» Recenzje » Legend: Hand of God

Legend: Hand of God


wersja do druku

Diablo jakie jest każdy widzi

Redakcja: Joanna 'Ysabell' Filipczak

Legend: Hand of God
Diablo jakie jest każdy widzi. Prosta gra z pogranicza erpega i zręcznościówki zrewolucjonizowała ten pierwszy gatunek. Można by zaryzykować twierdzenie, że od czasów obu części hiciora tryb multiplayer jest integralną częścią każdego zręcznościowego erpega. Jednak ani Sacred, ani Loki, ani Dungeon Siege, pomimo posiadania trybu wieloosobowego, nie powtórzyły tryumfu poprzednika.

Legend takiego trybu nie posiada. Z mojego punktu widzenia to dobrze – jestem aspołeczny i testowanie wariantów wieloosobowych jest dla mnie mordęgą. Zobaczmy jednak co gra może zaproponować miłośnikom zaklikiwania hord potworków...

Na pierwszy ogień trafia instrukcja. Oprócz dostarczania tradycyjnych informacji o instalacji i epilepsji, zawarto w niej kilka słów na temat fabuły. Niestety lekturę skutecznie uniemożliwia brak podziału na duże i małe litery. O ile w przypadku instrukcji nie jest to duży problem (kto je czyta?), to w przypadku poradnika skutecznie zniechęca do zapoznania się z nim. Mapa dołączana (wraz z poradnikiem) do edycji kolekcjonerskiej stoi na nieco wyższym poziomie. Ot – pomimo prostoty i typowych fantaziakowych nazw, to fajny gadżet, w sam raz na oprawienie w nią podręcznika do mechaniki kwantowej.

Fabuła również nie powala oryginalnością. Był sobie mroczny artefakt. Ktoś go prawie zepsuł, ktoś chce go odzyskać, aby zniszczyć mógł go ktoś. Ktoś innych chce zniszczyć królestwo, przy pomocy owego artefaktu, aby na wieki zapanował "płacz i zgrzytanie zębów". Aha – główny bohater ma na imię Targon.

No dobra – nie jest tak źle. Fabuła, choć nie jest przesadnie oryginalna, potrafi dostarczyć pretekstu do natłuczenia zagonu potworków. Jeśli do tego doda się kilka różnorodnych okoliczności przyrody, podanych w dość przyzwoitej grafice, otrzyma się całkiem niezły powód, aby pozostać na chwilę przy komputerze.

Prostota mechaniki tworzenia postaci nie ułatwia sprawy – pomimo dość ciekawego patentu z wyborem klasy postaci (decydujesz się na dwie z pięciu "ścieżek", składając w ten sposób jedną z dziesięciu "klas"), możliwości rozwoju postaci nie powalają. Umiejętności, które można rozwijać, jest około dwudziestu (choć nie wszystkie równie potrzebne). Nie ma możliwości tworzenia kombosów (jak w Sacred), ani tak dużej różnorodności ataków jak w Diablo.

Skoro już przy atakach jesteśmy – w grze zastosowano system uzależniający animację ataku od rozmiaru przeciwnika. To fajny patent – dzięki któremu walka z pigmejami nie wygląda tak samo jak z gigantami (vide Diablo). Sterowanie jest wygodne, każdy oswojony z Diablo (lub Paintem) natychmiast pozna reguły kierowania postacią.

Oprawa graficzna gry budzi we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony jest dość estetyczna, a cała plansza ładuje się "na raz". Z drugiej strony widziany obszar jest bardzo ograniczony, co chwilami utrudnia granie łucznikiem. Mały zasięg widzenia "zmniejsza" też nieco epickość walk – bo porządna horda demonów powinna jednak liczyć nieco więcej niż dziesięciu osobników. O rozmachu rodem z Gothica czy Two Worlds możemy tylko pomarzyć – gra jest do bólu liniowa, a świat niewielki. Nie ma zbyt wielu atrakcji, które zachęciłyby do powtórnej rozgrywki. Brak trybu multiplayer nie poprawia również tej sytuacji. Na plus należy za to zaliczyć dość klimatyczne filmiki.

Znacznie lepiej wypada za to oprawa dźwiękowa. Muzyka dobrze oddaje nastrój gry, zaś aktorzy podkładający głosy dobrze wywiązali się ze swoich zadań. Joanna Jabłczyńska (podobno jakaś znana aktorka) podkładająca głos wróżki to miły dodatek, zwłaszcza dla fanów. Trudno mi będzie zaliczyć się do ich grona. Niestety Luna – elfia wróżka – irytuje jeszcze zanim zacznie bawić. "Dowcipne" komentarze szybko wywołały u mnie pragnienie wyciszenia dźwięków.

Pomimo braku oryginalności, gra potrafi wciągnąć. Nie powala co prawda długością, ani rozmachem, a o rozgrywce zapomina się zaraz po wstaniu od komputera, pozwala jednak na chwilę relaksu i wyładowania frustracji. Nie jestem wielkim fanem Diablo, ani całego gatunku zręcznościowych erpegów, jednak przy Legend spędziłem kilka miłych chwil. Jeśli przeliczymy frajdę na złotówki, to tytuł ten znajdzie się gdzieś w środku stawki. Za pięćdziesiąt złotych otrzymuje się przyzwoity (choć niezbyt długi) zapychacz czasu.

Problem polega na tym, że ja mam za mało czasu, aby pozwolić sobie na jego zapychanie... A może już jestem za stary?

Grafiki pochodzą ze strony dystrybutora gry.

Grę do recenzji dostarczyła firma Techland.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę


Ocena: 3 / 6



Czytaj również

Legend: Hand of God
Pogromca Diablo?
Legend
- recenzja
Legend #3
Flet Tysiąca Fal, czyli muzyczna anegdotka
- recenzja
Legend #2
Szkatułkowa legenda
Legend #1
Trudne narodziny legendy

Komentarze


~szi

Użytkownik niezarejestrowany
    W końcu normalna recenzja tej badziewnej gry.
Ocena:
0
Nie no gra jest kiepska i tyle świetnie się zaczyna a potem nędza. Oczywiście wszystkie portale o grach się zachwycają i dają jej prawie maksy ehhh takie życie :D
Dziękuję za szczerą recenzję.
17-07-2008 08:01

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.