Kryminały nowe i stare

Autor: Staszek 'Scobin' Krawczyk

Kryminały nowe i stare
Pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji (str. 167), przekonujących rysów psychologicznych (str. 61), wyrazistych postaci (str. 1), znakomitych obserwacji socjologicznych (str. 95), wstrząsających scen erotycznych (str. 146), całkowicie nieprzewidywalna (str. 181), trzymająca w napięciu (str. 103 i następne) powieść Marcina Świetlickiego Dwanaście.

- Dwanaście, ostatnia strona okładki


Jak pokazują badania czytelnictwa, kryminał jest w Polsce jednym z najchętniej czytanych gatunków literackich. Ogromnej popularności gatunku towarzyszy wysoki stopień skonwencjonalizowania. Główny bohater odsłaniający ukryte w świecie zło; miasto jako podstawowe miejsce akcji; antagoniści, którzy mogą przewyższać bohatera siłami i środkami, ale ustępują mu pod względem wrażliwości moralnej.

Konwencja kryminalna sięga jednak znacznie dalej, określając najgłębszy rdzeń świata przedstawionego. Otóż jest on chaotyczny wyłącznie na powierzchni, a w istocie ma charakter uporządkowany. Nawet kiedy u Chandlera czy Larssona zbrodnia i zepsucie wydają się przeżerać całą tkankę świata (inaczej niż w klasycznym, "angielskim" kryminale), w dalszym ciągu wszystko może doczekać się wyjaśnienia. Nawet jeżeli morderca nie zostanie ukarany, to i tak dowiemy się pod koniec utworu, kim był i dlaczego zabijał. Zło i chaos składają hołd logice.

Może dlatego kryminał dość rzadko wchodzi w mariaż z horrorem. Rzecz nie tkwi w tym, iż ten drugi zawiera w sobie aspekt nadnaturalny – wszak to, co niemożliwe, również może tworzyć spójne całości (wystarczy przywołać obsesyjną koherencję niejednego świata fantasy, o uniwersach niektórych gier fabularnych nie wspominając). Kryminały fantastyczne nie są zjawiskiem niespotykanym: za przykład niech posłużą powieści Glena Cooka o detektywie Garetcie albo cykl Jima Butchera o Harrym Dresdenie. Nie, sama obecność fantastyki nie neguje kryminału. Istota sprawy polega na tym, że horror jest rękawicą ciśniętą w twarz racjonalnemu porządkowi rzeczywistości; jeżeli groza ma pozostać grozą, nigdy nie może zostać w pełni wyjaśniona. Konwencja kryminalna natomiast wyjaśnienie takie zakłada.

Wspomnianemu wewnętrznemu ładowi zawdzięczają kryminały niemałą część swojej popularności. Odpowiadają na jedną z głębokich potrzeb człowieka nowoczesnego, na oświeceniowe pragnienie życia w świecie odczarowanym – to znaczy takim, który jest racjonalny, który poddaje się rozumowemu wyjaśnieniu. Kryminał taką rzeczywistość daje.

Pragnień współczesnych ludzi nie wyczerpuje jednak potrzeba ładu. Żyjemy nie tylko w uniwersum oświecenia, lecz także w świecie ponownie zaczarowanym. Zeświecczeniu towarzyszy desekularyzacja, Dawkinsowi – Däniken, a respektowi dla osiągnięć nauki – fascynacja mistycyzmem. W polskiej literaturze światy zaczarowane tworzy np. Wit Szostak, w zagranicznej chociażby Ursula Le Guin. Tendencja taka uwidacznia się dzisiaj również w tych kryminałach, które przybliżają się do horroru. Nie są one bardzo liczne, niemniej jednak stanowią ciekawe przekształcenie konwencji kryminalnej. Być może zresztą ich autorów nie należałoby stawiać w opozycji do Chandlera, tylko uznać za następców jego prozy – za twórców, którzy podjęli temat rozkładu uporządkowanej rzeczywistości i posunęli go dalej?


Jeszcze bardziej radykalnym zjawiskiem literackim jest planowa dekonstrukcja gatunku kryminalnego. Rozpoczęła się ona wcześnie – na polskim gruncie być może pierwszy dokonał jej Stanisław Lem w Śledztwie, opublikowanym już w 1959 roku. Myślę, że można tutaj użyć nazwy, którą posłużył się Jacek Dukaj w odniesieniu do Gniazda światów Marka Huberatha: "kryminał ontologiczny". Śledztwo pokazuje, jak bardzo konwencja kryminalna oddala się czasem od rzeczywistości. Świat w utworze Lema jest chaotyczny, przez co wymyka się zarówno tym próbom rozumowego uporządkowania, które podejmuje detektyw wewnątrzpowieściowy, jak i wysiłkom śledczego zewnętrznego – czytelnika.

W inny sposób postępuje Marcin Świetlicki w niedawnej (2006 rok) powieści Dwanaście, będącej środkowym tomem trylogii. Tutaj wszystkie wydarzenia, choćby miały się wydawać niewiarygodne, odnajdują w końcu wytłumaczenie. Równocześnie jednak trudno mieć wątpliwości (nawet jeżeli nie czytaliśmy opisu na okładce), że Świetlicki bawi się konwencją kryminalną, a nie po prostu pisze kryminał. Książka zaczyna się zdaniem: "Prawdziwy bohater powinien być samotny", wypowiedzianym w dodatku przez kobietę, która postanowiła odejść od protagonisty. Zaraz potem bohatera (o ile można użyć tego słowa) opuszcza także ulubiony pies, przez co stężenie konwencji w powieści zaczyna urastać do absurdalnych rozmiarów.

I tak zostanie już do końca. Świetlicki będzie się naśmiewał ze stereotypowych postaci (właściciela knajpy, osiłka, kobiety fatalnej i innych), nadając im imiona i nazwy, których nie sposób traktować poważnie: "Mango Głowacki", "Barmanka Basia", "Marzena Małgorzata Malinowska"; porucznika policji pisarz nazwie po prostu Porucznikiem. Wyszydzony zostanie także główny bohater, stylizowany na detektywa z ciemną przeszłością, a rozpoznawany jako aktor ze starego serialu detektywistycznego dla młodzieży, emitowanego na początku lat siedemdziesiątych. Cała fabuła będzie wyraźnie pretekstowa. Przykłady można by mnożyć.

Demontaż konwencji kryminalnej nie musi stanowić jedynego ani nawet podstawowego celu utworu. Dla Lema stał się narzędziem refleksji epistemologicznej, Świetlickiemu posłużył jako źródło fabuły dla powieści, w której można znaleźć niemało krytyki obyczajowej (dla Wojciecha Orlińskiego cała trylogia o mistrzu stanowi "alegorię wzlotu i upadku idei IV RP"). Dobre utwory zresztą rzadko mają jednoznaczną wymowę. Mimo to warto czytać takie powieści, jak Śledztwo oraz Dwanaście, aby zobaczyć z zewnątrz tradycyjną konwencję kryminału; aby rozpoznać jej schematy i ograniczenia.

Kto chce dobrze zrozumieć konwencję kryminału, niech czyta także nowsze teksty, dla których podstawą jest ten gatunek.

Dziękuję Bartkowi 'baczkowi' Łopatce i Mateuszowi 'Moteuchiemu' Dąbrowskiemu za pomoc w pracy nad tekstem.