Książek spoza list bestselerów
W działach: Fanboj i Życie, Książki | Odsłony: 177Po tym, jak w sierpniu opublikowałem notkę Książki Wygrzebane w Śmieciach jedna z moich koleżanek (Eire) poprosiła mnie, żebym napisał podobny tekst. Tym razem miałby on traktować o tytułach dobrych, ale mało znanych.
Nad tematem trochę myślałem. Doszedłem do wniosku, że napisanie takiej notki byłoby trudne, bowiem a) nie mam pojęcia co jest dobre i mało znane, a co jest dobre i znane bardzo b) dublowałaby wcześniejszy wpis. Niemniej jednak na półeczce mam całą masę książek naprawdę dobrych, napisanych przez autorów, którzy często nie są zbyt modni, a czasem sprawiają wrażenie zapomnianych lub niezauważonych.
Odświeżenie tych pozycji mogłoby być dobrym pomysłem.
T. H. White „Był sobie raz na zawsze król”

Cykl umieszczony przez Sapkowskiego na 10 miejscu jego kanonu, a przez Lina Cartera nazwany „Najlepszą powieścią fantasy wszechczasów”. Generalnie jest to retelling mitu arturiańskiego, jednak nie przypomina on modnych obecnie prób opowiedzenia go na nowo, mniej lub bardziej zgodnie z tym, jak dany autor wyobraża sobie Wieki Ciemne na Wyspach Brytyjskich, tylko dość wierną próbę jego beletryzacji...
Nie jestem do końca pewien, czy cykl ten należy zaliczać do literatury fantasy, czy raczej do baśni. Powiedziałbym, że atmosferą przypomina raczej te ostatnie. Podobnie jak baśń korzysta z archetypów i stereotypów, by przekazać głębsze prawdy o ludzkiej psychice. Mimo pozornej bajkowości wydźwięk powieści jest dość ponury. Wszystko, co stworzył Artur rozpada się jak domek z kart, gdy jego dobre chęci zostają wykorzystane przez jego wrogów. Kończy się też epoka rycerstwa. Jednak zakończenie nie jest nihilistyczne.
T. H. White ma jednak dość ponure spojrzenie na ludzi, wyraźnie jest przeciwnikiem militaryzmu oraz zna legendę arturiańską, jak mało kto.
Mike Resnick „Na tropach jednorożca”
Krzyżówka naprawdę groteskowego fantasy humorystycznego z „Alicją w krainie czarów” i powieścią detektywistyczną w Chendlerowskim stylu. Bohater, całkiem kompetentny, ale nie cieszący się zbytnim wzięciem detektyw znajduje się w życiowej kropce. Jego sytuacja jest tak żałosna, że pozostaje mu tylko zapić się na śmierć. Gdzieś w połowie tego procesu w jego biurze zjawia się elf, który wciąga go do chaotycznego świata czarów. Detektyw, wciąż na ciężkim rauszu musi zmierzyć się z zagadką kryminalną, od której zależą losy dwóch światów!
Generalnie powieść stanowi po pierwsze świetną komedię, jaka zawstydziłaby nawet Terrego Pratcheta. Po drugie: jest świetnie zaplanowaną i przemyślaną groteską sytuacyjną i zabawą ze stereotypami. Mimo, że wyraźnie uważana jest za jedną z lepszych książek Resnicka, a sam autor jest bardzo znanym i cenionym zarówno przez czytelników jak i krytyków (36 nominacji do Nebuli, chyba absolutny rekord...) przeszła prawie bez echa. Powodem są chyba polskie wydania. Pierwszego dokonały Iskry i stanowiło ono prawdziwego białego kruka. Drugie: Fabryka Słów (w tym samym przekładzie), która jak wiadomo nie słynie z najlepszych książek.
Peter S. Beagle „Pieśń Oberżysty”
Istnieje też drugie (gorsze) tłumaczenie zatytuowane „Pieśń Karczmarza”. Peter S. Beagle ceniony jest bardziej za inne książki np. Ostatniego Jednorożca. Ja jednak lubię najbardziej właśnie Pieśń. Książkę trudno jest opowiedzieć, charakteryzuje ją delikatna, baśniowo-oniryczna atmosfera bardzo dobrze współgrająca z poetyckim, wyszukanym stylem i słownictwem autora. Próżno szukać tu wybuchów i wartkiej akcji, a mniej wyrafinowanym czytelnikom przeszkadzać może pierwszoosobowa narracja rozbita między kilku narratorów. Mimo to warto zapoznać się z tą pozycją, bo jest to zwyczajnie dobra literatura.
Jack Vance „Umierająca Ziemia”
Szczerze mówiąc nie jestem przesadnym fanem Jack'a Vance. Ma ciężki styl, przez który trudno się przebić. Mimo to jednak lekturę polecam. Po pierwsze: nihilistyczna atmosfera... w zasadzie nawet nie upadku, tylko dekadencji. Od momentu pojawienia się człowieka minęły miliony lat. Ludzkość wspięła się na szczyty naukowego geniuszu i zapomniała swe osiągnięcia. Sięgnęła po czarnoksięstwo i je również zapomniała. Dziś świat jest stary, a jeszcze starsze jest ogrzewające go słońce. Każdy jego wschód może być ostatnim... Ludność tonie w apatii i bezczynności, wszelkie normy moralne, podobnie jak wszelkie dążenia tracą sens, a świat pomału umiera ze starości...
Po drugie: książkę warto przeczytać, jeśli jest się DeDekowcem lub przynajmniej zna ten system. Po lekturze widać bowiem, co stanowiło inspirację do tej gry i dlaczego w wielu miejscach wygląda ona tak, jak wygląda oraz skąd wzięły się niektóre pomysły (np. system magii, prezentacja świata, ponoć klasa Złodzieja / Łotrzyka oparta na Cugelu Sprytnym).
Guy Gavriel Kay, tak zwany „Cykl Pseudohistoryczny”
Guy Gavriel Kay, znany między innymi z (raczej słabego) Gobelinu Fionnowarskiego napisał tez serię książek pseudohistorycznych. Jedne z nich są lepsze, drugie gorsze, wszystkie przewyższają jednak Fionnowar pod każdym względem. Jak wspominałem ich poziom jest raczej nierówny. O ile moim zdaniem Tigana i Pieśń dla Arbonne są bardzo przekombinowane i tracą znacznie na nadmiarze ozdobników, tak pozycje, których akcja toczy się w realiach Sarancjum są dużo wyrazistsze.
Niezależnie od tego należy Kayowi przyznać, że posiada wielki talent do chwytania klimatu epoki, nie ważne, czy pisze o Wyspach Brytyjskich z okresu najazdów wikingów, średniowiecznej Hiszpanii El Cyda czy podupadającym Bizancjum.
Ewa Białołęcka „Tkacz Iluzji”
Mówię tu o starej wersji, wydanej przez Super Nową. Potem autorka napisała powieść od nowa, ponoć z powodów prawnych. „Naznaczonych Błękitem” jednak nie czytałem, więc uczciwość nie pozwala mi ich polecać.
Głuchoniemy Kamyk posiada bardzo silny talent magiczny do tkania iluzji, który sprawia, że zostaje przyjęty do Gildii Magów zwanej Kręgiem. Tak naprawdę jednak wyjątkowość Kamyka nie polega na jego darze, ale na sposobie, w jaki wydawałoby się wyobcowany i kaleki chłopak radzi sobie z życiem, własnymi słabościami i jak zdobywa przyjaciół.
Powieść doczekała się kontynuacji, które jednak nie zostały zakończone. Czas Złych Baśni widnieje w zapowiedziach od kilku lat i podejrzewam, że tam już zostanie. Niemniej jednak obawiam się, że dalszych części może nie opłacać się czytać. Tym bardziej, że w fabule doszło już do boskiego objawianie, a to zawsze oznacza tragedię.
Sharon Shinn „Żona Zmiennokształtnego”
Taka maleńka książeczka, która była gdzieśtam najlepszym debiutem któregośtam roku. Generalnie jest to coś pomiędzy baśnią fantasy, a romansem. Nastrojowe, fajne do czytania, polegające głównie na relacjach, jakie zachodzą między kilkoma, może niekoniecznie ludźmi. Polecam tym bardziej, że można to dostać za naprawdę niewielkie pieniądze w różnych antykwariatach i na Allegro.
Niestety nie ma róży bez kolców. W tym przypadku jest to zakończenie, które autorka musiała zepsuć zaraz po tym, jak udało jej się nie skończyć książki happy endem.
Philip Jose Farmer „Gdzie wasze ciała porzucone”
XIX wieczny podróżnik i odkrywca Richard Burton budzi się nad brzegami tajemniczej Rzeki. Wszystko wskazuje na to, że jest martwy i znajduje się w zaświatach. Nigdzie nie widać jednak śladu jego ukochanej żony, więc wraz z grupą innych nieboszczyków rusza na jej poszukiwanie.
Wbrew pozorom nie jest to powieść o zaświatach, a raczej czyste science fiction porywające głównie wizją oraz jej oryginalnością. Ze stylem literackim jest trochę gorzej, ale mimo wszystko nieźle. Książka, gdy ją pierwszy raz czytałem wywarła na mnie gigantyczne wrażenie. Niestety nie jestem pewien, czy warto czytać dalsze części, z każdym bowiem kolejnym tomem Świat Rzeki traci na wyrazistości i rozpływa się w przegadaniu.
David Gemmel „Cykl Drenajów”
David Gemmel znany jest jako mistrz literatury heroic fantasy. Sztandarową pozycją w jego dorobku jest natomiast Cykl Drenajów. Należące do niego książki łączy jednak wyłącznie uniwersum. Głównym motywem twórczości autora są natomiast zmagania ze śmiercią i szeroko pojęte bohaterstwo.
Proza Gemmell-a jest twarda, brutalna i krwawa, jednak, co było dla mnie odświeżające po latach czytania powieści o emo oraz różnych, nichilistyczno - mrocznych gryzmołów nie skupia się on na wszechobecnym upadku. Mimo otaczającej bohaterów śmierci i zniszczenia Gemmel pozwala sobie na podniosłość, pokazując przezwyciężanie trudności oraz ostateczne zwycięstwo, nierzadko okupione bardzo wysoką ceną garstki herosów nad wielokroć liczniejszym wrogiem.
John Morressy „Kedrigern”
Na zakończenie coś zupełnie lekkiego, czyli komediowe fantasy. Od twórczości Terrego Pratchetta różni się mniejszym stopniem pesymizmu i społecznych przemyśleń oraz bardziej bajkowym, pogodnym charakterem. Książek z tego cyklu raczej nie da się nazwać trudnymi. Wprost przeciwnie, posiadają dość proste, jednotorowe fabuły, jednak stanowią też sympatyczną odmianę po cięższych lekturach.