» Recenzje » Lęk

Lęk


wersja do druku

Straszna Grzybnia

Redakcja: Iwona 'Ivrin' Kusion

Lęk
Horrory filmowe są gatunkiem niezwykle skonwencjonalizowanym. Kinematografia od czasów genialnego Hitchcocka, klasyka chwytów kina grozy, próbuje poszerzyć pole możliwości oddziaływania na emocje widza. Niemniej twórcy do dzisiaj obracają się w kręgu utartych chwytów, większość "nowości" to po prostu podnoszenie stopnia brutalności i przekraczania kulturowych tabu.
Stwierdzenie "wszystko już było" szczególnie mocno odnosi się do horrorów, w których nieliczni próbują zmieniać chwyty bądź inspiracje, reszta płynie nisko przy dnie głównego nurtu. Dobrym przykładem na działanie w drugiej grupie jest film Shrooms (reż. Paddy Breathnach), którego tytuł z niewyjaśnionych powodów został przetłumaczony jako Lęk (co jest już pierwszym argumentem: dla polskiego odbiorcy to "lęk" jest straszny, a nie "grzybek", tłumacze wiedzą lepiej od scenarzysty). Horror oprócz typowości prezentuje sposób, jak należy marnować dobre tematy, żeby nie odstawać od przeciętniactwa.

Okładka pudełka na DVD jest ładna i zrobiona z pomysłem, choć już na poziomie projektowania zaznacza się włączenie w nurt "typowości". Z leśnego mchu wyrastają trzy grzyby na smukłych nóżkach i o dużych kapeluszach, otaczająca je z dwóch stron wysoka trawa, oraz księżyc w pełni, jaśniejący na nocnym niebie, tworzą ukryty obraz. Biały satelita staje się czaszką, źdźbła zarysowują jej dolne kości, zęby, kapelusze zaś stanowią niepokojące oczodoły i otwory nosowe. Dobry koncept i kolorystyka a’la Gnijąca panna młoda Tima Burtona zapowiadają ciekawą zawartość. W jej zawiłości wprowadza motto "Piekło jest w twojej głowie", a także stylizowany na "kościany" tytuł.

Fabuła filmu przenosi widza do Irlandii, gdzie przybywa grupa przyjaciół żądnych narkotycznych wrażeń. Na miejscu spotykają swojego znajomego, który będzie ich przewodnikiem po lasach i florze Zielonej Wyspy, ze szczególnym uwzględnieniem sprawdzania działania grzybków halucynogennych. Odciąwszy się od świata zewnętrznego, oddali się zgłębianiem działania jednego gatunku, niegdyś używanego przez druidów, aby poszerzyć możliwości ciała i zyskać widzenie przyszłości. Jedna z dziewczyn dokonuje rzeczy niedopuszczalnej, gdyż zjada zakazanego, niezwykle trującego grzyba. Od tego momentu zaczynają się dziać dziwne rzeczy — bohaterka przeżyła, ale nawiedzają ją wizje śmierci przyjaciół.

Już na podstawie tej zapowiedzi można wysnuć, o czym będzie dalsza część filmu. Magiczny świat Irlandii, kulty staroceltyckie, niebezpieczne wycieczki do szamanistycznej domeny duchów, czy wreszcie czarcie kręgi oraz zamieszkujące je fantastyczne i mroczne istoty — wachlarz motywów jest bardzo szeroki. Po który sięgnęła ekipa producentów? Po żaden, rzecz jasna. Po kilkunastu pierwszych minutach filmu przewodnik bohaterów informuje, że to nie będzie historia ani o banshee ani o demonicznych karłach (to tak, jakby się przyznać, że zamiast kuropatw z truflami, na obiad będą serdelki z waty). Zamiast tego mamy poprawczak, prowadzony przez zboczonych mnichów. Z tego gniazda zła wychodzą aż trzy czarne charaktery: demoniczny zakonnik z hakiem, niezrównoważony mężczyzna o poparzonym ciele i workiem na głowie oraz człowiek, który wychowywał się w klatce ze wściekłymi psami.

Trzej antagoniści są skonstruowani fatalnie, wyssana historyjka o spaczonym zakonie, stanowiąca tło dla ich poczynań, razi tandetą opowieści o duchach, snutą przy ognisku przez harcerzy. Co więcej, tło fabularne postaci nie rozwija się w akcji filmu, potwory pojawiają się, mordują i znikają. Jedynym postępem jest to, że garstka ocalałych bohaterów w końcu trafia do przeklętego klasztoru, ale tylko po to, żeby w kompromitujący sposób zakończyć opowieść. Motywacje antagonistów, prócz tego, że są "źli i spaczeni" są żadne, trudno nawet wytłumaczyć ich poszczególne akcje. Najlepszym przykładem jest Mroczny Mnich, który pojawia się najczęściej (bo na przykład taki człowieczek w worku na głowie zajmował się przede wszystkim deprymującym spoglądaniem). Atakuje bohaterów na bardzo różne sposoby. Raz podpływa w jeziorku wśród tataraku i nagle wciąga pod wodę (Jožin z Bažin?), innym razem nagle rzuca się z drzewa, a kolejnym znów… uprawia seks oralny z jednym z chłopaków przez okno samochodu i odgryza mu przyrodzenie ("Jožin z Bažin gryzie, ssie i dusi"!). Prawdziwie spaczony zakonnik. Ale na ile starczy autorytetu prawdziwie mrocznego charakteru, jeśli ktoś wyobrazi sobie, jak ten rzuca na ziemię złowieszczy sierp, zakasuje plugawy habit powyżej bladych łydek i wspina się na cherlawe drzewo po to tylko, by tam się gibać godzinami, czekając aż będzie mógł się spuścić na głowę naćpanego dzieciaka (na takiego podziałać może już tylko oprysk).

Strona wizualna jest kolejnym rozczarowaniem. Burtonowskie opary, sugerowane okładką, szybko się rozwiewają. Przez znaczną część filmu można odnieść wrażenie, że większość scen kręcona była w gorący, letni dzień, a na kamerę nałożono jakiś kiepski filtr (można to tłumaczyć dbaniem o zdrowie aktorów podczas kręcenia scen w szuwarach). A jednak potrzeba czegoś więcej niż grymasy, wrzaski i porządne utytłanie się w błocie. Niestety, zdjęcia prezentowane na okładce oraz ulotce, wyglądające jak niektóre zdjęcia z "naszej–klasy", wyznaczają szczyt oczekiwań. Charakteryzacja idzie za ogólną tendencją ciążenia ku dołowi, zwłaszcza w kwestii antagonistów. Budżet filmu starczył na wygrzebanie z szafy starego płaszcza przeciwdeszczowego i zwinięcie komuś ze stodoły sierpa (atrybuty Mnicha), a także podprowadzenie z tej samej stodółki obgryzionego przez myszy worka ("kostium" poparzonego człowieczka, choć przyznać trzeba że dziury na oczy były bardzo wymowne i powinny być wymienione w "creditsach"). Pomysł na dzikiego człowieka był strzałem w dziesiątkę, występował nago po uprzednim umorusaniu się. Uważam, że gumowe macki z horrorów klasy D są dużo bardziej ambitne i szczere w swojej gumowej oczywistości.

Widać, że twórcy Shrooms "bardzo chcieli", lecz równie "bardzo" im się nie udało. Opanowali wszystkie te chwyty, które są oznakami horroru: od typowego projektu okładki z obrazkiem, mottem, udziwnionym fontem, po piszczące dźwięki, niepokojące melodie, dużo wrzasku i nagłe najazdy kamery na przerażoną twarz. Nie wiedzieli jednak, jak poskładać to w jedną całość, nie wspominając nawet, że mogłaby być jeszcze "zgrabna". Nie skorzystali z niczego, co tradycja filmowa czy kulturowa sama włożyła im w ręce. I choć chcieliby widzieć swoje dzieło jako "Mroczny horror, który przekracza granice strachu", to udało im się stworzyć nudnawy film, ocierający się o śmieszność. Ale za to z ładną, horrorową okładką.

Blog autora.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
superrrr
17-04-2008 15:15

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.