co z tymi, którzy zbyt wyprzedzają epokę, którzy potrafią, myślą i czują inaczej niż pozostali?
Takim ludziom lepiej nie mówić co mogą zrobić, lecz co powinni zrobić, bo gdy lew pozna swą siłę jest nie do zatrzymania
Obserwując cierpienie dostrzegam jego wady, z których największa zdaje się być najdoskonalszą, bo jakże trudną do osiągnięcia - ból mija. Każdy szuka jego uśmierzenia, niestety zbyt często tam, gdzie odnajdziemy kolejne ogniska cierpienia, jakby ogień inkwizycji naszego sumienia trawił na nowo w swej niezłomnej ocenie naszego postępowania. Zupełnie inaczej jest w przypadku spokoju - tak wielu go poszukuje, zaś szczęśliwcy zbyt szybko go porzucają, jakby był im nudny, jakby kochali go tylko przez sekundę. Ja swój spokój pielęgnuję od lat, choć chroniąca go bariera nie raz trzęsła się w posadach. Dziś także tak się dzieje, lecz jest to raczej oczekiwanie na coś, co zdaje się mnie oszukiwać tylko dlatego, że sam na to pozwalam, że sam tego pragnę. Skoro oszukać potrafią inni, to czy jest lepszy kłamca dla mnie niż ja sam?
Może to po prostu kwestia wiary w siebie, swego rodzaju zaufania, iż wiem co czynię i robię wszystko, by moje decyzje niosły ze sobą wymierny bardziej lub mniej skutek. Toczysz wtedy jednak ze sobą nieustanną walkę, jakby chcąc uciszyć części siebie, których głos nie jest adekwatny do sytuacji, który jest raczej echem przeszłości i powinien odejść, niczym te godziny zabaw w piaskownicy z lat dziecięcych. Trzymam się jednak każdego głosu, jakby w obawie przed utratą cząstki człowieka, cząstki siebie.
Nie zawsze jednak wygrywam tę walkę. Im więcej we mnie człowieka, tym czuję się słabszy. Nie mogę jednak nim nie być, gdyż będąc kimś innym a nie będąc człowiekiem stanę się potworem - żywiącym się człowieczeństwem, lecz nie pojmującym go i wciąż podatnym na jego wpływ. Pozostając człowiekiem wciąż potrafię czekać, kochać, tęsknić, zazdrościć, nienawidzić, przebaczać i pomagać.
Wszystko jednak w dużej mierze zależy od innych. Człowiek nauczony jest żyć z innymi ludźmi, ale co z tymi, którzy zbyt wyprzedzają epokę, którzy potrafią, myślą i czują inaczej niż pozostali?
Takim ludziom lepiej nie mówić co mogą zrobić, lecz co powinni zrobić, bo gdy lew pozna swą siłę jest nie do zatrzymania