» Recenzje » Księgi Południa - Glen Cook

Księgi Południa - Glen Cook


wersja do druku

Czarna Kompania kontratakuje!

Redakcja: Staszek 'Scobin' Krawczyk

Księgi Południa - Glen Cook
Na pochwałę zasługuje postawa polskich wydawnictw, od kilku miesięcy przypominających czytelnikom o wielu świetnych cyklach zaliczanych do klasyki fantasy. Jednym z nich jest Czarna Kompania Glena Cooka, opowieść o legendarnym oddziale najemników o długiej historii. Prawdziwa sympatia do tej zgrai żołdaków obudziła się we mnie z opóźnionym zapłonem – podczas lektury Ksiąg południa, wydania zbiorczego kolejnych trzech książek serii, będącego zarazem kontynuacją wydanych jakiś czas temu Kronik Czarnej Kompanii (które to uznałem za książkę dobrą, ale nic ponadto). Jedną z przyczyn moich cieplejszych uczuć wobec drugiego tomu jest większa różnorodność wątków, spowodowana aż trzema narratorami.

Pierwszym z nich jest Skrzynka, poznany wcześniej prosty strażnik miejski, z którego perspektywy poznajemy wydarzenia opisane w Srebrnym grocie. Dotrzymuje on towarzystwa Krukowi, twardemu wojownikowi, który opuścił Kompanię dawno temu, aby chronić Pupilkę. Ironia losu polega jednak na tym, że teraz to ona zostawiła swego opiekuna, by dołączyć do Milczka, Bomanza i kilku innych najemników. Chcą oni razem stanąć do walki przeciw Kulawcowi (który z uporem odmawia przejścia do krainy wiecznych łowów) i posiadaczom tytułowego grotu, w nieodpowiednich rękach stanowiącego śmiertelne zagrożenie. Niestety, pod wieloma względami jest to najsłabszy fragment serii – zbyt długo nic się nie dzieje, a gdy akcja się rozkręca, to wątki są bezlitośnie ucinane, jakby autor chciał jak najszybciej mieć je z głowy.

Inaczej rzecz się ma z Grami cienia i Snami o stali, które to przypadły mi do gustu na tyle, iż bardzo szybko zapomniałem o rozczarowującym początku. Tom piąty rozpoczyna się marszem drugiej grupy ocalałych najemników ku Khatovarowi, gdzie jak głosi legenda, narodziła się Czarna Kompania. Początkowo drużyna liczy ledwie siedem osób, łącznie z dowodzącym Konowałem (który znów przejmuje na siebie obowiązki kronikarza) i towarzyszącą mu Panią, lecz z każdym przebytym miastem przyłączają się do nich kolejni żołnierze zafascynowani reputacją oddziału. W końcu najemnicy docierają do Taglios, atakowanego przez armie tajemniczych Władców Cienia; zawierają tam kontrakt z rządzącymi miastem – w zamian za pomoc w dotarciu dalej na południe zlikwidują groźbę ze strony niebezpiecznych czarowników. Nic jednak nie jest tak proste, jak wygląda, do gry włącza się kilku Schwytanych uważanych wcześniej za martwych, pojawiają się wyznawcy bogini śmierci, a sam Khatovar spowijają mroki tajemnicy, której nikt nie chce zdradzić.

Taką różnorodność wątków mogę uznać za jedną z głównych zalet Ksiąg…: wcześniej po prostu brakowało na nią miejsca, a powieści były przeważnie dwu-, trzywątkowe. Wraz z kolejnymi tomami intryga się zagęszcza, na scenę wydarzeń wchodzą nowi aktorzy, a wojna bynajmniej nie ogranicza się tylko do dwóch stron. Na dobre wyszła również serii zmiana miejsca akcji: zamiast fabularnie wyeksploatowanych terenów Imperium poznajemy państwa-miasta Południa, wraz z ich odmienną kulturą i wierzeniami.

Jak wspominałem, zmiany dotknęły również narratora: tym razem w każdej z trzech powieści jest inny, co stanowi miłą odmianę po "konowałocentrycznych" Kronikach… Najpierw poznajemy punkt widzenia Skrzynki, w którym wyczułem jednak lekki dysonans w porównaniu z tym, jak się zachowywał we wcześniejszej książce: nagle młody i naiwny strażnik miejski zmienił się w cynicznego twardziela, w co ciężko mi uwierzyć. Na szczęście jednak dzięki takiemu zachowaniu staje się on przynajmniej ciekawszym bohaterem. W grach cienia powracamy do Konowała, którego ironiczne przemyślenia są niemalże głównym atutem serii, przyciągającym do lektury bardziej niż fabuła czy sposób jej przedstawienia. Także i tu się nie zmienił, a jego relacje z Panią wciąż się rozwijają. Ona z kolei zostaje narratorką w Snach o stali, ale jej kroniki nie dorównują tym Konowała. Popatrzmy: jest kilkusetletnią czarowniczką i niegdysiejszą władczynią największego imperium na świecie – czyżby była to doskonała szansa, by uchylić rąbka tajemnicy na temat jej przeszłości? Nie, autor poszedł po linii najmniejszego oporu, skupiając się tylko i wyłącznie na teraźniejszości, co mnie troszkę rozczarowało. Ale nic to, poświęcona Pani część wciąż utrzymuje wysoki poziom dzięki pojawieniu się na scenie kultystów Kiny oraz kilkakrotnemu ukazywaniu sytuacji innych postaci.

Szkoda, że takowego poziomu nie utrzymują też bohaterowie drugiego planu – z racji poświęcenia większości uwagi trójce narratorów niewiele dowiadujemy się o reszcie postaci. Wprawdzie Goblin i Jednooki wciąż są klasą samą w sobie, ale osobiście bardzo chętnie poczytałbym więcej o Murgenie czy Mogabie, którzy robią za tło, tak jak wielu innych. Zirytowało mnie też zakończenie: moment kulminacyjny bardzo ważnego wątku… który nie został nawet należycie opisany. Ot, coś się stało i koniec, skrótowa relacja w pamiętniku. Minus dla autora.

Czytając moje narzekania, można by dojść do wniosku, że Księgi południa nie są warte waszego czasu. Jednak mimo kilku wad wypełniły mi one kilka wieczorów przyjemną lekturą. Można dostrzec niedociągnięcia w stylu autora czy niewykorzystany potencjał Pani i kilku innych bohaterów, ale czy to naprawdę ważne? Wszystko wynagradzają błyskotliwe przemyślenia Konowała, zabawne dialogi i intrygująca fabuła. Dlatego po początkowym sceptycyzmie na pewno przeczytam również i kolejne tomy – w końcu żal się tak szybko rozstawać z Goblinem, Jednookim i spółką.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.0
Ocena recenzenta
Tytuł: Księgi Południa (The Silver Spike, Shadow Games, Dreams of Steel)
Cykl: Czarna Kompania
Tom: 2
Autor: Glen Cook
Tłumaczenie: Jan Karłowski, Grażyna Sudoł
Wydawca: Rebis
Miejsce wydania: Poznań
Data wydania: 13 kwietnia 2010
Liczba stron: 840
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 150 × 225 mm
Seria wydawnicza: Czarna Kompania - omnibus
ISBN-13: 978-83-7510-469-1
Cena: 49,90 zł



Czytaj również

Czarna Kompania
Gdy ciemność walczy z mrokiem
Kroniki Czarnej Kompanii - Glen Cook
Raz, dwa, trzy, cztery... Maszerują oficery
- recenzja
W okowach mroku
I jeszcze jeden, i jeszcze raz...
- recenzja
Imperium nieznające porażki
Coś zdarzyło się dwa razy
- recenzja
Forteca w cieniu – Glen Cook
Cienie przeszłości
- recenzja

Komentarze


matias.none
   
Ocena:
0
Jestem już po lekturze pierwszej z trzech części zawartych w tym tomie i powiem szczerze że mocno się rozczarowałem. Szybko przez nią przebrnąłem mając nadzieję, że dalej będzie lepiej. Srebrny Grot to jak na razie najsłabsza część cyklu z którą się zetknąłem. Uspokoiła mnie trochę lektura recenzji, Cook podobno odzyskuje później formę w Grach Cienia i Snach o Stali. Nie usprawiedliwia go to jednak, że w tak głupi sposób zakończył historię dwóch głównych bohaterów z poprzednich części. Tam byli twardzi i mieli charakter, w tej są po prostu... przepraszam za słowo, ale BARDZO DUPOWACI, co mnie strasznie irytowało.
20-04-2011 18:44

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.