» Opowiadania » Kucyki – Kij Johnson

Kucyki – Kij Johnson


wersja do druku

(Ponies)

Redakcja: Artur 'mr_mond' Nowrot
Ilustracje: Anna 'Otai' Kmiecik

Kucyki – Kij Johnson

Zaproszenie jest ozdobione motywem westernowym. Wzdłuż marginesów dziewczynki w kowbojskich kapeluszach gonią stado dzikich Kucyków. Koniki, nie wyższe od dziewczynek, są tęgie, umaszczone jaskrawo jak motyle, z krótkimi pojedynczymi rogami o zaokrąglonych czubkach i puszystymi skrzydełkami. Na dole kartki nowo złapane Kucyki pałętają się po zagrodzie. Dziewczynki pochwyciły na lasso różowo-białego Kucyka. Oczy i pysk – okrągłe jak litery O – wyrażają zaskoczenie. Nad głową konika widać wykrzyknik.

Dziewczynki odcinają mu róg zakrzywionymi nożami. Skrzydła już zostały usunięte i są częścią stosu obok zagrody.

Zapraszamy Ciebie i Twojego Kucyka ___[tutaj brzuchatymi literami wypisano odręcznie imię Słoneczka]___ na obcinki razem z InnymiDziewczynami! Jeśli Cię polubimy, a Twój Kucyk wypadnie dobrze, pozwolimy Ci spędzać z nami czas.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

– Nie mogę się doczekać, by mieć przyjaciół! – mówi Słoneczko. Czyta Barbarze przez ramię, a jej różany oddech szumi we włosach dziewczynki. Znajdują się na podwórzu przy różowej stajence Słoneczka.

– Wiesz już, co chciałabyś zatrzymać? – pyta Barbara.

Maleńkie skrzydła Słoneczka stają się rozmytą plamą, gdy wyskakuje w powietrze, robi pętlę, a potem zawisa nad ziemią z podkulonymi nogami.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

– Och, zdolność mówienia, oczywiście! Latanie jest świetne, ale mówienie o wiele lepsze! – Opada na trawę. – Nie wiem, dlaczego jakikolwiek Kucyk miałby zatrzymywać swój róg! Przecież on do niczego nie służy!

Tak jest zawsze, odkąd istnieją Kucyki. Wszystkie mają skrzydła. Wszystkie mają rogi. Wszystkie mogą mówić. Potem wszystkie udają się na obcinki i oddają dwie z tych rzeczy, ponieważ tak musi się stać, jeśli dziewczynka ma się dopasować do InnychDziewczyn. Barbara nigdy nie widziała Kucyka, który nadal miałby róg albo skrzydła po swoich obcinkach.

Dziewczynka widuje Kucyki InnychDziewczyn, gdy te zaglądają przez okna w klasie tuż przed przerwą albo tłoczą się na przystanku autobusowym po szkole. Umaszczenie mają różowe, lawendowe i bladożółte, z sięgającymi ziemi puszystymi lokami grzyw i ogonów. Kiedy nie są w szkole ani na lekcjach gry na wiolonczeli, ani na zajęciach z baletu, ani na treningach piłki nożnej, ani na próbach szkolnego teatrzyku, ani u ortodonty, InneDziewczyny spędzają dni ze swoimi Kucykami.

***

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Przyjęcie odbywa się w domu NajDziewczyny. Ma ona ojca, który jest kardiologiem, i matkę, która jest pediatrą, i małą stajnię, i ogromne drzewa zacieniające trawnik, na którym bawią się Kucyki. Słoneczko wychodzi do nich podenerwowana. Bez słowa dotykają jej rogu i skrzydeł swoimi aksamitnymi chrapami, a potem wszystkie Kucyki truchtają w stronę liliowej stajenki w dolnej części pastwiska, gdzie wyłożono belę siana.

NajDziewczyna spotyka Barbarę przy ogrodzeniu.

– To twój Kucyk? – mówi bez przywitania. – Nie jest tak śliczna jak Gwiazdokwiatka.

– Jest piękna! – Barbara staje w obronie Słoneczka. Zdając sobie sprawę, że popełniła gafę, zaraz dodaje:

– Twoja jest taka śliczna! – Ponieważ Kucyk NajDziewczyny rzeczywiście jest śliczny: ogon mieni się wszystkimi odcieniami purpury i błyszczy od gwiazdek. Jednak ogon Słoneczka jest kremowo-biały, lśni miodowym światłem i Barbara wie, że to jest najpiękniejszy Kucyk, jaki kiedykolwiek istniał.

NajDziewczyna odchodzi, mówiąc przez ramię:

– W salonie jest Rock Band i parę InnychDziewczyn siedzi na tarasie, i Mama kupiła trochę ciastek, i mamy też Coke Zero, i dietetycznego Red Bulla, i dietetyczną lemoniadę.

– A ty gdzie będziesz? – pyta Barbara.

Ja będę na zewnątrz – mówi NajDziewczyna, więc Barbara bierze Crystal Light oraz trzy rodzynkowo-owsiane ciastka z posypką i podąża za nią. InneDziewczyny na zewnątrz słuchają muzyki z podłączonego do głośników iPoda i grają w tenisa na Wii, i obserwują Kucyki bawiące się w Chowanego i w KtoJestNajśliczniejszy, i w ToJestNajlepszaZabawa. Wszystkie tam są: DrugaDziewczyna, DziewczynaLizuska, DziewczynaKtórąWszyscyLubią i cała reszta. Barbara odzywa się tylko wtedy, gdy myśli, że wyrazi się poprawnie.

W końcu nadchodzi czas. InneDziewczyny i ich ciche Kucyki zbierają się wokół Barbary i Słoneczka. Barbara ma mdłości.

– Co wybrała? – odzywa się do niej NajDziewczyna.

Słoneczko wygląda na przestraszoną, ale odpowiada wprost.

– Wolałabym mówić niż latać czy bóść moim rogiem.

– Tak zawsze odpowiadają kucyki – mówi do Barbary NajDziewczyna. Podaje jej zakrzywiony nóż o ostrzu długim jak kobieca dłoń.

Ja? – pyta Barbara. – Myślałam, że zrobi to ktoś inny. Jakiś dorosły.

– Każda robi to dla swojego Kucyka – mówi NajDziewczyna. – Ja zrobiłam to dla Gwiazdokwiatki.

W ciszy Słoneczko rozpościera skrzydło.

 

Nie wygląda to jak cięcie prawdziwego kucyka. Skrzydło odchodzi łatwo, gładko jak plastik, a krew pachnie jak wata cukrowa na jarmarku. W miejscu, z którego wyrastało, błyszczy drżący owal, jakby Barbara przecinała na pół rachatłukum, odsłaniając róż pod cukrową posypką. To nawet ładne, myśli, i wymiotuje.

Słoneczko drży, oczy ma zaciśnięte. Barbara odcina drugie skrzydło i kładzie je obok pierwszego.

Z rogiem jest trudniej, jak z przycinaniem kopyt prawdziwemu kucykowi. Barbarze obsuwa się ręka i kaleczy Słoneczko – pojawia się więcej krwi o zapachu waty cukrowej. A potem róg leży w trawie obok skrzydeł.

Słoneczko opada na kolana. Barbara odrzuca nóż i upada przy niej, szlochając i czkając. Pociera jej pysk wierzchem dłoni i spogląda w górę na zebranych dookoła.

Gwiazdokwiatka dotyka noża chrapami, popycha go w stronę Barbary liliowym kopytkiem.

– Teraz głos. Musisz odebrać jej głos – mówi NajDziewczyna.

– Przecież obcięłam już skrzydła i róg! – Barbara zarzuca ręce wokół szyi Słoneczka, ochraniając ją. – Mówiłaś, że dwie rzeczy z trzech!

– To jest obcinanie, tak – mówi NajDziewczyna. – To właśnie robisz, by być JednąZNas. Ale Kucyki wybierają swoich własnych przyjaciół. A to też kosztuje.

Gwiazdokwiatka podrzuca fioletową grzywą. Po raz pierwszy Barbara dostrzega na jej gardle bliznę w kształcie uśmiechu. Wszystkie Kucyki mają takie.

– Nie zrobię tego! – Barbara mówi im wszystkim, ale nawet kiedy płacze, aż jej twarz pokrywają smarki i łzy, wie, że to zrobi, a kiedy przestaje płakać, podnosi nóż i wstaje.

Słoneczko staje obok na drżących nogach. Bez rogu i skrzydeł wydaje się bardzo mała. Dłonie Barbary są śliskie, ale dziewczynka zacieśnia chwyt.

– Nie – mówi nagle Słoneczko. – Nawet za to, nie.

Obraca się i biegnie, biegnie w stronę ogrodzenia galopem szybkim i pięknym jak u prawdziwego kucyka; ale tamte ją przerastają i jest ich więcej, a Słoneczko nie ma skrzydeł, by latać, ani rogu, by walczyć. Ściągają ją w dół, zanim zdąży przeskoczyć ogrodzenie i znaleźć się w lesie. Słoneczko krzyczy, a potem nie słychać już niczego, tylko dźwięk uderzających kopyt rozlega się z ciasnego kręgu Kucyków.

InneDziewczyny stoją znieruchomiałe. Ich niewidzące twarze zwrócone są w stronę Kucyków.

   

Koniki przerywają krąg i oddalają się truchcikiem. Nie ma śladu po Słoneczku – poza mgiełką pachnącej watą cukrową krwi i wydartym loczkiem lśniącej grzywy, który blednie, lądując w trawie.

W ciszy odzywa się NajDziewczyna.

– Ciasteczka? – jej głos brzmi krucho i fałszywie. InneDziewczyny pchają się do domu, trajkocząc równie sztucznymi głosami. Włączają grę, piją więcej dietetycznej coli.

Słaniając się, Barbara idzie za nimi do salonu.

– W co gracie? – odzywa się niepewnie.

– Co ty tu robisz? – pyta PierwszaDziewczyna, jakby zauważyła ją po raz pierwszy. – Nie jesteś JednąZNas.

InneDziewczyny kiwają głowami.

– Nie masz kucyka.

 

© 2010 by Kij Johnson

© 2011 for Polish translation by Marcin Łukasiewicz

Kij JohnsonUrodzona w 1960 r. amerykańska pisarka fantasy oraz redaktorka współpracująca m.in. z Tor Books, Wizards of the Coast/TSR i Dark Horse Comics. Znana ze swoich adaptacji mitów japońskich, napisała trzy powieści i ponad trzydzieści opowiadań. Laureatka nagrody im. Theodore'a Sturgeona (za opowiadanie Fox Magic), nagrody im. Williama L. Crawforda (najlepszy debiut), World Fantasy Award (opowiadanie 26 Monkeys, Also the Abyss) oraz Nebuli (opowiadanie Spar), była też wielokrotnie nominowana do Hugo, Nebuli i World Fantasy Award. Jest wicedyrektorką Centrum Badań Fantastyki Naukowej na Uniwersytecie Stanowym w Kansas, zasiada w jury nagrody im. Theodore'a Sturgeona.
W Polsce opublikowano trzy z jej opowiadań: Opowieść Crovaxa (w antologii Burza nad Rath), Złodzieje koni (NF 11/2000), Ewolucja opowieści o triksterze wśród psów z Parku Północnego po Zmianie (NF 06/2009).
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Komentarze


gelaZz
   
Ocena:
+3
Chore to jest, za co te nagrody przyznają?
06-12-2011 20:12
Cornic
    Brzmi jak trauma z dzieciństwa...
Ocena:
0
...i za bardzo przypomina "Cupcakes" z Pinkie. Moja wrażliwa dusza użerająca sie zazwyczaj z kultystami chaosu i porządnymi nekromantami mordującymi i składającymi w ofierze ludzi tego nie trawi.
06-12-2011 20:29
baczko
   
Ocena:
+4
Chore? Nie. Kontrowersyjne ? Owszem ;)
06-12-2011 20:32
Scobin
   
Ocena:
+2
Ja mam inne słowo: "poruszające".
06-12-2011 21:52
gelaZz
   
Ocena:
+1
Okaleczanie słitaśnych jednorożców (blee) przez małe dziewczynki i zyskiwanie w ten sposób uznania grupy. Kontrowersyjne? poruszające? Nie. To jest chore ;)
06-12-2011 21:57
Senthe
   
Ocena:
+6
Czy tylko mi wydaje się to koszmarnie naiwne, przewidywalne, nudne i na poziomie przeciętnie pomysłowej nastoletniej tfurczości, czy ja jestem jakaś dziwna?

Jak takie opowiadania dostają Nebule, to może rzeczywiście powinnam zacząć publikować własne dzieua... o.O"
06-12-2011 22:24
baczko
   
Ocena:
+2
@gelaZz

No i właśnie to jest krytyka takiego owczego pędu i konsumpcjonizmu - w dość ekstremalnej postaci.
06-12-2011 22:34
Scobin
   
Ocena:
+3
@Senthe

Jeśli podasz bardziej szczegółowe argumenty, możemy spróbować podyskutować o tym opowiadaniu. :)

@gelaZz

Okaleczanie słitaśnych jednorożców (blee) przez małe dziewczynki i zyskiwanie w ten sposób uznania grupy.

Nie zatrzymywałbym się w tym miejscu, ale zadałbym parę pytań:

– Co nam mówi ten utwór o amerykańskich garden parties (pamiętajmy, że to jest tekst autorki z USA, a nie z Polski, więc trzeba rozkodować kontekst kulturowy)?

– O czym jeszcze opowiada Kij Johnson? Co może być tematem tego tekstu?

– Czemu historia jest opowiedziana właśnie z perspektywy małej dziewczynki, a nie np. z punktu widzenia jej rodziców?
06-12-2011 23:00
akito
    przewidywalne, ale mi się podoba (dla chętnych: oto, dlaczego)
Ocena:
+3
naiwne, fakt
"naiwność" na poziomie estetycznym to dobry sposób pokazania, jak robi się* człowieka w balona, zachęcając go do życia społecznego. wymusza się przy tym jakieś wypaczone pojęcie indywidualności - użytecznej, skanalizowanej, przewidywalnej

*"się" - właściwie to proces. naturalny. samo się robi.

Kucyk i zapodane mu "obcinki" to prosta i , moim zdaniem, dość pomysłowa metafora tego, co z wewnętrznym bogactwem i wrażliwością jednostki robi proces odnalezienia się w grupie.
w grupie egoistycznych materialistów, oczywiście (to epatowanie gadżetami wydaje mi się na razie najsłabszą częścią tej metafory...ale ja nie żyję w zachodnim społeczeństwie i jestem rocznik 80-ty, wobec czego może po prostu nie doświadczyłam gadżetomanii).

Podoba mi się pokazanie psychiki jako 2 postaci. Kucyków trzeba się wstydzić, są obciachowe i infantylne. "dorośnij wreszcie". i "każdy robi to dla swojego kucyka"

p.s. ma szczęście każdy, kto mógł dorastać w towarzystwie choćby jednej twórczej osoby -__-
06-12-2011 23:06
Eva
   
Ocena:
+8
Patrzę na komentarze i odnoszę niejakie wrażenie, że ten kawałek tekstu podoba się jedynie chłopcom. Zastanawiam się czy ma to coś wspólnego z tym kto bawił się, a kto nie, kucykami ;)
Anyway, jest naiwnie. Strasznie prymitywny chwyt (wezmę najbardziej niewinne i najsłodsze rzeczy jakie istnieją i zrobię z nich synonimy zła, okropieństwa, ograniczania, opresji, systemu i czego tak jeszcze), słabo zamaskowany, żeby nie powiedzieć "niezamaskowany w ogóle", a ja nie lubię jak widać rusztowanie. To jest granie na uczuciach na poziomie Faktu, Pani Domu i brazylijskich telenowel, strasznie tanie. Nic mnie w tym kawałku nie zaskoczyło, jest przewidywalny, nie angażuje w ogóle, a kontrowersji w nim tyle co w piosenkach HappySad (czyli, dodam na wypadek, gdyby czytały to jakieś gimnazjalistki, zero). No bo przepraszam, w "nie staraj się za wszelką cenę dostosować do grupy bo źle na tym wyjdziesz" nie ma nic kontrowersyjnego. Nigdy nie lubiłam opowieści z morałem i jestem zdania, że próby pisania folkloru i sprzedawania go jako literatury zawsze dają słabe wyniki. W kategorii bajki czy nawet trochę mitu to by się mogło jak najbardziej obronić, w kategorii opowiadania - zupełnie nie. Folklor może być naiwny, literatura ma mi dostarczać rozrywki (w to wliczam również słynne "dawanie do myślenia" często w gruncie rzeczy jednoznaczne z rozwiązywaniem zagadek) a nie odgrzewanych morałów na talerzu.
07-12-2011 00:13
Scobin
   
Ocena:
0
Czy nie wyrządzasz temu opowiadaniu krzywdy, odrywając je całkowicie od amerykańskiego kontekstu kulturowego?
07-12-2011 01:12
malakh
   
Ocena:
+5
Okropne opowiadanie.

Ani jednej oryginalnej myśli, powtarzanie farmazonów. Taki fantastyczny Pało Coeljo. Eva ma 100% racji. Czytałem zaraz po ogłoszeniu Nebul i do tej pory mam traumę.

--------edit----------

Odnośnie zawartych w opowiadaniu przemyśleń, krytyki konsumpcjonizmu i pokazywaniu, jak bardzo ludziom zależy na wpasowaniu się w otoczenie.

To wszystko już było.

To opowiadanie jest jak kolejny film, obnażający system kastowy w amerykańskich szkołach, wszechobecny pęd u popularności, którego źródął należy szukać w American Dream. Prawda to, ale tak oczywista, że powtarzanie jej jest jak pisanie: "Niebo jest niebieskie". Owszem, jest. Ale czy trzeba od razu pisac o tym opowiadanie?
07-12-2011 07:57
Czarna Owca
   
Ocena:
+2
Makabryczne i nieodkrywcze.
07-12-2011 09:51
senmara
   
Ocena:
+7
To opowiadanie jest straszne :) Mówi o dorastaniu dziewczynek w sposób, o którym nie chcemy myśleć. Gdy oglądam np. mini mini myślę o tym, że to raj - że po tych bajkach wyrośnie nam mnóstwo małych, fajnych wielbicielek fantastyki (i wielbicieli, chociaż te samochody nie są tak oczywiste). Latające kucyki, wróżki pakujące dzinów do słoików, mali terminatorzy zjadający dziwaczne potrawy, gadające zwierzęta szukające przygód. Wszystko kolorowe i barwne, takie niczym nie ograniczone. Na skutek jakiegoś dziwnego kierunkowania i preparowania zabaw dziecięcych wyrastają galerianki i nastolatki "powtarzające" świat dorosłych w niezbyt fajnej formie. Na początku jest swobodnie i kolorowo, jest miejsce na kreację i samorealizację. A potem się okazuje, że masz dwa wyjścia: albo się okaleczysz i zachowasz jak inni, albo zostaniesz wyrzucony poza nawias społeczeństwa. Jak rytualne obrzezanie kobiet w Afryce. I wszystko to w klimacie: każdy może być sobą. Pozorne wybory i pozorna samorealizacja. Kiedyś czytałam opowiadanie o świecie, w którym kobiety osiągały stan dojrzałości w jednym momencie. wówczas mężczyźni z całej planety gonili je, zabijali i "zapładniali" ich krew (nie pamiętam tytułu, to było dawno temu). Główna bohaterka postawiła się i przeżyła te "gody" by umrzeć z powodów biologicznych. W tamtym opowiadaniu ważny był wątek "postawienia się naturze", w tym - postawienia się społeczeństwu. Ani jedno ani drugie, jak widać, dobrze się nie kończy.
No, ale zawsze taka dziewczynka może jeszcze postarać się o nekrokucyka :))
07-12-2011 09:53
~Kula

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Bardzo amerykańskie, bardzo dobre.

Ma wszystkie cechy dobrego opowiadania - pomysł, sprawną i nienużącą egzekucję (nomen omen), ładną pointę. Nie jest za długie, jest krótką formą literacką na kilka tysięcy znaków.
Tak powinno być.
Podoba mi się też tłumaczenie, brzmi dobra amerykańską fantastyką lat 50/60tych.

Zabrakło elfów i krasnoludów i podnosi się larum... ;)
07-12-2011 11:09
Scobin
   
Ocena:
+2
To opowiadanie w krytyczny sposób przedstawia kilka zagadnień, nazwę je tutaj hasłowo:

– konformizm "w ogóle";
– "amerykańskość";
– dzieciństwo i dorastanie;
– amerykańska impreza dziecięca (a może "dziewczęca").

Liczy się również to, z czyjej perspektywy (wiek, płeć) opowiedziana została historia, w jaki sposób (styl), a nawet na ilu stronach.

I wreszcie ważny jest odbiorca. Warto przeczytać ten tekst tak, jak gdyby było się Amerykaninem. Zapewne właśnie w taki sposób czytały go osoby przyznające Nebulę. ;-)

Czy to wszystko jest wtórne? Tak, dokładnie w takim samym sensie, w jakim wtórna jest cała literatura. :-)
07-12-2011 11:25
Eva
   
Ocena:
+1
Scobin. Nie da się nie widzieć o czym jest ten tekst, jaką problematykę porusza i jakimi narzędziami posługuje się autorka by osiągnąć zamierzony efekt, naprawdę. W tym tkwi jego słabość.
07-12-2011 11:59
Scobin
   
Ocena:
0
Nie da się nie widzieć

W takim razie jak to możliwe, że każdy (dosłownie każdy) z krytycznych komentarzy pomija coś istotnego? ;-)
07-12-2011 12:18
Eva
   
Ocena:
+5
Ja na przykład nie mam szczególnej słabości do wypunktowywania rzeczy oczywistych :P Dlatego zresztą uważam, że to opowiadanie jest strasznie słabe.
Poza tym nigdy nie byłam w Ameryce, na pewno w niej nie dorastałam, a Amerykanina znałam w życiu bezpośrednio jednego, więc wolę nie przesadzać z rozpisywaniem się w temacie.
Generalnie kwestia sprowadza się do tego, że o konformizmie "w ogóle" można pisać jak Kij Johnson i można jak Orwell. O "amerykańskości" można pisać jak Kij Johnson i można jak King (nie że King jest bezbłędny, kingomania mi przeszła, ale on robi to lepiej imo). O dzieciństwie i dorastaniu można jak Kij Johnson i można jak Card (za którym nie przepadam, bo też często jest strasznie nachalny). O amerykańskiej imprezie dziecięcej można jak Kij Johnson i... King już był a Laboratorium Dextera to kreskówka, więc powiedzmy, że tu mi brakuje odniesienia ;)
Krótkie opowiadanie z perspektywy dziecka można napisać jak Kij i można jak LeGuin.
I wreszcie faktycznie można spróbować wczuć się w rolę Amerykanina wychowanego w czarno-białym świecie wolności niesionej uciśnionym bombowcami i McDonalda, człowieka, który bywał na takich przyjęciach (które znam tylko z filmów i ksiażek) i który chodził do złego, kastowego hajskula (który znam tylko z filmów i książek), zajarać się tym, że się zrozumiało tekst i poczuło się przezeń poruszonym bo obnaża niechcianą prawdę, tym samym stając się wrażliwym buntownikiem przeciw systemowi.
Ba, można wczuć się w Amerykanina - intelektualistę, który zajarał się nie tylko własną wrażliwością i buntem, ale również tym, że widzi, powiedzmy, mityzację świata przedstawionego, że archetypy (w ujęciu potocznym, proszę mi nie przywalać z Junga, dziękuję) i w ogóle. Można też nie stosować niesprawiedliwych przerysowań i spróbować się wczuć... Nie wiem w co, bo jako rzekłam Amerykanina znałam jednego a poza tym to oglądam filmy. Tym niemniej nie widzę powodu by wczuwać się przy lekturze w kogokolwiek z tej prostej przyczyny, że kiedy czytam to czytam, a nie gram w RPG. Ani by obrażać ludzi, którzy nic mi nie zrobili podejrzeniem, że wszyscy jak jeden mąż są/byliby zachwyceni naiwnym opowiadaniem, które konstrukcyjnie przebywa na poziomie onetowego blogaska marzącej o oryginalności i obrazoburczości nastolatki. Trochę niżej, bo autorki onetowych blogasków nie muszą nazywać NajDziewczyny Najdziewczyną żeby wszyscy wiedzieli o co chodzi.
07-12-2011 12:52
Aktegev
   
Ocena:
0
Mnie opowiadanie się podoba. Zwięzłe i bezkompromisowe (chociaż nie nazwałabym go makabrycznym). I uważam, że siła tekstu tkwi właśnie w tym, jakimi narzędziami zostały podane czytelnikowi te „naiwne”, nieoryginalne myśli.

Co do argumentu „wszystko już było”, zgodzę się ze zdaniem, które Staszek napisał powyżej.
07-12-2011 13:38

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.