Księżyc w nowiu - Stephenie Meyer

Autor: Małgorzata 'Schleppel' Tomaszek

Księżyc w nowiu - Stephenie Meyer
Do książek okrzyczanych odkryciami literackimi podchodzę zazwyczaj z duża dozą nieufności. Wiele razy już sparzyłam się na takowych "arcydziełach", które zauroczyły rzesze czytelników i recenzentów. Nie inaczej było z Księżycem z nowiu, kontynuacją przeboju, jakim był Zmierzch: opowieści o miłości zwykłej, amerykańskiej nastolatki i wampira.
Obie pozycje wydawnicze mają już miano "kultowych", plasując się na wysokich miejscach we wszelkich rankingach.

Po przeczytaniu kilkudziesięciu stron, odłożyłam owe "dzieło" i popadłam w głęboką zadumę, rozważając stan umysłów oraz stopień obycia literackiego tych tysięcy fanów radosnej twórczości pani Meyer. Samą książkę przyszło mi odkładać kilka razy, gdy poziom irytacji wzrastał niebezpiecznie i zachodziła obawa, że po prostu rzucę nią w kogoś. Przyznam szczerze: gdyby nie obowiązek recenzentki, nikt nie zmusiłby, żebym przeczytała cały ten horrorowaty romans do końca.

Pani Meyer stworzyła niezwykle nudną oraz mało oryginalną historię, zaludniając ją sztampowymi bohaterami, a główną postacią czyniąc wiecznie przestraszone oraz irytujące dziewczę. Bella Swan, bo tak się nazywa owa nieszczęsna istota, to licealistka zakochana, ze wzajemnością , w wampirze o wdzięcznym imieniu Edward. Jako że książka przeznaczona jest głównie dla nastolatek- wątek miłosny wybija się na pierwszy plan. Piękny wampir dochodzi do wniosku, że jego miłość naraża ukochaną na niebezpieczeństwo, więc decyduje się ją opuścić. Bella wpada w czarną rozpacz, z której pomaga jej się wydostać nowy przyjaciel- młody Indianin. Gdzieś tam, w tle pojawia się wilkołak, starzy wrogowie oraz powraca Edward. Cała akcja spokojnie mogłaby zostać opisana na kilkunastu stronach, zaś autorka rozwleka ją w sposób niemiłosierny na ponad czterysta.

Każdy wątek, każdy pomysł jest wtórny, ze stronic wieje nudą, a kolejne rozwiązania fabularne są przewidywalne do bólu. Autorka podsuwa tropy tak oczywiste, że aż obrażające inteligencję czytelnika, jak np. wątek indiańskich legend i nagłego pojawienia się w okolicy wilkołaka. Zakończenia można domyślić się już w połowie książki, co nie najlepiej świadczy o wyobraźni pisarki.

Przewidywalnej fabuły nie ratują także bohaterowie. Bella jest nieznośnie sentymentalna i irytująca. To bohaterka, której nie można polubić: ciągle się czegoś boi, ma wiecznie depresję i jest niesamowicie zakompleksiona. Zdawać by się mogło, że to czyni ją bardziej wiarygodną i "ludzką", nic z tych rzeczy- rażące braki warsztatowe autorki są najbardziej widoczne właśnie w konstrukcji tej postaci. Gdyby coś ją zeżarło zaraz na drugiej stronie, książka mogłaby wiele zyskać. Działania bohaterki sprowadzają się do zachwytów nad urodą Edwarda, potem do rozpaczania nad jego stratą i bycia przestraszoną. Jak heroina z filmu klasy B, potrafi tylko piszczeć i bać się.

Również reszta postaci nie zachwyca: wampiry są bardzo stereotypowo ukazane. Co jakiś czas zmuszona byłam do czytania o urodzie i wdzięku tych istot, które nawet stoją z gracją (sic!) Cała książka jest tak nieznośnie lukrowana, wszystko jest piękna i estetycznie ukazane, nawet wilkołaki przemieniają się w mgnieniu oka i bez żadnych naturalistycznych szczegółów. Ot: puff ! i mamy wilka. Oczywiście nie ma mowy o drastycznych scenach, bądź dylematach moralnych tych istot: wilkołaki i wampiry z otoczenia Belli są niewinne jak owieczki i bronią uciśnionych ludzi na wszelkie sposoby.

Język całości jest niesamowicie sentymentalny i tandetny: serce bohaterki zostaje złamane i rozbite w proch, miłość jest aż po grób, każde wspomnienie ukochanego wywołuje spazmy bólu (dosłownie) i rozdarcie na nowo "brzegów wirtualnej rany"; oczy wampirów ciskają błyskawice, a pocałunki odbierają oddech. Danielle Steel byłaby zapewne dumna z warsztatu literackiego autorki Księżyca…

Podsumowując, opowieść jest sztampowa i w dodatku źle napisana. Twierdzenie, że to połączenie horroru i romansu, to jakaś kpina. Wampiry i wilkołaki nie sprawią, że tandetna historyjka o głupiej gęsi będzie horrorem. Książka pani Meyer jest straszna, ale z zupełnie innych względów, niż zapewne zamierzała autorka. Naprawdę dawno nie zdarzyło mi się mieć do czynienia, z czymś tak wtórnym i mało interesującym.