Lirael - Garth Nix

Autor: Wojciech 'Wojteq' Popek

Lirael - Garth Nix
Dzisiejszy świat wymaga od nas wszystkich życia w pełnym biegu. Odpoczynek, posiłki, praca, a nawet rozmowy z bliskimi przeprowadzamy w pośpiechu, nerwowo spoglądając na zegarek i przebierając nogami. Niektórzy z nas chwilami zwykli uciekać myślami w czasy, które choć trudne i stanowiące wyzwanie dla człowieka, miały w sobie ten romantyczny pierwiastek prawdziwej wolności. Czasy, w których najwierniejszym przyjacielem bywał miecz i silne ramię. Podróż do miejsca oddalonego o sto kilometrów potrafiła trwać nawet tydzień, a dobry wierzchowy koń był droższy od najzacniejszych wygód. Tak – mam na myśli średniowiecze, które pomimo licznych okrucieństw wciąż wabi właśnie tą nieuchwytną wonią wolności. Wszystkich tych, którzy choć raz uciekli myślami w przeszłość, zapraszam do dalszej lektury.

Fabuła Lirael toczy się dwutorowo. Z jednej strony mamy tytułową Lirael – młodą Clayrę, której powołaniem z racji urodzenia jest zostać wieszczką. Pomimo upływających lat, wciąż nie otrzymuje ona daru widzenia, przez co czuje się wyobcowana i samotna. Zrozpaczona, podejmuje nawet próbę samobójczą, jednakże w ostatniej chwili zmienia zdanie. Spotyka dwoje niezwykłych ludzi i to odmienia jej sposób patrzenia na świat. Pracując w bibliotece, rozpoczyna studiowanie Kodeksu – strumienia magii przenikającej wszystko na północ od muru granicznego. Za sprawą nowo nabytych umiejętności zyskuje wiernego towarzysza, stacza niebezpieczną walkę i powoli dojrzewa do doniosłego zadania, jakie należy się jej z racji urodzenia. I nie chodzi tutaj wcale o wieszczenie.

Drugi wątek to historia księcia Sametha, syna króla Touchstone’a i Sabriel Abhorsen, przeznaczonego do przejęcia obowiązków Abhorsena – szczególnego rodzaju nekromanty, który miast przywoływać zmarłych, odsyła ich ku Prawdziwej Śmierci, aż za Dziewiątą Bramę. Książę Sameth wydaje się jednak niezbyt gotowy to przejęcia brzemienia, jakie dźwiga jego matka. Ze wszystkich sił unika tego, co musi być zrobione. Posuwa się nawet do ucieczki z rodzinnego domu, by uniknąć odpowiedzialności. W leśnej głuszy spotka jednak kogoś, kto wskaże mu właściwą drogę.

Jakby tego było mało, nad Starym Królestwem zawisa groźba inwazji zmarłych. Komuś bardzo zależy, aby przeprawić przez Mur wiele tysięcy uchodźców, którzy bardzo łatwo padli by ofiarą złych nekromantów. Sabriel i Touchstone wyruszają zatem do Ancelstierre, by powstrzymać ten exodus drogami dyplomatycznymi. Sprawa dodatkowo komplikuje się, gdy w Starym Królestwie gubi się syn jednego z członków rządu. Najwyraźniej stoi za tym wszystkim znacznie poważniejsza siła, niż tylko garstka populistów z południa kontynentu.

Garth Nix zauroczył mnie swoją wizją świata. Północ to Stare Królestwo – kraj dziki, niebezpieczny, „średniowieczny”. Kodeks przenika wszystko, dając odpowiednio wyszkolonym ludziom dostęp do wielkiej potęgi. Na południu króluje technologia, elektryczność i proch strzelniczy. Czasem tylko, gdy wiatr powieje z północy, wszystkie nowinki techniczne stają się bezużyteczne. Strefa graniczna to już majstersztyk. Autor barwnie opisuje gwardzistów, którzy mając na plecach ciężki granatnik przeciwpancerny, muszą dodatkowo dźwigać miecze. Magowie Kodeksu bronią jedynej bramy w murze nie tylko za pomocą zaklęć, lecz także przy użyciu granatów z fosforem. Muszę przyznać, że Nixowi udało się stworzyć coś oryginalnego.

Książka wciąga, pomimo faktu, że na pierwszy rzut oka fabuła nie powala innowacyjnością. Wszystko wszakże kręci się wokół ratowania któregoś tam z kolei świata. Jednakże o „miodności” i frajdzie wynikającej z zapoznawania się z powieścią decyduje ogromna ilość tak zwanych „smaczków”, które nawet dla niezbyt uważnego czytelnika są łatwe do wyłapania. Weźmy choćby osławione dzwonki stosowane przez nekromantów. Każdy ma swoją nazwę, dokładnie opisane działanie i co najważniejsze, rzeczywiście jest przydatny. Autor uniknął bowiem namnażania gadżetów, które krótko mówiąc, są psu na budę. Jako ciekawostkę podam tylko fakt, że jeden z moich znajomych - bardzo „poważny” człowiek - po przeczytaniu Trylogii o Starym Królestwie, nauczył się na pamięć ich nazw. To świadczy moim zdaniem o ogromnym potencjale Lirael.

Do wydania nie można się właściwie przyczepić. Utrzymana w czarnej kolorystyce okładka, pokryta tajemniczymi symbolami, jest trwała i estetyczna. Uniknięto literówek i błędów logicznych, ponadto wewnątrz książki znajdziemy dokładną mapę pozwalającą lepiej zorientować się w niuansach fabuły. Słowem, jest to dobrze wykonana robota. Wydawnictwo Literackie nie ma się czego wstydzić.

Konkludując, Lirael jest powieścią godną polecenia. Znacznie większe wrażenie wywrze jednak, jeśli jej lekturę rozpoczniemy od pierwszego tomu zatytułowanego Sabriel. Wtedy wydarzenia ułożą się w jeden logiczny ciąg, przez co zyskamy wgląd nie tylko w skutki obecnej sytuacji przedstawionej w książce, lecz również i w przyczyny takiego właśnie stanu rzeczy. Z drugiej strony, Lirael sama z siebie broni się bardzo dobrze, będąc kawałkiem porządnej lektury. Z czystym sumieniem daję piątkę w skali szkolnej, urywając jeden punkt za mimo wszystko niezbyt oryginalny pomysł leżący u podstaw historii.