» Recenzje » Księżniczka mononoke

Księżniczka mononoke


wersja do druku

Czy można pokonać nienawiść?

Redakcja: Marigold

Księżniczka mononoke
Tekst zawiera spojlery!

Aby rozpocząć tę historię, musimy się przenieść w czasie do piętnastowiecznej Japonii, kraju ogarniętego wojną, a zarazem wkraczającego w nową rzeczywistość, naznaczoną dewastacją środowiska naturalnego. Oto czas wojny Onin (1467- 1477), charakteryzujący się używaniem wszelkiej dostępnej broni i wyniszczeniem kraju. W historii okres ten nazwano sengoku, co oznacza "kraj w wojnie". To także moment, kiedy na szeroką skalę zaczęto wytapiać żelazo. Zupełnemu przeobrażeniu zaczął ulegać japoński świat, poczęło się kształtować nowe społeczeństwo, narodzone z owego nieładu. Państwo było targane sprzecznościami, nie miało jeszcze wyodrębnionej struktury klasowej. I ów moment historyczny Miyazaki potrafił uchwycić idealnie. Tło wydarzeń pasuje wspaniale do ukazania wieloaspektowej walki, gdzie zwycięstwa są zbyt często pyrrusowymi, okupionymi: stratą życia, wartości czy odcięciem się od tradycji.
Nie wszyscy jednak zostali osaczeni przez postęp i związane z nim konsekwencje. Poza obrębem tych realiów żyje ród Emishi, któremu udało się wprawdzie obronić niezależność, ale kosztem zapomnienia. Stał się już tylko mitem i ludzie są przekonani, że wymarł wiele setek lat temu. Z historycznego punktu widzenia jest to oczywiście prawdą, jednak twórcy Księżniczki Mononoke pozostawili garstkę przedstawicieli rodu, wpisując ją w świat, w którym niebawem rozegra się walka między starożytnymi bogami a ludźmi, aby uczynić z nich symbol dawnych czasów i wartości. Są pozostałością wszystkiego, na co zostaje coraz mniej miejsca we współczesnym świecie. Nie sposób jednak uniknąć cywilizacji i nawet jeżeli oni nie chcą w nią wkroczyć, to ona postanawia ich odnaleźć. Zło przedostaje się do odległej krainy w postaci boga wojny - przemienionego w demona - dzika Nago.

Naprzeciw niego staje młody książę Ashitaka. Broniąc swej wioski, prosi bestię, aby odeszła, a gdy to nie pomaga, zabija ją. Zostaje jednak przeklęty i jego ciało zaczyna trawić ta sama choroba, która przemieniła boga w potwora. Bohater musi obciąć włosy i ukryć twarz, podkreślając tym samym, że traci swą rodzinę, przyjaciół... całą przeszłość. Przekreślone zostaje wszystko, czym żył do tej pory. Wyrusza na spotkanie z przeznaczeniem, którym staje się ujrzenie tego, co można "...zobaczyć oczyma niezaślepionymi nienawiścią...". Ashikata musi stawić czoło najcięższej próbie - pokonać bestię, która rodzi się w nim. W tym miejscu zaczyna się podróż naszego bohatera. Warto zatrzymać się na moment przy prologu, gdyż już w nim dostrzegamy postawę członków rodziny Emishi, tak odmienną od tej, z którą przyjdzie się niebawem zmierzyć młodemu księciu. Gdy Nago umiera, stara kobieta prosi go o pokój i zapomnienie jej rodu. Bóg nie chce jednak słuchać, zapowiadając, że wszyscy będą cierpieć, jak i on cierpiał. Miyazaki nie popadnie jednak w banalne zrównanie nienawiści z postępem cywilizacyjnym, ale pokaże, że człowiek ma wybór. A na ów wybór dominujący wpływ maja wszelkie negatywne cechy, głęboko zakorzenione w ludziach i jeżeli tylko człowiek otrzyma narzędzia, które pozwolą mu na uzewnętrznienie nienawiści – skorzysta z nich. Nie potrafią przed nią uciec nawet bogowie. Ulega jej także Ashitaka. Pierwsza bitwa, po której jest świadkiem rzezi urządzonej przez samurajów i w którą zostaje, mimowolnie, wplątany, kończy się zabiciem jednego z napastników. Nie on decyduje o ich losie, a zło, które zaczyna go powoli ogarniać, przejmując nad nim na tę chwilę kontrolę. Jeszcze kilkakrotnie przypomni o swej obecności, mimo usilnych prób zwalczenia go. Przesłanie twórcy jest jasne - to co niszczy człowieka i pcha go ku zadawaniu cierpienia, znajduje się w nim, choć, jak w przypadku bohatera, może być zdeterminowane nienawiścią wobec dziejącego się zła. Ashitaka ma wyrzuty sumienia, gdyż z jego ręki zginęli ludzie. Bez względu na to jacy byli, książę uważa, że to nie jemu przypada rola rozstrzygania o życiu i śmierci. Jako jeden z niewielu rozumie, że chociaż furia może mieć różne podłoża, efekt pozostaje zawsze ten sam. Jest to postawa zupełnie nie pasująca do ówczesnego świata. Chociaż nienawiść wzbudza widok cierpienia, to autor nie pozostawia wątpliwości – nie ma czegoś takiego jak zło czynione ze szlachetnych pobudek. Każde odwołanie się do nienawiści to porażka. Prawda to banalna, ale przekazana z siłą i determinacją, które skutecznie likwidują podejrzenie o naiwność i operowanie truizmami.

Postęp technologiczny symbolizuje żelazne miasto (Tatara-ba) pani Eboshi. Władczyni koncentruje się na konstruowaniu jak najskuteczniejszej broni palnej (pierwsza broń palna pojawiła się dużo później, ale jej wprowadzenie pozwala autorowi na ujęcie owego okresu w szerszym kontekście, rozpatrując go jako całość zmian, a nie jedynie przedział czasowy, oznaczony konkretnymi datami), która miałaby okazać się idealnym narzędziem, służącym podbojom. Ashitaka dowiaduje się, że Nago przemienił się w demona, albowiem ludzie pani Eboshi go postrzelili. Kule nie wystarczą, aby zabić boga, lecz wystarczają, aby zwierzę zaczęła trawić nienawiść, powodująca furię. Zniszczenie boga okazało się mieć podłoże materialne, gdyż teren zamieszkiwany przez starożytne bóstwa był idealnym miejscem wydobywania metalu. Ukazana jest tu również konsekwencja rozwoju Japonii w XV wieku, kiedy zaczęto wydobywać rudy żelaza, wycinając coraz więcej drzew. Rozpoczął się okres gospodarki przemysłowej, której nie można powstrzymać. Niszczenie lasu okazało się także narzędziem walki z jego mieszkańcami, przybierało więc formę agresywnej dewastacji. Miyazaki w sposób zachwycający potrafi ilustrować piękno przyrody, jej potęgę, ale także przemijalność. Zazwyczaj jednak w jego filmach stanowi ona ucieczkę od trosk codzienności, podczas gdy w Mononoke-hime jest opozycją względem rzeczywistości, nie będąc wcale spokojną enklawą, w której można się zaszyć, zapominając o ludzkiej podłości i problemach. Przyroda budzi strach, bowiem będące jej częścią stworzenia odpowiadają agresją na agresję.

Opozycje nie są jednak tak banalne. W obozach przeciwników także nie ma zgodności: klany zwierząt nie potrafią się zjednoczyć, a pani Eboshi musi bronić swego ludu przed atakami samurajów. Podczas wojny Onin takich starć nie brakowało. Chociaż antagonistów było dwóch, to wewnętrzne wojny stały się codziennością. Dwa odmienne światy symbolizują także konflikt wartości i odcięcie się od tradycji, kiedy człowiek traci wiarę w bogów. Jest gotowy ich pojmować jedynie jako ideę, zaś jako istoty realne stanowią dla niego zagrożenie, zajmują przestrzeń, którą można by poddać eksploatacji. Konflikt jest nieunikniony.

W świecie zwierząt znajduje się San, księżniczka mononoke, negująca swoje człowieczeństwo. Uważa się za wilka i opętana jest misją zabicia pani Eboshi. Jest także symbolem wolnej woli. Bowiem człowieka określa nie to, kim się urodził, a to kim chce być. San dokonała wyboru, stając się przy tym zagrożeniem dla ludzi. Stąd też nazwa mononoke. Tak bowiem Japończycy określają duchy stworzeń czy też przedmiotów martwych, często obwiniając je o to, co złe. San jest dla nich przekleństwem - mononoke, należącym do świata bogów i przyrody, stojącą na czele klanu wilków (przez jej osobę znajdującego się w konflikcie z innymi rodami zwierząt), zaślepioną nienawiścią, gotową poświecić swe życie, byle odebrać je pani Eboshi. Nie ma w filmie postaci czarno-białych, więc jej oponentka nie jest osobą symbolizującą to, co najgorsze w rodzaju ludzkim. To kobieta z jednej strony bezwzględna, pragnąca zniszczyć świat bogów, zarozumiała, a z drugiej - kochana przez poddanych, roztaczająca opiekę nad trędowatymi. W tym miejscu można nawiązać do legendy o cesarzowej Komyo, żyjącej w VIII wieku, która okazywała miłosierdzie na przykład przez to, iż obmywała biedaków. Wśród nich był także trędowaty, którego cesarzowa nie odrzuciła. Dzięki temu poszedł do nieba, a Budda okazał przychylność Komyo. Także Eboshi, ze względu na wiele ze swych przymiotów, zasługuje na uznanie.

To co łączy wszystkich bohaterów to nienawiść, od której jest się w stanie uwolnić tylko młody książę (nie dzięki temu, iż jest kimś lepszym, a dzięki pracy i przeciwstawieniu się złu, które chce go zdominować). Twórcy, kreując tę postać, zwracają także uwagę na rolę przywódcy. Jest w filmie pewna scena, kiedy Ashitaka ratuje wilka z pobojowiska. Gdy sojusznicy Eboshi chcą go powstrzymać, odwołuje się do rozsądku jej poddanych, którzy wówczas stają po jego stronie. Okazuje się, że tłum, kierowany przez człowieka rozsądnego, potrafi ulec temu przymiotowi charakteru. Książę zostaje nagrodzony zdjęciem klątwy, lecz musi się dostosować do nowej rzeczywistości. Nie może żyć nadal jako bezstronny rozjemca, zawieszony między dwoma światami. Saga kończy się, gdy bohater pomaga odbudować miasto. Także pani Eboshi pojmuje swój błąd, chociaż przed techniką nie ma ucieczki. Ludzie potrafią dostrzec, ile zła wyrządzili, lecz na jak długo starczy rozsądku? Tego już film nie dopowiada... Nie stawia także na łatwy optymizm. Pomimo że Miyazaki kończy swe obrazy w sposób, który daje ogrom nadziei, to pamiętamy, że okresu sengoku nie zwieńczyła wojna Onin. Wręcz przeciwnie, stanowiła ona tylko preludium walk trawiących Japonię przez wiele kolejnych dziesięcioleci. Również w filmie nienawiść nie zostaje unicestwiona. San odchodzi mimo uczucia, jakie łączy ją z księciem. Stwierdza wprost, że nie przebaczy ludziom. Miłość jest silna, ale nie tak jak nienawiść. Odejście San nie ma symbolizować jedynie faktu, że technika i przyroda są przeciwstawnymi żywiołami, ale pokazuje, do czego może doprowadzić destrukcyjne uczucie. Bez dobrej woli nie może go przezwyciężyć nawet czysta i prawdziwa miłość. Tym bardziej należy wątpić w koniec wojen. Nie jest odkrywczym stwierdzenie istnienia dążenia człowieka do autodestrukcji. Tak charakterystyczna dla dzieł Miyazakiego nadzieja pozostaje poza zasięgiem przeciętnego człowieka, który patrzy na świat oczami zaślepionymi żądzą zemsty i nie potrafi przebaczać. Trudno jest podjąć walkę z demonem, znajdującym się w nas. Udaje się to Ashitace i jest to jego zwycięstwem, lecz czy jeden człowiek może wiele zmienić? Niezwykłym momentem jest śmierć Boga Lasu i jego odrodzenie. Odrodzenie ma wymiaru cielesnego, dlatego San stwierdza:

Wielki duch lasu jest martwy... , ale odpowiedź brzmi: Nigdy. On sam jest życiem, nie jest martwy, jest tu teraz, próbuje nam coś powiedzieć...

Niestety, nie każdy rozumie podjętą próbę. Śmierć ta jednoczy antagonistów, lecz czy faktycznie jest gwarantem zmiany w ich sercach, zmiany ich postawy? Wydaje się, że okres historyczny, w jakim została osadzona akcja, stanowi odpowiedź na to pytanie. Ludziom została dana szansa życia, szansa odrodzenia i przebaczenia, jednak nie potrafili z niej skorzystać.

Miyazaki, tworząc sagę, zadbał o szczegóły. Obok osadzenia akcji w konkretnym czasie i miejscu, bazując na obecnej wiedzy archeologicznej, odtworzył wioskę Ashitaki oraz Żelazne Miasto. Podobnie rzecz ma się z ubiorami i uzbrojeniem. Taka dbałość o poprawność historyczną w animowanym filmie, w którym snuje się opowieść w dużej mierze mityczną, może zadziwiać, ale stanowi dobry punkt wyjścia dla interpretacji historii. W sposób interesujący przedstawiono także inne odwołania, nie tylko zaczerpnięte z archeologii i umieszczone między historycznymi faktami, ale także te, które dotykają dawnych wierzeń - jak na przykład dwa ogony wilczycy Moro (przybrana matka San), będące oznaką jej boskości czy też Nago jako demon, przybierający postać pająka, który jest mononoke, rzucającym na ludzi klątwy (w legendach występuje jako ziemny pająk - Tsuchigumo). Fascynuje także inny aspekt, a mianowicie potomstwo Moro, które jest mniejsze - nie tak okazałe i dostojne jak ona. Gaiman, który także dostał szansę pracy nad Księżniczką, w świetnej książce Amerykańscy bogowie, przedstawi bogów odartych z chwały, uzależnionych od wiary. To ludzie ich wykreowali, a następnie porzucili, odbierając atrybuty i skazując na walkę o przetrwanie. Podobnie jest w filmie – człowiek chce przyspieszyć zapomnienie o tym, w co wierzył, gdy wiara staje się nieopłacalna.

Tytułem zakończenia - nie sposób nie wspomnieć o animacji oraz muzyce. Ta pierwsza charakteryzuje się nasyconymi kolorami, dbałością o szczegóły, zachwyca sposób rysowania krajobrazów. Natomiast ścieżka dźwiękowa należy do jednej z najpiękniejszych jakie znam. Kompozycje są zróżnicowane, od spokojnych, podkreślających nastrój chwili czy piękno przyrody po dynamiczne, opisujące bitewny szał. Wspaniale przedstawione są momenty zagrożenia, śmierci i w końcu uspokojenia. Za oprawę muzyczną jest odpowiedzialny stały współpracownik Miyazakiego – Hisaishi. Ten kompozytor nie ma słabszych momentów, ale w Mononoke pokazał apogeum kunsztu. Może nie potrafię podejść do oprawy muzycznej bezkrytycznie, ale kto usłyszał utwór, otwierający całość (The Legend of Ashitaka) i zakochał się w nim, ten zrozumie dlaczego. Ścieżka dźwiękowa nasycona jest emocjami, jednocześnie nie pozwalając sobie na ich banalne wzbudzanie u widza (co często ma miejsce w wielu filmach, w których oprawa dźwiękowa ma zasugerować odbiorcy, jak odczytać daną cenę, powiedzieć, co właśnie winien odczuwać).
Wiele utworów bazuje na motywie przewodnim, który stanowi najmocniejszy punkt całości. To kwintesencja słowa "epicki" i zarazem genialne podsumowanie tego, czym jest obraz.
Jak to u Miyazakiego, nawet w takim filmie nie może zabraknąć, mimo wszystko, optymizmu. Hisaishi wyraża go chyba najpełniej w utworze Ashitaka and Sun. Delikatne dźwięki z czasem ulegają rozwinięciu, rozkwitając z całą mocą i pochłaniając w siebie.

Cudowna muzyka jest w pełni warta obrazu, nie ma tu zbędnych elementów, wszystko jest wyważone, przemyślane i podane w sposób inteligentny, bez epatowania przemocą. Film nie ucieka od posługiwania się prawdą w sposób dosłowny, jednocześnie nie tracąc nic ze swej bajkowości. To co wprawia w oniemienie, to właśnie sposób w jaki ukazano potęga przyrody. Wolno sunące po przejrzystym niebie chmury, promienie słoneczne przebijające się przez korony drzew czy krople wody opadające na wojowników. Poetyka opowieści sprawia, że Księżniczka Mononoke potrafi urzec pięknem, pod którym znajduje się wiele treści. Mononoke od innych dzieł Miyazakiego odróżnia znacznie mniejsze eksponowanie stałych elementów, nieodzownie towarzyszących jego filmom: afirmacja pracy (element się pojawia, ale akcent na niego położony jest dopiero w końcówce) czy sceny pełne ciepła i humoru - również ten element nie został pominięty, lecz wydaje się być znacznie bardziej na obrzeżach fabuły, aniżeli ma to miejsce w każdym innym filmie Miyazakiego - by wymienić chociaż Tenkû no shiro Rapyuta, czy Hauru no ugoku shiro). Podejście do tematu sprawia że film zdecydowanie nie jest adresowany do widzów najmłodszych, z drugiej zaś strony brak większej dawki humoru w obrazie, która wszak znajduje zawsze swe odzwierciedlenie w utworach Hisaishiego, sprawia, że soundrack wspaniale wypada w zupełnym oderwaniu od filmu. Nie ma w nim bowiem elementów, które są tak ściśle związane z konkretnymi scenami jak chociażby w Lapucie.

Opowieść można rozpatrywać na kilku odmiennych płaszczyznach, idealnie się jednak uzupełniających i tworzących spójny obraz. Przede wszystkim jest to studium nienawiści, ukazanie do czego to uczucie prowadzi. Jednocześnie nosiciele tej "choroby" nie są przedstawieni jako istoty z gruntu złe. Drugim ważnym aspektem, któremu można poświęcić wiele uwagi, jest historyczna forma dzieła. Stanowi ona tło dla rozgrywających się wydarzeń i odwołuje się w sposób profesjonalny do przeszłości, osadzając opowieść w konkretnym miejscu i czasie, jednocześnie rezygnując z ograniczania jej wyłącznie do historycznego wymiaru. Twórcy próbują przy tym uchwycić moment zmian, jakim kraj Kwitnącej Wiśni został wówczas poddany. W końcu kolejny element to odwołanie do mitów i legend. A wszystko to zamknięte w zgrabnej fabule. Gdybym miała wymienić ten najlepszy z obrazów Miyazakiego nie byłoby to łatwe. Ze względu na całokształt postawiłabym jednak na Mononoke.


Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Vexille
Michael Bay w wersji anime
- recenzja

Komentarze


~Tencz

Użytkownik niezarejestrowany
    Monoke najlepsze?
Ocena:
0
Mononoke Hime był dla wielu osób pierwszym filmem Miyazakiego, stąd często nadmierny zachwyt tą produkcją. Ja, gdy film się ukazał, widziałem już wszystkie wcześniejsze produkcje Gibli. Na ich tle, Mononoke wydało mi się wyjątkowo wtórne. Jak dla mnie jedna z gorszych produkcji Miyazakiego (co nie znaczy, że zła).
08-02-2008 23:03
Qball
   
Ocena:
0
Mononoke nie jest zła IMHO.

To jest recenzja, tak? Recenzja ma zachęcić lub zniechęcić nie tylko do dzieła recenzowanego, ale sama ma zachęcić do przeczytania jej. Takie rozwlekłe recki to nie jest coś co czyta się fajnie.
08-02-2008 23:45
Neverwhere
   
Ocena:
0
Zacznijmy od tego że byłoby ciężko ustalić który obraz Miyazakiego jest tym najlepszym biorąc pod uwagę że wszystkie mają swój urok i specyficzny klimat. Oczywiście widać pewne podobieństwa, ale jednak wszystko zależy od gustu.
Komuś podoba się MH ze względu na powiedzmy klimat mitycznej (starożytnej?) Japonii, ktoś inny woli Nausike z jej postapokaliptycznym (jeżeli można to tak ująć) klimatem.
09-02-2008 09:16

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.