Kroniki Spiderwick w domyśle są filmem familijnym - każdy ma się cieszyć, kiedy go ogląda. Dorośli mają powrócić do okresu dzieciństwa, zachwycając się niesamowitym światem fantasy (co się trochę udaje), świetną wizualizacją (co też się trochę udaje) i niebanalną fabułą (a tu już niestety nie). Dzieci zaś, według reżysera obrazu, są łatwe w obsłudze. Zielona krew, gobliny, dzieciaki ratujące świat przed zagładą, syn dźgający ojca nożem i paskudny oblech zjadający zło – oto elementy które wprawiają gawiedź w skrajną ekstazę. Wszystko pięknie, szkoda, że średnio to wychodzi. Dorośli dosłownie umierają z nudów podczas seansu, raz na jakiś czas budząc się z letargu, by nacieszyć przez kilka sekund oko dobrze wykonaną komputerową grafiką. Fabuła jest za prosta dla dorosłego odbiorcy, a dzieciaki na ekranie nie są ciekawymi bohaterami. Gawiedź powinna być dużo bardziej usatysfakcjonowana. Co dziwne, na dwóch seansach które odwiedziłem, nie dawała jakoś wyrazu swojej radości. Trochę podsłuchałem, trochę popytałem, i wyszedł ogr z wora! Młodszy odbiorca uznał film za... głupi. Nie docenił dziwacznego zakończenia, nie czuł strachu przed mrocznymi siłami, a walka z ciemnością za pomocą sosu pomidorowego wydała mu się czymś, co wręcz obraża jego inteligencje. Szokujące odkrycie!
Film nie jest pozbawiony zalet. Owszem, fabuła leży grubo poniżej przeciętnej, dubbing woła o pomstę do nieba, a bohaterowie (zarówno ci dorośli, jak i nieletni) zachowują się nieraz w sposób tak absurdalny, że widz z politowaniem kręci głową, podziwiając ich wyczyny. Szczytem cudów tego rodzaju jest zadźganie nożem... Ach, pilnuj się! Nie zdradzajmy fabuły. Sami możecie się przekonać jakie to perełki logiki sprezentował nam reżyser. Za to spokojnie można nacieszyć oczy dobrze skonstruowaną wizualizacją magicznego świata. Gobliny obrzydliwe, choć raczej żałosne niż straszne. Mulgarath jest duży, zły i brzydki, czyli wszystko na swoim miejscu. Cała fantastyczna menażeria prezentuje się nad wyraz przyjemnie dla oka, co jest godne pochwały. Muzyka też pieści ucho, buduje wątłą atmosferę (nawet najlepsza muzyka nie zastąpi w filmie fabularnym fabuły) i pasuje do wydarzeń śmigających na wielkim ekranie. Szkoda, że to zdecydowanie za mało, by zachęcić widza do ponownego obejrzenia tej mocno mizernej produkcji.
Świat został zmaltretowany i drastycznie okrojony. Kroniki Spiderwick to przecież obraz powstały na podstawie popularnych książek dla młodszych czytelników. Porządnych książek, o ile mogę stwierdzić po przelotnym kontakcie z nimi. Świat i postaci literackie prezentują się w sposób o wiele ciekawszy i znacznie bogatszy od tego, co zaserwowano widzom w kinie. Ogromny repertuar magicznych stworzeń został zaledwie wstępnie przedstawiony w filmie, ujrzeliśmy tylko czubek góry lodowej. Można to zrozumieć, film nie jest dokumentem o fantastycznych stworach i nie miał trwać trzy godziny. Mimo wszystko czuć niedosyt, czuć spłaszczenie bogatego świata, okrojenie go z uroku i tajemnicy. Nieczęsto trolle wpadają ludziom pod koła, no ale w filmie wszystko jest możliwe.
Słowem zakończenia, jestem zawiedziony. I czuję się oszukany, okradziony z pieniędzy, które przeznaczyłem na bilet. Kroniki Spiderwick nie przyciągnęły bowiem mojej uwagi. Zamiast godziwej rozrywki, zagwarantowały mi uśmiech politowania i specyficzny rodzaj zdenerwowanego rozbawienia osoby, która zniesie wszystko, byleby potem miała możliwość na kogoś nakrzyczeć. Zdecydowanie nie polecam wizyty w kinie z zamiarem zapoznania się z tą produkcją wyjątkowo niskiej jakości. A szkoda, bo nadzieja była...