Księga smoków - antologia
Antologie to rzecz powszechna. Wszyscy je wydają - jedni częściej, drudzy rzadziej. Dotychczas prym na tym polu wiodła Fabryka Słów, ale wydawczynie Runy postanowiły stanąć z monopolistą w konkury.
Co z tego wyszło? Księga smoków.
Jaki jest smok, każdy widzi. Duży łeb, ogromniaste pazury, ogon, no i ogień. Temat nawet nie tyle stary jak fantastyka, co stary jak świat. Zdawać by się mogło, że wszystko już zostało powiedziane, jeżeli chodzi o te przerośnięte jaszczurki. Dlatego też stworzenie zbioru opowiadań, traktującego o tym symbolu literatury fantastycznej, było nie lada wyzwaniem.
Wyzwaniem, któremu – według mnie – autorzy nie podołali. Mimo wielu znanych nazwisk, a nawet "zatrudnienia" sztandarowej pisarki Fabryki – Mai Lidii Kossakowskiej, pozycja proponowana nam przez Runę wyraźnie ustępuje swoim fabrycznym konkurentom.
Na dwanaście zawartych w zbiorze opowiadań, pięć można zaklasyfikować jako posiadające humorystyczne zacięcie. Na tym polu zdecydowanie najlepiej prezentuje się Babcia Jagódka, będąca główną bohaterką Po prostu jeszcze jednego polowania na smoka Anny Brzezińskiej. Urzeka nie tylko bardzo dobrą kreacją postaci, ale także oryginalnym podejściem do "problemu" smoczych łowów, no i oczywiście przesympatycznym charakterem wspomnianej wyżej czarownicy.
Co do pozostałych czterech tekstów - raczej się na nich zawiodłem. Otwierający antologię Szczeniak Ewy Białołęckiej ma potencjał, jakim jest ciekawy świat przedstawiony, a także postać Ciapka, ale już sama fabuła przypomina zlepek śmiesznych scenek; prościej mówiąc - nie trzyma się kupy. Również Tomasz Kołodziejczak nie podołał – według mnie – zadaniu. Jego naszpikowany cynizmem i ironią Smoczy biznes stanowi lekturę przyjemną, ale nie wyróżniającą się niczym szczególnym – ot, taki klasyczny "zabijacz" czasu. Trochę lepiej zaprezentował się Marcin Mortka i jego Smok, dziewica i salwy burtowe, ale ta marynistyczna opowieść o Zaginionym Świecie także nie zaskarbiła sobie moich względów. Za plus uznałbym tylko bardzo dobrze napisane dialogi, wyraźnie podnoszące poziom opowiadania. Największe problemy, w kwestii oceny, sprawia mi jednak Śmietnikowy dziadek i Władca Wszystkich Smoków Jacka Piekary. Tekst krótki, miejscami śmieszny, no i przede wszystkim wyróżniający się oryginalnością pomysłu, ale… No właśnie. Według mnie antologia wcale by nie ucierpiała, gdyby go w niej zabrakło. W sumie stanowi tylko intrygujący przerywnik, między dziełami innych autorów.
Skoro wspomniałem już o Tomaszu Kołodziejczaku, to przejdę teraz do Zmiany Macieja Guzka. Skąd to połączenie? Otóż utrzymane w "tolkienistycznym" klimacie opowiadanie tego drugiego, będące historią działań na froncie elfy vs. ludzie (i inne rasy), aż za bardzo kojarzy mi się z Kluczem przejścia (Tempus fugit tom II), a przede wszystkim Piękną i grafem (Niech żyje Polska. Hura! tom I) tego pierwszego. No dobrze, niby fabuła zupełnie inna, a i u Kołodziejczaka elfy były po "naszej" stronie, ale sam pomysł wplecenia stworów rodem z Władcy pierścieni w wojenną scenerię innego czasu jest już identyczny. Co więcej, uważam iż pod tym względem tekst Macieja Guzka znacznie ustępuje opowiadaniom napisanym do antologii Fabryki słów. Dlatego też, mając w pamięci teksty pióra Kołodziejczaka, Zmiany wysoko ocenić nie mogę, mimo iż dla czytelników nie zaznajomionych z opowiadaniami ze zbiorów Fabryki, może wydać się ona bardzo ciekawą lekturą.
Nieszczególnie do gustu przypadł mi także Mój własny smok Michała Studniarka. Tekst, przynajmniej dla mnie, dziwny, niezbyt przejrzysty. Nie spodobał mi się sam pomysł na opowiadanie, a i finał wyjątkowo zawiódł. Zdecydowanie najsłabszy element Księgi smoków.
O dziwo, po raz pierwszy zawiodłem się na Mai Lidii Kossakowskiej. Jej nagrodzony Zajdlem Smok tańczy dla Chung Fonga nie jest opowiadaniem złym, ale też prezentuje inny poziom, od tego, do czego zdążyła już przyzwyczaić mnie pisarka. Pomysł, jak to zwykle bywa u autorki Rudej sfory, czy dwóch tomów Zakonu Krańca Świata, był bardzo dobry, podobnie zresztą jak i język. Zawiodła jednak fabuła, a w szczególności zakończenie. Nie niosło ze sobą żadnych emocji, nic. Po prostu zwykłe: "A więc to tak", zamiast jakiegoś "Och!".
Jednakże w Księdze… znalazło się także kilka tekstów godnych czytelniczej uwagi. Oprócz wspomnianego wyżej opowiadania Anny Brzezińskiej, wyróżniają się przede wszystkim Łzy smoka Iwony Surmik oraz I to minie Izabeli Szolc. Oba teksty budują wokół siebie atmosferę smutku, melancholii, ale chyba w największym stopniu refleksji. W nieznacznej mierze oparte na akcji, a w większości na dialogach i monologach opowiadania, prowadzone z perspektywy pierwszej osoby, posiadają swój urok. I chociaż jako "lepsze" wytypowałbym to drugie, oba stanowią ozdobę tegoż zbioru, rekompensując niedostatki poprzedników.
Na pochwałę zasłużyło także dwóch przedstawicieli płci brzydkiej. Pierwszy z nich, Krzysztof Piskorski opowiada historię klasycznego polowania na smoka, który stanowić ma ozdobę cesarskiego zwierzyńca. Ów władca z Daru dla cesarza to Napoleon, a dzielnymi "rycerzami" są żołnierze i naukowcy, którzy przenoszą się do krainy tych wielkich gadów. Tekst pisany jest bardzo dobrym językiem, co sprawia, że czyta się go wyśmienicie. Dodatkowo, również konstrukcja fabuły i dozowanie napięcia stoją na wysokim poziomie, umilając nam lekturę. Nie można powiedzieć, że jest to arcydzieło, ale zdecydowanie Dar… wyróżnia się na tle całego zbioru.
Księgę smoków zamyka Raport z nawiedzonego miasta Wita Szostaka. I to jak zamyka! Tekst ten, pełen symboliki i refleksji, jest perłą ozdabiającą antologię. Historia miasta, którego katedrę nawiedza smok, zamieniający wszystkich ciekawskich w kamień, posiada drugie dno. Szostak skonstruował tekst wieloznaczny, głęboki. Urzeka nie tylko malowniczy klimat włoskiej mieściny, ale także pieczołowitość kreacji świata przedstawionego, no i przede wszystkim intrygujące zakończenie. Bez tego opowiadania, moja ocena całego zbioru byłaby znacznie niższa.
W sumie, Księga smoków nie spełniła moich oczekiwań. I nie chodzi tylko o to, że jednak przydałoby się jakieś klasyczne fantasy, w starym dobrym stylu, ale przede wszystkim o kiepski dobór tekstów. Większość z nich jest zdecydowanie przeciętnych, i tak naprawdę niecała połowa zasługuje na uwagę.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Co z tego wyszło? Księga smoków.
Jaki jest smok, każdy widzi. Duży łeb, ogromniaste pazury, ogon, no i ogień. Temat nawet nie tyle stary jak fantastyka, co stary jak świat. Zdawać by się mogło, że wszystko już zostało powiedziane, jeżeli chodzi o te przerośnięte jaszczurki. Dlatego też stworzenie zbioru opowiadań, traktującego o tym symbolu literatury fantastycznej, było nie lada wyzwaniem.
Wyzwaniem, któremu – według mnie – autorzy nie podołali. Mimo wielu znanych nazwisk, a nawet "zatrudnienia" sztandarowej pisarki Fabryki – Mai Lidii Kossakowskiej, pozycja proponowana nam przez Runę wyraźnie ustępuje swoim fabrycznym konkurentom.
Na dwanaście zawartych w zbiorze opowiadań, pięć można zaklasyfikować jako posiadające humorystyczne zacięcie. Na tym polu zdecydowanie najlepiej prezentuje się Babcia Jagódka, będąca główną bohaterką Po prostu jeszcze jednego polowania na smoka Anny Brzezińskiej. Urzeka nie tylko bardzo dobrą kreacją postaci, ale także oryginalnym podejściem do "problemu" smoczych łowów, no i oczywiście przesympatycznym charakterem wspomnianej wyżej czarownicy.
Co do pozostałych czterech tekstów - raczej się na nich zawiodłem. Otwierający antologię Szczeniak Ewy Białołęckiej ma potencjał, jakim jest ciekawy świat przedstawiony, a także postać Ciapka, ale już sama fabuła przypomina zlepek śmiesznych scenek; prościej mówiąc - nie trzyma się kupy. Również Tomasz Kołodziejczak nie podołał – według mnie – zadaniu. Jego naszpikowany cynizmem i ironią Smoczy biznes stanowi lekturę przyjemną, ale nie wyróżniającą się niczym szczególnym – ot, taki klasyczny "zabijacz" czasu. Trochę lepiej zaprezentował się Marcin Mortka i jego Smok, dziewica i salwy burtowe, ale ta marynistyczna opowieść o Zaginionym Świecie także nie zaskarbiła sobie moich względów. Za plus uznałbym tylko bardzo dobrze napisane dialogi, wyraźnie podnoszące poziom opowiadania. Największe problemy, w kwestii oceny, sprawia mi jednak Śmietnikowy dziadek i Władca Wszystkich Smoków Jacka Piekary. Tekst krótki, miejscami śmieszny, no i przede wszystkim wyróżniający się oryginalnością pomysłu, ale… No właśnie. Według mnie antologia wcale by nie ucierpiała, gdyby go w niej zabrakło. W sumie stanowi tylko intrygujący przerywnik, między dziełami innych autorów.
Skoro wspomniałem już o Tomaszu Kołodziejczaku, to przejdę teraz do Zmiany Macieja Guzka. Skąd to połączenie? Otóż utrzymane w "tolkienistycznym" klimacie opowiadanie tego drugiego, będące historią działań na froncie elfy vs. ludzie (i inne rasy), aż za bardzo kojarzy mi się z Kluczem przejścia (Tempus fugit tom II), a przede wszystkim Piękną i grafem (Niech żyje Polska. Hura! tom I) tego pierwszego. No dobrze, niby fabuła zupełnie inna, a i u Kołodziejczaka elfy były po "naszej" stronie, ale sam pomysł wplecenia stworów rodem z Władcy pierścieni w wojenną scenerię innego czasu jest już identyczny. Co więcej, uważam iż pod tym względem tekst Macieja Guzka znacznie ustępuje opowiadaniom napisanym do antologii Fabryki słów. Dlatego też, mając w pamięci teksty pióra Kołodziejczaka, Zmiany wysoko ocenić nie mogę, mimo iż dla czytelników nie zaznajomionych z opowiadaniami ze zbiorów Fabryki, może wydać się ona bardzo ciekawą lekturą.
Nieszczególnie do gustu przypadł mi także Mój własny smok Michała Studniarka. Tekst, przynajmniej dla mnie, dziwny, niezbyt przejrzysty. Nie spodobał mi się sam pomysł na opowiadanie, a i finał wyjątkowo zawiódł. Zdecydowanie najsłabszy element Księgi smoków.
O dziwo, po raz pierwszy zawiodłem się na Mai Lidii Kossakowskiej. Jej nagrodzony Zajdlem Smok tańczy dla Chung Fonga nie jest opowiadaniem złym, ale też prezentuje inny poziom, od tego, do czego zdążyła już przyzwyczaić mnie pisarka. Pomysł, jak to zwykle bywa u autorki Rudej sfory, czy dwóch tomów Zakonu Krańca Świata, był bardzo dobry, podobnie zresztą jak i język. Zawiodła jednak fabuła, a w szczególności zakończenie. Nie niosło ze sobą żadnych emocji, nic. Po prostu zwykłe: "A więc to tak", zamiast jakiegoś "Och!".
Jednakże w Księdze… znalazło się także kilka tekstów godnych czytelniczej uwagi. Oprócz wspomnianego wyżej opowiadania Anny Brzezińskiej, wyróżniają się przede wszystkim Łzy smoka Iwony Surmik oraz I to minie Izabeli Szolc. Oba teksty budują wokół siebie atmosferę smutku, melancholii, ale chyba w największym stopniu refleksji. W nieznacznej mierze oparte na akcji, a w większości na dialogach i monologach opowiadania, prowadzone z perspektywy pierwszej osoby, posiadają swój urok. I chociaż jako "lepsze" wytypowałbym to drugie, oba stanowią ozdobę tegoż zbioru, rekompensując niedostatki poprzedników.
Na pochwałę zasłużyło także dwóch przedstawicieli płci brzydkiej. Pierwszy z nich, Krzysztof Piskorski opowiada historię klasycznego polowania na smoka, który stanowić ma ozdobę cesarskiego zwierzyńca. Ów władca z Daru dla cesarza to Napoleon, a dzielnymi "rycerzami" są żołnierze i naukowcy, którzy przenoszą się do krainy tych wielkich gadów. Tekst pisany jest bardzo dobrym językiem, co sprawia, że czyta się go wyśmienicie. Dodatkowo, również konstrukcja fabuły i dozowanie napięcia stoją na wysokim poziomie, umilając nam lekturę. Nie można powiedzieć, że jest to arcydzieło, ale zdecydowanie Dar… wyróżnia się na tle całego zbioru.
Księgę smoków zamyka Raport z nawiedzonego miasta Wita Szostaka. I to jak zamyka! Tekst ten, pełen symboliki i refleksji, jest perłą ozdabiającą antologię. Historia miasta, którego katedrę nawiedza smok, zamieniający wszystkich ciekawskich w kamień, posiada drugie dno. Szostak skonstruował tekst wieloznaczny, głęboki. Urzeka nie tylko malowniczy klimat włoskiej mieściny, ale także pieczołowitość kreacji świata przedstawionego, no i przede wszystkim intrygujące zakończenie. Bez tego opowiadania, moja ocena całego zbioru byłaby znacznie niższa.
W sumie, Księga smoków nie spełniła moich oczekiwań. I nie chodzi tylko o to, że jednak przydałoby się jakieś klasyczne fantasy, w starym dobrym stylu, ale przede wszystkim o kiepski dobór tekstów. Większość z nich jest zdecydowanie przeciętnych, i tak naprawdę niecała połowa zasługuje na uwagę.
Mają na liście życzeń: 5
Mają w kolekcji: 4
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Mają w kolekcji: 4
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Księga smoków
Autor: Ewa Białołęcka, Anna Brzezińska, Maja Lidia Kossakowska, Iwona Surmik, Izabela Szolc, Maciej Guzek, Tomasz Kołodziejczak, Marcin Mortka, Jacek Piekara, Krzysztof Piskorski, Michał Studniarek, Wit Szostak
Autor okładki: Anna Augustyniak
Wydawca: Runa
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 5 grudnia 2006
Liczba stron: 448
Oprawa: miękka
Format: 160×240 mm
ISBN-10: 83-89595-30-3
Cena: 34,50 zł
Autor: Ewa Białołęcka, Anna Brzezińska, Maja Lidia Kossakowska, Iwona Surmik, Izabela Szolc, Maciej Guzek, Tomasz Kołodziejczak, Marcin Mortka, Jacek Piekara, Krzysztof Piskorski, Michał Studniarek, Wit Szostak
Autor okładki: Anna Augustyniak
Wydawca: Runa
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 5 grudnia 2006
Liczba stron: 448
Oprawa: miękka
Format: 160×240 mm
ISBN-10: 83-89595-30-3
Cena: 34,50 zł
Tagi:
Księga smoków