Kujoneria
W działach: problemy na sesjach | Odsłony: 840Nowa grupa. Niby się znamy, ale w RPG jeszcze w takim składzie nie zdarzyło nam się grać. Wszystko udało się zorganizować dzięki nostalgii – kumpel przypomniał sobie, jak kiedyś dobrze mu się prowadziło, więc wziął swoją ulubioną grę w najnowszej edycji, zebrał ludzi i zaprosił na wspólne tworzenie postaci. Jako, że obaj nie mieliśmy z tym systemem do czynienia od lat, ściągam z DTRpg e-booka i przebijam się przez niego przed pierwszym spotkaniem. Może nie od deski do deski, ale wystarczająco dokładnie, żeby bez problemów móc rozpisać sobie charakterystykę postaci, wykonać test czy wiedzieć co mogę zrobić w trakcie walki.
Okazuje się, że jako jedyny przeczytałem podręcznik.
MG poszedł za ciosem – kiedyś grało się na czuja, więc i teraz zamierza prowadzić nie znając mechaniki. Tworzenie bohaterów, zamiast godzinę, trwa całe spotkanie, którego połowę to ja opisuję jakie opcje mamy do wyboru, jak wygląda walka i rozwój bohaterów. Choć każdy z nas lubi fantastykę i gra w RPG od lat, czuję się jak jakiś cholerny kujon. MG wyczuwa, że trochę dał ciała i obiecuje, że na pierwszą przygodę przyjdzie dobrze przygotowany.
Tydzień później czuję się identycznie. Podczas walki chcę pochwycić i unieruchomić wrogiego czarnoksiężnika, by nie mógł rzucać zaklęć. MG poci się i stęka, po czym prosi o przypomnienie reguł chwytu. Kiedy mi się udaje i główny wróg zostaje unieszkodliwiony w pierwszej rundzie walki, czuję, jak uwaga wszystkich zostaje skupiona na mnie. Zamiast godziny, finałowa walka kończy się po dziesięciu minutach. Znowu czuję się jak kujon. Smerf Ważniak. Munchkin.
Kilka postów niżej Sil napisał, że RPG musi umrzeć, bo jest niespójną, dziwaczną, trudną rozrywką, która udaje grę. Udaje, bo mało który podręcznik działa jako instrukcja. W moim otoczeniu powszechne jest przekonanie, że gry fabularne wymagają szlifowania, co w praktyce sprowadza się do oszlifowania większości zasad i zostawienia podstaw. Ktoś, kto przebija się przez cały podręcznik i chce wykorzystać mechanikę najczęściej jest traktowany jako jakiś nolife. Nawet, jeśli jest MG, bo taki człowiek często wymaga od graczy opanowania podstawowych reguł.
W mojej stałej ekipie problem nie istnieje. Mamy podobne oczekiwania, wiemy, że część mechaniki gracze po prostu muszą przyswoić. Były już sytuacje, kiedy tempo sesji zamierało, bo gracz nie potrafił zebrać sobie puli do testu na Percepcję albo nie rozumiał co to znaczy, że ma zmniejszyć o trzy stopnie poziom Pierwszego wrażenia. To były wyjątki. Po czymś takim – nawet jeśli nie oberwało mu się od reszty drużyny – poprawiał się. Pożyczał podręcznik, przebijał się przez podstawy i następnym razem nie pytał o nie. Czasem chciałbym, żeby w mojej ekipie gracze zadawali sobie trud przeczytania całości podręcznika i zrobili notatki ze skrótem zasad, ale w gruncie rzeczy obecny system też działa. Działał nawet w Pathfinderze, gdzie nie mieliśmy parcia na powergamingu.
Wciąż pozostaje jednak temat drużyny (drużyn), gdzie znajomość zasad to stygmat. Tamta jedna sesja wystarczyła mi, żebym załapał, że ludziom olewającym zasady nie potrzeba WFRP 3ed, ED 4 czy Świata apokalipsy. Jeden, nieprzeczytany w całości po dziesięciu latach gry podręcznik, garść kości i karty postaci to wszystko, czego potrzebują do gry.