» Blog » Kryzys płci - czyli bardzo subiektywna interpretacja Blade Runnera 2049
10-11-2017 13:50

Kryzys płci - czyli bardzo subiektywna interpretacja Blade Runnera 2049

W działach: film | Odsłony: 223

Witam po długiej przerwie. I nie tracąc czasu przechodzę do rzeczy - o czym wg mnie opowiada nam najnowszy film Denisa Villeneuve'a:

Od czego by tu zacząć... może od ostrzeżenia dla tych, którzy filmu jeszcze nie widzieli – lojalnie uprzedzam, będą spoilery.

 

            Problem z cyberpunkiem polega na tym, że go prześcignęliśmy. 2017 rok... wg twórców Terminatora niedobitki spośród nas toczyłyby aktualnie partyzancką wojnę z mechanicznymi sługusami Skynetu. "Nasz" Internet wydaje się znacznie przystępniejszy niż sieć, po której porusza się Johnny Mnemonik. Wkrótce po ulicach będą jeździły napędzane hybrydowo samochody bez kierowców, już teraz nad nami krążą drony a Google pozwala na wirtualny spacer praktycznie po każdym większym mieście na świecie. To dlatego moim zdaniem pierwszy Blade Runner cokolwiek się już zestarzał – jego wypełnione tłumem kolorowych indywidualności ulice i latające samochody rodem z Jetsonów nie są zbyt przekonujące. Nadal jednak jako widz jestem pod wrażeniem przesłania – ludzki wytwór, android, wznosi się ponad samego siebie, ponad pragnienie zemsty i ratuje życie swojemu antagoniście. Jako pierwszy przerywa spiralę przemocy i staje się bardziej ludzki niż jego stwórca – człowiek. I to raczej na tej refleksyjnej warstwie skupię się, interpretując drugą część, która, nie ukrywam, wywarła na mnie ogromne wrażenie.

 

            Dlaczego moim zdaniem ten film opowiada o kryzysie męskości i kobiecości? Żeby to zobrazować pójdę tropem nie fabuły (która swoją drogą jest przemyślana i wyważona – o co bardzo trudno w dzisiejszych superprodukcjach, w przypadku których nie wiem co jest głośniejsze – zgrzytanie związku przyczynowo-skutkowego czy moich zębów...) a tropem postaci.

 

Deckard (Harrison Ford) – w 2049 nie jest głównym bohaterem, ale odgrywa bardzo ważną rolę. Samotny, zaszył się w jakimś opuszczonym hotelu w Las Vegas, gdzie wraz ze swoim psem upija się whiskey. Z dialogów wynika, że poświęcił bardzo wiele dla ochrony swojego dziecka – właściwie pogodził się faktem, że nigdy nie pozna pociechy, ponieważ mógłby w ten sposób naprowadzić na jej trop wszelkiej maści niebezpieczne organizacje.

Deckard bardzo szybko skojarzył mi się z dzisiejszym ojcem-rozwodnikiem. Mężczyzna po sześćdziesiątce – ma za sobą sukcesy zawodowe, pieniędzy mu nie brakuje (mieszka w przestronnym hotelu, pije drogie trunki) i jest straszliwie samotny. Z jednej strony w tym wieku trudno wejść mu w nowy związek – zresztą może nawet tego nie chce? Ma swoje przyzwyczajenia, jest zgorzkniały a w kontakcie z obcymi reaguje agresją (do tej agresji wrócę przy okazji omawiania głównego bohatera, co zostawiam sobie na sam koniec). Z drugiej strony boli go brak kontaktu z własnym dzieckiem. Powinienem w tym miejscu pewnie rzucić statystykami, ale czy nie jest tak, że w znakomitej większości przypadków sąd przyznaje opiekę nad dziećmi matce? A przecież odgrywana przez Hallisona postać, pomimo całego zgorzknienia, kocha swoje dziecko – to oczywiste – zrobi wszystko co w jego mocy, aby je chronić. Co pozostaje w sytuacji, w której nie można mieć przy sobie najbardziej ukochanej osoby? Upijanie się whiskey... Czy tylko ja mogę wskazać takich mężczyzn w swoim najbliższym otoczeniu?

Pozostała część tekstu na mojej stronie.

0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę

Komentarze


Exar
   
Ocena:
+1

Harrison  czy Hallison? (sorki za czepianie się o szczegóły, ale to jeden z moich ulubionych aktorów).

Do tego masz straszne tło u siebie na stronie, nie bardzo da się to czytać.

A ogólnie ciekawa myśl, nigdy bym tego tak nie rozkminiał :).

10-11-2017 14:53
Paweł Jakubowski
   
Ocena:
0

Dzięki za uwagi. Błąd w nazwisku poprawię możliwie szybko (zwłaszcza, że i mój ulubiony aktor). Jeśli chodzi o tło na stronie - kiedyś poprawię... :)

10-11-2017 18:47

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.