Kryształowy Relikt - R. A. Salvatore
Drizzta Do'Urdena, mrocznego elfa-renegata, zna każdy szanujący się fan opowieści ze świata Forgotten Realms. Nie przeczytanie przynajmniej jednej książki z jego udziałem można uznać za uchybienie. Cóż, ja w mojej długoletniej karierze czytelnika nigdy nie odczuwałem większej potrzeby zapoznania się z przygodami drowa. Słyszałem różne sprzeczne opinie na temat cyklu - jednak dalej pozostawałem tym, który powieściami pana Salvatore się nie skalał. Jednak ostatnimi czasy naprawiłem ten błąd poprzez przeczytanie Kryształowego Reliktu, czyli I tomu Trylogii Lodowego Wichru, a zarazem IV księgi cyklu zwanego Legendą Drizzta. I był to wybór, jak się okazało, całkiem trafny
Na początek jestem Wam winien wyjaśnienia. Dlaczego zabrałem się za którąś z kolei część przygód drowa, a nie zacząłem od księgi I? Cóż, powody są dwa. Po pierwsze, znałem już fabułę poprzednich tomów i historia ucieczki Drizzta z Pomroku nie była mi wcale obca. Po drugie, akcja Kryształowego Reliktu rozgrywa się w Dolinie Lodowego Wichru - jednym z moich ulubionych regionów Faerûnu. Wybrałem tak, a nie inaczej, ponieważ kierowałem się chęcią poczytania o tym właśnie miejscu - fakt obsadzenia Drizzta w roli głównego bohatera był sprawą drugorzędną. Słowo się rzekło i zabrałem się za książkę, nie przeczę, z wielką ciekawością, wzmocnioną dodatkowo przez śliczną okładkę autorstwa Todda Lockwooda. Jak się okazało, wnętrze książki również nie pozostawiało wiele do życzenia - wspaniale zredagowane i stylizowane strony stanowią prawdziwą wizualną ucztę. A to zaliczam in plus.
Fabuła książki nie jest zbyt wymyślna - ot, początkujący i żądny władzy mag zdobywa tajemniczy artefakt noszący miano Crenshinibona. Z jego pomocą czarodziej zbiera potężną armię, by dzięki niej zdobyć dziesięć miast Doliny Lodowego Wichru i podporządkować sobie ich mieszkańców. Na jego drodze staje jednak grupka awanturników - Drizzt Do'Urden, jego krasnoludzki przyjaciel Bruenor Battlehammer, młody barbarzyńca Wulfgar i niziołek Regis, właściciel pewnego dziwnego kamienia. Wiedzą oni, że jeżeli zawiodą, miasta dekapolis upadną. Właśnie dzięki tym postaciom książkę czyta się przyzwoicie. Pierwsze skrzypce grają tutaj Drizzt i Wulfgar - dwójka przyjaciół, mistrz i uczeń. Mroczny elf, którego wielu czytelników uznaje za pozbawioną uczuć maszynę do zabijania, okazuje się ciekawą personą. Jego wahania, rozterki i przemyślenia są przedstawione dość naturalnie, czyniąc go postacią barwną. Barbarzyńca niewiele mu ustępuje pod tym względem. Ciekawie zapowiadał się również główny czarny charakter powieści. Młody mag, który został wykorzystany przez współtowarzyszy i porzucony na zimowym pustkowiu, ma wszelkie powody do zemsty i wzbudza na początku litość. Niestety, szybko zostaje sprowadzony do poziomu standardowego głupiego i egoistycznego adwersarza. A szkoda.
Postacie postaciami, lecz nie oszukujmy się, głównym aspektem, na którym skupia się autor, są walki, bitwy, pojedynki. Tu R. A. Salvatore sobie pofolgował, czasem aż za bardzo. Mniejsze starcia przypominają te z azjatyckich filmów akcji - są dość nierealistyczne, a opisane w sposób nazbyt spektakularny. Ma to jednak swój urok i nie przeszkadza za bardzo w lekturze. Gorzej ma się rzecz z większymi bitwami. Autor opisuje je mętnie i chaotycznie, ciężko się połapać, co dokładnie się dzieje. Męczące jest też natężenie potyczek - postacie co i rusz ścierają się z coraz to nowszymi przeciwnikami, aż dziw bierze, że nie potrzebują odpoczynku. Tak, zdaję sobie sprawę, że jest to jedna z cech gatunku, ale po pewnym czasie czytelnik ma zwyczajnie dosyć.
Poza tym autor posługuje się czasem dziwnymi sformułowaniami, które raz są niejasne, a raz po prostu śmieszne. Rozbawił mnie szczególnie opis jęku, jaki wydał z siebie Główny Zły podczas rzucania potężnego czaru. Ci, którzy czytali książkę pewnie wiedzą, o co mi chodzi. Zakończenie pierwszego tomu rozczarowuje. Wydaje się odrobinę naciągane i napisane naprędce, jak gdyby autor szybko chciał przejść do pisania następnej części. Jedyne, co jest w nim zadowalające, to umiejętne wprowadzenie nowej postaci, która daje dość dobre rokowania na następny tom.
Korekta spisała się całkiem nieźle, tak samo jak tłumacz. Co prawda wyłapałem kilka literówek, ale nic ponadto. Tłumaczenie zaś wydaje się wierne oryginałowi, pozbawione zbędnych zabaw językowych i dziwnych neologizmów.
Kryształowy Relikt jest książka nierówną. Napisany jest poprawnie, ale autor popełnił parę "głupotek". Bohaterowie są ciekawi, lecz ulegają spłyceniu poprzez zbytnią częstotliwość opisów walk z ich udziałem. Niemniej, książkę czyta się lekko, łatwo i przyjemnie. Jedna rzecz przekonała mnie, by dać powieści ocenę o oczko wyższą. Miejsce, w którym osadzona została akcja. Gdyby nie mroźne wiatry i zamiecie Doliny Lodowego Wichru, mielibyśmy do czynienia z kolejną, niezbyt oryginalną opowiastką ze świata Zapomnianych Krain.
Mają w kolekcji: 8
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Cykl: Legenda Drizzta
Tom: 4
Autor: R. A. Salvatore
Tłumaczenie: Monika Klonowska
Wydawca: ISA
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: maj 2006
Liczba stron: 352
Oprawa: miękka
Format: 115 x 175 mm
Seria wydawnicza: Forgotten Realms
ISBN-10: 83-7418-103-6
Cena: 24,00 zł