» Blog » Legacy
09-03-2007 15:17

Legacy

W działach: Historie, samo życie | Odsłony: 1

Jakiś czas temu oglądałam program Nigelli Lawson (tak, tak, to o gotowaniu), w którym poruszany był temat rodzinnych przepisów i tajemnic kuchennych. Wychowałam się na gospodarstwie z jedną z babć, która akurat gotować nie potrafiła. Wiedziałam to będąc nawet dzieckiem, bo zamiłowanie do dobrego jedzenia odziedziczyłam akurat po ojcu i byłam straszliwym niejadkiem. Zresztą, nikt by mi się nie dziwił, gdyby spróbował okropnych prażuchów, mętnej pomidorówki niewiadomego pochodzenia i gliniastych bułek z asfaltowymi powidłami. Mój ojciec też tego nie chciał jeść, co było powodem wielu kłótni z teściową.
Babcia, która mnie wychowywała umiała mnie straszyć. Może nieświadomie, może to był jej sposób na wychowanie a może ja byłam tak naiwnym i wierzącym we wszystkie bzdury dzieckiem?

Dawno, dawno temu, jakiś czas po pierwszej wojnie światowej a trochę przed rozpoczęciem drugiej, w Grzymiszewie niedaleko Turku żyła sobie rodzina Poradów. Ojciec, głowa rodziny, miał nawet kilka książek w tym mądrą książkę w której były sposoby jak leczyć chorą krowę. Matka zajmowała się wychowaniem czterech córek. Dwie najstarsze jeździły do Niemiec dorobić trochę do posagu, to był odpowiednik bardziej nam znanych saksów, najmłodsza była jeszcze w kołysce.
Pewnego dnia matka zachorowała i umarła. Przyszła (jako duch, w postaci eterycznej, czy jak to tam nazwać) do starszych córek, które wtedy były za granicą, żeby się pożegnać. Działało to szybciej niż depesza. Córki wróciły na pogrzeb i zostały w domu, żeby pomóc ojcu.
Ten przez jakiś czas nosił żałobę, a potem znalazł sobie nową panią serca. Nowa pani, powiedziała, że nie będzie się cudzymi dziećmi zajmować i niech się pozbędzie córek, to ona za niego wyjdzie. Bo najmłodsze to jeszcze da się wychować, ale te starsze to strasznie pyskate są. Ojciec chyba był bliski spełnienia prośby wybranki serca, jednak pierwsza żona pokrzyżowała mu szyki.

Pewnej nocy, po kolejnej awanturze, ganianiu z siekierą i płaczem najmłodszych, otwierają się drzwi i wychodzi zmarła matka i żona. Wieje chłodem. Wszyscy jeszcze siedzą przy piecu, choć późny wieczór był. Gość siada przy piecu, w którym drwa dogasają. Siada, bierze patyk i zaczyna wydłubywać sobie kamyki ze stóp – bo przyszła, nie wiedzieć czemu, boso.
- Stefan, popatrz – odzywa się w końcu do męża – ja tu trzy miesiące szłam, bo mnie moje dzieci wołały, że ty im krzywdę robisz. Ty, rodzony ojciec. Kto to widział. Masz się zająć swoimi dziećmi, bo ich krzywda mi spokojnie zasnąć nie daje!
Kwestia, skąd matka szła tak długo, nie została poruszona, ale ojciec już nigdy więcej się nie ożenił.

Moja babcia, jedna ze starszych córek, opowiadała to zawsze z pogróżką: zobaczysz, jak tobie matka umrze, to zobaczysz jak sierocie źle na świecie.
Miała kilka takich historii, ale nie aż tak dużo, by wątpić w ich prawdziwość. Nie pamiętam wielu opowieści, ale za to wszystkie o diabłach, czarownicach i duchach. Może pozostałe nie były aż tak ciekawe, albo innych babcia nie opowiadała.
Może to jest mój spadek. Zamiłowanie do strasznych opowieści.
0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę

Komentarze

Autor tego bloga samodzielnie moderuje komentarze i administracja serwisu nie ingeruje w ich treść.

lucek
   
Ocena:
0
Hm. To nie fair. Senmaro, piszesz okrągłe, sprytne i mądre notki, którym ciężko nie przytaknąć ale nie ma z czym nawiązać dyskusji, bo wszystko co trzeba - już napisałaś.

Obrażam się ;)


l.
10-03-2007 23:58
teaver
    heh ;)
Ocena:
0
fajna babcia, nie ma co.
14-03-2007 17:47

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.