Listy z Hadesu. Punktown - Jeffrey Thomas

Droga przez Piekło/Mozaika

Autor: Marcin 'malakh' Zwierzchowski

Listy z Hadesu. Punktown - Jeffrey Thomas
Chociaż jego Listów z Hadesu. Punktown nie zaliczyłbym do New Weird, proza Jeffreya Thomasa ma bardzo dużo wspólnego z dwoma czołowymi przedstawicielami tego nurtu: Jeffem VanderMeerem i Jeffrey'em Fordem.

Przedstawiona w Listach… wizja Piekła, do którego trafia protagonista, miejscami przypomina krajobrazy z Podziemi Veniss. Obie powieści łączy przede wszystkim fantasmagoryczność wizji, nieskrępowana wyobraźnia, a także epatowanie okrucieństwem. U Thomasa jednak podróż bohatera przez pełną niebezpieczeństw i okrucieństwa krainę jest pretekstem do stawiania trudnych, ale przede wszystkim dających do myślenia pytań, z których najbardziej istotnym wydaje się jedno: Jak fakt istnienia Piekła i zadawania uwięzionym tam duszom ogromnego cierpienia ma się do nieskończonego miłosierdzia Boga? Autor nie udziela jednak żadnych odpowiedzi, jedynie zwraca uwagę na pewne aspekty, jak chociażby bezduszność "systemu potępiania dusz" (do piekła trafiają także ludy, które – z racji czasów swojego istnienia – nie miały okazji się nawrócić oraz noworodki bez chrztu), skutkującą tym, że niektórzy potępieni mają w sobie więcej dobra, niż anioły, czyli urządzający na nich krwawe polowania zbawieni (owy kontrast jest zresztą bardzo ciekawy: wychodzi na to, że po trafieniu do Nieba… można grzeszyć do woli). Wizja Piekła według Thomasa, biurokratyzacja tej krainy, przywodzi na myśl Karę większą Marka S. Huberatha, z tym, że u naszego rodaka bohaterowie mieli szansę na zbawienie, podczas gdy w Listach z Hadesu skazani są na wieczne potępienie (cierpienie dla samego cierpienia, a nie jako nauka).

Tym, co zdecydowanie odróżnia Listy… od Podziemi Veniss jest jednak język: u VanderMeera był on bardzo bogaty, opisy stworzonego przezeń świata stanowiły o sile całej powieści. Na tym polu prozie Thomasa zdecydowanie bliżej do Forda − w zasadzie mamy do czynienia z pozbawioną ozdobników − ale mimo wszystko, nieubogą językowo − relacją (Listy… w założeniu są dziennikiem głównego protagonisty). Co więcej, z autorem W labiryncie pamięci Thomasa łączy także kładzenie nacisku na seksualność bohaterów.

W przeciwieństwie do wyśmienitych Listów z Hadesu, których jedyną wadą jest to, że są zbyt krótkie, druga część książki, czyli zbiór opowiadań Punktown nieco rozczarowuje. Składającym się na niego tekstom brak spójności. Owszem, wszystkie łączy sceneria, jaką jest tytułowe Punktown (a raczej Paxton), niemniej nie składają się one w spójny obraz tej niezwykłej metropolii. Thomas chyba za bardzo skupił się na bohaterach, zaniedbując przez to kreację wyrosłego na obcej planecie miejskiego molocha, będącego domem dla przedstawicieli niezliczonej liczby pochodzących z całego kosmosu ras. Sprawia to, że opisywane przez niego historie nie są nierozerwalnie związane ze scenerią. Najlepszym tego przykładem jest Światło bez końca. Opowieść o rodzącym się między przedstawicielami dwóch różnych ras uczuciu w żadnym bądź razie nie charakteryzuje Punktown, bo de facto jest uniwersalną opowieścią o akceptacji inności wynikającej z pochodzenia, której bohaterami równie dobrze mogłaby być para ludzi. Podobnie rzecz się ma z wieloma innymi tworzącymi ten zbiór opowiadaniami, jak chociażby Biblioteką smutków − historią stróża prawa, przygniatanego ciężarem zgromadzonych w pamięci obrazów makabrycznych zbrodni.

W efekcie pozytywne odczucia, jakie pozostawia po sobie lektura Listów z Hadesu tłumione są przez lekkie rozczarowanie, czyli Punktown.