» Recenzje » Lady S #1: Na zdrowje, Szaniuszka!

Lady S #1: Na zdrowje, Szaniuszka!


wersja do druku

Agentka w spódnicy gwarantem jakości

Redakcja: Mały Dan

Lady S #1: Na zdrowje, Szaniuszka!
Tajemnica jest wpisana w naturę kobiet. Twierdzenie na wyrost? Jednak pewna blondwłosa piękność stanowi doskonały przykład przemawiający na korzyść tej myśli. Chodzi o Szanię, bo tak nazywa się komiksowa "córka" Jeana Van Hamme’a, twórcy kultowego Thorgala. Zagadkowa tożsamość głównej bohaterki, sensacyjny charakter opowieści i graficzna atrakcyjność albumu przyciągają uwagę czytelników cyklu Lady S.

Na zdorowje, Szaniuszka! to pierwszy akt szpiegowskiej serii Lady S. Portret tytułowej bohaterki ma w sobie pewną zwodniczą elegancję, bo choć dama nie jest pozbawiona towarzyskiej ogłady, to równie dobrze potrafi się odnaleźć w przestępczym półświatku. Umiejętności adaptacyjne sprawiły, że Szaniuszka, która oficjalnie używa imienia Suzan, jest nad wyraz intrygującą i niejednoznaczną postacią. Nic zatem dziwnego, że jej przygody zilustrowano jak do tej pory na łamach dziesięciu albumów.

Zajmująca jest już jednak sama ekspozycja pomyślana w głowie Van Hamme’a. Poznając środowisko skupione wokół amerykańskiego ambasadora w Paryżu, raptem po paru planszach przemieszczamy się do fikcyjnej republiki ZSRR, tuż pod koniec trwania Pieriestrojki. Łącznikiem w obrazowaniu ustrojowych przemian oraz politycznych intryg jest właśnie Suzane Fitzroy, adoptowana córka prominentnego działacza z USA. Jaką drogę musiała przebyć ze wschodniej do zachodniej części kontynentu i czy echo przeszłości będzie dla niej wciąż słyszalne?

Retrospekcyjna narracja doskonale współgra z sekwencjami w teraźniejszości. Tożsamość głównej bohaterki rekonstruowana jest krok po kroku, bez zbędnego pośpiechu. Bodaj najmocniejszą stroną scenariusza jest jednak zestawienie intymnego dramatu imigrantki z knowaniami możnych tego świata. Stąd też stabilna sytuacja Szani ulega nieoczekiwanej zmianie, w chwili przybycia Antona, dawnego kompana i niespełnionej miłości sprzed lat. Pierwszy album pozostawia nas z dosyć enigmatyczną wymową, która sugerować może, że światowy spokój wisi na włosku.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Sensacyjne dzieje z domieszką uczuć, podszyte zimnowojennym napięciem, znalazły precyzyjną formę także w szacie graficznej. Philippe Aymond posługuje się bardzo estetycznym i realistycznym stylem rysunków. Prace Francuza wyglądają niekiedy niczym fotografie, których żywotność uzyskano dzięki palecie intensywnych barw. Te elementy składają się na przejrzystą, dopracowaną i spójną stronę wizualną komiksu.

Polskie wydanie serii Lady S można przyjąć ze sporym zadowoleniem. To rozrywka przynosząca niemałą satysfakcję wszystkim miłośnikom przygód szpiegowskich, a także stwarzająca możliwość poznania bogatej twórczości jednego z najwybitniejszych twórców europejskich historii obrazkowych. Jeśli zatem kobiety faktycznie są z natury tajemnicze, to z pewnością warto dać im się skusić. Kto wie, do czego zdolna będzie jeszcze złotowłosa piękność?

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta



Czytaj również

Lady S #3: 59° szerokości północnej
Aksamitny terroryzm
- recenzja
Lady S #2: Na zdrowie, Suzie!
Drapieżna elegancja
- recenzja
Francuski łącznik #2
Czyli co we Francji piszczy
Thorgal #08: Alinoe
Prawie jak survival horror
- recenzja
Thorgal #07: Gwiezdne dziecko
Bajkowo po raz kolejny
- recenzja
Thorgal #06: Upadek Brek Zarith
Udane zwieńczenie mini-cyklu
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.