» Blog » Kroniki bitwy o Kayashyk
24-05-2008 17:43

Kroniki bitwy o Kayashyk

W działach: Bitewnie | Odsłony: 1

Niebo się przejaśniło i słońce prześwietlało przez poorane ruiny północnego obozu, z którego po przemarszu legionu pozostały tylko walące się gruzy. Bitwa przygasła wszyscy odnieśli dotkliwe straty. Złapany w szczypce przez Legion i Imperial, Bauhaus musiał się cofać, jednak przegrupował się i uderzył, silne wsparcie artylerii przełamało atak legionu i grupa uderzeniowa przebiła się głęboko na tyły legionu. Gdzie w ruinach stacjonowali nefaryci. Innymi słowy część pierwsza kronik z naszego miejscowego zmagania warzonowego.

 

- Taka okazja się nie powtórzy! - wykrzyczał marszałek Neumayer ściągając wodze swojego wierzchowca, podnosząc swój dragon kampfkanone do góry. - To nasze pole chwały! Tutaj udowodnimy że jesteśmy prawdziwie godni nosić insygnia naszych rodów, że możemy walczyć i ginąć jak bohaterowie! To tutaj pokażemy tym zdechlakom z Legionu gdzie ich miejsce! Niech kardynał nas prowadzi! - Odpowiedział mu chór głosów zwycięstwa. - Sierżancie Borus weź swoją drużynę, idź lewą flanką i zrób rozpoznanie. - Sierżant skinął i ruszył skulony a za nim jego drużyna.

- Czy było to potrzebne... - głos z tyłu silnie zmodyfikowany systemem podtrzymującym funkcje życiowe brzmiał straszliwie chłodno.

- Co przez to rozumiesz ekscelencjo? - Z cienia drzewa wyłoniła się opancerzona postać strażnika sztuki.

- Widzisz marszałku, mamy małe siły, dwie drużyny Huzarów i wsparcie w postaci oddziału wenusjańskich zwiadowców, nawet dowodzonych przez samego Maxa Steinera to za mało.

Rozmowę przerwał straszliwy wybuch ziemia aż zatrzęsła się pod nogami.

- To legion, są blisko idą na nas!

- Nie czas na to ekscelencjo straciliśmy przewagę zaskoczenia! Niema czasu na gadanie! NA PRZÓD!

Huzarzy nie czekali wychylili się za drzew i uderzyli w wroga, jednak pośpiech i postury ożywieńczych legionistów wspieranych przez warlordów budził drżenie rąk. Rakiety pomknęły obok wybuchając gdzieś między gałęziami olbrzymich drzew. Wtedy to gdzieś zza lasu wyłoniły się olbrzymie postacie. Nefaryci algerotha! To była okazja nie do przepuszczenia. Mieli ich w garści! Rzucili się wszyscy do przodu. Jednak z cienia wyłonił się necromagus z olbrzymim nagarothem, rozpętując piekło. Szturm bauhausu zelżał a huzarzy schowali się szybko za zasłony. Marszałek nienawidził takiego tchórzostwa skierował swojego wierzchowca i ruszył galopem przeskakując nad skulonymi huzarami wyskoczył do zrujnowanego budynku bez jednej ściany, zawrócił wierzchowcem i znieruchomiał. W cieniu lasu po drugiej stronie dostrzegł poruszające się cienie.

- Pretorianscy łowcy! - wrzasnął do komunikatora podniósł swój ciężki karabin i uderzył serią! Karabin miał straszliwy odrzut, tłukł w ramię marszałka niczym wierzchowiec, jednak Neumayer nie raz już czuł to uczucie... Adrenalina rosła... Zobaczył blask w oku jednego z nich. Musiał go trafić. Odpowiedział mu ogień z lasu. Pociski siały się gęsto, jeden szarpnął i przewiercił się przez naramiennik Marszałka. Szybko zeskoczył z konia i przytulił się do muru czując wibrujący ból w barku. Nie jest dobrze!

- Oni powstają znikąd. Jest ich coraz więcej! Biegną w naszą stronę! - rozpaczliwe głosy rozrywały ciszę. - Rozlegały się odgłosy przerywane wybuchami rakiet. Marszałek zorientował się, że sytuacja jest przeraźliwa, i jedynie cud może ich teraz uratować... Nagle dostrzegł wyłaniającą się postać z lasu w jej ręce połyskiwał olbrzymi miecz. podniosła rękę do góry ta rozbłysła błękitnym blaskiem, który uniósł się do góry i opadł na Neumayera niosąc ze sobą przyjemne ciepło. Ból w momencie ustąpił... Jednak ta chwila trwała zaledwie parę sekund.

- Marszałku za tobą! - Rozległo się w słuchawkach, Neumayer odwrócił się i poczuł na sobie falę wybuchu, z której wyłoniła się ona... Golgota! jej ciało zmutowane okrutną mocą mrocznej harmonii. Objęte w władanie przez starożytny artefakt sterczący jej z pleców, nadawał jej wyglądu olbrzymiego pajęczego demona. Nie było chwili do stracenia. Neumayer skoczył na swojego rumaka uderzył ostrogami, a ten ruszył jak szalony prosto na demona. W ręce Marszałka pojawił się olbrzymi miecz , który zawirował i uderzył z zamachu. Cios był silny, jednak ześlizgnął się po naramienniku bestii. Ta odpowiedziała bez wahania a jej skostniałe szpony pozostawiły głębokie rysy na pancerzu Marszałka, który z trudem utrzymał się w siodle. Spojrzenie bestii mroziło krew w żyłach nawet tak doświadczonego żołnierza jak Neumayer. Zdał sobie sprawę, że w ten sposób nie da rady jej pokonać, zeskoczył z konia przekoziołkował przez ramię, podnosząc do góry swój ciężki karabin, oparł go o ramię, czerwona kropka przesunęła się po ciele nefaryty, nacisnął spust, szum pocisków rozpruł powietrze i ciało demona stojącego tuż przed marszałkiem. Golgota szatkowana pociskiem za pociskiem cofała się do tyłu. Gdy wtem karabin wydał z siebie głuche - pstryk. Skończyła się amunicja! Neumayer odruchowym, błyskawicznym ruchem przeładował broń. Widząc jak demon z trudem trzyma się na nogach, poraniona bestia broczyła gęstą prawie czarną posoką.

- To pretoriańscy. Atakują! kryć się! - usłyszał w słuchawkach głos Steinera. Odwrócił się na sekundę widząc jak para potężnych tworów mrocznej technologii nadbiega, powinni być już w zasięgu!

- Gotowi! - wykrzyczał Neumayer! - TERAZ! WSZYSCY! NADSZEDŁ CZAS! POKAŻCIE IM JAK WALCZY BAUHAUS - Jego donośny głos przedarł się przez całe pole bitwy. Wenusjańscy wyskoczyli z ukrycia rozległy się odgłosy wystrzałów, całe pole bitwy rozpaliło się do czerwoności od ilości pocisków, które znalazły się w powietrzu, nagle gdzieś z tyłu rozległ się ostrzał. Zupełnie jakby z rozpalonego wilgotnego powietrza wyłonił się cały oddział ożywieńczych legionistów. Rozpętało się prawdziwe piekło. Wenusjańscy nie wytrzymali naporu wroga. Mimo że praktycznie zniszczyli potwornych pretoriańskich łowców, sami polegli. Marszałek widział jak jego ludzie padają jeden pod drugim pod przeważającymi siłami wroga. Było już za późno, Golgota zwinęła się jakby skurczyła i skoczyła w bok znikając marszałkowi z oczu. Wystarczył moment nieuwagi i Marszałek leżał przyciśnięty do ziemi przez straszliwe szpony demona. Ten podniósł go do góry i rzucił nim o ścianę przybijając do niej kilkoma ramionami z swojego kolczaka! Marszałek osunął się w dół pozostawiając za sobą krwawy ślad na osmolonej ścianie. Demon spojrzał przez ramię widząc rozwścieczony oddział kierujący w jego stronę broń błyskawicznie zniknął za murem łapiąc oddech.

- NIEEEE! - Rozległ się głos Strażnika sztuki, który zdesperowany skoczył do przodu podniósł swój miotacz ognia i nacisnął spust. Działo wypluło strumień rozpalonej do białości lawy zalewając rannego pretoriańskiego łowcę, który zawył cicho i spadł na ziemię martwy! To było jak znak dla reszty zdziesiątkowanych żołnierzy Bauhausu rzucili się do przodu w szaleńczej próbie wygrania tej bitwy i właśnie wtedy. praktycznie spod ziemi wyrósł drugi nefaryta. Waleczne serca stanęły do walki z przerażającym demonem którego zakrwawiony miecz rozszarpywał jednego za drugim. Ten przedzierał się przez nich jak by byli tylko zastępującymi mu drogę dziećmi. Dotarł wreszcie do Strażnika sztuki. Jego miecz ociekał ciepłą jeszcze krwią, zaostrzone rekinie zęby wykrzywiły się w przerażającym uśmiechu rzucił się do ataku i zwarł się z mistrzem sztuki. Ich ciała zawirowały zaś przerażające ciosy co raz dosięgały mistyka. Ten opadłszy z sił upadł już u jego stóp, czekając na ostatni cios. Wtedy dostrzegł szanse nadziei, między nogami nefaryty zobaczył walczący jeszcze oddział huzarów. To była jego jedyna nadzieja. Skupił całą swoją moc... Poczuł jak jego ciało zaczyna drżeć i w jednej chwili wylądował po drugiej stronie pola bitwy wśród swoich żołnierzy. Zostawiając rozwścieczonego nefarytę za sobą. W tle pojawił się max, zupełnie nie wiadomo skąd i zalał nefarytę ogniem swoich karabinów, by zniknąć z oczu. Bitwa była przegrana, to już koniec. Strażnik odwrócił się i ruszył w stronę lasu. Gdy nagle odgłos karabinu za jego plecami i fala bólu przebiła się przez odgłosy walki...Strażnik osunął się na ziemię martwy zaś w tle necromagus podnosił do góry olbrzymie działo nazgarotha...

 

Innymi słowy - przegrałem z kretesem, ale w znacznej mierze rozłożenie przeszkód terenowych i to że źle się rozstawiłem skupiając 70% armii w jednym punkcie blokując sam siebie drogę i pole manewru. Później nie uprałem golgoty jak mogłem, i nie postrzelałem do Pretorian marszałkiem, zamiast tego ruszając wenusjańskimi, którzy padli jak muchy nic praktycznie nie robiąc... Więc... Szykuje się następny scenariusz z odbijaniem marszałka. Morze tutaj kostki będą życzliwsze, bo dzisiaj mnie zawiodły strasznie...

0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.