Krzyżacki konwent
W działach: literatura/promocja. | Odsłony: 277Od małego mieszkam w Szczecinie, ale urodziłem się w Szczytnie – siedzibie Krzyżaków. Pamiętam, że zawsze, kiedy zwiedzaliśmy z rodzicami rejony Mazur, padał przymiotnik „krzyżacki”. Krzyżackie były lody, wycieczki, zabytki, schabowe u babci i ogólnie wszystko co fajne i dobre. Wzięło się to chyba stąd, że co by nie mówić o Krzyżakach, budowali solidne zamki, które przetrwały przez wieki, aby działać na wyobraźnię małego chłopca, co rodzice pomysłowo wykorzystali, rozciągając krzyżacki przymiotnik na inne elementy rzeczywistości. Stąd, pomimo że już później z lekcji historii dowiedziałem się o negatywnej konotacji tego słowa, „krzyżackość” na zawsze pozostanie w mojej świadomości synonimem czegoś solidnego i czegoś ekstra. Dlaczego o tym piszę? A no dlatego, że pozwoli mi to lepiej ocenić moją ostatnią książkową wyprawę, o której przeczytacie tutaj.
Pozdrowienia dla WeKTa i Planetourista :)