» Recenzje » Legacy #04. Noob

Legacy #04. Noob


wersja do druku
Legacy #04. Noob
"Hm". Tyle można powiedzieć na widok czwartego zeszytu nowej komiksowej serii Legacy. Pierwsze trzy wprowadziły czytelnika w świat, zapoznały pokrótce z postaciami i rozpoczęły pierwszą linię fabularną serii. Tymczasem czytelnicy mają pełne prawo by zadać pytanie "a cóż to?", gdyż kolejny epizod... nie ma z poprzednimi niemalże nic wspólnego.

Dla obeznanych z wyrażeniami slangowymi tytuł tej pozycji zdradzi niemal wszystko. Opowieść dotyczy młodego człowieka, który po ukończeniu imperialnej akademii zostaje dołączony do szykującego się do bitwy legionu szturmowców. Tak się jednak niefortunnie składa, że jego pierwsza misja (której będzie musiał stawić czoła następnego dnia) będzie należała do najtrudniejszych nie tylko dla niego, ale i dla weteranów. Oto ich legion – służący Imperium, którym w tym momencie władają Sithowie – stanie oko w oko w bratobójczej walce z innym – lojalnym wobec prawowitego imperatora Roana Fela...

Autorzy Expanded Universe wielokrotnie próbowali, z lepszym lub gorszym skutkiem, poruszać ten schemat w uniwersum Gwiezdnych wojen, więc Noob nie wnosi nic specjalnie nowego. Historia jest bardzo prosta – uczniak, przybyły do garnizonu świeżo po szkole, dowiaduje się, że teoria często ma niewiele wspólnego z praktyką. Jego pierwsze zadanie okazuje się być tym najtrudniejszym, a on musi przecież uczyć się, jak wyjść cało potyczki – tym razem ryzykując nie negatywną oceną, a własnym życiem. Do tego dochodzą poruszone przez autorów wielorakie problemy moralne. Poczynając od starcia "brata z bratem" (szturmowców niegdyś walczących dla tej samej idei, kończących te same szkoły), kończąc na dylemacie wyboru pomiędzy wykonaniem rozkazu a usłuchaniem wewnętrznego głosu sumienia.

Pod względem fabularnym komiks nie jest specjalnie oryginalnym. Jeśli jednak ktoś przymknie oko na ową wtórność (która zdaje się być póki co największą bolączką Legacy), nie powinien poczuć się zawiedziony. John Ostrander, czerpiąc najwyraźniej z tego, co już napisano, stworzył fabułę aspirującą do wzorowej, jeśli chodzi o wyżej przedstawiony model historii osadzonej w realiach Gwiezdnych wojen. Działania postaci są odpowiednio umotywowane, zaś przedstawiony oddział szturmowców to zbieranina zróżnicowanych bohaterów, z których żaden nie jest ani "papierowy", ani na siłę wciśnięty do przedstawionego świata – każdy wydaje się być w nim głęboko zadomowiony. Całość wieńczy pełna napięcia, osobista narracja, która nie pozostawia czytelnika obojętnym na losy postaci.

Najsłabszą stroną Nooba jest zdecydowanie warstwa graficzna. W zasadzie na pierwszy rzut oka widać zmianę rysownika. Przywołuje to ponownie pytanie dotyczące tego zeszytu – dlaczego taki komiks z kapelusza, oderwany od aktualnego wątku? Może Jan Duursema wzięła urlop i stąd wstawienie takiego przerywnika? A może prace nad innym projektem się przeciągnęły? Tak czy inaczej chyba nikt nie uwierzy, że podobny zabieg został przeprowadzony z premedytacją (tudzież że ktoś z usług Duursemy zrezygnował), gdyż komiks nic na tym nie zyskał. Wręcz przeciwnie, autor rysunków (Travel Foreman) starał się umieścić zbyt dużo szczegółów, gdyż na większości panuje bałagan i łatwo można się w nich pogubić. Foreman nie jest też zbyt konsekwentny – postaci są rysowane w różnym stylu, a on sam nie trzyma się rygorystycznie wyznaczonej przez Duursemę koncepcji, co widać dobrze na przykładzie szturmowców, którzy bardziej przypominają tych z klasycznej trylogii niż z ery Legacy. Rysunki postaci humanoidalnych mają tendencję do groteskowości, czy wręcz potworności w wyglądzie, czasem przypominając jedynie szkice, a nie dokończone rysunki. Tak naprawdę, na dopracowanego wygląda jedynie Sith będący quarrenem. Nie popisał się również kolorysta, przez co część grafik sprawia wrażenie sztucznych.

Pomijając wspomnianą kontrowersję z miejscem tej pozycji w serii, ogólnie rzecz biorąc jestem nią usatysfakcjonowany. Noob porusza dość oklepany temat, który jednak nigdy nie został odpowiednio zrealizowany w konwencji Gwiezdnych wojen. Ten zeszyt jest tym, czym powinien być (a nie jest) podobny wątek w Spisku na Centusie. Gdyby tylko grafiką zajęła się sprawdzona Jan Duursema...
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


7.0
Ocena recenzenta
7
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Star Wars: Legacy #04. Noob
Scenariusz: John Ostrander
Rysunki: Travel Foreman
Kolory: Brad Anderson
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania oryginału: 11 października 2006
Liczba stron: 32
Okładka: miękka
Druk: kolorowy
Cena: 2,99 USD



Czytaj również

Dziedzictwo #2: Kawałki
Galaktyczne kawałki
- recenzja
Star Wars Komiks #02 (2/2008)
Krzyżówka
- recenzja
Legacy #27. Into the Core
Przedsionek piekła
- recenzja
Legacy #25-26. The Hidden Temple
Ruszyła maszyna po szynach...
- recenzja
Legacy #23-24. Loyalties
Zgadnij sobie tytuł
- recenzja
Legacy #22. The Wrath of the Dragon
Krayt nie jest zadowolony...
- recenzja

Komentarze


~Onoma

Użytkownik niezarejestrowany
    chmm
Ocena:
0
Nie ma o czym mówić, fabuła jest słaba, rysunki okropne (patrzeć się nie da), w dodatku nic nie wnosi. Zwalona sprawa, lepiej nie cyztać.
A co do Duursemy, to nie mogła się wyrobić z rysowaniem Broken #4, więc "Noob" powstał na szybko, żeby nie było "aż" dwumiesięcznej przerwy pomiędzy premierami kolejnych zeszytów.
14-11-2008 15:16

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.