Krypta
Co tu dużo mówić - w konia daliśmy się zrobić, Panowie, w konia. Twórcy zabawili się nieźle naszym kosztem, robiąc nam kawał. Ale kto tak naprawdę jest winien? Oni, że sobie kosmiczne jaja z nas zrobili, czy my, że na owe jaja pozwoliliśmy?
Ale od początku. Kryptę zaczęto reklamować w połowie wakacji jako "film, który znajdzie się w czołówce światowych produkcji fanowskich". Premierę zapowiedziano na Polcon, który miał się odbyć miesiąc później. Przez kolejne tygodnie widzowie, oczekujący "pierwszego dobrego, polskiego fanfilmu", byli raczeni doskonałymi w każdym calu fotosami i trailerami a na Holonecie twórcy podgrzewali atmosferę przedstawiając nadchodzący film w samych superlatywach. Wreszcie uległa im nawet redakcja ICO, organizując specjalny czat. Atmosfera była gorąca do czerwoności a widzowie spragnieni. W końcu nadeszła premiera i... I co? I Prima Aprilis.
No, może nie do końca, bo nie prima tylko dwudziesty siódmy i nie aprilis tylko sierpień. Jednak idea ta sama. Jak już napisałem - zrobili nas w konia (może nawet w osła) i to wcale nie jakąś wymyślną metodą. Owszem, był to podstęp, ale jeśli ktokolwiek by się zastanowił choć chwilę nad zapowiedziami twórców poczułby, że coś pachnie inaczej niż powinno. Jacy filmowcy zaczynają kampanię reklamową na miesiąc przed premierą wyskakując, nie wiadomo skąd, z gotowym filmem? Jacy twórcy zaczynają promocję od stwierdzenia, iż z miejsca zajmie miejsce w światowej czołówce?
Ciołki jesteśmy, moi drodzy, ciołki. A teraz możemy się z naszego "ciołkizmu" pośmiać. Smutne jest tylko to, że teraz na jaw wychodzi prostota niektórych jednostek, które najwyraźniej pojęcia żartu (nawet, jeśli nieudanego) nie rozumieją. Pośmiali się z nas - tak. Jednak czy to powód do złości? Krzywda nikomu się nie stała. Chyba, że za krzywdę uznamy to, że ktoś nie może się pogodzić z faktem, że jest ciołkiem, który dał się wrobić w żart. Autorzy mogliby teraz zacząć sprzedawać koszulki z napisem "Dałem się nabrać na Kryptę".
Co z samym filmem, pytacie? Nic specjalnego tu nie mamy. Tak jak zwiastuny pokazywały idealny fanfilm (a raczej jego wyobrażenie), tak sam film pokazuje jak wygląda fanfilm beznadziejny. W sumie nie jest to nawet fanfilm Star Wars, a fanfilm fanfilmów. (Chociaż, gdyby się uprzeć, SW uznać można za fanfilm jednego z obrazów Kurosawy. Ciekawe czyim fanem był Kurosawa?) Powtórzono tu wszystkie błędy i schematy takich produkcji - od długich i nieciekawych napisów początkowych, poprzez błąkających się w tle osobników aż po obowiązkowy pojedynek Jedi vs Sith na lokalnym łonie przyrody.
A i we wspominanej promocji możemy się doszukać powtórki z szału poprzedzającego premierę E13 (chociaż to już tylko przypadek). Film nie jest specjalnie śmieszny, choć zabawniejszy od innej parodii fanfilmów – Two Ness. Jednak, kogo na dłuższą metę mają śmieszyć robione jak najnieudolniej kostiumy czy tekturowa scenografia - to wszystko mieliśmy w The Super Elektrolux Warriors. Krypta nie pokazuje nic nowego, tracąc dodatkowo specyficzny klimat "radosnej głupoty". Jak już pisałem - śmiać się mamy przede wszystkim z siebie.
A może to wcale nie był żaden żart? Może ten film nie miał mieć nic wspólnego ze Star Wars? Może to tak naprawdę film fanów PAJaców i Alderaanu? Ale te wątpliwości rozwiać mogą tylko autorzy.
Ocena: 2 za film + 4 za zrobienie mnie w konia = 6/6
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Ale od początku. Kryptę zaczęto reklamować w połowie wakacji jako "film, który znajdzie się w czołówce światowych produkcji fanowskich". Premierę zapowiedziano na Polcon, który miał się odbyć miesiąc później. Przez kolejne tygodnie widzowie, oczekujący "pierwszego dobrego, polskiego fanfilmu", byli raczeni doskonałymi w każdym calu fotosami i trailerami a na Holonecie twórcy podgrzewali atmosferę przedstawiając nadchodzący film w samych superlatywach. Wreszcie uległa im nawet redakcja ICO, organizując specjalny czat. Atmosfera była gorąca do czerwoności a widzowie spragnieni. W końcu nadeszła premiera i... I co? I Prima Aprilis.
No, może nie do końca, bo nie prima tylko dwudziesty siódmy i nie aprilis tylko sierpień. Jednak idea ta sama. Jak już napisałem - zrobili nas w konia (może nawet w osła) i to wcale nie jakąś wymyślną metodą. Owszem, był to podstęp, ale jeśli ktokolwiek by się zastanowił choć chwilę nad zapowiedziami twórców poczułby, że coś pachnie inaczej niż powinno. Jacy filmowcy zaczynają kampanię reklamową na miesiąc przed premierą wyskakując, nie wiadomo skąd, z gotowym filmem? Jacy twórcy zaczynają promocję od stwierdzenia, iż z miejsca zajmie miejsce w światowej czołówce?
Ciołki jesteśmy, moi drodzy, ciołki. A teraz możemy się z naszego "ciołkizmu" pośmiać. Smutne jest tylko to, że teraz na jaw wychodzi prostota niektórych jednostek, które najwyraźniej pojęcia żartu (nawet, jeśli nieudanego) nie rozumieją. Pośmiali się z nas - tak. Jednak czy to powód do złości? Krzywda nikomu się nie stała. Chyba, że za krzywdę uznamy to, że ktoś nie może się pogodzić z faktem, że jest ciołkiem, który dał się wrobić w żart. Autorzy mogliby teraz zacząć sprzedawać koszulki z napisem "Dałem się nabrać na Kryptę".
Co z samym filmem, pytacie? Nic specjalnego tu nie mamy. Tak jak zwiastuny pokazywały idealny fanfilm (a raczej jego wyobrażenie), tak sam film pokazuje jak wygląda fanfilm beznadziejny. W sumie nie jest to nawet fanfilm Star Wars, a fanfilm fanfilmów. (Chociaż, gdyby się uprzeć, SW uznać można za fanfilm jednego z obrazów Kurosawy. Ciekawe czyim fanem był Kurosawa?) Powtórzono tu wszystkie błędy i schematy takich produkcji - od długich i nieciekawych napisów początkowych, poprzez błąkających się w tle osobników aż po obowiązkowy pojedynek Jedi vs Sith na lokalnym łonie przyrody.
A i we wspominanej promocji możemy się doszukać powtórki z szału poprzedzającego premierę E13 (chociaż to już tylko przypadek). Film nie jest specjalnie śmieszny, choć zabawniejszy od innej parodii fanfilmów – Two Ness. Jednak, kogo na dłuższą metę mają śmieszyć robione jak najnieudolniej kostiumy czy tekturowa scenografia - to wszystko mieliśmy w The Super Elektrolux Warriors. Krypta nie pokazuje nic nowego, tracąc dodatkowo specyficzny klimat "radosnej głupoty". Jak już pisałem - śmiać się mamy przede wszystkim z siebie.
A może to wcale nie był żaden żart? Może ten film nie miał mieć nic wspólnego ze Star Wars? Może to tak naprawdę film fanów PAJaców i Alderaanu? Ale te wątpliwości rozwiać mogą tylko autorzy.
Ocena: 2 za film + 4 za zrobienie mnie w konia = 6/6
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Krypta
Kraj produkcji: Polska
Rok produkcji: 2005
Data premiery: sierpień 2005
Strona internetowa: www.darksidefilms.prv.pl/
Kraj produkcji: Polska
Rok produkcji: 2005
Data premiery: sierpień 2005
Strona internetowa: www.darksidefilms.prv.pl/
Tagi:
Krypta | Star Wars FanFilm